Najbardziej prawdopodobne scenariusze rozwoju sytuacji we Francji notuje Nathaniel GARSTECKA

Wiedzieliśmy, że te wybory parlamentarne będą bezprecedensowe i historyczne. Wiedzieliśmy, że po 7 lipca 2024 r. nic już nie będzie takie samo. Nie myliliśmy się.
.Myśleliśmy, że „front republikański” jest martwy i pogrzebany, że Rassemblement National został ostatecznie zdediabolizowany, a Francuzi są całkowicie zirytowani 50 latami socjalizmu i masowej imigracji.
Odporność prostackiej antyfaszystowskiej retoryki zaskoczyła nas wszystkich. Podejrzewaliśmy, że centrowy obóz Emmanuela Macrona i lewicowy blok Jean-Luca Mélenchona zrobią wszystko, co w ich mocy, aby ożywić ducha „no pasarán!”, ale ten slogan wydawał się tak przestarzały po ponad 20 latach intensywnego i obraźliwego używania, że Francuzi byli już na niego odporni.
Oczekiwaliśmy, że centrowy elektorat i emeryci przestraszą się wenezuelskiego i imigracyjnego programu Nowego Frontu Ludowego i odmówią poparcia dwuznaczności lewicy w odniesieniu do Hamasu i „przedmiejskiego” antysemityzmu, który rośnie we Francji.
Wyobrażaliśmy sobie, że Francja jest głęboko prawicowa i że zwolennicy wstrzymania się od głosu wykorzystają historyczną okazję, jaką im przedstawiono, aby wygrać pierwszą próbę zjednoczenia prawicy. Jednak to właśnie zjednoczenie lewicy i centrum zdecydowali się wysunąć na prowadzenie.
Zakład prezydenta Macrona przybrał zaskakujący obrót. Rassemblement National (w sojuszu z Érikiem Ciottim) – niektóre sondaże przewidywały, że może on uzyskać bezwzględną większość na kilka dni przed pierwszą turą – ostatecznie uzyskał zaledwie 143 mandaty (w tym 18 dla republikańskich dezerterów), zajmując trzecie miejsce za Nouveau Front Populaire (182 mandaty) i blokiem centrowym (165). Nawet Republikanie, którzy odmówili sojuszu z RN, utrzymali się na dobrej pozycji z 66 mandatami.
.Dzień po wyborach prawica ma kaca. W ciągu miesiąca wszystko się zmieniło. Od miażdżącego zwycięstwa w wyborach europejskich, o którym wszyscy już zapomnieli, po rozczarowanie parlamentarne, RN zmierzył się z ordynacją wyborczą – która zwykle jest dla prawicy niekorzystna – dwuturowym systemem większościowym. Napotkał również na przeszkodę w postaci „frontu republikańskiego”, który nie jest frontem republikańskim, ponieważ obejmuje skrajną lewicę (LFI, Partię Komunistyczną, NPA).
Ta historyczna sekwencja jest jednak daleka od zakończenia. To dopiero pierwszy akt zmian, które czekają Francję. Jesteśmy zaledwie dzień po przedterminowych wyborach parlamentarnych, które nie przyniosły bezwzględnej większości ani lewicy, ani centrum, ani prawicy.
Od teraz negocjacje między partiami zmienią swój wymiar. Od teraz chodzi o stworzenie większości, która będzie w stanie uniknąć chaosu we Francji. Jeśli blok lewicowy pozostanie w obecnym kształcie i będzie dążył do samodzielnego rządzenia, w razie potrzeby siłą, jak wydaje się chcieć Jean-Luc Mélenchon, natychmiast będzie musiał stawić czoła wotum nieufności.
Koalicja jest nieunikniona. Nie wiadomo tylko, wokół kogo. Najbardziej prawdopodobnym scenariuszem jest to, że obóz prezydencki zdoła zgromadzić wokół siebie partie „republikańskie” zarówno z lewej, jak i z prawej strony. Szeroki centrowy sojusz, od socjalistów po centroprawicę, mógłby zostać utworzony, ale prawdopodobnie nie byłby w stanie rządzić w dłuższej perspektywie. Jeśli chodzi o szczegóły, socjaliści zdobyli 65 mandatów, ekolodzy 15, a komuniści 9. Jest też ok. dziesięciu „innych lewicowców” i kolejnych dziesięć „innych prawicowców”. Ścisły sojusz między blokiem centrowym a LR miałby sens, ale zależałby od dobrej woli RN, która w żadnym wypadku nie jest gwarantowana.
Niezależnie od scenariusza powołanie premiera należy do prezydenta Republiki. Pośpiech Jeana-Luca Mélenchona w ubieganiu się o to stanowisko odzwierciedla jedynie fakt, że La France Insoumise będzie prawdopodobnie izolowana w następnym Zgromadzeniu Narodowym.
Jaką strategię przyjmie Rassemblement National Marine le Pen? Wydaje się, że ręka wyciągnięta do „lewicowych patriotów” nie przyniosła owoców. Chęć zatopienia Reconquête pozbawiła partię piorunochronu, który do tej pory dobrze jej służył. Éric Zemmour skutecznie skupiał na sobie oskarżenia o „rasizm”, „faszyzm” i „ksenofobię”. Bez niego, a raczej z Reconquête na poziomie 0,7 proc., Rassemblement National jest ponownie ulubionym celem mediów i społeczeństwa obywatelskiego. Nie powinno to z kolei przesłaniać postępów poczynionych przez Marine Le Pen. 125 deputowanych samodzielnie, 143 w sojuszu z Érikiem Ciottim – to rekordowy wynik. Osiągnięto jednak nowy szklany sufit. Do następnych wyborów prezydenckich pozostały jeszcze trzy lata. Trzy lata, podczas których wiele może się wydarzyć. Trzy lata, które wszystkie partie będą starały się najlepiej wykorzystać. Chyba że do tego czasu dojdzie do kolejnego rozwiązania Zgromadzenia Narodowego.
Kilka osób z rządzącej w Polsce centrolewicowej koalicji wyraziło zadowolenie z ogłoszenia wyników drugiej tury wyborów. Niektórzy polscy politycy przesłali gratulacje Nowemu Frontowi Ludowemu z okazji jego zwycięstwa. Najwyraźniej ci centrowi i postępowi liderzy z Polski nie dowiedzieli się wystarczająco dużo o tym, kogo chwalą.
.Osoba z listy „S” (pod szczególnym nadzorem służb), antysyjoniści, działacze pro–imigranccy, ci, którzy pobłażliwie traktują homofobię na przedmieściach, zwolennicy blokowania cen żywności, komuniści, trockiści… Polskie elity najwyraźniej wciąż są zaślepione „oświeceniem” wyidealizowanego Zachodu. A przecież mają dostęp do informacji o tym, co dzieje się we Francji, o miejskich zamieszkach, atakach terrorystycznych, rosnącym braku bezpieczeństwa i antyfaszystowskich wezwaniach do sprzeciwiania się wynikom wyborczych. Na tym poziomie nie jest to już nieświadomość, tylko coś gorszego.