Prof. Piotr CZAUDERNA: Politycy a prawo Kopernika-Greshama

Politycy a prawo Kopernika-Greshama

Photo of Prof. Piotr CZAUDERNA

Prof. Piotr CZAUDERNA

Lekarz, chirurg dziecięcy, profesor nauk medycznych, w 2019 prezes Agencji Badań Medycznych. W 2015 r. powołany w skład Narodowej Rady Rozwoju przy Prezydencie RP.

ryc. Fabien CLAIREFOND

zobacz inne teksty Autora

Powiedzenie przypisywane Stalinowi mówi, że idee są potężniejsze od karabinów. Skoro nie pozwalamy naszym wrogom na posiadanie karabinów, to dlaczego mamy im pozwolić na posiadanie idei? Pewnie dlatego w miejsce konfrontacji idei i wizji serwuje nam się obecnie, zwłaszcza w Polsce, emocjonalne seanse nienawiści przykrywając to dla niepoznaki frazesami o konieczności pojednania i tolerancji oraz pozornym wykluczeniu mowy nienawiści z publicznego dyskursu przy pomocy retorsji prawnych – pisze prof. Piotr CZAUDERNA

.Co ciekawe, dzieło Kopernika ukazało się po raz pierwszy drukiem dopiero w roku 1816 pod zmienionym tytułem: Dissertatio de optima monetae cudendae ratione. Powyższe prawo dotyczy oczywiście polityki pieniężnej i opiera się na założeniu, że gdy w obiegu znajdują się dwa rodzaje pieniędzy o różnej wartości, ludzie zaczynają gromadzić i zatrzymywać „dobrą monetę”, używając jednocześnie „złej monety” do codziennych transakcji, co doprowadza do tego, że „zła moneta” zaczyna wypierać tę „dobrą” z obiegu pieniężnego. Jednak prawo to w dzisiejszych czasach można z powodzeniem zastosować do samych polityków. Otóż podobnie jak zły pieniądz wypiera dobry, tak samo zdeprawowani i głupi politycy wypierają tych mądrych i szlachetnych, i to nie tylko w naszym kraju. Dziś bowiem najbardziej ceni się w polityce brutalność i bezwzględność, chamstwo i bezczelne kłamstwa wygłaszane z podniesionym czołem, a nie bycie prawdziwym mężem stanu, który pociąga innych za swoją wizją i chce działać na rzecz dobra wspólnego.

Wielu przedstawicieli elit jest też pośrednio lub bezpośrednio skorumpowanych poprzez swoje niejasne związki z biznesem. Ostatnie afery korupcyjne w Komisji Europejskiej oraz w Europarlamencie czytelnie to pokazują. Wystarczy przypomnieć sprawę Didiera Reyndersa (2024), byłego komisarza ds. sprawiedliwości, znanego z pouczania poprzednich polskich władz na temat przestrzegania praworządności, a który jest obecnie badany pod kątem prania pieniędzy w związku z zakupami losów na loterię. Jak na razie dochodzenie pozostaje w toku. Z kolei Werner Hoyer, były prezydent Europejskiego Banku Inwestycyjnego był obiektem dochodzenia w sprawie domniemanej korupcji i nadużycia wpływów związanych z wypłatą 1 mln euro odchodzącemu urzędnikowi EBI wysokiej rangi, Henry’emu von Blumenthal. Sprawa ta, podobnie jak wiele innych, nie doczekała się na razie rozstrzygnięcia. Nota bene, prawie nikt z władz UE nie poniósł z tytułu podejrzeń o korupcję żadnych konsekwencji, poza Ashleyem Mote (2015), byłym brytyjskim posłem do PE, który został skazany na 5 lat więzienia za oszustwa na kwotę blisko 500 tys. funtów, co czyni go jedynym przypadkiem zakończonym wyrokiem w ciągu dekady. 

