Prof. Jacek HOŁÓWKA: Dusza niemiecka, dusza rosyjska

Dusza niemiecka, dusza rosyjska

Photo of Prof. Jacek HOŁÓWKA

Prof. Jacek HOŁÓWKA

Filozof i etyk, profesor nauk humanistycznych związany z Uniwersytetem Warszawskim. Autor m.in. Relatywizm etyczny, Wybrane problemy moralne współczesności, Etyka w działaniu.

Ryc. Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Niemcy i Rosjanie źle znoszą zmiany polityczne i wszelką reorganizację, która wymaga inicjatywy – pisze prof. Jacek HOŁÓWKA

.Gdy wybuchła pierwsza wojna światowa, Thomas Mann miał 39 lat, czyli był mężczyzną mającym już lata młodości za sobą. Wcześniej jego talent rozwijał się z niespotykaną lekkością. Buddenbrooków Mann napisał jako 25-latek. Tonio Kröger powstał dwa lata później, Śmierć w Wenecji dziesięć lat po Buddenbrookach. Mann zdobył sławę pisarza nie tylko uzdolnionego, ale i mającego trwałe i budzące szacunek poglądy polityczne, jakby wypływające z jego głębokich, choć niewypowiedzianych przekonań moralnych i społecznych.

Koncepcja polityki bronionej przez Manna nie wyrażała stanowiska żadnej z uznanych klas społecznych. Była bezstronna i niezależna. W szczególności Mann nie był obrońcą interesów niemieckiego mieszczaństwa, choć przedstawiciele tej grupy najczęściej występują na kartach jego książek. Bohaterami jego dzieł były postacie charakteryzujące się raczej postawą społeczną niż społeczną pozycją, ludzie uczciwi i przyzwoici, pobożni, choć niekoniecznie religijni, z silnym charakterem i rzetelnością w prowadzeniu interesów. Zdarzali się również szalbierze, ale rzadko. Trafiali się koniunkturaliści, ale z nimi autor rozstawał się dość szybko. W jego galerii królowały jednostki, które swą postawą dowodziły, że niepowodzenie życiowe daje się przetrzymać, natomiast krętactwo i hazard, zapobiegliwość okupiona sknerstwem i oszustwo maskowane elegancją zdecydowanie człowieka kompromitują. Mann ukazał mieszkańców Lubeki, którzy budzą szacunek i podziw: wystawieni na kaprysy losu opierają się na niezłomnym charakterze i stoickiej wierze w nieprzewidywalność naturalnych zdarzeń. Zachwyt budziła też ich stonowana uroda, czasem zaznaczona przez autora (jak w przypadku Tadzia ze Śmierci w Wenecji), czasem tylko domniemywana przez czytelnika na podstawie spokojnego usposobienia i wewnętrznej dojrzałości młodej kobiety (jak w przypadku Toni Buddenbrook). Te postacie zapadały w pamięć i trudno się było z nimi rozstać.

Thomas Mann nie wziął udziału w pierwszej wojnie. Czy dlatego, że był już na to za stary? Być może. Czy dlatego, że nie był dość wytrzymały i sprawny? Też możliwe. Czy odesłanie go do rezerwy wzbudziło w nim poczucie winy? Niewykluczone. Czy żałował, że nie znajdzie okazji do ujawnienia swego przywiązania do ideałów, którym jego rodacy dali wyraz, przystępując do walki przeciw Anglii, Francji i Rosji? Tego nie wiemy, lecz jest pewne, że całym sercem był po stronie Trójprzymierza, w którym realnie liczyło się tylko Cesarstwo Niemieckie. Nie mogło być inaczej, gdyż Austro-Węgry już się rozpadały, a Włochy były sojusznikiem w najlepszym razie niechętnym i niemrawym. Wyglądało to trochę tak, jakby Niemcy samotnie walczyły o przetrwanie starego świata, a w każdym razie Mann tak to widział i był ze swego kraju dumny. Inni wielcy pisarze owej epoki szukali nowych politycznych rozwiązań, opartych na wolności i równości. Ale nie Mann: on wierzył, że Niemcy słusznie walczą o to, by stary porządek nie przepadł, by fundamentem życia społecznego pozostały bezpieczeństwo, ład i wysokie standardy obowiązku. Czy brak mu było politycznej wyobraźni? Chyba to jest jedno z możliwych określeń jego postawy. 

