E-booki i audiobooki z publicznej biblioteki
E-booki i audiobooki w bibliotekach publicznych powoli stają się normalnością. Początki jednak były bardziej niż trudne. Bo jak to jest, że przychodzi czytelnik i chce wypożyczyć coś, czego nie widać? A bibliotekarz zastanawia się, jak wypożyczyć coś, czego nie można dotknąć, skatalogować i opisać? – pisze Mikołaj MAŁACZYŃSKI
Dziś blisko 700 bibliotek oraz ich filii ma możliwość wypożyczenia swoim czytelnikom e-booków i audiobooków. Legimi – dostawca tej usługi – obecny jest we wszystkich województwach, w niemal każdym mając za partnera nie tylko pojedyncze placówki, ale przede wszystkim potężne konsorcja skupiające ich od kilku do ponad stu. To jednak dopiero początek drogi w propagowaniu książki w formatach cyfrowych. Z oferty korzysta ponad 30 000 czytelników, podczas gdy aktywnych kart bibliotecznych w Polsce mamy 6 milionów.
Biblioteki publiczne nie od dziś poszerzają swoją ofertę o usługi świadczone za pomocą nowych technologii. Katalogi online z roku na rok udostępnia coraz więcej podmiotów (w 2019 r. było ich 5665, czyli o 4,9 proc. więcej niż w 2018 r.). Według raportu GUS dostęp do licencjonowanych zbiorów (książek i czasopism elektronicznych, baz danych i innych zbiorów elektronicznych) umożliwiało 2011 książnic.
Jednak kiedy w 2015 roku startowaliśmy z projektem skierowanym do bibliotek, w pierwszych kilku miesiącach udało się nam podpisać ledwie kilka umów. Byliśmy w tej branży pionierami innowacyjnej usługi abonamentowej, o półtora roku wyprzedzającej giganta – firmę Amazon. W Polsce nie było jeszcze Netflixa, a o Spotify słyszeli nieliczni. Nic więc dziwnego, że zaprezentowanie nowej usługi było trudne i wymagało determinacji. Podczas prezentacji dokonywanych w bibliotekach proponowaliśmy publikacje elektroniczne dostępne nie na nośniku fizycznym czy nawet w formie plików pobieranych na biblioteczne komputery, lecz dostępne w chmurze. Współpracująca z nami instytucja nie musi bowiem instalować żadnego oprogramowania, a jedynym narzędziem kontaktu z platformą pozostaje panel administracyjny bibliotekarza. Z perspektywy czytelnika również punktem styku jest aplikacja – przyjazna i łatwa w obsłudze, ta sama w przypadku każdej biblioteki, co zmniejsza poziom skomplikowania i zachęca do skorzystania. Rozwiązanie to było pewnym novum wybiegającym w przyszłość, dziś jednak zaproponowana wtedy koncepcja wpisuje się w obowiązujące powszechnie standardy.
Kilkudziesięcioprocentowe wzrosty wszystkich parametrów biznesowych rok do roku – jak liczba współpracujących bibliotek, grono korzystających z platformy czytelników czy przychody ze sprzedaży usługi – to zasługa świetnie ocenianego produktu: niezawodnej i oferującej wszechstronne możliwości aplikacji, prostoty obsługi platformy po stronie bibliotekarza oraz last but not least jakości katalogu. Współpracuje z nami blisko 400 oficyn, bez kilku wyjątków najpoważniejszych wydawców książkowych bestsellerów. Ich nowości już w dniu premiery pojawiają się na czytelniczych półkach Legimi.
Biblioteki, z uwagi na swoją powszechność i nieodpłatność, w mojej ocenie odgrywają kluczową rolę w przeciwdziałaniu piractwu. Narażone na nie są przede wszystkim tytuły nowe, głośne premiery i bestsellery. Żyjemy w takich czasach, że jako konsumenci, także konsumenci kultury, nie chcemy czekać na dostęp do najnowszego filmu z naszym idolem w roli głównej czy nagłaśnianą w mediach książkę ulubionego autora. Kiedy wychodzi kolejny kryminał np. Remigiusza Mroza, celem, który stawiamy sobie jest to, by dokładnie tego dnia mógł trafić na półki naszych użytkowników w bibliotece. Ten poziom dostępności nie był dotychczas osiągalny często dla wydań drukowanych. Ale internet wymaga takiej szybkości działania, jeśli cel, którym jest wzrost czytelnictwa i przeciwdziałanie piractwu, ma być osiągnięty.
