Michał STRĄK: „Wyznawcy” i „wyborcy”

„Wyznawcy” i „wyborcy”

Photo of Michał STRĄK

Michał STRĄK

Doktor nauk politycznych. Od 1971 r. członek ZSL i PSL (na początku lat 90. członek władz krajowych PSL). Poseł na Sejm II kadencji. Minister-Szef Urzędu Rady Ministrów w latach 1993–1995. Od 2003 r. dyrektor Biblioteki Publicznej m.st. Warszawy – Biblioteki Głównej Województwa Mazowieckiego.

Ryc. Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

W polskich realiach roku 2023 „wyznawcy” wybierali Prawo i Sprawiedliwość albo Platformę Obywatelską. „Wyborcy” głosowali na Trzecią Drogę, Nową Lewicę i Konfederację – pisze Michał STRĄK

.W latach 70. ubiegłego wieku sztandarowym programem TVP był poniedziałkowy Teatr Telewizji. „Tygodnik Kulturalny” – jedno z wydawanych wówczas pism społeczno-kulturalnych – organizował z kolei konkurs na recenzję kolejnych spektakli. Najciekawsze recenzje były publikowane i nagradzane niewielką kwotą pieniędzy.

Redaktor Maria Brzostowiecka, odpowiedzialna za ten konkurs, dała mi kiedyś plik recenzji z prośbą, bym „coś o nich napisał”. W ten sposób powstał tekst Teatr milionów. Tylko jaki?. Opisałem w nim, jak spektakle telewizyjne funkcjonują w świadomości telewidzów, w oparciu o jakie kryteria telewidzowie oceniają wartość, atrakcyjność przedstawień itp. Analizę opublikowałem na łamach „Tygodnika Kulturalnego”. W recenzjach doszukałem się czterech różnych kryteriów, wedle których ich autorzy opisywali i oceniali spektakle:

  • wyznawane wartości – lubili spektakle z bohaterami „kochanymi” albo „znienawidzonymi”;
  • ocenę sztuki uzależniali od jej walorów poznawczych; podobały się spektakle, z których mogli dowiedzieć się czegoś nowego, np. o wojnie, skonfrontować swoją wiedzę z wiedzą prezentowaną w spektaklu;
  • ocenę sztuki uzależniali od poziomu artystycznego spektaklu;
  • ocenę sztuki uzależniali od miejsca, jakie konkretny spektakl zajmował np. w linii programowej Teatru Telewizji.

Autorzy tylko niektórych listów brali pod uwagę wszystkie cztery kryteria. Na ogół ostateczna ocena odnosiła się do całego spektaklu.

Wiele lat później zapoznałem się z koncepcją faz rozwoju poznawczego dziecka autorstwa szwajcarskiego psychologa i pedagoga Jeana Piageta. Zgodnie z nią istota procesu poznawczego polega na jakościowych zmianach w obrębie struktur poznawczych, za pomocą których dziecko ujmuje rzeczywistość. Piaget wyróżnił cztery podstawowe fazy w rozwoju poznawczym:

  • zmysłowo-ruchową – w tej fazie dziecko jest przekonane, że istnieją tylko takie przedmioty, zjawiska itp., które ono dostrzega; jeśli czegoś nie zauważa, to znaczy, że to dla niego nie istnieje;
  • przedoperacyjną – w tej fazie przedmioty istnieją dla dziecka niezależnie od tego, czy ono je dostrzega, czy nie; istnieją one jednak tylko wraz z ich oceną;
  • operacji konkretnych – w tej fazie dziecko dopuszcza, że w przypadku konkretnych przedmiotów i zjawisk możliwe są różne oceny;
  • operacji abstrakcyjnych – posługując się rozumem bądź wyobraźnią, potrafi przeprowadzać różne operacje intelektualne.

Jean Piaget zbudował typologię, obserwując i analizując rozwój własnych dzieci. Ustalił, że poszczególne rodzaje zachowań znajdują się na kolejnych stadiach rozwoju dziecka i następują po sobie. Przyglądając się zachowaniom osób dorosłych, także aktywności politycznej, dochodziłem do wniosku, że zachowania charakterystyczne dla poszczególnych faz niekoniecznie następują po sobie. Nowe wzory zachowań są dodawane do starych, uzupełniają je, korygują lub współwystępują z nimi.

