Andrzej DUDA, Karol NAWROCKI i Sławomir MENTZEN z największym poparciem Polaków [CBOS]

Kończący kadencję prezydent Andrzej DUDA cieszy się największym 50-proc. zaufaniem Polaków – przekonuje najnowszy, czerwcowy ranking zaufania CBOS. Na podium są też prezydent elekt Karol NAWROCKI i lider Konfederacji Sławomir MENTZEN.
Najnowszy ranking zaufania CBOS
.Jak podkreśla ranking zaufania CBOS, politykiem najczęściej obdarzanym przez Polaków zaufaniem pozostaje kończący swoje urzędowanie po dwóch kadencjach prezydent Andrzej DUDA – ufa mu 50 proc. Polaków (wzrost o 2 pkt proc. względem maja). Prezydentowi nie ufa 35 proc. badanych (spadek o 3 pkt proc.).
Na drugim miejscu marszałka Sejmu Szymona Hołownię zastąpił lider Konfederacji Sławomir MENTZEN, któremu ufa 47 proc. Polaków. Jest to wzrost zaufania o 8 pkt proc. w stosunku do maja. Od kwietnia zaufanie do Mentzena wzrosło o 13 pkt proc. Niedawnemu kandydatowi w wyborach prezydenckich nie ufa 33 proc. badanych (spadek o 6 pkt proc.).
„Pudło” rankingu zaufania uzupełnia prezydent elekt Karol NAWROCKI, któremu ufa 46 proc. respondentów. To o 11 pkt proc. więcej niż w maju. Brak zaufania do niego wyraża 36 proc. badanych (spadek o 6 pkt proc.). Karol NAWROCKI na podium zastąpił szefa MSZ Radosława Sikorskiego.
CBOS: Najwięcej zyskał Karol NAWROCKI
„Pierwszy pomiar po wyborach prezydenckich, które wygrał kandydat Prawa i Sprawiedliwości, okazał się korzystny przede wszystkim dla polityków, którzy w nich startowali, a generalnie – dla prawicy. W ostatnich tygodniach na zaufaniu społecznym najwięcej zyskał prezydent elekt Karol NAWROCKI” – komentuje ranking zaufania CBOS ten ośrodek.
Prezydent Warszawy, kandydat KO w wyborach Rafał TRZASKOWSKI spadł w rankingu na dalsze miejsce; ufa mu 44 proc. badanych (wzrost o 5 pkt proc.). Brak zaufania wobec Rafała TRZASKOWSKIEGO wyraziło 42 proc. badanych (spadek o 3 pkt proc.).
Piąte miejsce przypadło marszałkowi Sejmu Szymonowi HOŁOWNI, któremu ufa 41 proc. respondentów (spadek o 2 pkt proc). Liderowi Polski 2050 nie ufa 40 proc. (wzrost o 4 pkt proc.).
Szóste miejsce zajął szef MSZ Radosław SIKORSKI, któremu ufa 40 proc. Polaków (tyle samo co w maju). Brak zaufania wobec szefa MSZ wyraziło 32 proc. badanych (spadek o 1 pkt proc).
Nowy ranking zaufania CBOS. Prawica prowadzi
.Ranking zaufania CBOS i kolejne miejsca: ex aequo wicemarszałek Senatu, kandydatka Lewicy na prezydenta Magdalena BIEJAT oraz lider partii Razem, również kandydat na prezydenta Adrian ZANDBERG, którym ufa po 39 proc. respondentów. Zaufanie do Biejat względem majowego badania wzrosło o 2 pkt proc, zaś do Zandberga o 9 pkt proc. Brak zaufania do wicemarszałek Senatu wyraziło 25 proc. badanych (wzrost o 2 pkt proc.); Zandbergowi nie ufa 21 proc. (spadek o 4 pkt proc).
Liderowi Konfederacji, wicemarszałkowi Sejmu Krzysztofowi BOSAKOWI ufa 38 proc. badanych – wzrost o 2 pkt proc; nie ufa mu 28 proc. badanych (spadek o 3 pkt proc.).
Wicepremierowi, szefowi MON Władysławowi KOSINIAKOWI-KAMYSZOWI ufa 37 proc. respondentów (spadek o 1 pkt proc.); prezesowi PSL nie ufa 30 proc. (wzrost o 1 pkt proc.).
Na dziesiątym miejscu rankingu zaufania znalazł się premier Donald TUSK, któremu w czerwcu ufa 35 proc. Polaków (bez zmian). Premierowi nie ufa 52 proc. badanych (wzrost o 1 pkt proc.). Tusk zajął drugie miejsce w rankingu braku zaufania wśród Polaków.
