30. rocznica ludobójstwa w Srebrenicy. "Świat niczego się nie nauczył"

Wiele matek na Ukrainie i w Palestynie doświadcza dziś tego, czego my doświadczałyśmy w 1995 roku; świat niczego się nie nauczył – powiedziała Munira Subaszić, przewodnicząca Stowarzyszenia Matek Srebrenicy i Żepy.
Zamordowano ponad 8 tys. mężczyzn i chłopców…
.W Centrum Pamięci w Potoczari na wschodzie Bośni i Hercegowiny trwają obchody 30. rocznicy ludobójstwa w Srebrenicy. W uroczystości uczestniczą sędziowie międzynarodowych trybunałów, przedstawiciele wielu państw i ocalali.
– Nikt nie może przywrócić życia naszym zmarłym dzieciom, ale możemy postawić przed sądem zbrodniarzy. Możemy skazać tego, kto zabił mojego syna i męża – powiedziała kobieta, która w ludobójstwie w Srebrenicy straciła 22 członków rodziny.
Zaapelowała do Europy o przebudzenie, mówiąc, że „w XXI wieku, zamiast większej sprawiedliwości, odradza się faszyzm”.
Subaszić podziękowała wspólnocie międzynarodowej za przyjęcie przez Zgromadzenie Ogólne ONZ w maju 2024 r. rezolucji ustanawiającej 11 lipca Międzynarodowym Dniem Pamięci o Ludobójstwie w Srebrenicy. – Ci, którzy nie głosowali za dokumentem, niech dalej żyją w mroku – dodała. Przyjęciu rezolucji stanowczo sprzeciwiały się rok temu władze Serbii.
11 lipca 1995 r. siły bośniackich Serbów zajęły Srebrenicę – strefę bezpieczeństwa ONZ, gdzie znaleźli schronienie bośniaccy cywile. W kolejnych dniach zamordowano ponad 8 tys. mężczyzn i chłopców. Holenderski kontyngent Dutchbat III (skrót od Batalionu Holenderskiego), w sile około 370 żołnierzy, nie był w stanie zapobiec masakrze.
W 2002 r. raport holenderskiego Instytutu Badań nad Wojną, Holokaustem i Ludobójstwem (NIOD) ujawnił poważne zaniedbania w dowodzeniu i polityce bezpieczeństwa. Rząd premiera Wima Koka podał się do dymisji. W 2019 r. Sąd Najwyższy uznał Holandię za częściowo odpowiedzialną za śmierć 350 osób, które nie otrzymały schronienia w bazie ONZ.
Historycy wojskowości Arthur ten Cate, Dion Landstra i Jaus Mueller, związani z Holenderskim Instytutem Historii Wojskowości (NIMH) i Uniwersytetem w Groningen, argumentują, że Holandia miała podstawy prawne i operacyjne, by chronić cywilów, w tym mogła użyć siły. Ich zdaniem strona holenderska – w nieuzasadniony sposób – nie zdecydowała się jednak podjąć takich działań.
Powściągliwość, niechęć do ryzyka i brak przygotowania – to, według badaczy, główne powody pasywności Dutchbatu. Historycy przytaczają przykład Nordbatu II – skandynawskiego kontyngentu, który, posiadając taki sam mandat, skutecznie bronił cywilów w 1993 r.
Według Muellera Holendrom brakowało też kultury dowodzenia wojskowego. Francuskie oddziały reagowały na ataki ofensywą, natomiast Holendrzy – wycofaniem się. Landstra zauważył, że na ich gotowość do działania wpłynęły uwarunkowania polityczne i społeczne. Obawiano się bowiem strat wśród żołnierzy i negatywnej reakcji opinii publicznej.
Po powrocie z misji wielu żołnierzy Dutchbatu przez lata nie otrzymało pomocy psychologicznej ani oficjalnego uznania. Dopiero w 2022 r. rząd Marka Ruttego przeprosił weteranów podczas Dnia Uznania i Wdzięczności.