W czasach narastającej niepewności i chaosu wojennego Thomas Mann stworzył dziwny traktat polityczny: Betrachtungen eines Unpolitischen (Rozważania człowieka apolitycznego), w którym pisał, że Niemcy mogą być skazane na samotną obronę europejskiej kultury. Jeśliby więc nieszczęsnym zrządzeniem losu zostały pokonane, to po wojnie runie cała kontynentalna tradycja mieszczańskiej rzetelności i romantycznego poświęcenia. O takich nastrojach piszą autorzy esejów zamieszczonych w Discourses of Decline, książce opublikowanej w 2022 roku przez firmę wydawniczą Brill z Lejdy. W tym tomie Wessel Krul zamieścił niebanalny esej na temat filozofii politycznej Thomasa Manna, wyjaśniający motywy jego poglądów i wypływające z nich nadzieje. Krul wybrał też niebanalny tytuł dla swej rozprawy, posługując się słowem „romantyzowanie”: Conservatism, Republicanism, and Romanticism: Thomas Mann’s ‘Conversion’ to Democracy in 1922. Tekst ten wyjaśnia wiele, gdy chodzi o poglądy Manna i ich przemianę. 

Przez lata wojny Thomas Mann pozostawał nieugiętym niemieckim patriotą i konserwatystą. Gdy inni walczyli, on pisał książkę, w której starał się uchwycić sens współczesności: „Niemcy różnią się od reszty zachodniej Europy w sposobie myślenia, kulturze i mentalności. Walczą o zachowanie tej różnicy, ale nie osiągną swego celu, jeśli przyjmą coś, co przypomina zachodnią demokrację”. Klęska Niemiec stanie się zatem zwiastunem upadku kultury zachodniej w Europie. 

Ta deklaracja miała prawdopodobnie dodać sił niemieckim żołnierzom na froncie i przekonać ich, że walczą po właściwej stronie, nawet jeśli walczą samotnie. Traktat Manna obiecywał Niemcom moralne zwycięstwo niezależnie od ostatecznego wyniku walki. Może nie poprawiało to szans zwycięstwa, ale przywracało wiarę w siebie. Tom mający niemal 600 stron ukazał się jednak zbyt późno, bo dopiero w roku podpisywania traktatu pokojowego. Rozważania mogły zatem co najwyżej przywrócić wiarę milionom niemieckich żołnierzy, że wystąpili w słusznej sprawie i że ich starania nie pójdą na marne, ponieważ były właściwe. Dzięki ich walce Europa miała oprzeć się fali nienawiści i nieposkromionych politycznych żądań. Takie widzenie spraw politycznych oburzało jednak tysiące innych niemieckich patriotów, którzy wierzyli w demokrację – choćby Henryka Manna, starszego brata Thomasa, też utalentowanego i wybitnego pisarza. 

Pierwsze lata Republiki Weimarskiej okazały się czasem politycznej niestabilności i gospodarczej katastrofy. Thomas Mann unikał publicznych wypowiedzi na temat swego politycznego stanowiska. Jakiś czas pozostawał konserwatystą patrzącym z niechęcią i gniewem na nowe społeczne porządki, ale nadal wierzył w wyjątkowość niemieckiej kultury i naturalne prawo jego narodu do przewodzenia w Europie. Pod tym względem był podobny do rosyjskich rewolucjonistów, którzy w tym samym czasie zaprowadzali nowy, rzekomo egalitarystyczny porządek w swoim kraju. Czy Mann dostrzegał to paradoksalne podobieństwo? Czy widział, że bronił jakiejś wersji autorytaryzmu, równie radykalnej, choć zupełnie odmiennej od programu komunistycznego? Na początku na pewno nie, choć później te podobieństwa wydawały mu się coraz wyraźniejsze. Niemcy i Rosja stanęły przed podobnym dylematem politycznym: jaki ustrój należy wprowadzić w miejsce upadającej konserwatywnej demokracji lub caratu? W Rozważaniach Mann postulował, by niczego nie zmieniać. 