.Normalnością stało się też krążenie polityków po orbitach różnych stanowisk i funkcji, tam i z powrotem pomiędzy polityką a biznesem, i nie mówię tutaj tylko o europejskich politykach skorumpowanych przez Władimira Putina. Wystarczy tylko przypomnieć premiera Włoch Mario Draghiego czy byłego premiera Francji (2007-2012) Francoisa Fillona.  Ten ostatni w marcu 2017 r. został oskarżony o defraudację w sprawie, która stała się znana jako „Penelopegate” z powodu zaangażowania jego żony. W 2020 r. Fillon został ostatecznie skazany za oszustwo i niewłaściwe wykorzystanie funduszy publicznych oraz skazany na pięć lat więzienia (trzy z nich w zawieszeniu). Po jego odwołaniu się od wyroku w maju 2022 r. wyrok został skrócony do czterech lat więzienia (z czego trzy w zawieszeniu). A już w grudniu 2021 r. Fillon został mianowany członkiem zarządu SIBUR Holding, największej zintegrowanej firmy petrochemicznej w Rosji. Zrezygnował z tego stanowiska dopiero po rosyjskiej inwazji na Ukrainę.

Z kolei Mario Draghi, b. premier Włoch i prezes Europejskiego Banku Centralnego, który zyskał sobie przydomek „Super-Mario”, a zasłynął ostatnio przygotowaniem raportu na zlecenie Komisji Europejskiej na temat konkurencyjności europejskiej gospodarki, też miał w swoim życiu politycznym mało chlubne epizody i wędrował pomiędzy wielkim biznesem a polityką. W 2014 r. Draghi został sklasyfikowany przez Forbesa jako ósma najbardziej wpływowa osoba na świecie. W 2015 r. magazyn Fortune uznał go za „drugiego największego przywódcę” na świecie. Jest również jedynym Włochem, który znalazł się trzykrotnie na corocznej liście Time 100. W 2019 roku uznano go nawet za największego bankiera centralnego czasów nowożytnych. Dragi przez 10 lat był dyrektorem generalnym włoskiego Skarbu Państwa, po czym dołączył do jednego z największych banków inwestycyjnych świata, Goldman Sachs. Kiedy wybrano go na prezesa Europejskiego Banku Centralnego, pojawiły się pewne obawy dotyczące jego bezstronności, a niemieckie gazety (Der Spiegel, Tagesschau.de i Die Welt) oskarżyły go o konflikt interesów poprzez jego związki z Fundacją Rockefellera.

W lutym 2012 r. laureat Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii, Joseph Stiglitz zauważył odnośnie restrukturyzacji greckiego długu, że naleganie EBC, aby była ona „dobrowolna”, w przeciwieństwie do niewypłacalności uzgodnionej przez greckie władze, będzie „prezentem” dla niektórych wielkich instytucji finansowych, co uznał za niedopuszczalne moralnie. Zarzucił też EBC brak przezierności w swoich działaniach i stawianie interesów kilku banków, które zawarły transakcje przy pomocy finansowych instrumentów pochodnych, tzw. swapów kredytowych, ponad interesy Grecji, podatników europejskich oraz wierzycieli, którzy działali ostrożnie i wykupili ubezpieczenie od swoich transakcji. Stiglitz skonkludował, że zachowanie EBC go nie zaskoczyło, ponieważ jak widzieliśmy i gdzie indziej, instytucje, które nie są demokratycznie rozliczane, podlegają tendencji do przejęcia kontroli nad nimi przez grupy interesów. Niestety tego typu problemy do dziś nie zostały odpowiednio uregulowane i rozwiązane.

