Marek JUREK: Rodzina, która zmieniła Francję

Rodzina, która zmieniła Francję

Photo of Marek JUREK

Marek JUREK

Marszałek Sejmu V kadencji, poseł do Parlamentu Europejskiego VIII kadencji. Współzałożyciel ZCh-N i Przymierza Prawicy, wiceprezes PiS 2002-2007. Absolwent historii na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.

Ryc. Fabien CLAIREFOND

zobacz inne teksty Autora

Wszyscy jesteśmy ciekawi, jak będzie wyglądał koniec świata. Wiele na ten temat nie wiem, tyle, co z Janowej Apokalipsy. Ale odbicie końca świata sam jeden raz widziałem, w poniedziałek 27 czerwca 2016 roku, gdy przyjechałem do Brukseli po referendum, w którym Wielka Brytania zdecydowała się opuścić Unię Europejską. Koniec świata widziałem w oczach wielu posłów. Było w tym więcej osłupienia niż trwogi, w sumie wyglądało to jak u Miłosza, zwyczajnie – pisze Marek JUREK

.Historycy zawsze mają problem z określaniem dat granicznych. Może niepotrzebnie ich szukają, bo przecież granica to zawsze linia, nigdy punkt. Łatwiej jest więc kreślić granicę epok pomiędzy datami, które stanowią różne punkty graniczne epok. W Boże Ciało AD 2016 świat się nie skończył. Ale przekonaliśmy się, że naprawdę żyjemy w nowych czasach, że stare społeczne dogmaty upadają, że trwa już wiek XXI.

Nowe terytorium potrzebuje nowych przewodników. Jednym z tych, którzy mogą naszą opinię publiczną wprowadzić w ten nowy czas, jest Kacper Kita, autor książek o współczesnej historii i polityce Francji i Włoch. Ukazała się właśnie kolejna, Saga rodu Le Penów. Poprzednie – o Éricu Zemmourze i Giorgii Meloni – również były poświęcone przywódcom potocznie uznawanym za „skrajną prawicę”. W czasach, gdy młoda premier Włoch staje się jednym z najpopularniejszych polityków Europy, epitet ten znaczy coraz mniej. Ale o ruchach takich jak francuskie Zjednoczenie Narodowe, Rekonkwista, Bracia Włosi czy hiszpański VOX wiemy ciągle za mało. Stereotypy przysłaniają fakty. Tymczasem Kacper Kita wyjaśnia swym czytelnikom, dlaczego włoska nastolatka mogła uznać dwadzieścia lat temu, że Włoski Ruch Społeczny (MSI-DN) stanowi najlepszą reakcję na pustkę duchową współczesnej polityki, dlaczego żydowski Francuz stał się obrońcą pamięci marszałka Pétaina i dlaczego w ogóle te historyczne parantele nie oznaczają – wbrew wszystkim medialnym nagonkom – negacji demokracji; tak jak setki pomników marszałka Piłsudskiego nie są u nas znakiem oczekiwania na nowy przewrót majowy czy tym bardziej – Berezę Kartuską.

Trzy pokolenia i ciągłość

.Maurras twierdził, że jest jedna stała cecha ustrojów społecznych: rządy rodzin. Nie chodzi zresztą jedynie o bezpośrednią sukcesję. Często po prostu o kształtowanie elit społecznych, które wyłaniają przywódców już niezależnie od ich bezpośredniego pochodzenia. Wydawałoby się, że równościowa demokracja obala tę zasadę, a jednak co cztery lata również u nas widzimy, jakim atutem bywają znane nazwiska nieznanych nawet kandydatów. Widzimy też w świecie wielkie polityczne dynastie Bushów, Nehru czy choćby Michelów (ojciec odchodzącego przewodniczącego Rady Europejskiej też był premierem Belgii). Społeczeństwo potrzebuje znaków orientacyjnych – rodzina jest jednym z nich. Ten mechanizm znamy zresztą również z naszej dawnej historii. Dokumentuje go imponujące przywiązanie dynastyczne, manifestowane na wolnych elekcjach wobec potomków Władysława Jagiełły i Zygmunta Starego, jeszcze przez sto lat po wygaśnięciu rodu Jagiellonów. Ale to inna historia, choć warta przypomnienia w 600-lecie urodzin Władysława Warneńczyka.

