W wyborach strata jest dla społeczeństwa dotkliwsza niż zysk
Uwarunkowania historyczne, kulturowe i społeczne w poszczególnych regionach kraju są na tyle silne, że niwelują wpływ działalności prospołecznej rządzących – pisze prof. Piotr DŁUGOSZ
.Wybory parlamentarne za nami. W różnych miejscach pojawiają się próby wyjaśnienia decyzji podjętych przez Polaków. Werdykt, który wydali wyborcy, nie jest łatwy do oceny i interpretacji. Z jednej strony PiS wygrał po raz kolejny, uzyskując najwięcej głosów wśród osób uprawnionych do głosowania, tj. 7 640 854 głosy, co dało poparcie na poziomie 35,38 proc. Z drugiej strony partie opozycyjne wespół zdobyły ponad 11,5 mln głosów (KO, TD, Lewica), co umożliwia im tworzenie nowego rządu. Partia dotychczas rządząca, mimo teoretycznego zwycięstwa, w praktyce musi pogodzić się z porażką.
W przestrzeni publicznej pojawiają się głosy, że można było temu zapobiec poprzez zmianę strategii. Zamiast wzmacniać polaryzację, należało się zająć niezdecydowanymi albo tymi, którzy lokowali się w centrum. Inni twierdzą, że wyborcy nie są wdzięczni i nie docenili programów socjalnych, odsuwając rządzących od władzy. Pojawiają się też opinie, że Prawo i Sprawiedliwość było z góry skazane na porażkę za sprawą silnego przekazu antypisowskiego w mediach, a szczególnie mediach społecznościowych. Wspomnieć należy też o kontestacji młodzieży, która przechyliła szalę zwycięstwa na rzecz partii opozycyjnych. Procesy demograficzne są nieuchronne. Wymieranie starszych wyborców i wchodzenie w wiek wyborczy pokolenia TikToka również działały na niekorzyść rządzących.
Mimo wszystko należy stwierdzić, że przy uwzględnieniu szerszych uwarunkowań – pandemii, wojny na Ukrainie, inflacji, zmasowanego ataku wewnętrznych oraz zewnętrznych wrogów, silnego przekazu antypisowskiego mediów wspierających opozycję – wynik uzyskany przez Prawo i Sprawiedliwość jest imponujący. Uzyskanie najwyższego wyniku wyborczego po raz trzeci z rzędu i w takich warunkach jest nie lada wyczynem. W stosunku do pierwszego zwycięstwa w 2015 r., kiedy PiS uzyskał 5 711 687 głosów (niemal 38 proc.), obecny wynik nie jest zły. Jednakże w odniesieniu do wyborów z 2019 r., podczas których PiS uzyskał wysokie poparcie (8 051 935 głosów, niemal 44 proc.), strata wyborców jest już pokaźna (około 400 tys. osób przy zwiększonej frekwencji). Część wyborców mogła w międzyczasie umrzeć, a podczas pandemii częściej umierali starsi. Część mogła po prostu wycofać swoje poparcie i poprzeć inne obozy polityczne.
Myślowy eksperyment
.Proponuję eksperyment myślowy. Przyjmijmy, że PiS nie zrealizował w mijającej kadencji Sejmu żadnego ze swych postulatów; nie uczynił nic poza rutynowymi działaniami wynikającymi z tytułu sprawowania władzy. Czy wynik wyborów odbiegałby znacznie od uzyskanego 15 października? Prawdopodobnie nie. Na mapie Polski z podziałem na okręgi widać wyraźnie, że PiS uzyskał największe poparcie na wschodzie i południu, czyli w dawnej Galicji i Kongresówce, tak jak miało to miejsce we wszystkich wyborach od 1989 r. Ta część Polski tradycyjnie głosuje na partie konserwatywne i prawicowe. Zachód kraju popiera zaś siły liberalno-lewicowe. Jesienne wybory parlamentarne 2023 roku nie były w tym kontekście ewenementem, choć są wyjątki od reguły, np. wynik Kacpra Płażyńskiego, deklasującego rywali w bastionie Platformy Obywatelskiej na Pomorzu – przypadek wart szczegółowej analizy, wskazujący, że przełamanie niekorzystnych uwarunkowań jest możliwe.
Wyobraźmy sobie jeszcze sytuację odwrotną. Przyjmijmy, że za rządów PiS każdy Polak otrzymałby np. samochód. Czy mapa wyborcza zmieniłaby się w sposób zauważalny, a ludność dużych miast głosowałaby z wdzięczności na Prawo i Sprawiedliwość? Z dużym prawdopodobieństwem można założyć, iż zmiana byłaby jedynie kosmetyczna. Wynika to z faktu, że uwarunkowania historyczne, kulturowe i społeczne w poszczególnych regionach kraju są na tyle silne, że niwelują wpływ działalności prospołecznej rządzących.