Jeszcze później Mario Draghi był powszechnie krytykowany w kontekście skandali wokół najstarszego włoskiego banku, Banca Monte dei Paschi di Siena. Bank ten zdecydował się na ukrycie i niezaksięgowanie ryzykownych transakcji, które przyniosły mu ogromne straty finansowe. Draghi wiedział doskonale o używaniu instrumentów pochodnych do maskowania strat przez Bank Monte Paschi i udawania w ten sposób, że tych strat po prostu nie było. Wiedział też doskonale, że znaczną część winy za kryzys finansowy w Grecji, oprócz tamtejszych polityków, ponosił bank Goldman Sachs, który skonstruował specjalne instrumenty pochodne (swapy), aby wprowadzić innych w mylne przekonanie, że Grecja spełnia kryteria strefy euro. Porady udzielone przez ten bank ówczesnemu rządowi Grecji walnie przyczyniły się do tego, że dług Grecji podwoił się w ujęciu realnym.

Goldman Sachs nie tylko nie udzielił wówczas żadnej sensownej porady sobie z tą sytuacją poradzić, ale skonstruował kolejną rządową umowę, która przyniosła mu dodatkowe korzyści poprzez nakazanie Grecji sprzedaży dolara po niskiej cenie. Goldman ustanowił również pozarynkową wymianę stóp procentowych, aby spłacić pożyczkę poza księgowaniem finansowym, która była pozycją walutową, a jak zatem technicznie nie była „pożyczką” i nie wymagała raportowania jako dług. W ten sposób transakcja ta utrzymywała tę część greckiego długu poza oficjalną księgowością i sprytnie ukrywała to przed ewentualną kontrolą. Stworzyło to całkowicie fałszywie wrażenie, że grecki dług zmierzał we właściwym kierunku, aby ostatecznie wypełnić zasady traktatu z Maastricht.

Co więcej, Goldman zawyżył cenę swojej umowy do takiego stopnia, że ​​12% z 6,35 miliarda dolarów przychodów banku z handlu i inwestycji w 2001 r. pochodziło z restrukturyzacji długu Grecji. A do tego zainkasował opłatę premiową w wysokości 300 milionów dolarów. Goldman Sachs zażądał ponadto, aby Grecja zobowiązała się do zapłaty opłat za lądowanie na greckich lotniskach i dochodów z loterii państwowej jako części transakcji w celu zabezpieczenia własnych zysków banku. Kiedy greccy urzędnicy zaczęli zdawać sobie sprawę, że umowa nie idzie najlepiej, a grecki dług publiczny prawie się podwoił, Goldman Sachs ponownie „zrestrukturyzował” umowę, tym razem już z nowym rządem Grecji, co jeszcze bardziej zwiększyło państwowy dług. W efekcie bank Goldman Sachs zdołał „wyciągnąć” od Greków 500 milionów dolarów i nigdy nie został pozwany za pomoc w ukrywaniu długów po przystąpieniu Grecji do strefy Euro.

Mało tego, prezes Goldman Sachs, Gary Cohn, osobiście pojechał do Aten, aby zaoferować sfinansowanie długu systemu opieki zdrowotnej kraju, przesuwając ten dług jeszcze dalej w przyszłość. Nic dziwnego, że Goldman zyskał sobie w tamtym czasie przydomek „Government Sachs”. Najwyraźniej bardzo długo bank ten był poza zasięgiem jakiegokolwiek prawa w jakimkolwiek kraju. Dopiero następny grecki premier, George Papandreou odrzucił kolejną umowę z Goldman Sachsem w roku 2009 roku i przy okazji ujawnił, jaki los Goldman Sachs zgotował jego krajowi.

Chyba oczywistym jest jak takie relacje biznesowe wpływają na niezależność polityków i ich decyzje oraz poglądy ekonomiczne. Tak jak oczywistym jest dlaczego wielkie biznesowe korporacje ofiarują byłym politykom wysokie stanowiska w swoim organach. Amerykański socjalista niemieckiego pochodzenia, Oscar Ameringer żyjący w latach 1870-1943 powiedział kiedyś, że polityka jest łagodną sztuką zdobywania głosów biednych i funduszy na kampanię od bogatych, poprzez obietnice ich wzajemnej ochrony przed sobą. Co gorsza, wyborcy niezbyt tolerują polityków zdecydowanie mądrzejszych od siebie.