Poseł PiS, b. premier Mateusz MORAWIECKI cieszy się 33 proc. zaufaniem (spadek o 1 pkt proc.); nie ufa mu 50 proc. respondentów (bez zmian).
Europosłowi (kandydatowi na prezydenta) Grzegorzowi BRAUNOWI ufa 32 proc. badanych; nie ufa mu 46 proc.
Prezesowi PiS Jarosławowi KACZYŃSKIEMU ufa 30 proc. respondentów (wzrost o 1 pkt proc.). Brak zaufania wobec Kaczyńskiego wyraziło 56 proc. badanych (bez zmian względem maja). Jarosław Kaczyński, podobnie jak w maju, jest politykiem, który wzbudza największą nieufność.
Na kolejnych pozycjach w rankingu zaufania znaleźli się: minister sprawiedliwości Adam BODNAR, któremu ufa 29 proc. badanych i wobec którego nieufność wyraziło 28 proc.; marszałek Senatu Małgorzata KIDAWA-BŁOŃSKA – ufa jej 27 proc. badanych, nie ufa 30 proc.; ex aequo wicemarszałek Sejmu, lider Nowej Lewicy Włodzimierz CZARZASTY oraz szef klubu PiS Mariusz BŁASZCZAK, którym ufa po 26 proc. badanych (Czarzastemu nie ufa 29 proc., zaś Błaszczakowi 38 proc.); minister cyfryzacji Krzysztof GAWKOWSKI – ufa mu 19 proc. Polaków, zaś nie ufa 14 proc.
Badanie przeprowadzono na reprezentatywnej próbie pełnoletnich mieszkańców Polski, wylosowanej z rejestru PESEL. Zrealizowano je w dniach od 5 do 15 czerwca na próbie liczącej 971 osób (w tym: 63 proc. metodą CAPI, 24 proc. – CATI i 13 proc. – CAWI).
Każdy normalny człowiek patrzy na zachowanie Romana Giertycha i puka się w głowę
.Cały ten cyrk z ostatnich dni, który sprowadził do miasta Roman Giertych, ma jedną zaletę: przynajmniej na długie lata zakończy wszelkie dyskusje o dopuszczeniu możliwości głosowania przez internet – pisze Paulina MATYSIAK.
Niestety poza tym dominują wady. Na potrzeby łagodzenia dysonansu poznawczego u betonowej części elektoratu kilku polityków Platformy postanowiło podważać resztki zaufania do państwa, rozgrzewać emocje do czerwoności, niektórzy pozwalają sobie wręcz na sugestie pachnące zamachem stanu lub wojną domową.
Mamy więc wiceministra obrony narodowej, Cezarego Tomczyka, który wprost na platformie X pisze: „Fałszowali? Tak”. Wtóruje mu posłanka Katarzyna Kierzek-Koperska, która nie ma żadnych wątpliwości: „Jestem przekonana, że wybory zostały sfałszowane”. Mamy Michała Szczerbę, sugerującego, że być może nie dojdzie w sierpniu do zaprzysiężenia Karola Nawrockiego przed Zgromadzeniem Narodowym.
Do polityków PO dołączyło tradycyjnie kilka zaprzyjaźnionych z tą partią redakcji. Onet pokusił się nawet o zrobienie sondażu z pytaniem, czy należy ponownie przeliczyć wszystkie głosy. Potwierdza się stara prawda, że niepotrzebnie wydajemy pieniądze na wybory; byłoby znacznie prościej, gdybyśmy prezydenta wybierali na podstawie sondaży na potrzeby kilku warszawskich redakcji.
Tymczasem, jak mówił przed laty sam Giertych w jednym ze swoich filmików, który mu wyciągnięto, wybory w Polsce mają tę zaletę, że na poziomie liczenia głosów i raportowania wyników praktycznie nie da się ich sfałszować. Przesunięcie wyników o chociaż 1 p.p. wymagałoby dziesiątek, jeśli nie setek tysięcy uczestniczących w takim procederze ludzi, którzy na dodatek musieliby jakoś uniknąć kontroli innych ludzi uczestniczących w procesie wyborczym: członków obwodowych komisji wyborczych (przypomnę, że zgłaszają ich zarejestrowane komitety) czy mężów zaufania.