Zdecydował się powrócić do tej sprawy dopiero w cztery lata po podpisaniu pokoju. W 1922 roku, podczas uroczystości związanej z 60. urodzinami Gerharta Hauptmanna, Thomas Mann wygłosił bulwersujące, ale doskonale przygotowane przemówienie, w którym opowiedział się za umocnieniem ustroju demokratycznego w Niemczech. W ten sposób zaprzeczył głównej tezie swego wojennego traktatu. Przyznał tym samym, że to Anglia i Francja miały rację, a nie Trójprzymierze. Duch Europy nie wyraża się w poświęceniu, odwadze i honorze – jak twierdził w Rozważaniach człowieka apolitycznego – ale w równości, w uczciwych wyborach i w dążeniu do poprawy codziennego losu większości obywateli. Powtórzył tym samym główne przesłanie popularnego w owym czasie dramatu Hauptmanna Tkacze. Deklaracja Manna kompletnie zdezorientowała jego zwolenników i oponentów. 

Tkacze to dramat opublikowany w 1892 roku i oryginalnie stworzony w dolnośląskim dialekcie niemieckim. Kilka lat później powstała wersja zapisana w klasycznej niemczyźnie i stała się jedną z najświetniejszych sztuk w historii niemieckiej literatury. To z uwagi na ten właśnie dramat (choć także w uznaniu dla innych osiągnięć literackich) Hauptmann otrzymał Nagrodę Nobla w 1912 roku. Utwór Hauptmanna swą formą wybiegał przed czas. Autor stosował impresyjne, niemal filmowe ujęcie dramatycznych scen. Odnosił się do sytuacji społecznej w połowie XIX wieku, ale piętnował społeczną patologię i bezduszny kapitalizm bez względu na to, gdzie występują. Bohaterami dramatu są wyrobnicy i nakładcy tekstylni, a także ich los – bieda tych pierwszych i pazerność tych drugich. Dzieło Hauptmanna nie było jednak traktatem komunistycznym ani politycznym pamfletem, tylko skargą ludzi umierających z głodu, niemających dostępu do pomocy lekarskiej, pracujących ponad siły. Rzecz się dzieje gdzieś między Świdnicą i Dzierżoniowem. Wyrobnicy odbierają od właściciela firmy tekstylnej olbrzymie zwoje przędzy bawełnianej, zanoszą je do domu i tam na własnych krosnach wyrabiają płótno. W pracę zaangażowana jest cała rodzina. Warsztat warczy od rana do nocy. Wykonawcy dostają przędzę marnej jakości, więc nitka się rwie, sploty są grube i nierówne. Nikogo to jednak nie obchodzi. Właściciel jest nawet zadowolony, bo może dowolnie obniżyć cenę wyrobu i bez skrępowania korzysta z tej okazji. To nie przez przypadek Wiośnie Ludów w 1848 roku przewodzili europejscy tkacze. Hauptmann realistycznie pokazuje ich nędzę i bezradność, materialny upadek wielu rodzin.

Kobiety przymilają się i łaszą do swego nadzorcy. Mężczyźni grożą mu samosądem. Dzieci odnoszą złożone bele płótna do siedziby firmy i niekiedy mdleją po drodze. Są niedożywione, chore i przepracowane. Czasem idą bez śniadania kilka kilometrów z towarem na plecach. Jakaś rodzina zjadła swojego psa, w innej zmarł młody człowiek wycieńczony morderczą pracą. Pojawiają się postacie mówiące tym samym językiem, którego za kilka lat użyje Mann w swych Rozważaniach człowieka apolitycznego. Główny postulat jest prosty i wzniosły: w człowieku trzeba wysoko cenić człowieczeństwo!

