Nadija SAWCZENKO: Opiszę wam moją głodówkę

Opiszę wam moją głodówkę

Photo of Nadia SAWCZENKO

Nadia SAWCZENKO

Ukraińska lotnik lotnik nawigator bombowca Su-24 i śmigłowca bojowego Mi-24. Pojmana przez separatystów na wschodzie Ukrainy, aresztowana przez Rosjan i oskarżona o udział w zabójstwie obywateli rosyjskich. W więzieniu rozpoczęła strajk głodowy. Bohater Ukrainy. Posłanka do Rady Najwyższej.

Głodówkę 13 grudnia 2014 roku rozpoczęłam na znak protestu przeciwko złej obsłudze medycznej w SIZO-6 w Moskwie. Miałam ostre zapalenie ucha, którego nie mogli odpowiednio wyleczyć. Nie mieli nawet lekarza otolaryngologa. І doprowadzili do chronicznego bólu i utraty słuchu w 40–60 procentach. Później oczywiście wezwali lekarza specjalistę ze szpitala cywilnego w Moskwie i wyleczyli mnie. Słuch powrócił, ale wtedy wściekłam się na kłamliwy Komitet Śledczy FR і haniebny sąd, i rąbnęłam głodówkę do zwycięskiego końca!

Spróbuję opisać, jak moja głodówka wyglądała. Etap po etapie, szczegółowo.

Od razu, kiedy w więzieniu ogłaszasz głodówkę, zaczynają cię kontrolować. Wygrzebują jedzenie z celi, dają ci wodę i wrzątek, można stosować witaminy. Na początku Vitrum, po którym na ogół mdli, bo podrażnia żołądek. Teraz piję „АЕvit”. Jest na żelatynie, dlatego organizm, który głoduje, łatwo go toleruje.

Później pozwolili mi kupować wodę mineralną, niesłodką. Od niej niekiedy też już mdli. W czterdziestym dniu pozwolili mi wypić herbatę bez cukru. Ustalili, że herbata ma dwie kalorie w stu gramach i nie jest jedzeniem. Teraz już moje menu jest różnorodne: woda, woda mineralna, herbata bez cukru.

Przy rozpoczęciu głodówki ważyłam 75 kilo. Ważą mnie codziennie. Codziennie też mierzą ciśnienie i pobierają krew z palca, żeby zmierzyć poziom cukru. Na palcach już nie ma żywego miejsca i krwi w nich też nie ma. Codziennie mierzą temperaturę. I żyjesz pod takim nadzorem i z założonym formularzem w karcie medycznej (więziennej), w którym rejestrują twoje parametry.

Zdarza się, że wzywają ze szpitala miejskiego „barbuchajkę” (karetkę pogotowia z psychiatryka) z brygadą lekarzy. Przyjechali, nie wiem czemu nie przytaszczyli jeszcze z sobą wiązania (to trzy metry szerokiego sznura z tkaniny, który wykorzystuje się go jako kaftan bezpieczeństwa, bo ten niby nie jest humanitarny. A wiązanie, kurwa, humanitarne!). Wypytali mnie, dlaczego ogłosiłam głodówkę i czy nie jest to mój sposób na samobójstwo. A jaki dureń będzie sam siebie tak męczyć?! Brakuje szybszych metod rozliczenia się z życiem?! Wyjaśniłam im przyczynę, uspokoili się. Widzą, że nie jestem ich „klientem”.

– Do nas do szpitala nie chcecie?

– Do psychiatryka? Nie, dziękuję, nie chcę. Nie sądzę, żeby u was było lepiej niż w więzieniu.

Pojechali. Na darmo ich tylko wzywali…

.Mój organizm zareagował standardowo: trzeciego dnia żołądek się zamknął i przez dwa tygodnie nie chciał jeść. Było to dość łatwe, wagi prawie nie utraciłam. Na zapachy i wygląd jedzenia, które w więzieniu nadal proponują mi trzy razy dziennie (taki tryb, po prostu wyszukane tortury), organizm reaguje spokojnie, jedzenie odbiera jak obrazek.

W trzecim tygodniu zaczyna się chcieć jeść. Organizm zaczyna zjadać się sam. W każdym tygodniu traci się pół do kilograma dziennie. Dalej znowu dwa tygodnie ciszy i waga przestaje spadać. Można wytrzymać!

Ale analizy pokazują lekarzom co innego… Ogólne wyniki krwi z żyły i moczu robione są co tydzień і tam wyłazi coś jeszcze: aceton, zaburzenia składu krwi і różne inne nieprawidłowości w organizmie. Ja tego nigdy nie odczuwam. Kiedy czuję słabość, mdłości czy lekkie zamroczenie, po prostu przestawiam organizm na nowy poziom istnienia, na którym będzie musiał dalej funkcjonować. Wygląda to mniej więcej tak, jak likwidujesz dewiację (*red. odchylenie od prawidłowego kierunku lotu), lecąc samolotem czy helikopterem: w mechanizmie do korekty magnetycznej stopniowo wokół podkręcasz wszystkie śrubki po kolei, żeby nie przekręcić którejś z nich za mocno i nie zrzucić mu „głowy”. Identycznie postępuję ze sobą! Wprowadzam organizm na nowy etap istnienia i żyję!

