Między orłem a smokami. Fascynująca historia relacji I Rzeczypospolitej z cywilizacją konfucjańską
Filozof Theodor Lessing zadał niegdyś pytanie: „Wyobraźmy sobie, że dusza Azji stanęłaby przed mistrzami zachodniego chowu z zapytaniem: »Co to jest chrześcijaństwo?«. Jakie by ona otrzymała odpowiedzi?”. Europa, w tym Polska, posłała na azjatyckie rubieże misjonarzy, którzy prowadząc działalność ewangelizacyjną, w jakiś sposób musieli radzić sobie z owym pytaniem – pisze Maria Anna DUDEK
Kultura dawna to zamknięta rzeczywistość, do której nie mamy bezpośredniego dostępu. Jej poznawanie stanowi niejako wyprawę w przeszłość, aby poznać teksty kultury w ich kontekście macierzystym. To, co owe mówią, jest dla nas dostępne w takim stopniu, w jakim potrafimy odczytać ich tradycje, gatunki, konwencje czy reguły. Nadrzędne, Sokratesowe wręcz przekonanie, że „nic nie wiem”, pomaga zbudować odpowiedni dystans do badanej materii, pogłębia pokorę badacza, a także chroni przed wysnuwaniem pochopnych wniosków.
Humanistykę cechuje to, że jesteśmy stale zanurzeni w świecie kultury wraz z jej duchowym wymiarem, w związku z czym wymóg skrajnego obiektywizmu staje się bezzasadny. Być może Max Weber niegdyś „odczarował” świat, ale i tak nie zdołał usunąć z niego magii.
Historycznie cywilizacja konfucjańska, w rozumieniu zarówno geograficznym, jak i kulturowym, obejmuje obszar następujących krajów: cesarstwo Chin, cesarstwo Japonii, królestwo Korei i królestwo Wietnamu. Choć trudno mówić o stosunkach dyplomatycznych między I Rzecząpospolitą a którymkolwiek z państw konfucjańskich, w przypadku kontaktów kulturowych sprawa przedstawia się inaczej.
W dominujących obecnie narracjach historycznych nie ma miejsca na obraz Polski „niezaściankowej”, „niezacofanej”, nawet więcej, aktywnie uczestniczącej w ówczesnym życiu intelektualnym Europy. Wszystko sprowadza się do sarmackiego opilstwa, religijnej oraz etnicznej nietolerancji (przede wszystkim w postaci antysemityzmu), hegemonii Kościoła rzymskokatolickiego i prostackiego języka, którego trzeba się wstydzić. Kolejne kłamstwa, rozpowszechniane w ramach postmodernistycznej propagandy.
Rzeczpospolita Obojga Narodów była państwem, w którym wielokulturowość stanowiła naturalne zjawisko, a nie efekt multikulturalistycznej ideologii.
Oczywiście nie chodzi o to, aby budować mit krainy mlekiem i miodem płynącej czy też wpaść w pułapkę toposu złotego wieku. Różnego rodzaju nieporozumienia, akty przemocy i nietolerancji zachodziły, zachodzą i zachodzić będą. Nie usprawiedliwiam ich, są bowiem czynami co najmniej nagannymi, lecz trudno oczekiwać, że wszyscy ludzie niczym „cielę i lew paść się będą pospołu” (Iz 11,6). Jeżeli członkom zaledwie kilkuosobowej rodziny z trudem przychodzi dojście do porozumienia, to czego oczekiwać od liczebnej społeczności miejskiej, której przetrwanie w dużej mierze zależy od zachowania określonych przywilejów, dóbr materialnych oraz stałych dochodów? A to właśnie był przypadek I Rzeczypospolitej. Mimo tych nieporozumień uczestnictwo elity I RP w życiu intelektualnym i kulturalnym ówczesnej Europy jest znaczące.
Na podstawie obecnego stanu wiedzy za symboliczne początki kontaktów kulturowych między Polską a Dalekim Wschodem należy uznać podróż i wizytę polskiego franciszkanina Benedykta Polaka (ok. 1200–1251) na dworze mongolskiego chana Gujuka w 1246 roku (w latach 1271–1368 władzę w cesarstwie chińskim sprawowała mongolska dynastia Yuan). Niewykluczone, że poznał tam różne zagraniczne poselstwa, w tym przedstawicieli z koreańskiego królestwa Goryeo (kor. 고려국, 高麗國).
Kolejnym epizodycznym kontaktem Polski z kręgiem konfucjańskim było spotkanie biskupa Bernarda Maciejowskiego (1548–1608) z japońskimi konwertytami, przybyłymi do Rzymu w ramach misji Tenshō (jap. 天正の使節, 1585). Otrzymał od nich w darze srebrną tabliczkę z dwujęzyczną inskrypcją – fragmentem wybranego psalmu, zapisanym po łacinie i w języku japońskim. W zapiskach Aleksandra Birkenmajera (1890–1967), historyka nauk ścisłych oraz badacza średniowiecznych manuskryptów, zachował się opis przedmiotu, ale tabliczka ujrzała światło dzienne dopiero w 2000 roku dzięki staraniom Ludmiły Jermakowej z japońskiego Uniwersytetu w Kobe. Obecnie znajduje się w zbiorach Biblioteki Jagiellońskiej w Krakowie.