Może być zatem tak, że w jednej dziedzinie dorosły człowiek znajduje się na poziomie inteligencji abstrakcyjnej, ale w innej – pozostaje na poziomie inteligencji przedoperacyjnej czy zmysłowo-ruchowej. Wybitny intelektualista, zdolny do abstrakcyjnego myślenia, może np. stosować fizyczną przemoc domową. Polityka – bo ona jest przedmiotem mego zainteresowania – może być uprawiana na każdym z tych poziomów. Od teoretycznej dyskusji o różnych wariantach rozwoju sytuacji po brutalną bijatykę w sali parlamentu.

Przejdźmy na grunt polityki i zachowań wyborczych. W państwach demokratycznych odbywają się setki różnego rodzaju wyborów, a obywatele podejmują miliony decyzji. Kodeks wyborczy nie wnika w sferę motywacji. Od wyników wyborów zależy skład władz, siła partii, pozycja poszczególnych polityków. Za każdą z decyzji kryje się określony sposób myślenia, a sposób myślenia zależy od fazy rozwoju poznawczego uczestnika wyborów. Kodeks nie nadaje różnej wagi głosom w zależności od poziomu intelektualnego poszczególnych wyborców. Ale dla zrozumienia wyniku wyborów i konsekwencji, jakie niosą one dla funkcjonowania państwa, prezentowana tu uproszczona klasyfikacja może mieć istotne znaczenie.

Faza zmysłowo-ruchowa

.Dla uprawnionych nie ma czegoś takiego jak polityka, wybory i wyborcy. Nie wiedzą, że odbywają się wybory, że istnieją lokale wyborcze. Nie wiedzą, kto startuje w wyborach. Żyją poza polityką. Tylko w nadzwyczajnej sytuacji zmieniają swe zachowanie, idą na wybory.

Faza inteligencji przedoperacyjnej

.Dla uprawnionych do głosowania istnieje coś takiego jak polityka, wiedzą o wyborach, znają kandydatów lub wystawiające ich partie. Zarówno kandydatów, jak i partie dzielą na „swoje” i „obce”, przyjazne i wrogie. Ich stosunek do „swojej” partii opiera się na tym, czy polityk jest bliski stosunkowi wyznawcy do wiary, którą wyznaje. W wyborach uczestniczą różni kandydaci i różne partie. Wybory są wielką albo małą rywalizacją. A rywalizacja wyznacza stosunek do partii „mojej” oraz do tej, która zagraża „mojej” partii. Zainteresowanie kandydatami startującymi w wyborach istnieje łącznie i tylko łącznie z pozytywną lub negatywną ich oceną. Nie ma partii czy kandydatów dobrych lub złych. Istnieją wprawdzie jeszcze jakieś inne partie i jacyś inni kandydaci, ale dla tej grupy uprawnionych nie ma to większego znaczenia. Są tylko bladym tłem dla wyboru między „moim” i „wrogim”. Głosuję po to, aby „moich” wzmocnić, albo po to, by partię „wrogów” osłabić.

Tu widać ułomność ordynacji wyborczych. Nie przewidują one głosów „przeciw” takich, gdy wyborca chce odrzucić partię czy kandydata. Takie głosy bada się w socjologicznych badaniach zaufania do polityków. Takie badanie informuje o poparciu dla jakiejś partii czy o sprzeciwie wobec partii z nią konkurującej.

Faza inteligencji konkretnej

.Uprawnieni do głosowania interesują się polityką, znają kandydatów i partie, porównują ich ze sobą, oceniają z punktu widzenia ich stosunku do konkretnych zjawisk, spraw ważnych dla wyborcy. Na tym etapie ważny jest program partii, wiedza o jej dokonaniach i zamierzeniach. Uprawniony do głosowania, który znajduje się na tym poziomie inteligencji poznawczej, dokonuje świadomego wyboru. Spośród wielu partii wybiera tę, która najbliższa jest nie tylko wyznawanym przez niego wartościom, ale także jego interesom. Głosuję na kandydata z mojej miejscowości, bo „coś dla nas załatwi”, głosuję na osobę z mojej profesji, bo będzie optowała za ważnymi dla nas decyzjami itp.