To żądanie musiało zrobić na Mannie wielkie wrażenie. Choć obowiązek i wysokie wymagania hartują duszę, to sumienność zawodowa nie może prowadzić do śmierci głodowej. Niemcy powinny przewodzić Europie może także po to, by otworzyć światu oczy na los wygłodniałych i przepracowanych dzieci. Mann nie postuluje, rzecz jasna, przewrotu komunistycznego, głosi natomiast konieczność odrodzenia moralnego. Czytelnik może jednak łatwo dojść do przekonania, że choć Rozważania zawierają piękny program polityczny, to jest on niejasny i niepraktyczny. Podczas uroczystości poświęconej Hauptmannowi Thomas Mann ogłosił swe przejście na stanowisko demokratyczne, ale bliżej go nie scharakteryzował. 

W sztuce na ulice miasta wychodzą agitatorzy i śpiewają buntownicze pieśni: „Wy łotry, wy szatański płód / Wy wszyscy z piekła rodem; / Zjadacie wy nasz pot i trud / Przekleństwo wam w nagrodę”. Właściciel fabryki wpada we wściekłość i grozi wyrzuceniem wszystkich buntowników z pracy. Wzywa policję i wojsko. Domaga się kar i uśmierzenia buntu. W jednej ze scen odzywa się guwerner wynajęty do domowego kształcenia dzieci fabrykanta. Powołuje się na hasła, na które powoła się też Mann w swych Rozważaniach – na humanitaryzm, obowiązkowość, rzetelny wysiłek i wiarę we wzniosłe ideały. Polityczna tyrada guwernera wywołuje gniew fabrykanta: „Panie kandydacie, bardzo żałuję… Nie wziąłem pana do swojego domu na to, by mi pan wykładał o humanitarności. Muszę pana prosić, żeby pan poprzestał na wychowywaniu moich chłopców, poza tym proszę mi pozostawić w moich sprawach zupełną swobodę. Zupełną, rozumie pan?”.

Można przypuszczać, że Thomas Mann nie zapomniał tych słów, gdy pisał swój manifest polityczny u schyłku wojny. Z pewnością pamiętał je w 1922 roku podczas uroczystości poświęconej Hartmannowi. Miał je też na pewno w pamięci, gdy kilka lat później przygotowywał nowe wydanie Rozważań. Jego książka ukazała się wtedy ze zmianami i opustkami. Mann rozstawał się ze stanowiskiem konserwatywnym i deklarował przejście na stanowisko demokratyczne. Robił to szczerze i uczciwie, ale powierzchownie. Czy to mogło wystarczyć? Główny postulat pozostał: w człowieku trzeba wysoko cenić człowieczeństwo! Ale jak je cenić? Tego Mann nie wyjaśnił. Wydaje się, że szukał jakiegoś bliżej nieokreślonego kompromisu, ale chciał jednocześnie zachować wszystko, co cenił w tradycyjnej kulturze XIX wieku. 

Dziś wydaje się jasne, że głód, biedę i przepracowanie można wykorzenić albo przez rewolucję (na bardzo krótko), albo przez odpowiednie prawodawstwo i politykę podnoszenia minimalnych wynagrodzeń (na stałe). Jednak Mann nie postulował żadnej z tych dwóch dróg. Wierzył w przemiany wypływające z dobrych intencji, z mieszczańskiego poczucia honoru i z powszechnej zgody na poświęcenie. Łudził się chyba myślą, że zmiany mogą być minimalne. Wierzył, że teraz, gdy Niemcy mogą odzyskać swą wielkość, dawne problemy same znikną. Gdy kraj będzie bogaty, to może wszyscy jego mieszkańcy też staną się bogaci. Nie brał pod uwagę dwóch istotnych przeszkód. Wzrost gospodarczy był niepewny i rosnące bogactwo kraju niekoniecznie musi się przejawiać w poprawie warunków życia warstwy najmniej zamożnej. Mann miał nadzieję, że jego ojczyzna znajdzie wiarygodny program sprawiedliwości bez wprowadzenia parlamentarnych założeń politycznej równości i bez ustępstw na rzecz socjalistów lub komunistów. Wierzył w człowieczeństwo i humanitaryzm – zupełnie jak „kandydat” u fabrykanta w Tkaczach. 

