
Sybir. Największe więzienie świata
Rola Syberii kształtowała się stopniowo od XVIII w. Sybir był dla represyjnych władz rosyjskich bardzo efektywnym rozwiązaniem ustrojowym: nie wymagał budowy licznych więzień, zapewniał tanią siłę roboczą, zaludniającą zdobywane podbojami puste obszary, stwarzając zarazem pozory ich cywilizowania i kolonizacji – pisze Marek KLECEL
Sybir jako narzędzie carskiej polityki
.Już w XIX w. Syberia była nazywana największym więzieniem świata, w którym kraty i mury zastępowała bezkresna przestrzeń. W systemie rosyjskiego samodzierżawia, absolutnej władzy carów, stanowiła rodzaj kolonii karnej, do której – na katorgę, etapowe więzienia, nieludzką często pracę lub przymusowe osiedlenie – zsyłano za wszelkie, w rozumieniu rosyjskiego prawa, przestępstwa i przewinienia. Najcięższe kary były dożywotnie, połączone często z odebraniem więźniowi wszelkich praw aż do zatarcia jakichkolwiek śladów jego istnienia. Wyrok damnatio memoriae (potępienie pamięci) oznaczał, że carska władza panowała nad całym życiem skazanych, zarówno swych poddanych, jak i przedstawicieli podbitych narodów.
Odbycie wyroku nie oznaczało uwolnienia, a osiedlenie w wyznaczonym miejscu na czas określony lub bezterminowo. Często, jak wspominali zesłańcy, oznaczało to jeszcze gorszy los, bo sami musieli się utrzymywać, a niełatwo było o zatrudnienie na bezkresnym odludziu. Taka rola Syberii, kształtująca się stopniowo od XVIII w., była dla represyjnych władz rosyjskich bardzo efektywnym rozwiązaniem ustrojowym: nie wymagała budowy licznych więzień, zapewniała tanią siłę roboczą, zaludniającą zdobywane podbojami puste obszary, stwarzając zarazem pozory ich cywilizowania i kolonizacji.
Bezkres okrucieństwa
.Syberię zaludniali głównie pospolici przestępcy, kryminaliści, często groźni bandyci, odstępcy religijni, a także włóczędzy, których jako elementu niepewnego nie tolerowano. Zsyłano tam także za wszelkiego rodzaju wykroczenia, za które w innych krajach co najwyżej osadzano w miejscach odosobnienia na niedługi czas. Katorgę orzekano nie tylko wyrokami sądowymi, ale i w trybie administracyjnym, mocą decyzji niekoniecznie wysokiego urzędnika. Historyk rosyjskich represji Elżbieta Kaczyńska przytacza zakres kar, które sprawiały, że Syberia była miejscem katorgi i wygnania, czyli cierpień często niewspółmiernych do naganności czynów: „Na katorgę skazywano za bunt, zdradę i zabójstwo, karano nią niewypłacalnych dłużników i osoby zalegające z podatkami. Groziła ona za wiele innych jeszcze czynów: za wyrąb lasu, podrabianie monet, kradzież, nawet za noszenie brody i zakazanej przez Piotra I tzw. ruskiej odzieży oraz za wiele innych czynów. Katorga mogła być okresowa i wówczas nie pociągała utraty czci. Mogła też być to katorga wieczysta – była to ciężka kara, poprzedzona obrzędem śmierci cywilnej, okaleczeniem, piętnowaniem lub szelmowaniem (obrzędem pohańbienia). Żony mężczyzn ukaranych w ten sposób uzyskiwały rozwiązanie małżeństwa i mogły zawierać nowe związki. Po śmierci cywilnej prostego zesłania terminowego nie było, możliwe natomiast było zsyłanie na katorgę, określoną czasem, ale z zaznaczeniem, że po jej odbyciu nie wolno opuszczać Syberii. Nazwę zesłania wieczystego rezerwowano dla kary zesłania następującego po odbyciu katorgi, poza tym wyróżniano zesłanie dożywotnie”.
Ten skomplikowany i zmieniający się w czasie system kar, mający swe luki i niejasności, umożliwiał różne interpretacje prawa i wynikające z nich skutki wyroków orzekanych wobec zesłańców.
Był jednak zawsze mniej lub bardziej represyjny i zapewnił Syberii złą sławę, wzbudzał przed nią strach, stwarzając całą potępieńczą mitologię Sybiru, jak to bezkresne więzienie nazywali Polacy. Dla więźniów niższego stanu wszystkie kary łączyły się zawsze z chłostą, wymierzaną przy lada okazji jako wyraz fizycznego poniżenia, które w Rosji było nagminne. Ten rodzaj represji nie obejmował stanu szlacheckiego, ale i to można było ominąć. Świadczy o tym przypadek Polaka, księcia Romana Sanguszki, który osobiście naraził się carowi Mikołajowi I. Pozbawiono go więc tytułu, zakuto w kajdany i pieszo popędzono na Syberię w konwoju z kryminalistami. Liczone w tysiącach razów kary chłosty były nieraz tak okrutne, że doprowadzały więźniów do śmierci.