Zresztą jakiekolwiek fałszerstwa na wielką skalę, nawet gdyby były możliwe, natychmiast skutkowałyby anomaliami widocznymi w statystykach lub na mapach wyborczych. Roman Giertych i jego przyboczni używają właśnie argumentu wielu anomalii, przy czym na razie wiadomo o jakichś stu trzydziestu na korzyść Nawrockiego i stu kilkunastu na korzyść Trzaskowskiego. Z czego miażdżąca większość to szpitale, DPS-y i inne małe komisje, gdzie anomalie wynikały zapewne ze specyfiki działania tych instytucji.
Gdy piszę te słowa, wydaje się, że doszło do kilkudziesięciu, może stu kilkudziesięciu ewidentnych pomyłek w całym kraju, co nie odbiega od normy z poprzednich wyborów i jest nie do uniknięcia przy ponad 30 tys. komisji wyborczych.
Można byłoby zadać sobie pytanie: po co to wszystko robi sobie Platforma Obywatelska? Premier Donald Tusk jasno mówi: „Nikt nie powinien kwestionować w Polsce wyników prezydenckich”. To w takim razie skąd ta szarża mniej i bardziej znanych polityków PO, która ten wynik kwestionuje, dzieli się publicznie swoimi wątpliwościami, domaga się ponownego liczenia głosów w całym kraju (ciekawe na jakiej podstawie) i po prostu sieje zamęt? Niemożliwe, żeby to była wolta wbrew premierowi. Premier wie o tym i pozwala na wszystko spod półprzymkniętych powiek.
Dyskusja o wyniku wyborów jest wygodna z co najmniej kilku powodów. Odsuwa dyskusję o przyczynach przegranej Rafała Trzaskowskiego i rozliczenia (a te przecież Platforma kocha, ale jak się okazuje, nie u siebie) odpowiedzialnych za ten wynik. Odsuwa także rozmowę na temat skandalicznych nadużyć w czasie kampanii – mam na myśli „profrekwencyjne” spoty, które oczerniały kandydatów Sławomira Mentzena i Karola Nawrockiego, a w pozytywnym świetle przedstawiały Rafała Trzaskowskiego. Ten wyborczy przekręt, polegający na omijaniu finansowania kampanii niezgodnej z obowiązującym Kodeksem wyborczym z wykorzystaniem satelickich stowarzyszeń, fundacji i firm, musi zostać wyjaśniony. I w końcu dla polityków, ale także wyborców Platformy wygodnie jest grać na delegitymizowanie prezydenta elekta Karola Nawrockiego. To, co dzieje się teraz, to podwaliny pod dalsze dyskredytowanie jego wyboru i przygotowanie gruntu na podważanie jego przyszłych decyzji i – szerzej – całej prezydentury.
A wracając do początku felietonu: konsekwentnie staram się zwalczać pojawiające się co jakiś czas fantazje o przejściu na głosowanie przez internet. Fantazje, które moim zdaniem są przejawem naiwnej fascynacji postępem technicznym, nowoczesnością, rodzajem takiego gadżetu, który może sobie zafundować kraj, żeby czuł się jako niezwykle nowoczesny, mimo że ma w tym czasie do zrobienia rzeczy znacznie bardziej dla nowoczesności podstawowe. Nieprzypadkowo zaledwie kilka krajów na świecie wprowadza jakiekolwiek elementy głosowania przez internet do swoich procedur wyborczych i jedynym przykładem pełnej dostępności elektronicznego głosowania pozostaje malutka i wyjątkowo scyfryzowana Estonia.
W głosowaniu przez internet nie ma już komisji wyborczej złożonej z przedstawicieli różnych komitetów, nie ma fizycznych kart wyjmowanych z wyborczej urny i nie ma papierowego protokołu, który wszyscy obecni muszą podpisać. Wyobraźmy sobie, co działoby się dzisiaj, gdyby ktoś próbował narzucić narrację o sfałszowanych wyborach, a wszystko odbywało się za pośrednictwem kliknięć myszki i nikt żadnych głosów by nie widział.
Dziś każdy normalny, stojący twardo na ziemi człowiek patrzy na zachowanie Romana Giertycha i jego świty i puka się w głowę. Przy głosowaniu przez internet nie mielibyśmy żadnych powodów, by czuć się bezpiecznie z procesem liczenia głosów. Żadnego powodu, żeby ufać, że setki tysięcy członków komisji nawzajem się kontrolują, a na kolejnych poziomach tego systemu kolejne osoby sprawdzają, czy w spływających protokołach nic nie wygląda podejrzanie.
Tekst dostępny na łamach Wszystko co Najważniejsze: [LINK]:
PAP/MB