"Jeden na milion" - nie skreślajmy tego filmu po trailerze

„Jeden na milion” (ang. The Unbreakable) to przykład filmu, któremu trailer, opis i słaby dubbing robią antyreklamę. W rzeczywistości jest to przyzwoicie opowiedziana historia o problemach w rodzinie, a nie tandetna historyjka o chorym chłopcu.
O czym jest film „Jeden na milion”
.Bohaterem historii zatytułowanej po polsku „Jeden na milion” jest chłopiec imieniem Austin, cierpiący na wrodzoną łamliwość kości oraz pozostający w spektrum autyzmu. Jak sugeruje tytuł jest naprawdę wyjątkowy i duchem – nie do złamania (oryginalny tytuł: The Unbreakable). I chociaż twórcy to jego chcieli postawić w centrum opowieści, chcąc prawdopodobnie zainspirować innych młodych ludzi czujących się podobnie niedopasowanymi do świata – w rzeczywistości wyszedł im raczej dobry film o dynamice relacji między rodzicami niepełnosprawnego dziecka.
Tego typu filmy nie mają dobrej prasy. Krytycy od razu wrzucają je do szufladki z napisem „filmowe gnioty”, pozbawione całkowicie wartości artystycznej. Rzeczywiście, mało któremu twórcy filmowemu udaje się zrobić dzieło o szeroko pojętych wartościach, które o kicz nie będzie się ocierało. Teza jest tu zwykle banalnie prosta, bohaterowie przejrzyści, dialogi jak z rodem z książki aforyzmów albo powieści Paulo Coelho, tylko faktycznie poruszane problemy są na ogół poważne, ważne społecznie i poruszające do myślenia. Trzeba być chyba prawdziwym artystą w rodzaju Krzysztofa Kieślowskiego, by tego typu film się udał i stał na wysokim poziomie.
Jednak masowy widz najczęściej nie ma tak wysokich artystycznych oczekiwań i na filmy familijne z przesłaniem raczej chodzi, choć zdecydowanie mniej licznie niż na horrory, sensację czy komedie romantyczne.

W przypadku „Jednego na milion” niemal wszystko, z wyjątkiem samego filmu, wpisuje się w niechlubny schemat familijnych filmów z przesłaniem. Tytuł, trailer i opis sugerują, że będzie to kolejny „Cudowny chłopak” – ckliwa opowieść o cierpiącym dziecku, walczącym z przeciwnościami losu. Do tego podlana obficie prostą religijnością, skoro stoi za nim Jon Gunn, twórca takich filmów jak „Czy naprawdę wierzysz” i „Sprawa Chrystusa”.
W rzeczywistości jednak „Jeden na milion”, który ma wejść do polskich kin 21 lutego, jest naprawdę przyzwoitym filmem pokazującym dynamikę relacji w rodzinie, szczególnie między rodzicami dziecka z niepełnosprawnością.
Jak opowiedzieć o kryzysie małżeńskim?
.Bardzo trafnie odwzorowano mechanizm kryzysu małżeńskiego i sposoby wychodzenia z niego. Dla tej warstwy zdecydowanie warto dać tej produkcji szansę i wybrać się na nią z dziećmi, np. by potem porozmawiać z nimi o rodzinach w kryzysie czy rozstaniach rodziców.
Niestety w polskiej wersji językowej film traci dodatkowo przez nieunikniony w przypadkach filmów familijnych dubbing: wszak będą go oglądać również nieczytające jeszcze napisów dzieci.
Gdy weźmiemy pod uwagę charakterystyczną dla dorosłych Polaków zbiorową niechęć do dubbingowania filmów fabularnych – tu ona może niestety odegrać rolę szczególnie odpychającą.
Pozostaje dla mnie zagadką dlaczego pomimo faktu, że mamy naprawdę znakomitych aktorów dubbingowych – co widać pięknie w produkcjach animowanych – nie potrafimy zrobić dorosłego dubbingu na poziomie. Głosy wybijają się za mocno, niemal nie słychać żadnego tła, wszystko brzmi infantylnie i bardzo sztucznie. W „Jednym na milion” to powszechne zjawisko aż bije po uszach.
Jeśli jednak znajdą Państwo gdzieś jego pokaz z napisami albo poczekają, aż do streamingu trafi wersja z polskim lektorem (oby!) to naprawdę warto ten film zobaczyć. I pozwolić sobie na optymizm wobec świata, który produkcja ta może wzbudzić.
Zachęcamy do zapisania się do specjalnego, darmowego newslettera „Kultura Najważniejsza”, który pozwoli Państwu zaplanować kulturalny weekend [LINK DO ZAPISÓW].
Anna Druś/WszystkocoNajważniejsze