Skazani z powodów politycznych za przestępstwa przeciw carskiej władzy lub państwu byli wyraźną mniejszością wśród zesłańców. Pierwszymi ukaranymi z takiego powodu Rosjanami byli dekabryści, zesłani za bunt i spisek w wojsku. Część z nich stracono od razu, pozostałych popędzono w okolice Irkucka. Więźniami politycznymi na Syberii byli w większości jednak Polacy, karani za wszelki sprzeciw wobec władzy rosyjskiej już od czasów Konfederacji Barskiej 1768 r., a więc jeszcze przed zaborami.
Kraina winnych i niewinnych
.Rosjanie, oprócz stworzenia kolonii karnej, próbowali jednocześnie zasiedlać Syberię na sposób cywilny, zachęcając dobrowolnych osadników, głównie chłopów, do przenosin na wschodnie rubieże imperium. Kuszono ich nadaniami ziemi i lepszymi warunkami egzystencji. Ujarzmienie Syberii było jednak zadaniem niewykonalnym, gdyż zarówno ludność napływowa, jak i ludy tubylcze zależne były od wewnętrznego systemu penitencjarnego, w którym przeważali zesłańcy, katorżnicy i kryminaliści. Dlatego też dopóki Syberia pozostawała więzieniem, zamiar kolonizacji na wzór innych krajów był – nomen omen – skazany na niepowodzenie. Praca przymusowa w przemyśle syberyjskim dawała paradoksalnie lepsze rezultaty niż niby-wolnościowe osiedlenie. Z czasem wytworzyła się społeczna mieszanina zesłańców, więźniów na różnych etapach odbywania kary, byłych więźniów i już osadników, którzy żyli tam z pokolenia na pokolenie, wreszcie wolnych cywilów i azjatyckich tubylców z rozmaitych ludów rozrzuconych po Syberii. Chcąc zrozumieć, na jak skomplikowane wzajemne stosunki zdani byli ci ludzie, sięgnijmy znów do opisu historyk Elżbiety Kaczyńskiej: „Z jednej strony przestrzeń i konieczność pokonywania dziewiczej przyrody sprzyjały wytworzeniu się wśród Sybiraków ducha niezależności, z drugiej zaś ciążyła samowola miejscowych urzędników. Bogaci chłopi, będąc ofiarami urzędników, sami z kolei bezlitośnie wykorzystywali służbę, uzależniali dłużników, wykorzystywali z niezwykłą brutalnością pracujących u nich zesłańców. Na Syberii wystąpiło zjawisko ‘demokratyzacji ucisku’, co prowadziło do zdziczenia stosunków między ludźmi. Kupcy syberyjscy eksploatowali Chińczyków, a chłopi zwani czałdonami – głodnych warnaków, czyli zbiegłych kryminalistów, którzy za kawałek chleba gotowi byli pracować dla czałdonów i nie mogli się skarżyć w obawie o wydanie w ręce władz. Na Syberii w XIX wieku zrodziło się słowo kułak – chłopski lichwiarz.
Ludność żyła w nieustannym poczuciu zagrożenia przez tułających się skazańców, uciekinierów z katorgi, zwolnionych z więzień głodnych i bezdomnych kryminalistów. Statystyki potwierdzały poczucie mieszkańców Syberii, że byli oni bardziej od mieszkańców Rosji europejskiej narażeni na to, że staną się ofiarami przestępstw. Pijaństwo szerzyło się w drugiej połowie XIX wieku nawet wśród zesłańców politycznych. Surowe warunki i okrutne kary, wymierzane dyscyplinarnie katorżnikom, wpłynęły na małe poszanowanie ludzkiego życia. Zanikała wrażliwość i godność. Okrutne karanie dzieci czy znęcanie się mężów nad żonami było uważane za rzecz normalną i uprawnioną. Jednocześnie wielu Sybiraków uzupełniało dochody z rozpusty żon lub córek, a w niektórych rejonach obserwowano poliandrię, spowodowaną brakiem kobiet. Z kolei kolektywne próby przywracania ładu we wsiach lub miastach prowadziły do wynaturzeń: nawet w XX wieku zdarzały się jeszcze dzikie samosądy”.