Kacper Kita pisze o trzech pokoleniach Le Penów; o Jeanie-Marie (ur. 1928), Marine (ur. 1968) i Marion (ur. 1989). Dzięki temu książka zyskuje epicki rozmach, a w jej tle możemy oglądać współczesne dzieje Francji od czasów niemieckiej okupacji i wyzwolenia po dziś dzień oraz towarzyszące im przemiany kulturowe. Jean-Marie Le Pen zdążył bowiem być jeszcze deputowanym za czasów powojennej IV Republiki, przed powrotem generała de Gaulle’a do władzy. Potem przez czterdzieści lat kontestował gaullizm, postgaullizm i francuski socjalizm. Marine Le Pen reprezentuje czasy po zakończeniu zimnej wojny i towarzyszącą im mutację społeczną. Politycznie jest rówieśniczką pokolenia, które wchodziło w życie publiczne u początków Trzeciej Rzeczypospolitej, polityków takich jak Konrad Szymański, Tomasz Siemoniak czy Michał Kamiński. Wreszcie Marion Maréchal to wiek XXI, więc czas, którego charakter dopiero poznajemy.

Rewolucja, która nie może się skończyć

.René Rémond w swym klasycznym dziele Prawica we Francji znakomicie opisał schodzące się i rozchodzące kierunki francuskiej prawicy. Nie piszę – nurty, bo właśnie Rémond przekonująco udowodnił, że mamy tu do czynienia z prądami analogicznymi, biegnącymi często równolegle, ale odrębnie. Okresy ich współpracy są bowiem rzadsze niż momenty, gdy – często wspierając się nieprawicowymi sprzymierzeńcami – walczyły ze sobą.

Najkrócej mówiąc, Rémond wyróżnia liberalną prawicę elit, której historyczny początek widzi za panowania Ludwika Filipa, króla Francuzów (jedynego noszącego ten postrewolucyjny tytuł). To jego protestancki premier, François Guizot, zawołał do rodaków: „Enrichissez-vous!” (Bogaćcie się!). Druga prawica to patriotyczna prawica państwowa, radykalna centroprawica, wywodząca się z pierwszego i drugiego cesarstwa. Jej najwybitniejszym reprezentantem był w wieku XX generał de Gaulle. Wreszcie trzecia – prawica kontrrewolucyjna, najbardziej przywiązana do historii i jednocześnie ludowa, żyjąca w ustawicznym proteście wobec rządzących elit, winnych (jej zdaniem) narodowej i społecznej dekadencji kraju.

To w tym ostatnim nurcie Rémond sytuuje Front Narodowy (i kontynuujące go Zjednoczenie Narodowe). Co charakterystyczne, ten ostatni kierunek, prawicę zbuntowaną, można też zasadnie nazwać prawicą wykluczoną. Miało to zresztą swój wymiar parainstytucjonalny w postaci „większości republikańskiej” w czasach III Republiki. W dokonywanych w parlamencie wyborach prezydenta zawsze jego kandydaturę ustalano najpierw w ramach porewolucyjnej większości republikańskiej, a potem potwierdzano to formalnie w sali obrad. Wszystko po to, by niewielka 10-20-procentowa mniejszość monarchistów, katolików, nacjonalistów nie mogła w żaden sposób wpływać na decyzje rewolucyjnej większości. Ten mechanizm odżył w ostracyzmie wobec Jeana-Marie Le Pena i jego polityki. Wykluczenie to miało swój wyraz wyborczy, ale jego najbardziej spektakularną formą był polityczno-medialno-celebrycko-klerykalny „front ludowy i międzynarodowy” przeciw kandydaturze Le Pena w drugiej turze wyborów prezydenckich w 2002 roku. Szczegółowy opis tego tragikomicznego fenomenu należy do najlepszych (i najbardziej pouczających jednocześnie) fragmentów Sagi rodu Le Penów.

