Globalny „wolny i sprawiedliwy rynek” nie był nigdy ani wolny, ani sprawiedliwy [Andrew MICHTA]

Politolog i autor Wszystko co Najważniejsze Andrew MICHTA zaznacza na platformie X, że globalna ekonomia to tylko pozornie wolny i sprawiedliwy rynek – w rzeczywistości jest bezlitosną rywalizacją.
Sprawiedliwy rynek to iluzja… Iluzja, która potrafi wyrządzić szkody
.Słuchałem, jak inny ekonomista ubolewa nad końcem globalnego, wolnego systemu, który Stany Zjednoczone pomagały budować przez osiemdziesiąt lat. Nie jestem zwolennikiem ceł i wciąż nie wiadomo, czy podejście administracji Trumpa się sprawdzi. Ale bądźmy szczerzy. Pomysł, że żyjemy w otwartym, globalnym rynku, jest co najmniej dziwaczny, biorąc pod uwagę skalę regulacji i interwencji państwa, których byliśmy świadkami przez lata – zaznacza politolog. Andrew MICHTA wskazuje zwłaszcza na komunistyczne Chiny, które od dziesięcioleci prowadzą drapieżną, merkantylistyczną politykę handlową.
W jego ocenie globalny „wolny i sprawiedliwy handel” nie był ani wolny, ani sprawiedliwy. Andrew MICHTA opisuje go, jako drapieżne natarcie ze strony Pekinu, podczas gdy amerykańskie korporacje pozwalały się szantażować w zamian za własność intelektualną w zamian za arbitraż pracy i dostęp do rynku.
Amerykańskie serce było niszczone.
„Napisałem to, ponieważ niedawno przejechałem przez kilka stanów i na własne oczy widziałem zniszczenia i ruinę wokół siebie, gdzie rodacy Amerykanie pracują w nisko płatnych usługach, mając teraz nadzieję, że sytuacja wkrótce się poprawi. Trudno mi opisać, jak bardzo mnie to rozzłościło” – relacjonował autor Wszystko co Najważniejsze.
Mam już dość pobożnych kazań o „globalnym rynku” i o tym, jak „modernizacja napędzana eksportem” przekształci dyktatury w demokracje, bo, wiecie, dobrobyt, klasa średnia itd. Tak zwana globalizacja to korporacyjna chciwość podszywająca się pod ideologię.
Autor uważa za niedopuszczalne, że amerykańskie korporacje nie czuły się w ogóle odpowiedzialne za dobrobyt obywateli kraju, który dał im początek. „Nie chodzi tu o liberalną czy konserwatywną politykę czy światopogląd – chodzi o to, co dobre, a co złe” – zaznacza.
Ostatnia bitwa zimnej wojny
.Zachód wyczuwa słabość dzisiejszej Rosji, jakby czekając na pierwszego, który krzyknie: „Cesarz jest nagi!”. Dlatego nawet jeśli siły inwazyjne pokonają w tej kampanii armię ukraińską, wojna się nie skończy, a idący w ślad za nią partyzancki ruch oporu sprawi, że wkroczenie Sowietów do Afganistanu zdawać się będzie dziecinną igraszką – pisze Andrew MICHTA.
W ciągu ostatnich trzydziestu lat Zachód raz po raz padał ofiarą założenia, że przeciwnicy myślą tak samo jak jego przedstawiciele. W rezultacie świat zachodu wciąż powtarza te same błędy i po raz kolejny mierzy się z tym samym zestawem problemów bezpieczeństwa narodowego. Nigdy i nigdzie nie było to bardziej widoczne niż w zachowaniu Zachodu w okresie poprzedzającym drugą inwazję Rosji na Ukrainę.
Przed rozpoczęciem rosyjskiej inwazji na Ukrainę większość ekspertów uważała, że armia rosyjska ma znaczną przewagę nad siłami ukraińskimi i że upadek zaatakowanego kraju jest kwestią dni. Żadne z tych przewidywań się nie spełniło. Armia ukraińska stawia zacięty opór, Rosja nie kontroluje przestrzeni powietrznej nad atakowanym krajem, a jej czterofrontowe osie ataku, wraz ze szwankującymi łańcuchami logistycznymi, nie uczyniły zadość zuchwałym oczekiwaniom.
Teraz Putin próbuje podbić stawkę, insynuując możliwość użycia broni jądrowej (sic!). Takie zachowanie sugeruje, że stał się on więźniem własnej koncepcji i ma coraz mniej pomysłów na zwycięstwo. Po dwudziestu latach wykorzystywania potęgi militarnej Rosji do odnoszenia znaczących zwycięstw geopolitycznych – najpierw w Gruzji w 2008 r., potem na Ukrainie w 2014 r. i w Syrii w 2015 r. – blef Putina został poddany weryfikacji.
Patriotyzm i oddanie narodowi, które Ukraińcy okazują od pierwszego wystrzału, zmieniają historię. Nagle dumna armia rosyjska wygląda znacznie mniej imponująco, groźby Putina brzmią pusto, a Zachód jest bardziej zjednoczony, niż był od dziesięcioleci. Nawet Kanclerz Niemiec Olaf Scholz wygłosił w Bundestagu przełomowe przemówienie, zobowiązując Niemcy do jednoznacznego opowiedzenia się po stronie sojuszników z NATO w opozycji do agresji Putina.
Dwadzieścia lat rosyjskiej polityki zagranicznej, której celem było sianie niezgody w NATO i budowanie stosunków dwustronnych z Niemcami jako podwaliny nowego „koncertu wielkich mocarstw” w Europie, legło w gruzach.
Teraz sytuacja zmierza w przeciwną stronę – Zachód wyczuwa słabość dzisiejszej Rosji, jakby czekając na pierwszego, który krzyknie: „Cesarz jest nagi!”. Dlatego nawet jeśli siły inwazyjne pokonają w tej kampanii armię ukraińską, wojna się nie skończy, a idący w ślad za nią partyzancki ruch oporu sprawi, że wkroczenie Sowietów do Afganistanu zdawać się będzie dziecinną igraszką.
Zachodnia Ukraina, z łańcuchami dostaw zakotwiczonymi w Polsce, Słowacji, Węgrzech i Rumunii, będzie w stanie kontynuować walkę i bez przerwy wykrwawiać Rosjan.
Źródło rosyjskiego rewizjonizmu po zimnej wojnie tkwi w putinowskiej narracji o tym, co wydarzyło się w 1990 roku, a mianowicie, że Rosja nigdy nie została tak naprawdę pokonana, lecz zdradziły ją własne elity i Zachód. Prawda była o wiele bardziej prozaiczna – Związkowi Radzieckiemu po prostu zabrakło paliwa. Kraj nie był w stanie utrzymać się w grze i konkurować ze Stanami Zjednoczonymi w czasach, gdy nadciągająca rewolucja cyfrowa określała nowe wskaźniki władzy i zmieniała kształt świata.
Tekst dostępny na łamach Wszystko co Najważniejsze: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/andrew-michta-ostatnia-bitwa-zimnej-wojny/
PAP/MB