Jego myśli nadal krążyły wokół rozwiązań nieskutecznych, a nawet naiwnych. Pozostawał pod intelektualnym wpływem trzech źródeł. Ufał kiełkującej socjologii kultury, niemieckiej filozofii idealistycznej i rosyjskiej literaturze heroicznej. Czyli myśląc o polityce, kierował się kryteriami estetycznymi. W efekcie szukał rozwiązań łączących przyszłą niemiecką demokrację z socjologią Oswalda Spenglera, z filozofią Arthura Schopenhauera i Fryderyka Nietzschego oraz z dziełami literackimi Lwa Tołstoja. Choć te źródła nie miały ze sobą wiele wspólnego, pojawiał się w nich wspólny, symptomatyczny wątek – świat jest sterowany przez siły, które same nadają mu właściwy porządek. Energiczne przemiany polityczne są niewykonalne lub niepotrzebne. Ta myśl jest obecna w teorii kultury Spenglera, w niemieckim idealizmie filozoficznym i w inspirowanej religijnie twórczości Tołstoja.

Mann odczytywał Spenglera dość tendencyjnie. Autor Zmierzchu Zachodu stworzył coś w rodzaju metafizyki socjologicznej (choć nie tak swą teorię rozumiał) i używał terminu „kultura” w dwóch znaczeniach – czasem jako nazwy dla różnych „systemów społecznych”, a czasem w sensie „stylu życia”, w którym ważną rolę odgrywają sztuka, religia i nauka. Według Spenglera na Ziemi istniało ogółem osiem różnych kultur w pierwszym sensie: system babiloński, egipski, chiński, arabski, hinduski, meksykański, europejski antyczny i zachodnioeuropejski współczesny. Poza tym każdym z tych systemów czynnikiem sprawczym i organizującym była albo „kultura duchowa”, albo „cywilizacja materialna”. Mówiąc skrótowo, społeczeństwem rządzą kapłani lub przedsiębiorcy – podległa im ludność dąży do zbawienia i duchowego rozwoju lub do lepszej organizacji produkcji i do dobrobytu. 

Mannowi podobał się ten podział, gdyż pozostał przekonany, że Wielka Wojna była w ostatecznym rozrachunku starciem niemieckiej wysokiej kultury z przyziemną anglosaską praktycznością. Sam się opowiadał oczywiście po stronie niemieckiego wyrafinowania i elitaryzmu, nawet gdy godził się na demokrację. Nie dostrzegł lub nie zważał na to, że Spengler wyżej cenił produkcyjny praktycyzm i że jego zdaniem problemy potrafią skutecznie rozwiązać tylko przedsiębiorcy, a nie kapłani. Raczej nie przywiązywał do tego zastrzeżenia większej wagi. Wystarczyło mu chyba, że Spengler dawał się odczytać konserwatywnie, że dawał się pogodzić z filozofią Schopenhauera i Nietzschego i że dawał się interpretować jako zwolennik dzieł Tołstoja. Miał odkryć, że w Niemczech to było niewykonalne, ale w szerokim świecie całkiem możliwe. To jest chyba wspólne doświadczenie wybitnych umysłów w Niemczech i w Rosji. W ich krajach pluralizm jest traktowany jako nieśmiałość myślowa, w innych krajach jako wyraz bezstronności i tolerancji.

