Natalia MARSZAŁEK, Aleksandra SOWA: Literatura 3.0. Odwrócony efekt motyla. Przyszłość (oby) nieprzyszła Kosika

Literatura 3.0. Odwrócony efekt motyla.
Przyszłość (oby) nieprzyszła Kosika

Photo of Natalia MARSZAŁEK

Natalia MARSZAŁEK

Absolwentka kierunku Bezpieczeństwo Wewnętrzne ze specjalnością bezpieczeństwo systemów i sieci teleinformatycznych. Czyta literaturę fantasy. Kocha Tatry. Pisze prozę.

zobacz inne teksty Autorki

Photo of Aleksandra SOWA

Aleksandra SOWA

Badacz nowych mediów. Z kryptologiem Hansem Dobbertinem w Horst Görtz Institute for Information Security prowadziła jedne z najważniejszych europejskich badań dotyczących kryptologii oraz bezpieczeństwa w dziedzinie technologii informatycznych. Autorka licznych publikacji fachowych. Zajmowała się także m.in. redakcją internetową w ramach „Wahlkampftour” w kampanii wyborczej Gerharda Schroedera.

Ryc.: Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autorki

Rafał Kosik osiwiał. Poza tym wszystko pozostało jak zawsze: czarne spodnie, czarna kurtka, czarny T-shirt. Czarne, bo kultowe, czy czarne, bo praktyczne? Bo o tym, że Rafał Kosik ma praktyczny zmysł, można się dowiedzieć, śledząc jego blog. Autor Felixa, Neta i Niki w przerwach pomiędzy krótkimi ripostami na tematy techniczno-prawno-codzienne, stałą kolumną w Nowej Fantastyce i kolejnymi książkami publikuje na nim praktyczne wskazówki, np. jak zrobić sobie samemu portfel na drobniaki (bilonówkę), jaki plecak jest najfajniejszy i ile w nim można pomieścić lub też jak pomóc sobie kulinarnie w przypadku północnego (midnight) głodu.

Na zdjęciach promujących nową książkę Kosika – po serii młodzieżowej z Niką tym razem znów powieść science fiction dla dorosłych, Różaniec – szpakowaty pan. Reszta Kosika bez zmian. W najlepszej tradycji dystopii tego gatunku Różaniec to mroczna wizja społeczeństwa przyszłości. „Uważasz, że społeczeństwo istnieje wyłącznie dla dobra jednostki?” – pozwala Kosik filozofować profesorom i twórcom sztucznej inteligencji w więzieniu, w którym się przed ową ukrywają. „Uważam, że jedno nie może istnieć bez drugiego. Jeśli zgubimy jednostkę, to podważy sens istnienia społeczeństwa. Bo po co przynależeć do społeczeństwa, jeśli jest wrogie jednostce?”[1]. To dylemat, który zupełnie nie interesuje sztucznej inteligencji (AI), regulującej życie przyszłości w autonomicznym pierścieniu w Warszawie. Każdy jego mieszkaniec jest częścią rankingu, liczba punktów decyduje o jego przydatności, a gdy osiągnie pewien (bliżej nieznany) poziom, ulega eliminacji. Pojawiają się mężczyźni w maskach i zabierają go nie wiadomo dokąd. Eliminacja. Obywatel znika.

Kosikowa g.A.I.a. to starsza siostra amerykańskiego Equifaxa, tyle że obowiązkowa dla każdego obywatela. Coś w rodzaju chińskiego systemu „social credit”[2], który w roku 2020 ma obowiązywać dla każdego obywatela – jednak bez dobrego scoringu nie dostanie się ani miejsca na uniwersytecie, ani nawet legitymacji do biblioteki. Hiperinterwencja. Bez namiętności i empatii g.A.I.a. ocenia najpierw więźniów i recydywistów – później każdego obywatela. Ktoś przeszedł przez park bez oświetlenia? Prowokuje napad, więc jego scoring rośnie o parę punktów. Dziecko jest świadkiem eliminacji swoich rodziców? Jego stan punktów wzrasta. Dzieci, które były konfrontowane z przemocą, statystycznie będą miały tendencję do przemocy jako osoby dorosłe. Polityk przegrał wybory? Ulega eliminacji. Sztuczna inteligencja symuluje, oblicza, antycypuje: „Usuwa pierwszą komórkę rakową, zanim ta się namnoży”[3]. Przy okazji eksterminuje jednostki nieprzystosowane pod pozorem dbałości o porządek publiczny. „Winny czy niewinny to pojęcia, które muszą odejść do lamusa. To można stwierdzić jedynie po fakcie, kiedy do przestępstwa już doszło”[4] – broni systemu jeden z jego twórców. Moralnych polityków zresztą i tak nie ma: „Są tylko mniej lub bardziej zepsuci”[5].