Prawo dla zesłańców i więźniów było surowe i represyjne, ale też na skutek ciągłych zmian w zależności od sytuacji politycznej niekonsekwentne, niejasne, chaotyczne. Przy stale mnożących się szczegółowych przepisach często nie dawało się go zastosować i wykonać, bywało uznaniowe, rosła więc podatność na przekupstwo i korupcję, która w Rosji była tajemnicą poliszynela. Nawet na Sybirze można było w ten sposób wiele załatwić – nie tylko lżejsze traktowanie, ale nawet zamianę cięższego zesłania na tzw. osiedlenie, poprzez zmianę tożsamości w dokumentach więźnia. Obok pieniędzy powszechnym środkiem płatniczym była wódka, stąd nagminny alkoholizm dotykający także ludność tubylczą. Więźniowie polityczni, w tym Polacy, którzy w przeciwieństwie do kryminalistów przeważnie mieli pieniądze na drogę i czas zesłania, mogli nieco złagodzić swój los, opłacając konwojentów i straże więzienne.
Wędrówka na zesłanie
.Już samo przygotowanie i droga na Sybir były okrutną karą, zwłaszcza dla Polaków wyrwanych ze swego środowiska, rzuconych w obcy, daleki i nieprzyjazny świat. Z Królestwa Polskiego – gdzie więźniów gromadzono w Cytadeli, a także z Litwy, Białorusi i Ukrainy droga najpierw prowadziła do Moskwy, gdzie znajdował się główny punkt przesyłkowy skazanych. Wędrówki pieszej, którą stosowano stosunkowo rzadko, doświadczali głównie kryminaliści. Więźniowie polityczni jechali na wozach, a w zimie na saniach. Gdy w latach 60. XIX w. zbudowano linię kolejową z Warszawy do Petersburga, wożono nią tam także więźniów, a stamtąd dopiero odprawiano ich do Moskwy. W dalszą drogę wysyłano ich kibitkami, czyli zamkniętymi wozami konnymi, lub saniami przez Kazań, Perm, Jekaterynburg, Tiumen do Tobolska, gdzie był główny punkt rozdziału więźniów na jeszcze dalszy wschód, przez Tomsk do Irkucka, a stamtąd na północ do Jakucji i nad Kołymę lub też na południe, w stronę Omska i Kirgizji. Najdalsze szlaki zesłańcze prowadziły na krańce Azji – na półwysep Kamczatka, gdzie zsyłano już konfederatów barskich, w tym Maurycego Beniowskiego, oraz na wyspę Sachalin, dokąd prowadziły dwie drogi: lądowa przez całą Rosję i wschodnią Azję, lub morska z Odessy przez Kanał Sueski, Ocean Indyjski, dookoła wschodniej Azji. W ten sposób trafił tam Bronisław Piłsudski, brat Józefa, w końcu XIX w.
Łatwiejsze i szybsze były podróże w zimie, gdy można było jechać na saniach także po zamarzniętych rzekach, a w rejonie Irkucka przez zamarznięty Bajkał; było to niebezpieczne, gdyż lody nieraz pękały. Gdy powstały linie kolejowe (kolej transsyberyjską ukończono dopiero na początku XX w.), transport więźniów uległ istotnemu skróceniu. Wykorzystywano też potężne rzeki do przewozu skazańców na specjalnych barkach. Już same odległości, które musieli pokonać, idąc lub jadąc na Daleki Wschód, przyprawiają o zawrót głowy. Z Królestwa Polskiego do Moskwy było około tysiąca kilometrów, ale stamtąd do Irkucka już około 15 tys. km. To daje wyobrażenie, jaką drogę musieli pokonać więźniowie, często okuci w kajdany i przykuci do żelaznego drąga. Podróż pieszo, którą karani byli przede wszystkim pospolici przestępcy, trwała więc miesiącami, a często zbliżała się do roku w zależności od pogody, przepraw przez góry czy rzeki oraz postoje w etapowych zajazdach lub więzieniach. Tyle właśnie Justynian Ruciński wędrował do kopalń w Nerczyńsku za Irkuckiem. Powstaniec styczniowy z Radomia szedł w okolice odległego o 6600 km Krasnojarska przez 7 miesięcy, a powstaniec z Żytomierza zmierzał do Irkucka aż przez dwa lata. Szybciej oczywiście było konnymi pojazdami lub saniami. Rafał Błoński przejechał z Warszawy do Tobolska, a więc około 4 tys. km, w 32 dni, zaś Gustaw Ehrenberg – w 28 dni.