Wielu byłych żołnierzy, jak Rob van der Vliet czy nie wymieniony z nazwiska Paul z Groningen, powróciło do Srebrenicy w ramach podróży edukacyjnych. W rozmowach z holenderskimi mediami opowiadali o poczuciu winy i długotrwałej traumie.
Równolegle w Holandii trwa debata na temat pamięci zbiorowej i doświadczeń bośniackiej diaspory. W kraju mieszka obecnie około 62 tys. Bośniaków, w tym wielu ocalałych i ich potomków. Przez lata ich perspektywa była marginalizowana.
Ines Kostić, posłanka bośniackiego pochodzenia z Partii na rzecz Zwierząt (PvdD), powiedziała w styczniu 2024 r. w Izbie Niższej parlamentu: „Ludobójstwo w Srebrenicy było pierwszym na europejskiej ziemi od czasu Holokaustu. Ludzie zostali całkowicie porzuceni przez społeczność międzynarodową. To także część holenderskiej historii. Musimy wyciągać wnioski, uczyć się z przeszłości i uwzględniać to również w edukacji. Ból powtarzającej się historii jest trudniejszy do zniesienia niż sam ból wojny”.
Multimedialny projekt „11 głosów Srebrenicy” ma na celu zmianę tego stanu rzeczy. W ramach wystaw i podcastów zaprezentowano świadectwa osób, które przeżyły ludobójstwo i dziś mieszkają w Holandii.
Co sprawiło, że świat niczego się nie nauczył?
.Pamela Habibović, rektorka Uniwersytetu w Maastricht, opowiedziała o utracie ojca i milczeniu wokół tragedii. „W Holandii brakuje wiedzy o Bośni. Często spotykałam się z uprzedzeniami. Ludzie nie pytali, tylko (z góry) zakładali, kim jestem” – mówiła w rozmowie z gazetą „Trouw”.
Według niej język ma znaczenie. „To, jak mówimy o innych, wpływa na to, jak się z nimi obchodzimy. Tak zaczynają się procesy wykluczenia, które znam z dzieciństwa w Bośni” – podkreśliła. Habibović zaapelowała o większą otwartość społeczną i refleksję nad tym, jak Holandia podchodzi do migrantów i uchodźców.
Esmir Kustura, który dorastał w bośniackim Wiszegradzie, również uczestniczy w projekcie „11 głosów Srebrenicy”. Przypomniał, że zbrodnie rozpoczęły się znacznie wcześniej – już w 1992 r. „Wiszegrad i Prijedor to było preludium. Ludzie byli systematycznie wypędzani, paleni żywcem, wrzucani do (rzeki) Driny. Srebrenica była końcowym punktem tej strategii” – zauważył.
Kustura zwrócił uwagę, że pamięć o tych wydarzeniach jest w Holandii powierzchowna. W podręczniku jego szesnastoletniego syna o Srebrenicy wspomniano jednym zdaniem, bez użycia słowa „ludobójstwo”. „To zbrodnia oficjalnie uznana przez (międzynarodowy) trybunał. Tak należy ją nazywać, jeśli chcemy czegoś się nauczyć z historii” – zaapelował.
Pamela Habibović i Esmir Kustura podkreślają, że wolność i współistnienie różnych grup w społeczeństwie nie są dane raz na zawsze. Oboje apelują o czujność wobec narastających podziałów, języka nienawiści i politycznych prób antagonizowania społeczeństwa.
W 30. rocznicę tragedii w Srebrenicy w Holandii zorganizowano uroczystości państwowe, wystawy, projekcje filmów i debaty. Do bośniackiego Potoczari na obchody rocznicy ludobójstwa poleciała holenderska delegacja na czele z ministrem spraw zagranicznych Casparem Veldkampem, który wygłosił przemówienie. W Hadze wciąż trwają natomiast rozmowy o odsłonięciu stałego pomnika ofiar.
W opinii historyków, polityków i świadków tragedii wydarzenia z 1995 r. pozostają otwartą raną – zarówno dla społeczeństwa bośniackiego, jak i holenderskiej pamięci narodowej. Srebrenica, zdaniem wielu, to także ostrzeżenie na przyszłość – o skutkach bierności, wykluczenia i braku odpowiedzialności społeczności międzynarodowej.