Przez jakiś czas Mann chyba czerpał pociechę z faktu, że niemiecki idealizm dawał się dobrze pogodzić z rosyjskim fatalizmem, i stawił poważną przeciwwagę dla anglosaskiego empiryzmu i pragmatyzmu. Schopenhauer był fantastą bez zahamowań, ale Mannowi to nie przeszkadzało. Autor Woli i przedstawienia nie wierzył w praktyczną spełnialność ludzkich marzeń politycznych, ponieważ przyjmował, że dzieje społeczne są efektem działania kosmicznej woli, jakiejś ponadludzkiej siły realizującej historyczne przeznaczenie świata. W jego filozofii to nie ludzkie pragnienia, postanowienia i żądania kierują polityką, ale kieruje nią bezosobowa wola, która jest ślepa, ale wszechmocna. To ona steruje biegiem historii, ujawnia się w ludzkich pragnieniach i nadziejach. Można zatem powiedzieć, że istnieje jakiś autorytet kosmiczny, który przesądza o tym, co jest najbardziej potrzebne i racjonalne w społeczeństwie. Mann mógł łatwo dodać, że tym czymś jest „człowieczeństwo”, czyli Humanität, moc silniejsza niż cała polityka, przemysł i handel razem wzięte. Jednak tak rozumiane „człowieczeństwo” nie służy ludzkim celom, tylko przeznaczeniu. Nie można z nim negocjować, lecz trzeba czekać, aż się ujawni w godności państwa, w chytrości losu albo w społecznym szacunku dla spersonifikowanej władzy. Wiele wskazuje na to, że podobna koncepcja konieczności historycznej znalazła szerokie uznanie także w Rosji.

Odróżnienie woli indywidualnej od kosmicznej ilustrował Schopenhauer działaniem wiary religijnej. „Widzimy we wszystkich krajach, że ludziom o wiele łatwiej wyżebrać niebo przez modlitwy, aniżeli zasłużyć na nie przez uczynki. W każdej religii wnet dochodzi do tego, że za wolę Bożą ogłasza się nie uczynki dobre, lecz ślepą wiarę, ceremonie i czynności kultu, które nawet powoli, szczególnie gdy z nimi związane są korzyści materialne dla kapłanów, zajmują miejsce uczynków” (O religii). Bez większych poprawek można by ten opis odnieść do analizy „wiodącej roli partii” spopularyzowanej w wielu krajach komunistycznych, przede wszystkim w Rosji. 

U Nietzschego konflikt między praktycznymi potrzebami i wzniosłymi ideałami jest jeszcze silniej podkreślony. Dobrobyt niszczy przede wszystkim „wysokie natury”, gdyż skłania je do lenistwa, ospałości i bezmyślności. Tylko trudne warunki wyrabiają charakter i wyostrzają intelekt. Demokracja jest błędem, któremu mędrzec nigdy nie sprzyja. „Mędrzec musi przeciwdziałać owym wybujałym życzeniom nieinteligentnej dobroci, ponieważ chodzi mu o dalsze istnienie swego typu, o powstanie najwyższego intelektu; [jednak] nie będzie on pomagał w założeniu »państwa doskonałego«, ponieważ mają się w nim znaleźć tylko jednostki bezsilne. Chrystus natomiast, którego sobie możemy też wyobrazić jako najgorętsze serce, domagał się ogłupienia ludzi, stając po stronie ubogich duchem, i wstrzymywał wytworzenie się największego intelektu – co było konsekwentne” (Ludzkie, arcyludzkie).

Coś ważnego przyswoił sobie Thomas Mann także z prozy Lwa Tołstoja, którą bardzo cenił. Dostrzegał wyrażoną w niej pogardę dla bezpieczeństwa i dla przyziemnego przetrwania. Na pewno inspirowała go Wojna i pokój – choć tam jest wszystko, więc oddziaływanie tej powieści mogło być różnorodne, a tym samym trudno uchwytne. Jest może bardziej wyraźne, że na Manna mogły silnie oddziałać wczesne utwory Tołstoja, te na przykład, które opisują kampanię krymską, choćby Wypad, opowieść ochotnika (ros. „Napad”, ang. „The Raid”; opowiadanie chyba do dziś nieprzetłumaczone na polski).