Jeśli nie głodowałabym tyle, nigdy nie przestawałabym palić. Zwykle paliłam po paczce, dwie, czasem po pół paczki dziennie i tak jest dalej. Mój organizm po prostu potrzebuje nikotyny! Palę od szesnastego roku życia i nigdy nie chciałam rzucić. Pewnego razu założyłam się, że przez miesiąc nie będę palić. Wytrzymałam bez żadnych problemów i stresów, lekko. Po prostu skierowałam uwagę na inne rzeczy. Czymś przecież zajmowałam się w dzieciństwie, kiedy nie paliłam… Przypomniałam sobie, jak to było. Wystarczało mi silnej woli. Ale rzucić palenia nie chcę. W życiu i tak jest niewiele radości, a palenie to ulubione moje przyzwyczajenie. Moja filozofia, która daje mi zadowolenie!

Następnie polubiłam programy kulinarne w telewizji. To nie masochizm. Po prostu w Russia ТV tak czy inaczej niczego mądrego nie pokazują! А tak, chociaż skorzystałam: nauczyłam się gotowania wielu potraw, poznałam ciekawe przepisy z kuchni różnych narodów. Wyobrażam sobie, że jak wyrwę się na wolność, zbiorę przyjaciół i ugotuję im smaczną kolację! Moje ulubione programy to „Оbiady z Dżemmi w 15 minut” na kanale „Domowym” i „Smacznie” na kanale „360°”.

.Co zjadłam? Przez czterdzieści dni głodówki w SIZO-6 jadłam dwa razy: pierwszy raz na więziennym spacerniaku. Istnieje swoista więzienna kultura i wzajemna zekowska pomoc, o której już pisałam. W skrytkach zazwyczaj zostawia się papierosy i zapałki dla tych, którzy nie mają paliwa. Sama też zostawiałam, jak miałam nadmiar, i korzystałam z takich skrytek, kiedy była bieda. Pewnego dnia w dolnej skrytce znalazłam cukierki. Było tam sześć „cmoktaczy” „Diuszes”. Zjadłam jednego, na więcej nie miałam ochoty. Na zapas też nie wzięłam – może jeszcze ktoś zechce. Drugi raz, kiedy sprzątałam w celi i na dolnej półce pod stołem, gdzie kiedyś trzymałam chleb dla gołębi, znalazłam pół garści okruchów chleba (jak to możliwe, że strażnicy tych okruchów jeszcze nie wygrzebali!). Zjadłam je! І nie dlatego, że chciałam jeść, lecz dlatego, że po prostu nie mogłam ich wyrzucić, a ptaki już nie przylatywały… W tej garści z półki wygrzebałam też jedną zaschniętą kulkę kawioru. Przed Nowym Rokiem kupiłam czerwony kawior w sklepie więziennym, myśląc, że w święto zjemy go z moją towarzyszką z celi i tak poświętujemy! Nowego Roku nie miałam… Kulka musiała spaść wcześniej z kanapki). Wrzuciłam ją pod język i rozkoszowałam się smakiem… To całe jedzenie w ciągu czterdziestu dni.

Po czterdziestym dniu lekarze SIZO-6 zaczęli się martwić. Moje wyniki im się nie podobały. A mi nie podobało się moje porwanie i nielegalne uwięzienie. I nie przerywałam głodówki… Zrobili mi po raz pierwszy USG, które pokazało kamienie w lewej nerce, dwa po półtora–dwa milimetry, płytki osadowe w woreczku żółciowym. W nerkach to drobiazg, wymywają się і te do centymetra same wychodzą. Jak powiedzieli, przy mojej „wrażliwości” nawet ich nie odczuję, tylko bok zaboli. А jeśli w woreczku żółciowym kamienie będą, to trzeba je usunąć razem z woreczkiem! To już faktycznie problem, że nie można się ich pozbyć w naturalny sposób. Ale jest jeszcze czas. Lekarz, który robił mi USG, był wesoły i przyjemny, cytował mi na pamięć Szewczenkę i Łesia Poderwiańskiego. Mówił, że jego matka jest Ukrainką i nauczyła go, jak trzeba kochać Ukrainę.