Norymberga XXI wieku
.Czy – i jak – można pociągnąć Rosję do odpowiedzialności za zbrodnię agresji? – pisze prof. Kevin HELLER.
Jednym z powodów, dla którego sędziowie pracujący podczas procesów w Norymberdze po drugiej wojnie światowej uznali „zbrodnię agresji” za najgorszy rodzaj zbrodni międzynarodowej, było to, że zbrodnia taka pociąga za sobą wszystkie inne. Innymi słowy, kiedy dochodzi do zbrodni agresji, można się spodziewać, że doprowadzi ona do zbrodni wojennych, zbrodni przeciwko ludzkości, a czasem nawet ludobójstwa. W ciągu 75 lat po procesach norymberskich nie byliśmy świadkami zbyt wielu aktów pełnoskalowej agresji jednego państwa przeciw drugiemu. Dlatego właśnie bezpośrednie naruszenie prawa międzynarodowego przez Rosję jest tak zaskakujące i uderzające.
Z punktu widzenia prawa międzynarodowego sytuacja przedstawia się dość jasno. Artykuł 2.4 Karty Narodów Zjednoczonych zakazuje użycia siły przeciwko politycznej niezależności lub suwerenności terytorialnej innego państwa. Zgodnie z dominującą wykładnią tego przepisu zakaz obejmuje użycie siły bez względu na zakres. Nie ma zatem znaczenia, czy Rosja posługuje się terminem „specjalna operacja wojskowa”, podobnie jak nieistotne jest to, że państwa NATO nazywały sytuację w Libii „kinetyczną akcją wojskową”, a interwencja w Wietnamie określana była przez Stany Zjednoczone „akcją policyjną”. Jeżeli jedno państwo używa siły przeciwko drugiemu bez odpowiedniego uzasadnienia, narusza zakaz użycia siły. Rozwijając swoje siły w liczbie 200 tysięcy żołnierzy i przekraczając granicę Ukrainy przy użyciu piechoty, sił powietrznych i czołgów, Rosja pozostawiła bardzo małe pole do interpretacji.
To samo dotyczy przedstawionych przez nią uzasadnień. Ogólnie rzecz biorąc, możemy założyć, że istnieją pewne sytuacje, które uzasadniają użycie sił zbrojnych przeciwko innemu państwu. Najbardziej oczywistym przypadkiem jest samoobrona. Państwo, które padło ofiarą zbrojnej napaści, ma prawo się bronić. Jeżeli działając w samoobronie, państwo takie używa siły na terytorium państwa agresora, nie narusza zakazu użycia siły, ponieważ jego działania stanowią uprawnioną samoobronę.
Rosja przedstawia trzy rzekome uzasadnienia swojej inwazji. Utrzymuje, po pierwsze, że korzysta z prawa do samoobrony przed Ukrainą. Nie twierdzi przy tym, że padła ofiarą ataku zbrojnego. Nie twierdzi również, że istniało bezpośrednie zagrożenie takim atakiem, czego znakiem mogłyby być ukraińskie wojska podchodzące pod rosyjską granicę. Argumenty Rosji opierają się na całkowicie fikcyjnym założeniu, że Ukraina spiskowała z Zachodem, a w szczególności ze Stanami Zjednoczonymi, aby rozwinąć swoje zdolności wojskowe w stopniu umożliwiającym jej zaatakowanie Rosji. Rosja powołuje się zatem na w pełni uprawnioną potrzebę samoobrony, ale przekształca ten argument w sposób, który jest nie do przyjęcia przez jakiekolwiek państwo na świecie. Odpowiedź na takie stanowisko jest prosta: żadne państwo nie może korzystać z prawa do samoobrony przed hipotetycznym atakiem, za którym nie przemawiają prawie żadne dowody. Taką akcję obronną można opisać jako samoobronę prewencyjną, ale nawet Stany Zjednoczone – kraj o długiej tradycji naciągania prawa międzynarodowego, szczególnie w zakresie samoobrony – nie pozwoliłyby sobie na otwarte podnoszenie tak absurdalnego argumentu prawnego. Nie zrobiłby tego nawet Izrael, gdzie ogólnie dopuszcza się możliwość stosowania prewencyjnej samoobrony. Rosyjskie argumenty powołujące się na samoobronę nie są więc oparte na faktach.