Jest to utwór utrzymany w stylu autobiograficznego wspomnienia. „Ledwie wyprzedziliśmy batalion, gdy rozległ się za nami tętent galopującego konia. Chwilę później elegancki podoficer ubrany w mundur i w białej futrzanej czapce na głowie wyprzedził nas całym pędem. Gdy nas mijał, uśmiechnął się do kapitana i zasalutował biczem do czapki. Jego koń tylko mignął mi przed oczami, ale zdążyłem dostrzec, z jaką gracją jeździec siedział w siodle i jak lekko trzymał wodze. Miał piękne, czarne oczy, wąski nos i rysował mu się dopiero pierwszy wąsik. Urzekło mnie szczególnie, że nie potrafił stłumić uśmiechu, gdy spostrzegł, że przypatrujemy mu się z podziwem. Ten uśmiech mówił wyraźnie, jak bardzo był niedoświadczony. – Dokąd on tak pędzi? – zamruczał kapitan, marszcząc twarz i nie wyciągając cybucha z ust. – Kto to jest? – zapytałem. – Chorąży Alanin, podwładny w mojej kompanii. Wyszedł z Korpusu Kadetów przed miesiącem. – To znaczy, szykuje się do pierwszej bitwy – zauważyłem. – I to go tak cieszy – dodał kapitan, kiwając głową w zamyśleniu. – Młodość”.

Czy chorążemu Alaninowi sprawiało różnicę, kto sprawował władzę w Petersburgu? Nie sądzę. Może tylko w takim zakresie, w jakim wymagała tego pułkowa etykieta. Czy kampania kaukaska miała jakieś szczególne znaczenie dla tysięcy rosyjskich podoficerów i rekrutów wysyłanych do walki? Nic na to nie wskazuje. Czy więc Rosjanie mogli byli zostawić mieszkańców Kaukazu w spokoju? Oczywiście, że mogli byli, ale nie chcieli tego zrobić. Bez wojny życie kolejnej generacji podoficerów straciłoby blask i znaczenie. Przebiegałoby bez przygód i heroicznych czynów. A wtedy – z czego ci młodzi ludzie mogliby się czuć dumni? Co by opowiadali swym synom o zachodzie słońca? I czym zasłużyliby sobie na folwark i emerycką bezczynność? Wieczorna godzina stałaby się niekończącym się utrapieniem, a nie okazją do przypomnienia słuchaczom wielkich czynów młodości. Wspomnę jeszcze, że na następnych stronach opowiadania chorąży Alanin padnie od kuli wystrzelonej w potyczce prowadzonej w zupełnym mroku. Może przez przypadek, a może dlatego, że chwilę wcześniej oddał strzał i zdradził miejsce, z którego sam mierzył do wroga.

Mann był chyba do końca życia urzeczony tą literaturą. Jakoś ufał Spenglerowi, Schopenhauerowi, Nietzschemu i Tołstojowi, a z czasem polubił rządy demokratyczne bardziej niż reżim gospodarczego wyzysku. Czy na takich przesłankach można zbudować jakiś system polityczny? Chyba by się nie udało, więc to dobrze, że Mann się tą sprawą nie zajmował. Nie zajmował się czymś jeszcze, co możemy uznać za ważny problem. Jakieś dziwne podobieństwo łączy dusze rosyjską i niemiecką – jeśli przystaniemy na posługiwanie się tak nieprecyzyjnym stereotypem. Chyba łączy je to, że obie są górnolotne, niekonsekwentne, fatalistyczne, łatwowierne i uraźliwe. Obie mogą też być uparte i wytrwałe, a w związku z tym brak im spontaniczności, co z kolei powoduje, że chętnie czekają na jakąś zewnętrzną podnietę lub rozkaz. Ten rodzaj świadomości szuka potwierdzenia swej wartości w oczach innego człowieka i niechętnie ufa rozwiązaniom pojawiającym się we własnej wyobraźni. Jest to dusza dobrego żołnierza, strażaka lub mechanika samochodowego, ale nie dusza ogrodnika, dobrego restauratora lub aktora kabaretowego. W związku z tym Niemcy i Rosjanie źle znoszą zmiany polityczne i wszelką reorganizację, która wymaga inicjatywy i stałego publicznego nadzoru. Wierzą, że władza przejawia się przez ujawnienie mocy, a nie w próbach spontanicznego konstruowania użytecznego porządku. 

