"Le Petit Journal. Projekt niebanalny"
Kiedy się żyje z dala od swego kraju, niezbędny jest dostęp do informacji o nim. Dlatego też założono w 2001 r. w Meksyku Lepetitjournal.com — dziennik przeznaczony dla ekspatriantów, dostępny w 40 miastach w różnych częściach świata, przekazujący lokalne wiadomości w języku francuskim.
.Dziennik ten jest obecny od 2007 r. w Polsce. Jego celem jest wyjaśnianie bieżących wydarzeń, pomoc w zrozumieniu polskich kodów kulturowych, społecznych i politycznych, ale również wspieranie czytelników w rozwiązywaniu problemów życia codziennego. Proponuje szeroką informację nie tylko francuskim ekspatriantom, ale również miłośnikom języka francuskiego w Polsce i przyjaciołom Polski we Francji. Mówimy o aktualnych problemach politycznych, gospodarczych i kulturalnych, ale również o historii. W naszym dzienniku czytelnik znajdzie także porady dotyczące dnia codziennego i rozrywek w Warszawie. Wielu znanych ludzi dzieli się z nami swymi przemyśleniami w wywiadach.
LePetitJournal.com/Varsovie dociera do coraz większego grona. W 2014 roku mieliśmy 200 000 wejść. Ponad 2500 abonentów otrzymywało codzienny newsletter, a 2000 zostało wpisanych na naszą stronę na Facebooku.
.Ze szczególnym zainteresowaniem odbierane są artykuły „historyczno-liryczne”, jak np. relacja z wizyty generała de Gaulle’a w cukierni Bliklego przy Nowym Świecie, historia miłości Mikołaja Chopina, ojca wielkiego Fryderyka, czy opowieść o Romain Garym z czasów, kiedy nazywał się jeszcze Roman Kacew. Matthieu Rubio, Francuz polskiego pochodzenia żyjący w Warszawie, ukazuje nam Wielką Historię poprzez małe historie dnia codziennego.
Ale najlepszym sposobem pokazania francusko-polskiej przyjaźni i sposobu, w jaki przestawiamy ją w Le Petit Journal, będzie chyba ostatnia opowieść z tej serii, o bohaterze mimo woli, dzielnym, beztroskim i zuchwałym Jeanie Gasparoux.
JEAN GASPAROUX — kiedy Francuz ląduje w samym środku Powstania Warszawskiego
.Duch buntu jest uniwersalny, ale w ciągu całej historii Francuzi i Polacy wykazywali się szczególnym zapałem i szaleństwem w tej dziedzinie, ich samotni bohaterowie pojawiali się znikąd, by zmienić życie jednej lub wielu osób, przebieg bitew czy nawet opinię o narodzie. Jednym z takich ludzi zasługujących na lepsze poznanie jest Jean Gasparoux, uosabiający ducha francuskich outsiderów, działający z właściwą sobie zuchwałością, wielki improwizator.
W kompanii B3 powstańców warszawskich walczył małomówny wąsacz noszący beret z trójkolorową naszywką. Był to Francuz, który nie mówił po polsku, nazywał się Jean Gasparoux. Nazwisko wskazywało na pochodzenie z regionu Owernii, ale tak naprawdę nie wiemy, skąd pochodził ten ekstrawagancki osobnik. Wiemy tylko, że był porucznikiem, lekarzem i spadochroniarzem, że uciekł z oflagu gdzieś na Pomorzu i że ukrywał się w Warszawie… Dołączył do kompanii B3 w pierwszych dniach powstania, ponieważ jej dowódca, Marian Wichrzycki „Szwarc”, mówił po francusku.
.8 sierpnia, kiedy Niemcy szykowali się do ataku na budynek na skrzyżowaniu Puławskiej i Idzikowskiego broniony przez kompanię B3, Jean Gasparoux wyszedł nagle na otwarty teren, pokrzykując coś po francusku, najwyraźniej w celu sprowokowania niemieckiego dowódcy do pojedynku. W tym momencie opowiadania z przyjemnością wyobrażamy sobie obelgi w dialekcie owerniackim wnoszące się pod gorącym letnim niebem… Ale czy Gasparoux był rzeczywiście owernijczykiem?
Nasz bohater umawia się z niemieckim oficerem na pojedynek. Czyn Gasparoux jest desperacki, samobójczy. Cała linia frontu zamiera i dwaj kowboje stają naprzeciwko siebie, ze spluwami za paskiem, w odległości stu metrów.
W samo południe, na środku ulicy, z jednej strony pojawia się francuski spadochroniarz w łachmanach, który niedawno uciekł z obozu, by wrócić do siebie, ponieważ część Francji została już wyzwolona. Z drugiej strony stoi pewny siebie oficer, który pragnie wykazać się brawurą i pokazać swym podwładnym, że jest lepszy od Francuza.
Wszystkie oczy są wbite w pojedynkowiczów, jakby przybyłych z innych czasów. Nikt nie widzi Polaków, którzy ukryci na drugim piętrze budynku przygotowują wielką bombę z granatów i materiałów wybuchowych zdobytych na wrogu.
Niemiec i Francuz pudłują i pojedynek zostaje przerwany. Francuz wraca do braci Polaków, a niemiecki oficer rzuca rozkaz do kontrataku na broniony budynek. Ledwo Niemcy podnoszą się do szturmu, Polacy zrzucają na nich olbrzymią bombę z drugiego piętra. Wybuch ogłusza obrońców na wiele dni, a z Niemców zostają jedynie buty….
.Niecałe trzy tygodnie później, 27 sierpnia, niemiecki czołg wjeżdża w ulicę Czerniakowską od ul. Nowosieleckiej i zaczyna ostrzeliwać barykadę. Polacy, którzy padli na dno okopu, stwierdzają nagle, że ostrzał został wstrzymany. Panuje całkowita cisza. Podnoszą głowy i widzą nieprawdopodobną scenę: Jean Gasparoux wyszedł przed czołgi i tanecznym krokiem przekracza ulicę kręcąc kolorową parasolką i śpiewając „tra-la-la”. Niemcy są zbyt zdumieni, by strzelać.
Jean Gasparoux przeżył Powstanie Warszawskie, pomimo że zachowywał się cały czas jak kapitan Haddock z komiksu „Tintin”, wrzeszcząc na wroga i zmieniając wynik walk, kiedy mu przyszła na to ochota. Przez 63 dni powstania nie został nawet draśnięty. Pod koniec powstania część powstańców przebiera się w cywilne ubrania, by ukryć się w tłumie, ale Jean Gasparoux nie ma zamiaru udawać polskiego cywila! Jego towarzysz broni, Eugeniusz Ajewski, opowiada, że spotkał Francuza po kapitulacji, ciągle dumnie noszącego beret z trójkolorową naszywką… Nie wiemy, co się z nim stało po wojnie, mamy tylko informację, że być może wrócił do Francji.
No więc czy ten sakramencki typ był wyjątkowo odważny, czy szalony? W rzeczywistości łączył te dwie cechy: Jean Gasparoux był Francuzem. To wyjaśnia wszystko…
Matthieu Rubio
Pauline de Bodman i Laura Giarratana
www.lepetitjournal.com/Varsovie