Niestety wśród obecnych przedstawicieli świata polityki jest wiele osób niezwykle miałkich intelektualnie, by nie użyć mocniejszych słów. Wystarczy popatrzeć na kolejne polskie sejmy i spadającą jakość kwalifikacji intelektualnych i moralnych widoczną u wielu posłów. Ludzie wybitni, mądrzy i uczciwi, jak i ci, za którymi przemawiają ich dotychczasowe życiowe dokonania, nie chcą niestety uprawiać polityki oraz podejmować się politycznych ról, bo uważają tę sferę za wyjątkowo „brudną”.

Jak powiedziała amerykańska prawnik i demokratyczny polityk, Angela Mia Alioto Veronese: „Kiedy myślę o wyścigach politycznych i niektórych konsultantach, słowo, które przychodzi mi na myśl, to brudne. Brudne, brudne, BRUDNE!”. Obawiam się, że czas mężów stanu takich jak: Charles de Gaulle, Margaret Thatcher czy Ronald Reagan, minął, a co gorsza ani nie ma na nich społecznego zapotrzebowania, ani nie zdołaliby się oni przebić przez kampanie wyborcze uczciwie proponując społeczeństwu ‘krew, pot i łzy” tak jak zrobił to niegdyś Winston Churchill.

Szczerze mówiąc nie potrafię pojąć jak to się stało, że w oczach wielu ludzi publicznie głoszone kłamstwa nie dyskwalifikują polityka na zawsze. Przecież jest oczywistym, że taka osoba nie przestanie okłamywać swoich wyborców, jak i reszty społeczeństwa. Co ciekawe, obecny polski premier kłamie głównie na użytek krajowy, co jest powszechnie wiadome, jednak w swoich wypowiedziach międzynarodowych jest on pod tym względem znacznie bardziej ostrożny, co jest zastanawiające i daje wiele do myślenia. Kiedyś przyłapanie polityka na kłamstwie było równoznaczne z końcem jego kariery. A dziś dla wielu to żadna przeszkoda; najlepiej wręcz przykrywać jedno kłamstwo drugim jak poradził jeden z byłych polskich liderów politycznych.

.Dla mnie jest to wręcz dramatyczne stwierdzenie. Kłamstwo potrafi też być stosowane z premedytacją jako świadoma metoda wyeliminowania wyborczego przeciwnika. Zadziałał tak niegdyś w Szczecinie przy wyborach prezydenta miasta jeden z prominentnych obecnie polityków koalicji rządzącej i nie poniósł z tego tytułu żadnych, choćby moralnych, konsekwencji. Nie spotkał go za to żaden ostracyzm ani nie uznano go za człowieka bez zdolności honorowych. Może szkoda, że tak się nie stało.