Społeczna niewdzięczność
.W wielkim błędzie są ci, którym wydawało się, że efekty polityki społecznej rządu zostaną docenione i przełożą się na wysokie zwycięstwo partii rządzącej, tak jak to miało miejsce na Węgrzech, gdzie Fidesz wiosną uzyskał 53 proc. głosów. Gdyby mechanizm wdzięczności społecznej działał, należałoby się spodziewać wyraźniejszego niż przeciętne zwycięstwa PiS w okręgach, gdzie w tej kadencji zrealizowano inwestycje rządowe mające służyć lokalnej społeczności. Tymczasem w powiecie elbląskim – znanym w kraju za sprawą przekopu Mierzei Wiślanej – PiS uzyskał 35 proc. głosów (w 2019 r. 42 proc.), KO 33 proc., TD 15 proc., Nowa Lewica 8 proc. W samym Elblągu wygrała KO, notując poparcie na poziomie 40 proc., PiS uzyskał 29 proc. (w 2019 r. 36 proc.), TD 13 proc. i Nowa Lewica 11 proc. W pierwszym przypadku suma głosów opozycji wyniosła 56 proc., w drugim 64 proc. W Świnoujściu – gdzie uruchomiono podziemny tunel mający ułatwić mieszkańcom życie, wygrała KO z wynikiem 41 proc. PiS uzyskał 26 proc. (w 2019 r. 30 proc.), Nowa Lewica 15 proc., TD 10 proc. Opozycja uzyskała poparcie 65 proc. W gminie Bogatynia – gdzie znajduje się Kopalnia Węgla Brunatnego Turów – zwyciężył PiS z wynikiem 39 proc. (w 2019 r. 43 proc.), mniej głosów zyskała KO – 30 proc., Nowa Lewica – 11 proc. i TD – 8 proc. Łącznie opozycja uzyskała 49 proc.
Z przywołanych danych wynika, że mimo poczynionych inwestycji partia rządząca nie tylko nie odniosła we wskazanych okręgach spektakularnego zwycięstwa nad opozycją, ale w każdym z nich straciła część poparcia w stosunku do roku 2019. Dlaczego tak się stało? Odpowiedzi na to pytanie udzielić można, odwołując się do teorii niewdzięczności społecznej Janusza Czapińskiego, wedle której odbiór przemian po 1989 r. jest w polskim społeczeństwie niesymetryczny. Ci, którzy zyskują na zmianach, wykazują niewielką wdzięczność rządzącym, upatrując poprawy warunków życia w swoich własnych działaniach. Natomiast ci, którzy na zmianach stracili, zrzucają winę za pogorszenie swych warunków bytowych na autorów reform, czyli rządzących. Co istotne, ludzie w sposób znacznie silniejszy i bardziej emocjonalny przeżywają zmianę na gorsze.
W tym kontekście nie tylko błędy popełnione przez władzę, ale też czynniki zewnętrzne, jak np. pandemia COVID-19 czy wybuch wojny na Ukrainie, działały na niekorzyść obozu rządzącego. Wprowadzenie rozmaitych programów socjalnych przyniosło zaś efekt odwrotny do zamierzonego, ponieważ część społeczeństwa, określająca się jako klasa średnia, poczuła się z ich powodu zagrożona. Jeśli klasa niższa uzyskała wyższy status za sprawą otrzymywanych świadczeń, to jednocześnie klasa średnia – w swym własnym mniemaniu – uległa deklasacji. Co prawda jej członkowie również pobierali świadczenia społeczne, jednakże w przeciwieństwie do biedniejszej części społeczeństwa uważali, że na nie zasługują, gdyż sami finansują ową pomoc z podatków. Programy takie jak 500+ utożsamiono z „rozdawnictwem” i „wspieraniem patologii”, co przełożyło się następnie na stosunek klasy średniej do obozu politycznego, który je wprowadził, tj. Prawa i Sprawiedliwości.
Brak społecznej wdzięczności związany jest również z habituacją, czyli przyzwyczajeniem. O ile w pierwszej kadencji PiS (lata 2015–2019) program 500+ i kilka innych świadczeń socjalnych były zupełną nowością i stanowiły poważny atut w uzyskaniu wysokiego poparcia przez rządzących (PiS uzyskał 42 proc.), o tyle w latach 2020–2023 siła świadczeń socjalnych zmniejszyła się za sprawą ich spowszednienia. To z kolei znalazło odzwierciedlenie w ostatnich wyborach.
.Zastanawiając się nad wynikami wyborów z dnia 15.10.2023 r., warto pamiętać, że wpływ na decyzje wyborców miał szereg rozmaitych czynników. Trzeba tu wziąć pod uwagę nie tylko mechanizm społecznej niewdzięczności, ale też zmęczenie polaryzacją i chęć stonowania negatywnych emocji, które w czasie kampanii sięgały zenitu. Głównym beneficjentem tej sytuacji stała się Trzecia Droga. Podobnych czynników jest więcej – np. wysoka frekwencja oraz wyjątkowe zaangażowanie młodych, których PiS pominął w swojej kampanii.
Podczas 8 lat rządów PiS wysoko zawiesił poprzeczkę w zakresie świadczeń socjalnych. Czas pokaże, czy kolejne rządy podążą tą samą ścieżką. Historia dowodzi, że rewolucje wybuchają częstokroć nie wtedy, kiedy panują permanentny ucisk i bieda, lecz dopiero wówczas, gdy sytuacja chwilowo się poprawia, a następnie ponownie pogarsza. Ludzie bardziej odczuwają stratę niż zysk. Strata rozpala silne emocje o destrukcyjnym charakterze.