Jest dość zrozumiałe, że po pierwszej wojnie Thomas Mann nie mógł pogodzić się z faktem, że Niemcy nie powrócą do dawnych zasad ustrojowych i że będą musieli znaleźć jakieś rozwiązania polityczne, porozumiewać się ze sobą jak równy z równym, czyli będą ustępować, dostosowywać się, żyć w niepewności i w prowizorce. Republika Weimarska jednak jakoś sobie z tym poradziła, choć nie zapobiegła zbierającemu się nad głową nieszczęściu. W Rosji wypadki przybrały gorszy obrót. Aleksandrowi Kiereńskiemu prawie udało się zorganizować kraj. Potrzebne jednak były szybkie decyzje, bo kraj był w ruinie. A gdy zaczęto improwizować, okazało się, że w tej konkurencji najszybsi są komuniści. Kilka lat później indolencja w Niemczech wywołała jeszcze gorsze następstwa i też trzeba było szybko improwizować. Tam najsprawniejsi okazali się faszyści. Czyli w obu krajach władzę przejęły partie pogardzające jednostką, demokracją i wolnością. To już nie są stereotypowe uogólnienia, ale twarde fakty. Choć i tych pierwszych nie należy się wstydzić, ponieważ oczywiste zjawiska społeczne są często wywoływane przez niedostrzegane i bagatelizowane postawy psychiczne. Dusza się liczy. To tylko swoiście zapamiętana tradycja i gotowość do zsynchronizowanego działania.

Czasem się mówi, że w Niemczech i w Rosji wszystko mogło potoczyć się inaczej w okresie międzywojennym i że mogło ułożyć się lepiej. Nie bardzo w to wierzę. W Niemczech nie było wielu ludzi mądrzejszych od Manna i Hauptmanna. Jednak pierwszy osiedlił się najpierw w Ameryce, a później Szwajcarii, a drugi dokończył swego żywota w okupowanej Polsce – jeśli tak można powiedzieć o Dolnym Śląsku, zanim zostały ustalone nowe granice. Nie powinno więc dziwić, że ani Rosjanie, ani Niemcy nie spieszyli się z dobrowolnym przyjęciem liberalnej demokracji. Niemcy przez jakiś czas hołdowali, a Rosjanie do dziś hołdują odwróconej teorii von Clausewitza: „Pokój jest kontynuacją wojny prowadzonej innymi metodami”. To jest niebezpiecznie uzależniający zabobon polityczny.

.Dziś, podczas wojny rosyjsko-ukraińskiej, optymiści mówią, że rosyjskie społeczeństwo obywatelskie nie pozwoli na nieprzerwaną dewastację kraju ich sąsiada. To jest niestety dość dowolne przypuszczenie, ponieważ nikt nie umie wyjaśnić, w jaki sposób jakakolwiek idea polityczna mogłaby rozpalić serca i umysły milionów sennych i politycznie sparaliżowanych obywateli w tym bezkresnym kraju. Jest więc niewykluczone, że dziś Rosja bardziej potrzebuje pomocy z zakresu filozofii politycznej niż Ukraina pomocy militarnej.

Jacek Hołówka
Tekst ukazał się w nr 48 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze” [PRENUMERATA: www.SklepIdei.pl]

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 29 stycznia 2023