Na koniec stycznia br. liczba dostępnych dla czytelników bibliotek e-booków przekroczyła 63 000, a audiobooków 4700. Wśród nich są łączące charakterystykę obydwu formatów synchrobooki, czyli książki, w przypadku których czytelnik w dowolnym momencie może przełączać się między wersją tekstową a czytaną przez lektora. Aplikacja zapamiętuje bowiem ostatnie czytane lub słuchane miejsce w książce i od tego miejsca oferuje kontynuowanie lektury.
Czytelnik pragnący skorzystać z usługi Legimi dla bibliotek powinien zgłosić się do placówki, w której posiada ważną kartę czytelniczą. Tam otrzymuje kod dostępowy, który po dokonaniu aktywacji, założeniu konta w Legimi i pobraniu bezpłatnej aplikacji daje możliwość korzystania z zasobów platformy przez 30 dni. Po upływie tego czasu należy zgłosić się do biblioteki po nowy kod. Czytać i słuchać można na dwóch urządzeniach, takich jak czytnik e-booków, smartfon, tablet lub komputer. Do siedmiu dni bez połączenia z internetem (po upływie tego czasu należy przejść na tryb online). Z punktu widzenia bibliotekarzy najistotniejszy jest fakt, że każdy tytuł w jednym czasie może czytać dowolna liczba użytkowników, a obsługa administrowania usługą sprowadza się do generowania kodów na kolejne miesiące zawieranej na rok umowy. Podpisując ją, biblioteka decyduje się na zakup dostępu do katalogu publikacji elektronicznych liczonego w kodach czytelniczych lub stronach w e-bookach i audiobookach (do wyboru jest kilka wariantów cenowych).
Większość bibliotekarzy zgodnie twierdzi, że nim nastał lockdown i związane z nim ograniczenie fizycznego wypożyczania zbiorów, po kody do Legimi już od rana pierwszego dnia miesiąca stały kolejki. W wielu bibliotekach odnotowano natomiast wzrost liczby zapisów. Czytelników zwabiła bowiem możliwość skorzystania z usługi znanej im z rynku komercyjnego. Mówimy wciąż jednak o maksymalnie setkach użytkowników w największych placówkach. Zrozumiałym krokiem części bibliotek w obliczu zwiększonego zainteresowania ofertą cyfrową była zatem chęć zapewnienia większej puli kodów dostępu. Bywało, że wydawane zdalnie (po dokonaniu niezbędnej weryfikacji tożsamości czytelnika) rozchodziły się po kilkunastu minutach od uruchomienia zapisów.
Z punktu widzenia środowiska wydawniczego nie bez znaczenia pozostaje także fakt, że koncept wypożyczeń bibliotecznych stanowi „prawdopodobnie najlepszą” alternatywę dla piractwa książkowego, z którym borykają się niemal wszyscy uczestnicy tej branży. Nic zatem dziwnego, że usługę rozwiązującą ten problem chętnie wspierają organizatorzy bibliotek z budżetów samorządowych, finansując jej zakup i traktując to jako pewną i bezpieczną inwestycję w kompetencje kulturowe mieszkańców.
Największą trudnością, z jaką się zmagamy, jest znalezienie balansu pomiędzy możliwościami finansowymi bibliotek a utrzymaniem status quo, jeżeli chodzi o wynagrodzenia dla wydawców za przeczytane książki elektroniczne, które paradoksalnie kosztują nas kilkakrotnie więcej niż ich drukowane odpowiedniki w przeliczeniu na jedno wypożyczenie. Zdajemy sobie sprawę, że usługa ta nie należy do najtańszych, z drugiej jednak strony dostrzegamy godne uznania podejście instytucji państwa do wspierania naszych książnic w ułatwianiu im zakupu dostępu do takich usług jak właśnie Legimi dla bibliotek. Pamiętajmy też, że bez przychylności i zadowolenia twórców i wydawców ten obszar w kolejnych latach nie będzie się rozwijał tak dynamicznie, jak powinien, by stawić czoła innym, łatwiejszym w odbiorze formom rozrywki, np. streamingowi video czy grom komputerowym.
Mikołaj Małaczyński