Faza inteligencji abstrakcyjnej

.Wyborca interesuje się polityką, potrafi rozważać różne, teoretycznie możliwe warianty. Głosuje na partię, która może być potrzebna w jakichś określonych, ale w tej chwili bliżej nieznanych sytuacjach. Głosuje na kandydata, który zachowuje się tak jak – jego zdaniem – powinien zachowywać się w określonych, teoretycznie możliwych sytuacjach. Prof. Leszek Kołakowski zagłosował kiedyś na PSL, „bo taka partia będzie Polsce zawsze potrzebna”.

Rodzaje głosujących

.Jeśli przyjmiemy, że polityka jest wielkim spektaklem telewizyjnym (a jest nim w istocie), to okaże się, że jakościowa analiza przeprowadzona w latach 70. na niewielkiej liczbie recenzji oraz koncepcja faz poznawczych Jeana Piageta mogą być dobrym punktem wyjścia do opisu decyzji podejmowanych w dniu wyborów oraz do przypisania nazw poszczególnym grupom wyborców. Na poszczególnych poziomach znajdują się:

  • apolityczni – uprawnieni do głosowania, którzy nie biorą udziału w żadnych wyborach lub nie uczestniczą w tych, które odbywają się w danym momencie; ich liczbę znamy dokładnie ze statystyk ogłaszanych przez PKW;
  • wyznawcy – biorą licznie udział w wyborach, głosują na jedną z dwóch partii, które dostają najwięcej głosów; z którymś z kandydatów mocno łączą ich lub różnią pewne wartości;
  • wyborcy – oceniają programy partii oraz ich zgodność albo niezgodność z ich interesami;
  • profesjonaliści – ważny jest dla nich sposób uprawiania polityki przez poszczególne partie i poszczególnych kandydatów, ważne jest miejsce partii na scenie politycznej itp.

Na podstawie danych o wynikach wyborów można oszacować liczebność poszczególnych grup:

Apolityczni

.W tej grupie są ci, którzy nie uczestniczą w wyborach. Ich liczba zmienia się w kolejnych latach, różni się także w różnych grupach społecznych. W ostatnich wyborach było ich niespełna 30 proc. uprawnionych do głosowania. Był to rekord, który zaskoczył nie tylko Polaków. W wyborach ogólnokrajowych na ogół liczba apolitycznych mieści się w przedziale 40–50 proc. uprawnionych do głosowania.

Wyznawcy

.W tej grupie mieści się ok. 65 proc. biorących udział w wyborach na szczeblu krajowym i wojewódzkim. Emocjonalny stosunek do partii lub kandydatów powoduje, że wybór konkretnej partii oparty jest na identyfikacji ze „swoją partią” lub odrzuceniu „wrogiej partii”.

Wyborcy

.W tej grupie mieści się ok. 25–30 proc. uczestniczących w wyborach. W motywacjach elektoratu przynależnego do tej grupy ważne miejsce zajmuje interes jako kategoria, która pozwala przewidywać zachowania poszczególnych wyborców. Osądzają oni partie lub kandydatów w oparciu o aprobującą lub krytyczną ocenę ich dokonań oraz zamierzeń przedstawianych w kampanii wyborczej. Partie, na które głosują „wyborcy”, zajmują trzecie, czwarte i dalsze miejsca. W polskich warunkach w grze parlamentarnej biorą udział partie, które przekroczą próg 5 proc. Partie, które przekroczą próg 3 proc. mają prawo do dotacji państwowej.