Drugie uzasadnienie wykorzystuje koncepcję samoobrony zbiorowej. Państwo, które jest celem agresji, może poprosić inne państwa o pomoc. Rosja stara się użyć tego argumentu, twierdząc, że działa w obronie tak zwanych republik ludowych Doniecka i Ługańska, które rzekomo bronią się przed Ukrainą jako państwem agresorem. Donieck i Ługańsk przede wszystkim nie są państwami i nie mogą stać się nimi tylko dlatego, że Rosja tak powie. Zanim dany podmiot polityczny zostanie uznany za państwo, musi spełnić kilka warunków, których wspomniane obwody na pewno nie spełniają. Poza Rosją nikt nie ma wątpliwości, że z obiektywnego punktu widzenia nie są to państwa. Jeżeli zatem nie są państwami, lecz częścią Ukrainy, nie mają żadnego prawa do samoobrony przed Ukrainą (będąc jej częścią). A skoro nie mają prawa do samoobrony przed Ukrainą, nie mają również prawa prosić Rosji o zaangażowanie się w zbiorową samoobronę w ich imieniu. I ten rosyjski argument jest zatem bezpodstawny.
Trzecim argumentem, którym Rosja uzasadnia swoją agresję na Ukrainę, jest potrzeba ochrony etnicznych Rosjan przed popełnianym przez Ukraińców ludobójstwem. Jednakże ludobójstwo takie nie ma miejsca i nie istnieją dosłownie żadne dowody, które by je potwierdzały. Jeżeli nawet dopuszczano by się ludobójstwa (a tak nie jest!), Rosja powołuje się w istocie na prawo do jednostronnej interwencji humanitarnej. Według tej koncepcji jedno państwo może najechać inne, aby chronić cywilów przed działaniami rządu, nawet jeżeli operacja taka nie została zatwierdzona przez Radę Bezpieczeństwa ONZ. W międzynarodowym prawodawstwie nie znajdziemy jednak prawie żadnych argumentów przemawiających za uznaniem jednostronnej interwencji humanitarnej za działanie uprawnione. Możemy o niej mówić wyłącznie w ramach decyzji podejmowanych przez Radę Bezpieczeństwa ONZ. W tym sensie interwencja w Kosowie oraz inwazja na Irak były nielegalne. Na tej samej zasadzie nielegalny jest atak na Ukrainę. Zauważmy, że Rosja nie powołuje się nawet na uprawniony wyjątek od zakazu użycia siły. Powołuje się na wyjątek bezprawny, przy okazji go ośmieszając, ponieważ jego zastosowanie nie opiera się na żadnych faktach.
Powstaje pytanie, dlaczego w sytuacji, w której prawo międzynarodowe jasno wskazuje na całkowity brak prawnych podstaw rosyjskich działań na Ukrainie, Rosja mimo wszystko cały czas je podaje. Wiele osób twierdzi, że przykład Ukrainy dowodzi bezużyteczności prawa międzynarodowego. Faktycznie istnieje problem z egzekwowaniem jego przepisów, co jak powszechnie wiadomo, nie przychodzi łatwo. Jeżeli jednak prawo międzynarodowe nie ma żadnego znaczenia, po co Rosja zadawałaby sobie trud uzasadniania swojej agresji? Nawet jeżeli robi to wyłącznie z pobudek legalistycznych bądź chce wymyślić uzasadnienie na potrzeby własnych obywateli, to jednak bierze przepisy prawa międzynarodowego pod uwagę.
Tekst dostępny na łamach Wszystko co Najważniejsze: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/prof-kevin-heller-norymberga-dla-putina/
PAP/MB