W XVII wieku odnotowujemy obecność aż czterech polskich jezuitów w kręgu konfucjańskim: Wojciecha Męcińskiego (1598–1643), Andrzeja Rudominy (chiń. trad. 盧安德, Lú Āndé, 1596–1631), Jana Mikołaja Smoguleckiego (穆尼閣, Mù Nígé, 1610–1656), Michała Boyma (卜彌各, Bǔ Mígè, 1612–1659). Wszyscy, z wyjątkiem Męcińskiego, który próbował dotrzeć do Japonii, pozostającej wówczas w tzw. stanie izolacji (okres Edo w historii Japonii, zwany również okresem Tokugawa [1603–1868], stanowił czas niemalże całkowitej izolacji kraju od wpływów zewnętrznych. Jedynym miejscem, w którym możliwe były wówczas kontakty zagraniczne, pozostawała wyspa Dejima z faktorią holenderską działającą w latach 1641–1857), gdzie ostatecznie zginął, działali w Chinach. Warto dodać, że król Jan III starał się u cara o pozwolenie na przejazd przez Syberię dla polskich handlarzy oraz innych jezuitów, aby mogli dotrzeć tą drogą do Państwa Środka. Tradycja mówi, że podobno zachowały się również szczątki jakiejś korespondencji między królem a dworem w Pekinie.
W XVII stuleciu Chiny stały się przedmiotem zainteresowania wielu europejskich intelektualistów oraz wielmożów. Jednym z przejawów owego zainteresowania była choćby moda na chinoiserie, jakkolwiek styl ten przybrał postać raczej wariacji na temat „chińszczyzny” niż rzeczywistej próby oddania wiernego wizerunku rodzimych chińskich wyrobów, przede wszystkim ceramicznych. Notabene w obu regionach miały miejsce jednocześnie dwa dramatyczne wydarzenia: w Europie wybuchła wojna trzydziestoletnia (1618–1648), w Państwie Środka natomiast upadła dynastia Ming (1644) w wyniku najazdu Mandżurów. Co ciekawe, wspomniany Michał Boym w obliczu wewnętrznych problemów cesarstwa wyruszył do Europy i wystąpił w charakterze chińskiego ambasadora, prosząc papieża Innocentego X o wsparcie dla pokonanych Mingów.
W tym samym czasie polski szlachcic Nicefor Czernichowski (?–1675), wzięty do niewoli rosyjskiej około 1632 roku i zesłany na Syberię, zbiegł i wraz z grupą nowo zdobytych sojuszników wśród lokalnej ludności zbudował twierdzę Jaksa (chiń. 雅克薩, Yǎkèsà) nad rzeką Amur, niedaleko chińskiej granicy. Z tego okresu zachowała się korespondencja prowadzona z samym cesarskim dworem w Pekinie.
Jeszcze jedną ciekawostką może być fakt, że w tabulaturze lutniowej (GB-Lbl Ms. Sloane 2923) niemieckiego podróżnika Engelberta Kaempfera (1651–1716), który dotarł m.in. do Japonii, zachowały się notatki w języku polskim. Kaempfer pobierał nauki w Krakowie, więc możliwe, że w jakiś sposób przyswoił sobie ten język.
Filozof Theodor Lessing (1872–1933) zadał niegdyś następujące pytanie: „Wyobraźmy sobie, że dusza Azji stanęłaby przed mistrzami zachodniego chowu z zapytaniem: »Co to jest chrześcijaństwo?«. Jakie by ona otrzymała odpowiedzi?”. Europa, w tym Polska, posłała na azjatyckie rubieże misjonarzy, którzy prowadząc działalność ewangelizacyjną, w jakiś sposób musieli radzić sobie z owym pytaniem. Odwracając z kolei całą sytuację, moglibyśmy wyobrazić sobie buddyjskich mnichów napływających do europejskich monarchii, tudzież taoistycznych kapłanów, konfucjańskich uczonych, koreańskie szamanki, sintoistycznych duchownych i jeszcze wielu innych przedstawicieli różnych wyznań, z zamiarem „nawrócenia” rdzennej – europejskiej – ludności. Różnica polegałaby jednak na tym, że o ile w przypadku takiej, powiedzmy, religijnej konfrontacji po stronie Europy znajduje się chrześcijaństwo jako system dość spójny, nawet przy wewnętrznym podziale na katolicyzm, protestantyzm oraz prawosławie, to po stronie cywilizacji konfucjańskiej funkcjonuje konglomerat różnych wyznań. Zbiorczo określane są mianem synkretyzmu religijnego, w którym co prawda dominują konfucjanizm, taoizm oraz buddyzm, ale nie stanowią razem jednej religii. Pod tym względem konfrontacja chrześcijańskiej Europy choćby z muzułmańskim Orientem, przede wszystkim z Imperium Osmańskim, wydawałaby się wyraźniejsza i bardziej zrozumiała.
.To tylko wstęp, preludium do bogatej historii kontaktów kulturowych między Rzecząpospolitą a cywilizacją konfucjańską. Jeszcze wiele interesujących faktów pozostaje do odkrycia, a sylwetki polskich misjonarzy oraz na poły legendarnego Nicefora Czernichowskiego są wystarczającym materiałem, aby rozpocząć pogłębione badania w tym kierunku. Jedno jest pewne – I Rzeczpospolita nie była żadnym zaściankiem, a o wielokulturowym współistnieniu wiedziała więcej niż niejeden paryski albo florencki mędrek.
Maria Anna Dudek