W polskich realiach roku 2023 „wyznawcy” wybierali Prawo i Sprawiedliwość albo Platformę Obywatelską. „Wyborcy” głosowali na Trzecią Drogę, Nową Lewicę i Konfederację. Przedstawiony wyżej modelowy podział głosów potwierdził się niemal w stu procentach. Na PiS i PO głosowało 66 proc. wyborców, a na Trzecią Drogę, Lewicę i Konfederację – 28 proc. Pozostałe komitety zebrały 2 proc. głosów. Warto zwrócić uwagę na to, że o 65 proc. głosów ubiegały się tylko dwa komitety wyborcze, a o 30 proc. głosów – osiem partii skupionych w czterech, a nie w ośmiu komitetach wyborczych. O wyniku wyborów zadecydowały decyzje o stworzeniu wspólnych komitetów wyborczych Trzeciej Drogi i Lewicy. Pojedynek Koalicji Obywatelskiej i Prawa i Sprawiedliwości zakończył się zwycięstwem tych drugich. Swoistą manipulacją jest wprowadzanie pojęcia opozycji demokratycznej do analizy przedwyborczej sceny politycznej oraz wyniku wyborów. Ten zabieg zawyża z jednej strony rolę PO w odniesionym zwycięstwie, z drugiej zaś osłabia rolę pozostałych członków powyborczej koalicji.

Profesjonaliści

.Dla czwartej grupy pozostaje ok. 5–10 proc. głosów. Są to uczestnicy wyborów, którzy oceniają sposób uprawiania polityki, atrakcyjność kampanii wyborczych, usytuowanie partii na scenie politycznej. W tej grupie znajdują się także uczestnicy, którzy podejmują indywidualne decyzje bądź też wybierają partie niszowe.

Jeśli taka klasyfikacja jest bliska prawdy, to dla politycznej atmosfery w kraju, a także dla wyników wyborów kluczowe znaczenie mają zachowania „wyznawców” i „wyborców”. Zagospodarowują oni ok. 65 proc. głosów oraz koncentrują się na dwóch partiach.

Oto jak prof. Andrzej Rychard opisuje uczestniczących w wyborach zwolenników PiS: „Ludzie nie zawsze łączą wszystko ze wszystkim, przyczynę ze skutkiem, no i w polityce główną rolę gra nie logiczne myślenie, ale emocje. Jak wyborca kocha lidera, to nie zwraca uwagi na niespójności w jego działaniu, bo to by ludzi wpędzało w nieprzyjemny dysonans poznawczy. Unikają go. Więc jeśli wczoraj ukochany polityk powiedział, że coś jest czarne, a dziś, że jest białe, to jest OK, bo i tak go kocham, i widocznie taka jest »mądrość etapu«. Ale to się sprawdza do pewnego momentu. Dla PiS ten moment nadchodzi […]. Tradycyjny elektorat »tradycyjnego« PiS się kurczy. Nasze społeczeństwo jest coraz bardziej wykształcone – przy wszelkich zastrzeżeniach co do jakości tego wykształcenia. Jest relatywnie coraz mniej biedne, coraz bardziej zsekularyzowane i bardzo silnie proeuropejskie. To powoduje, że elektorat PiS w obecnej postaci będzie coraz mniej liczny. To moim zdaniem perspektywa prawdopodobna, choć nie wiem, czy szybka. Ale i tak pewnie szybciej zmieni się elektorat niż PiS” („Gazeta Wyborcza”, 26.12.2018).

Do opinii prof. Rycharda mam tylko jedną uwagę. Odnosi się ona nie tylko do głosujących na PiS. Także elektorat PO opiera się na takich i podobnych wyborcach. A wiara, że wraz z poprawą warunków życia i poziomu wykształcenia liczba takich wyborców będzie malała, na razie nie znajduje pokrycia w wynikach wyborów do Sejmu.