We wstępie do swojego dzieła Mikołaj Kopernik napisał: „Chociaż niezliczone są klęski, wskutek których zazwyczaj podupadają królestwa, księstwa i rzeczpospolite, to jednak najgroźniejsze są – moim zdaniem – cztery: niezgoda, śmiertelność, nieurodzajność ziemi oraz spadek wartości monety.” Podstawmy, jak na wstępie, „spadek jakości polityki i polityków” w miejsce „wartości monety”, a twierdzenie to nic nie straci na swej aktualności. Mikołaj Kopernik pisze dalej: ”Trzy pierwsze [rzeczy] są tak oczywiste, że nie ma nikogo, kto by o tym nie wiedział, jednakże czwarta […] dostrzegana jest przez niewielu i to jedynie przez najgłębiej myślących, ponieważ nie powoduje natychmiastowego i gwałtownego upadku państw, ale doprowadza je do tego stanu stopniowo i jakby niewidocznie” (Quanquam innumere pestes sunt quibus regna, principatus, et respublice decrescere solent, hæc tamen quatuor (meo judicio) potissime sunt: discordia, mortalitas, terre sterilitas et [qualis est civilibus et consiliis]). Zaś pod koniec swej rozprawy napisał jeszcze: „Szczególniej te kraje kwitną, które mają dobrą monetę; upadają zaś i giną, które używają złej. Wiadomo, że te kraje, które używają dobrej monety, obfitują w sztuki piękne, wyborowych rzemieślników i dostatek, a tam, gdzie licha moneta w obrocie, przez gnuśność i uporną bezczynność jest zaniedbana uprawa sztuk pięknych i nauki, a dobrobyt zanika. Lichy pieniądz lenistwo raczej krzewi, aniżeli stanowi pomoc dla biednych ludzi”. Z powodzeniem moglibyśmy zastąpić i w tym passusie termin „moneta” słowami „polityka” oraz „politycy”: „Szczególnie te kraje kwitną, które mają dobrych polityków; upadają zaś i giną te, którymi zarządzają źli politycy. Wiadomo, że te kraje, w których polityka jest dobra, obfitują w sztuki piękne, wyborowych rzemieślników i dostatek, a tam, gdzie dominuje licha polityka, przez gnuśność i uporną bezczynność jest zaniedbana uprawa sztuk pięknych i nauki, a dobrobyt zanika. Licha polityka lenistwo raczej krzewi, aniżeli stanowi pomoc dla biednych ludzi”. Nie od rzeczy byłoby się zastanowić do jakiej sytuacji i do jakich krajów nam ten opis dziś najbardziej pasuje.

Jak już pisałem, niestety w życiu publicznym szerzą się kłamstwo i oszustwo. Warto przypomnieć tutaj, zapomniany już nieco, przypadek Billa Clintona, który w pewnym sensie był egzemplifikacją takiego podejścia. Pewnie wiele osób nie pamięta co było jego istotą, Nie chodziło wcale o samą relację seksualną prezydenta z Moniką Lewinsky. Podstawą dla podjęcia próby jego impeachmentu były fałszywe zeznania Clintona złożone pod przysięgą. Dlatego właśnie Izba Reprezentantów zatwierdziła dwa z początkowych czterech artykułów impeachmentu Billa Clintona. Chodziło o krzywoprzysięstwo przed wielką ławą przysięgłych i utrudnianie pracy wymiaru sprawiedliwości. Dwa dodatkowe zarzuty (jeszcze jeden zarzut krzywoprzysięstwa oraz zarzut nadużycia władzy) nie obroniły się i zostały odrzucone. Senat jednak uniewinnił prezydenta z obu zarzutów, ponieważ żaden z artykułów nie uzyskał wymaganej większości dwóch trzecich; głosy senatorów rozłożyły się według linii partyjnych podziałów.

Bezkarność polityków, „twarde jaja”, brutalność i chamstwo jako pożądane cechy powodują, że polityka staje się domeną albo ludzi zdemoralizowanych i bezwzględnych, albo posłusznych idiotów, którzy nie są w stanie odnaleźć się gdzie indziej. Niestety, ze wszystkich tych powodów, ludzie mądrzy, uczciwi i szlachetni na ogół nie chcą angażować się w politykę. Wszyscy mamy skłonność do postrzegania polityki jako złego i pełnego brudnych zagrań i trików obszaru. Dlaczego jednak nie wracamy do jej pierwotnego znaczenia, które jest pozytywne i oznacza według znanej definicji Arystotelesa taki rodzaj sztuki rządzenia państwem, którego celem jest dobro wspólne.