Nie ma wobec tego wątpliwości, że nadrzędnym celem g.A.I.a. jest dobro ludzkości. Choć w Różańcu chroni ona w międzyczasie głównie samą siebie: „Stoję na straży prawa i jest to mój naczelny imperatyw. Każdy, kto mi zagraża, zagraża realizacji moich zadań, więc sprzyja łamaniu prawa. Obronę prawa muszę zacząć od obrony siebie”[6].

Brak empatii i uczuć to gwarancja bezpieczeństwa. „Potrzebujemy zdehumanizowanego zarządzania cywilizacją. Przy kosmicznej skali nie ma miejsca na uczucia. Pozostaje matematyka” – wyjaśnia jeden z twórców sztucznej inteligencji. „g.A.I.a. nie może przejawiać jakichkolwiek cech ludzkich, bo są wśród nich cechy odrażające. A nawet nasze piękne i wzniosłe uczucia potrafią być zabójcze”[7]. Jak dokładnie działa system g.A.I.a., nikt nie wie. Dokumentacja nie istnieje – co 30 lat dane ulegają eliminacji z powodu braku miejsca na ich składowanie. Dlatego też nikt właściwie nie wie, jak tak naprawdę działa pierścień. Jak się go naprawia, o ile się go w ogóle naprawia, i gdzie stoją serwery g.A.I.a. O ile takowe faktycznie istnieją.

Dystopia z happy endem? Takie rzeczy chyba tylko u Kosika. Choć co do przyszłości, to również nie ma do końca pewności, czy ta przyszłość na pewno jest przyszła. To specjalność Kosika – czytając go, trudno jest przestać kombinować. Dziś czy wczoraj? Teraz czy za 90 lat? A może 300 lat temu? W Futurologicznym kongresie Lema elity narkotyzują ludzkość, by mogła sama siebie znieść. U Kosika ludzkość narkotyzuje się sama. Hormonami, nanokrwinkami, manipulowaną komunikacją, a może niczym z tych rzeczy, bo tego też dokładnie nikt nie wie. Dokumentacja zaginęła, wszystko działa automatycznie: „jesteśmy hodowani”, a jeśli coś się zepsuje, pozostajemy „bezradni jak dzieci”[8]. A może życie jest jednak tylko częścią planu genialnej sztucznej inteligencji, która za pomocą nanokrwinek śledzi i ocenia ludzi żyjących w kosmosie – konkretnie w pierścieniach-miastach, nawleczonych na nitkę grawitacji – oraz manipuluje nimi. Życie na Ziemi nie jest już możliwe, są sztuczne populacje-miasta: Warszawa, Monachium itd. Podobno. Ale niekoniecznie, bo wprawdzie istnieje komunikacja pomiędzy nimi, ale nikt jeszcze innego pierścienia nie odwiedził. Jeśli warszawiak regularnie pije przydzielone mu nanonapoje, nie ma potrzeby odwiedzenia Krakowa… Cóż za niedorzeczny pomysł. Bo i po co, skoro można sobie Kraków pooglądać w telewizji.