A oto jak Tomasz Raczek postrzega widzów kinowych: „[Z Zygmuntem Kałużyńskim – M.S.] przez ćwierć wieku nagrywałem w telewizji program »Perły z lamusa«. To były stare filmy, które ludzie najbardziej kochają. A te najbardziej kochane filmy wcale nie muszą być najbardziej ambitne ani najlepsze. Gdybyśmy się skupiali tylko na filmach najlepszych, tych, które dostają nagrody na festiwalach, to pewnie już by nie było kina […]. Wydaje mi się, że abyśmy dobrze zareagowali na film, musimy w sobie znaleźć jakiś punkt odniesienia. Kino zadziała wtedy trochę jak psychoterapia. Nawet istnieje rodzaj psychoterapii nazywany kinoterapią. Najpierw film otwiera włazik do podświadomości. Jeśli uda mu się tam wślizgnąć i uruchomić nasze stłamszone emocje, wpuścić trochę świeżego powietrza, a czasami wyciągnąć z podświadomości coś na wierzch i pozwolić nazwać to po imieniu, to nagle ten film okazuje się niesamowicie przydatnym elementem naszego życia. Wtedy kino działa jak katalizator, który łączy film z naszą osobistą historią, i to tworzy nowy stop emocjonalny, który zostaje z nami całe życie. Na tym właśnie polega niesamowita siła kina. I czasem jest tak, wiem to z własnego doświadczenia, że filmy, które się z nami sklejają, to wcale nie muszą być wielkie filmy. Zwykły melodramat może nas trafić w sam splot słoneczny […]. Głęboko wierzę, że podczas seansu każdy z widzów ogląda inny film. Oczywiście to, co widzimy na ekranie, jest jednakowe dla wszystkich, ale film zderza się z naszą psychiką i wchodzi w relacje z naszymi doświadczeniami, samopoczuciem, erudycją, poczuciem humoru itp. Nieświadomie wybieramy sobie z niego pewne rzeczy i doklejamy do nich własne emocje, skojarzenia, porównania. Efekt jest taki, że każdy z nas wychodzi z kina z trochę innym filmem w pamięci. Charakterystyczne jest to, że rozmawiając później o filmie, ludzie często się kłócą. A na koniec pada zawsze: »My chyba byliśmy na innych filmach«. I taka jest prawda. W rozmowach po seansach »Kina konesera« chodzi o to, żeby widzowie podzielili się tymi swoimi osobistymi filmami, które zobaczyli. I żeby polubili fakt, że każdy z nas jest inny i że odmienne odczytanie tego samego filmu nie jest ani lepsze, ani gorsze. Rozmowa jest wtedy, kiedy akceptujemy każdą możliwość interpretacji filmu” („Gazeta Wyborcza”, 30.06. 2019).

A teraz Robert Lewandowski o kibicach piłkarskich: „Piłka nożna to emocje, tu często najpierw się mówi, później myśli. Kibic szuka emocji, po to przychodzi na stadion. Jesteśmy tam trochę jak w teatrze – wychodzimy na boisko, a kibice oczekują widowiska, spektaklu. Nie chcę generalizować, bo rozmawiam z wieloma ludźmi, którzy interesują się piłką nożną i potrafią odpowiedzieć sobie na pytanie o porażkę inaczej niż stwierdzeniem, że jakiś zawodnik jest beznadziejny, ale zgadzam się, że część ocenia grę po wyniku i liście strzelców. To prawo kibica, jak ocenia mecz – nie musi znać szczegółów, może oczekiwać zwycięstwa. Wspiera drużynę, liczy na jej sukces. Jak wielu ludzi, ja też nie zrozumiałem od razu regulaminu mistrzostw świata w siatkówce, a kibicowałem chłopakom w drodze do złota” (Wirtualna Polska, 30.06.2019).

Jeśli przytoczone wyżej liczby odniesiemy do ogółu uprawnionych do głosowania, to wyłania się pesymistyczny obraz naszej demokracji:

  • 50 proc. uprawnionych do głosowania żyje poza polityką, nie ma z nią nic wspólnego, nie uczestniczy w wyborach; otwarte jest jednak pytanie, czy jest to stale ta sama grupa, czy też w kolejnych wyborach zmienia się jej skład, i od czego ten skład zależy;
  • 65 proc. głosujących, czyli 32,5 proc. wszystkich uprawnionych do głosowania, kieruje się emocjami, przynależy do „wyznawców” jednej z dwóch najbardziej widocznych partii; wyborcy ci są podobni do widzów kinowych, opisanych przez Raczka, i kibiców piłkarskich, opisanych przez Lewandowskiego; partie te, mając największe poparcie, walczą między sobą o palmę pierwszeństwa, a zwycięzca w tej walce zazwyczaj tworzy rząd;
  • 25 proc. głosujących, czyli 12,5, proc. wszystkich uprawnionych, kieruje się w swych wyborach interesami dającymi się racjonalnie opisać;
  • dla 10 proc. głosujących, czyli dla 5 proc. uprawnionych do głosowania, udział w wyborach jest związany z wykonywaną pracą zawodową albo – na przeciwległym biegunie – odmianą rozrywki.