Żeby wzmocnić mój organizm, wprowadzili leki dożylne: glukozę, roztwór fizjologiczny z witaminami С, В6, В12. Zrobili sześć kroplówek, po jednej dziennie lub co drugi dzień. Wlewali po pół do litra płynu. Odczucie ohydne. Lepiej by było bez kroplówki. Ale przyzwyczaiłam się, bo inaczej by się nie odczepili. Z lekarzami w SIZO-6 żyłam w zgodzie. Nie byli tacy źli, po prostu mieli nerwową robotę. W czterdziestej ósmej dobie, kiedy zrozumieli, że nie przerwę głodówki, a kroplówkami mnie nie uratują, zabrali mnie do „szpitalika” w SIZO-1 w Moskwie. Przeżegnali się i westchnęli z ulgą, że pozbyli się takiego „elitarnego” więźnia. Bardzo nie chcieli, żebym zdechła na ich działce. Głodujących zeków nikt nie lubi. Niepotrzebne problemy. A jeszcze takiego „szczególnie niebezpiecznego przestępcy”, jak ja?! Istna kara boża!

Co było najcięższe podczas głodówki? Patrzeć wróblom w oczy! Przyzwyczaiły się, że dokarmiam je przez kraty chlebem, ciastkami i później co rano przylatywały, i robiły raban, jakby pytały: „Czemu nie karmią?!”. А ja nie wiedziałam, gdzie oczy ze wstydu schować. Chowałam się za szafkę, bo sama już nie miałam co jeść… Później się odzwyczaiły i poleciały do innych krat, gdzie karmią… Odpowiadamy za tych, których przygarnęliśmy…

.Pięćdziesiąty dzień głodówki. SIZО-1 nie przypomina szpitala. Więzienie to więzienie. Moja cela jak zawsze po remoncie. I jak zawsze, patrzą w niej na mnie dwie kamery wideo. Potrójne kraty w oknie! King-Konga można tak przetrzymywać! Tylko prysznic w celi uszczęśliwia. Kiedy głodujesz, woda jest bardzo ważna. Pić trzeba nie mniej niż dwa litry dziennie. Skóra bardzo wysycha i łuszczy się. W SIZО-6 prysznic był raz na tydzień, 15 minut. W SIZO-3 w Woroneżu też. Dlatego liniałam jak dziki pies i skóra złaziła mi płatami. Teraz kąpię się dwa razy dziennie i nacieram oliwką „Johnson Baby”. To trochę przynosi ulgę, chociaż drapię się jak zapchlona. Lekarze codziennie mnie badają. Zaczęli mnie już oglądać nie tylko rano, ale też wieczorem, i ciągle pytają:

– Mocz normalnie?

– Zwyczajnie! Ile wypiłam, tyle wyszczałam!

– Stolec jest?

– Jaki tu stolec?! Czym srać?! Nie jem nic już od pięćdziesięciu dni.

– Оj, niedobrze!

Dali mi coś na przeczyszczenie і tutaj poznałam, co to hemoroidy! Oj, nieprzyjemna sprawa… Myślałam, że zanim się załatwię, cała odbytnica mi wypadnie! Lepiej, żebym jeszcze przez kolejne pięćdziesiąt dni do toalety nie chodziła! Chociaż jakieś „gówniane” podkarmienie dla organizmu było, ale niezbyt korzystne. Ankietowali mnie dalej:

– Miesiączka jest?

– Jest, szlag by ją trafił! Lepiej, żeby nie było, bo to tylko kłopot!

– Оj! Co wy! Jak będą już zaburzenia hormonalne, to źle!

.W trzecim miesiącu, po siedemdziesiątym dniu głodówki w krytycznych dniach w moim organizmie nie wystarczyło już krwi… No i dobrze, jeden problem z głowy! Znowu wezwali psychiatrę. Dzięki Bogu, że nie „barbuchajkę” z psychobrygadą… Przyjechał z „Butyrki” (to więzienie w Moskwie z wewnętrznym szpitalem psychiatrycznym, SIZO-2). Od razu mi się nie spodobał. Nie lubię takich mizernych, nijakich mężczyzn. Nie dość, że ukrainofob, to jeszcze nienawidzący kobiet! Ładnych kobiet nie lubi dlatego, że nigdy nie zwracają na niego uwagi, a mądrych, bo zawsze pokazują mu, gdzie jego miejsce! Z tych samych przyczyn nie spodobałam mu się i ja. Te same pytania, te same odpowiedzi…

– No, ja nie wiem, jak to jest być dowódcą… Mieć ludzi za plecami… – mówi z krzywym uśmiechem. – Ale nie chciałbym was u siebie w szpitalu… Nie chcę tych wszystkich błysków aparatów fotograficznych, uwagi prasy…

Nadia_cover_front1– Nie bójcie się, lekarzu. Nie wyląduję w waszym szpitalu.

– Po prostu nie rozumiecie siebie! Nie wiecie, co jest wam faktycznie potrzebne! Na następnym spotkaniu nauczę was rozumieć siebie i pojąć, co jest dla was ważne!

No to, kurwa, przejebane! Jeszcze jajko kury nie uczyło! On mnie nauczy! Najpierw siebie zrozum!………

Nadija Sawczenko
Fragment książki „Nadia. Więzień Putina”, wyd.”Od deski do deski”, 2016. POLECAMY E-BOOK I PRINT: [LINK]

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 13 lipca 2016