Dzięki panującej w Rosji potędze pieniądza i powszechnej korupcji można było, posiadając ruble, te trudne podróże przyspieszać, ułatwiać, łagodzić na miarę oczywiście surowych warunków i katorg syberyjskich. Skazańcy próbowali więc zapewnić sobie lepsze traktowanie, cieplejszą odzież, jako taką strawę i bardziej znośne warunki na etapowych postojach w specjalnych zajazdach lub więzieniach. W czasie tych długich i dla wielu bardzo ciężkich, wręcz morderczych marszów panowały dość zmienne okoliczności. Zwykle z czasem łagodniała surowość konwojów, a już za Uralem w Azji coraz mniej kontrolowano zesłańców, gdyż wszyscy byli tam zdani tylko na siebie.
Całe partie więźniów formowano w kolumny po około 200 do 300 ludzi. Na początku szli przestępcy kryminalni, za nimi skazani na dożywotnie osiedlenie i pozbawieni praw, wszyscy zakuci w kajdany. Dalej skazani w trybie administracyjnym, często nie pozbawieni praw, czyli uprzywilejowani, a także ich rodziny, bo taki był zwyczaj zesłań syberyjskich, jeśli więźniom pozwolono zabrać najbliższych. Przestępcy polityczni mogli znajdować się w grupie katorżników zakutych w kajdany, tak samo jak oni z wygolonymi głowami, albo w grupie uprzywilejowanych, jeśli zachowali prawa stanu. W tym ostatnim przypadku przysługiwało im zdejmowanie kajdan na postojach i zamiana ich na lżejsze w dalszej drodze. Ale „polityczni” byli wśród konwojowanych w mniejszości i często ze względu na swój status narażali się na wrogość kryminalistów, o czym świadczy wiele wspomnień. Później wywalczyli sobie marsze w osobnych grupach. Mogli też odbywać część drogi na zamykających kolumnę wozach, przewożących rodziny towarzyszące rosyjskim skazańcom i cały ich dobytek.
Droga odbywała się etapami, liczącymi od 130 do 330 kilometrów, na pokonanie których przeznaczano od 5 do 10 dni, przy założeniu, że po dwóch dniach marszu następuje dzień odpoczynku. Na postojach i w więzieniach etapowych panowały jednak tak ciężkie warunki, że zesłańcy woleli często szybciej wyruszać w drogę, niż przebywać w brudnych i ciasnych pomieszczeniach z plagą pluskiew i wszy, w towarzystwie zbrodniarzy oraz innych niebezpiecznych osób.

.„Atmosfera panująca w czasie wędrówki na Syberię była zwykle ponura – pisze Elżbieta Kaczyńska. – Na wrzawę, jaką sprawiała przechodząca partia, oprócz dźwięku kajdan składały się nieustanne przekleństwa, wymyślania i złorzeczenia więźniów, połączonych wspólnymi okowami, pokrzykiwania i pogróżki konwojentów. Zesłańców politycznych, zwłaszcza wędrujących dużymi partiami polskich powstańców 1863 roku, opanowywały zmienne nastroje. Na duchu podnosiło ich pożegnanie, jakie zgotowała im ludność Warszawy i innych miast, ale jednocześnie wprawiało w rozżalenie. Później i tej pociechy brakło – na początku XX wieku nikt nie wybiegał na ulicę i nie żegnał wyprowadzanych więźniów. Na terenie Rosji też bywało różnie: Raz spotykali się z wrogością, innym razem – ze współczuciem mieszkańców, a ‘komitety dam’ rosyjskich niosły niemałą pomoc. Po wyjściu z miast podniosłe nastroje religijne ustępowały miejsca zmęczeniu, milkły wtedy pieśni nabożne. W miarę jednak obycia z nową sytuacją i pomimo zmęczenia, powracał humor – zesłańcy polityczni byli przecież młodymi ludźmi. Kiedy partia dochodziła do słupa granicznego między Europą i Azją, ludzi ogarniał nastrój egzaltowanej rozpaczy: padali na kolana i całowali ziemię, rozlegały się łkania. Podobnie jak więźniowie kryminalni – zbrodniarze, prostytutki, złodzieje – reagowali polityczni. A jednak na ziemi azjatyckiej zesłańcom szło się już lepiej. Konwojenci łagodnieli: idź jak chcesz, nie udawaj, tu wszyscy są równi. W Rosji – mawiali przestępcy – jesteśmy gorsi od innych, na Syberii ani lepsi, ani gorsi. Syberia była lepsza – znalezienie się na niej było karą, więc oznaczało zrównanie ludzi równych wszak w oczach Boga i oczyszczenie z dawnych win”.
Marek Klecel
Fragment książki: Sybir. Dzieje polskich zesłańców XVIII-XX w., wyd. Biały Kruk, Kraków 2024 [LINK].