.Wiąże się to nierozerwalnie z równoważeniem sprzecznych interesów i poszukiwaniem odpowiedzialnych rozwiązań. Może dlatego, wspomniany już były grecki premier, George Papandreu powiedział: „Istnieje takie pojęcie polityki jako brudnej gry. To trudna gra, ale nie musi być brudna. Myślę, że to jest to, co musimy wnieść do polityki. Myślę, że polityka na całym świecie bardzo często była przejmowana przez wielkie interesy – „lobby”, jak je nazywają w Stanach”? Dlaczego zatem nie głosujemy w wyborach na ludzi, z którymi chcielibyśmy przebywać i się przyjaźnić? Dlaczego pozwalamy rządzić nami osobom, którym nie powierzylibyśmy żadnej z własnych spraw?

Zdaniem francuskiej filozof, Chantal Delsol: „istotą demokracji jest uznanie, że wspólne dobro społeczeństwa nie jest pewną, naukową daną, ale kwestią opinii, wizją świata, a zatem jest niepewne i zawsze dyskusyjne”. Jak pisze ona w jednej ze swoich książek, demokracja nie umiera przez wrogów, ale od wewnątrz, gdy niszczy się jej zasady, przestaje się w nie wierzyć lub im się zaprzecza. Jak podsumował jej poglądy, Michał Senk, dyrektor Centrum Myśli Jana Pawła II, tempo przemian społecznych, z którym mamy do czynienia, ma swoje odzwierciedlenie w świecie wartości, które są dziś – już po raz kolejny w historii – w zaawansowanym procesie inwersji. Dokąd nas to zaprowadzi?

Chantal Delsol bardzo trafnie zauważyła, że zanik kultury konfrontacji, a więc idei konfliktu opartego na różnicach ideowych, wpływa negatywnie na proces demokratyczny, czego bolesne skutki obserwujemy obecnie. Powiedzenie przypisywane Stalinowi mówi, że idee są potężniejsze od karabinów. Skoro nie pozwalamy naszym wrogom na posiadanie karabinów, to dlaczego mamy im pozwolić na posiadanie idei? Pewnie dlatego w miejsce konfrontacji idei i wizji serwuje nam się obecnie, zwłaszcza w Polsce, emocjonalne seanse nienawiści przykrywając to dla niepoznaki frazesami o konieczności pojednania i tolerancji oraz pozornym wykluczeniu mowy nienawiści z publicznego dyskursu przy pomocy retorsji prawnych.

.Jednak, jak pisze w swej powieści „Bikini” Janusz Leon Wiśniewski: „Nienawiść z obowiązku nie jest prawdziwą nienawiścią. Kochać i nienawidzić można tylko z przekonania. Żadna propaganda nie może wywołać miłości. Nienawiść – może nawet tak”. Pisarz nie ma jednak niestety racji, gdy w kolejnym zdaniu twierdzi, że propaganda może wygenerować nienawiść wyłącznie do tych, którzy sami przekonują do nienawiści. Niestety działa tu rodzaj negatywnego sprzężenia zwrotnego. Tak jak społeczeństwo wybiera gorszych polityków w miejsce lepszych, tak i sami politycy mogą wpływać na społeczeństwo czyniąc je gorszym. Ilustrują to znane słowa Jana Maria Rokity na temat Donalda Tuska: „Dzisiejszy premier jest w moim przekonaniu jedną z najwybitniejszych w świecie demokratycznym osobowości politycznych, potrafiących w sposób perfekcyjny mobilizować najniższe instynkty ludu. Czynić zbiorowość ludzką, w której istnieją jeszcze odruchy pozytywne, odruchy dobroci i szlachetności – gorszą. Świadomie gorszą w nadziei, że to przysporzy powodzenia politycznego. […] Sztuka współczesnego PR-u polega na tym jak zmobilizować najniższe namiętności, najgorsze namiętności tłumu, jak tłum przekształcić w motłoch, jednocześnie wprawiając go w przekonanie, że stoi po słusznej stronie”. 

Niestety, jak powiedział współczesny amerykański pisarz science fiction, Will Shetterly: „Polityka to brudny interes, ale jeśli nie zajmujesz się polityką, to polityka zajmie się Tobą”.

Piotr Czauderna

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 5 kwietnia 2025