Potencjał zmiany

.Kacper Kita kończy swą książkę w chwili, gdy zaczyna się nowy rozdział w historii Francji. Po raz pierwszy wybory parlamentarne wygrywa opisana przez Rémonda prawica kontestacyjna. Autor Sagi… zastanawia się nad możliwymi konsekwencjami tego zwrotu dla Polski i w ogóle nad tym, do jakiego stopnia Zjednoczenie Narodowe zmieni Francję. Bo zmiany już się zaczęły – wykluczeni zyskali głos. Co będzie dalej?

Islamizacja Francji jest nie do odwrócenia, ale rozpad jej suwerenności, owszem. Przykładem jest Izrael. 1/6 jego obywateli to muzułmanie, a jednak nie zmienia to żydowskiego charakteru państwa. Francja (również Francja Marine Le Pen) pójdzie raczej w innym kierunku – tożsamości opartej nie na tradycji dopełnionej elementami komunitaryzmu, ale na modyfikacji dziedzictwa republikańskiego, z całą jego świeckością oczywiście. Być może wygeneruje to francuski melting-pot, wzorowane na amerykańskim wtopienie imigrantów w silną narodową kulturę i jej instytucje. Wymaga to jednak tego, by od nowych Francuzów wymagać. Już dziś wśród przywódców i polityków Frontu jest wielu (nawet świeżych) potomków imigrantów, począwszy od Jordana Bardelli, kandydata na premiera (którego sześcioro pradziadków i prababek to byli Włosi, a jeden – Algierczyk). Ale czy może się to powieść w głęboko duchowo podzielonym społeczeństwie?

Głęboką zmianę Francji mogłoby przynieść jedynie odrodzenie religijne. Front mógł być jego czynnikiem w swoich początkach. Był jedyną partią naprawdę zaangażowaną po stronie cywilizacji życia. W latach 80., gdy przez krótki czas posiadał większą reprezentację parlamentarną, zgłaszał w parlamencie cały szereg idących w tym kierunku ustaw, od prawnokarnych po korygujące pojęcia prawne. Potem, już pod przewodnictwem Marine Le Pen, ten kierunek zaczął słabnąć. W końcu 3/5 posłów Zjednoczenia głosowało wraz z lewicą i liberalną centroprawicą za konstytucjonalizacją „prawa do aborcji”. Tłem tej ewolucji były z pewnością ogólne zmiany kulturowe we Francji, ale czynnikiem dodatkowym był bez wątpienia głęboki kryzys Kościoła francuskiego. We wspomnianych fragmentach Sagi rodu Le Penów, poświęconych szczytowemu momentowi polityki Jeana-Marie Le Pena, drugiej turze wyborów prezydenckich 2002 r., Kacper Kita przypomina, jak francuscy biskupi nie wahali się (i to wielokrotnie) poprzeć Chiraca, którego rząd zalegalizował prenatalne dzieciobójstwo, przeciw politykowi, który systematycznie przeciwstawiał się aborcjonizmowi.

.O ileż inaczej mogła potoczyć się historia, gdyby biskupi Kościoła Francji przez ostatnie pół wieku „towarzyszyli” (by użyć pojęcia, które tak ceni papież Franciszek) postępom największej dziś partii Francji! Zresztą abp Lefebvre jest tu owym chwalebnym wyjątkiem, który potwierdza odpowiedzialność ogółu. I ta nauka dotyczy już nas bezpośrednio, pokazując, jak mało z tego, co dzieje się we współczesnej Europie, rozumiały duchowe i polityczne autorytety naszego kraju. Oby się to nie powtórzyło, w każdym razie książka Kacpra Kity może w tym naprawdę pomóc.

Marek Jurek

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 1 lipca 2024
Fot. Stephane MAHE / Reuters / Forum