U Kosika bohaterowie giną, znikają, są manipulowani, porywani, starzeją się i umierają. I gdzie tu pozytywne zakończenie? Jest w tym jednak dobre przesłanie, jak w filmie Jurassic Park: natura znajdzie drogę, by ominąć nałożone restrykcje. „Uczymy się walczyć z przeciwnikiem, który przerasta nas o rzędy poziomów inteligencji”. Np. pod postacią „nuzzlera”, osobnika zarabiającego na życie tym, że potrafi odczytać stan konta w scoringu za pomocą implantatu, i odkrywającego, że dzięki nanorobocikom we krwi jest w stanie oszukać system, a w końcu też zmanipulować liczbę punktów w rankingu – swoim i innych. Lub jego córki, która jest uodporniona na dyktat „zwu”, dzięki któremu można manipulować masami, kazać im chodzić do pracy, spać, jeść papkę zawierającą nanorobociki, wynosić z fabryk różne potrzebne rzeczy itd. „Może jesteśmy jak banalny nowotwór, który zabija genialnego myśliciela”[9] – zastanawia się jeden z bohaterów Kosika. Jak w Jurassic Park dinozaury potrafiły ominąć barierę kontrolowanego rozmnażania się, tak u Kosika mieszkańcy Warszawy znajdują coraz to inne metody, by umknąć nadzorowi. Rewolucja. Która kończy się w punkcie wyjścia. U Kosika nic nie jest oczywiste. A czytelnik nie powinien się zbyt odprężać, myśląc, że już wie, jak się cała historia skończy.

W końcu również eliminacja okazuje się wielką fikcją: „No ale procedury są procedury”[10]. Służy ona wyłuskaniu ze społeczeństwa przymusowych robotników. W katakumbach pierścienia żyje i pracuje druga, podrzędna cywilizacja niewolników produkujących półprodukty dla cywilizacji „na górze” Warszawy. „Góra” nic nie wie o „dole”, utwierdzona w przekonaniu, że produkty pochodzą z kompilatorów. Każda cywilizacja zbudowana jest na barkach zbędnych sił roboczych – brzmi motto najnowszej adaptacji filmowej Blade Runnera. U Kosika to sztuczna inteligencja zgotowała ludziom ten los. Prawdopodobnie. Lecz niekoniecznie.

System hiperinterwencji i nadzoru ma jednak lukę immunologiczną. Kilku jednostkom od lat udaje się unikać eliminacji i pozostawać niewidocznymi dla g.A.I.a. Jednego z nich Rafał Kosik nazwał Sowa. Starzec, nieoficjalny prowodyr „Sprawy” i inicjator ruchu oporu, ukrywający się od lat przed eliminacją, nieistniejący dla scoringu i nadzoru. Prawdopodobnie Kosik właśnie niechcący się do tego przyczynił, by ranking autorki tego eseju w pekińskim systemie „social credit” spadł o sporo punktów. Legitymacji do biblioteki raczej już nie będzie. A jeśli kredytu w banku się nie dostanie, też będzie wiadomo, gdzie szukać winnego – w Różańcu. Nie w przyszłości, ale dzisiaj. Systemy rankingowe funkcjonują od lat, przejęły procesy decyzyjne na podstawie nietransparentnych systemów indykacji i decydują, kto dostanie kredyt, a kto nie, kogo można zrujnować, a kto dostanie kolejną szansę na wybrnięcie z długów. Również jeśli kiedyś ktoś zniknie bez śladu. „Możesz zostać samotniczką. Albo się dostosować”[11] – tą dobrą radą na zakończenie traktuje Kosik jedną ze swych bohaterek. A co będzie z Sową? „Sowa już wygrał swoją grę”[12] – konstatuje Kosik…

Natalia Marszałek
Aleksandra Sowa

[1] Rafał Kosik, „Różaniec”, Powergraph, Warszawa 2017, s. 63. [2] http://www.bbc.com/news/world-asia-china-34592186 [3] Rafał Kosik, op. cit., s. 61. [4] Ibidem, s. 65. [5] Ibidem, s. 316. [6] Ibidem, s. 54. [7] Ibidem, s. 60. [8] Ibidem, s. 363. [9] Ibidem, s. 363. [10] Ibidem, s. 324. [11] Ibidem, s. 508. [12] Ibidem, s. 381.

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 14 stycznia 2018