Jeśli tylko 12,5 proc. wszystkich uprawnionych do głosowania kieruje się racjonalnie definiowanymi interesami, to – w sytuacji, w której w kampaniach wyborczych olbrzymią rolę odgrywają media elektroniczne – małe są szanse na racjonalizowanie polityki. Z upływem czasu wybory będą coraz bardziej przypominały mecze piłkarskie, oglądane przez kibiców opisanych przez Roberta Lewandowskiego.

Dotykamy tu kwestii o fundamentalnym znaczeniu dla oceny efektywności demokratycznego systemu wyłaniania władz państwowych i samorządowych. Jeśli 50 proc. uprawnionych żyje poza polityką, jeśli jedna trzecia uprawnionych kieruje się emocjami i religijnym stosunkiem do partii politycznych, a tylko u ok. 10 proc. uprawnionych decydują świadomie określone interesy, to fundament, na którym posadowiono ustrój demokratyczny w Polsce, jest mało stabilny.

Przedstawiony tu model dość wiernie opisuje rzeczywistość wyborów prezydenckich, europejskich, sejmowych i sejmikowych. Odbiega natomiast w sposób istotny od wyborów w powiatach i gminach. Można domniemywać, że w powiatach i gminach znacznie mniejszy odsetek wyborców kieruje się emocjami. Większą rolę odgrywają wiedza o kandydatach oraz ich związki z różnymi interesami lokalnymi. Nie przypadkiem więc samorządy gminne są perłą w koronie samorządu terytorialnego w Polsce.

Nie znam publikacji, które z takiej lub podobnej perspektywy opisywałyby sytuację w innych krajach. Z doniesień prasowych po ostatnich wyborach europejskich można wywnioskować, że w żadnym innym kraju nie doszło do tak dramatycznej polaryzacji wyborców. Kłopot w tym, że wynik, który świadczy o patologii sceny politycznej w Polsce, przedstawiciele obu głównych obozów przedstawiają jako swój polityczny sukces. A wtórują im w tym zarówno profesorowie, jak i dziennikarze.

Kiedyś w jakiejś książce natknąłem się na stwierdzenie, że demokracja wedle Platona jest ustrojem dla społeczności, które liczą około 5 tys. mieszkańców. Podzielam ten pogląd, bo w społeczności liczącej 5 tys. osób zdecydowana większość zna siebie nawzajem. W takiej społeczności jest zapewne zdecydowanie więcej „wyborców” niż „wyznawców”. Nie powinno zatem dziwić, że w gminach wiejskich i w małych miastach samorządy mają się zdecydowanie lepiej niż w wielkich miastach i województwach.

Prof. Zbigniew Pełczyński napisał kiedyś, że dla dobrego funkcjonowania demokracji nie jest konieczna aktywność wszystkich obywateli. Wystarczy, jeśli ok. 10 proc. uprawnionych uczestniczy w wyborach w sposób świadomy i kompetentny. Z przedstawionego wyżej szacunku wynika, że Polska znajduje się blisko takiego standardu. Podana tu krytyczna ocena naszych wyborców może być zatem podważona.

Trudność znajduje się natomiast w innym miejscu. Obserwując i analizując publiczne dyskusje o polityce, politykach i wyborcach, można stwierdzić, że ich tematyka i poziom dostosowany jest do poziomu „wyznawców” dwóch największych „politycznych religii”. Programy te nie odpowiadają zainteresowaniom „wyborców”, którzy podejmują decyzje, kierując się wieloma – częściowo różnymi, a częściowo uzupełniającymi się – interesami, w tym także interesem państwa jako całości.

.Przekazy medialne wzmacniają emocje wyznawców największych „politycznych religii”, ale nie pogłębiają kompetencji mniej licznych, lecz znacznie ważniejszych dla kształtowania składu władz, bo świadomych uczestników gry politycznej.

Michał Strąk

Tekst ukazał się w nr 62 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze” [PRENUMERATA: Sklep Idei LINK >>>]. Miesięcznik dostępny także w ebooku „Wszystko co Najważniejsze” [e-booki Wszystko co Najważniejsze w Legimi.pl LINK >>>].

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 24 lipca 2024