Metan z Nord Stream wpłynął na populację bałtyckich dorszy

Metan z uszkodzonych jesienią 2022 roku gazociągów Nord Stream rozprzestrzenił się nad znaczną częścią południowego Bałtyku i utrzymywał się tam nawet przez kilka miesięcy – poinformowali naukowcy z Uniwersytetu w Goeteborgu i fundacji Voice of the Ocean (VOTO).

Metan rozprzestrzenił się nad Bałtykiem

.Początkowo uważano, że gaz wydostał się bezpośrednio na powierzchnię morza i do atmosfery jedynie w pobliżu duńskiej wyspy Bornholm, gdzie doszło do wycieków. Jesienią 2022 roku po wybuchach gazociągów szwedzkie stacje badawcze notowały wysokie stężenie metanu w powietrzu, ale emisja nie zagrażała ludziom.

„Wyniki naszych pomiarów pokazują, że metan rozprzestrzenił się na duże obszary południowego Bałtyku, od wybrzeży Zelandii (Dania) na zachodzie po polską Zatokę Gdańską na wschodzie” – podkreślił Martin Mohrmann z fundacji VOTO.

Eksperci oszacowali, że do Bałtyku trafiło 9-15 tys. ton metanu, a na co najmniej pięciokrotne przekroczenie normy narażone zostało 14 proc. powierzchni morza. Na grafice opublikowanej przez badaczy smuga wysokiego stężenia gazu rozpościera się tuż przy polskim wybrzeżu od Międzyzdrojów po Ustkę.

Metan – skutki wysokiego stężenia

.Według naukowców, po wybuchu gazociągu pod koniec września 2022 r. poziom metanu w Bałtyku był 1000 razy wyższy niż normalnie. W niektórych częściach morza jego nienaturalnie wysokie stężenie notowano nawet przez kilka miesięcy, zanim gaz uległ rozcieńczeniu, rozłożeniu przez bakterie lub uwolnił się do atmosfery.

„Teraz wiemy, na które obszary emisja metanu mogła mieć wpływ” – podkreślił oceanograf z Uniwersytetu w Goeteborgu Bastian Queste. We wnioskach stwierdzono m.in., że prądy przeniosły metan do 23 morskich obszarów chronionych. Gdyby w przyszłości stwierdzono w tych ekosystemach jakiekolwiek problemy, będzie je można powiązać z wysokim stężeniem metanu.

Do badań wykorzystano pływające roboty, statek należący do Uniwersytetu w Goeteborgu oraz prom pasażerski. W 2023 r. szwedzki Państwowy Instytut Weterynarii (SVA) opublikował raport, w którym stwierdzono, że wydobywający się z gazociągów Nord Stream metan wpłynął negatywnie na populację bałtyckich dorszy.

Lekcje dla Polski z Nord Stream 2

.Patrząc na częstotliwość spotkań szefów dyplomacji Waszyngtonu i Berlina, można odnieść wrażenie, że bardziej na dokończeniu budowy Nord Stream 2 zależy Niemcom niż Rosji – pisze Marcin ROSZKOWSKI na łamach „Wszystko co Najważniejsze”.

Gdy pod koniec 2019 roku zachodnie firmy wycofały się z budowy gazociągu Nord Stream 2, przez prawie cały rok trwały gorączkowe poszukiwania statków i firm rosyjskich, które samodzielnie byłyby w stanie sprostać budowie. Znaleziono i statki, i firmy, które masowo zjawiły się na Bałtyku. Po pewnym czasie pod groźbą sankcji ze wspierania inwestycji wycofywały się kolejne zachodnie firmy certyfikujące i ubezpieczające. Rosjanie znaleźli na ich miejsce swoje, pośpiesznie założone, ale spełniające standardy międzynarodowych organizacji. Sankcje uderzyły w kolejne statki biorące udział w budowie? Nic się nie stało, budowa cały czas posuwała się naprzód. 

Z 2460-kilometrowego dwunitkowego gazociągu do zbudowania pozostało jeszcze niespełna 100 kilometrów. Rosjanie pokazali niezwykłą determinację w osiągnięciu założonego celu. Nałożone na budowę sankcje – przynajmniej w obecnej formie – nie mają na nią wpływu.

Bez wątpienia ta determinacja nie miałaby miejsca, gdyby nie silne poparcie polityczne ze strony Berlina. Patrząc na częstotliwość spotkań szefów dyplomacji Waszyngtonu i Berlina, można odnieść wrażenie, że bardziej na dokończeniu budowy Nord Stream 2 zależy Niemcom niż Rosji. To Niemcy wzięły na siebie ciężar negocjacji, to Niemcy ryzykują konflikty z niezadowolonymi sąsiadami, to Niemcy ryzykują łatkę prorosyjskiej marionetki w relacjach z Rosją. Niemcy jednak mają swoje plany, swoje interesy, których zaciekle bronią na każdym polu. Nord Stream 2 jest właśnie jednym z tych interesów. Niemcy potrzebują gazociągu do prowadzenia swojej „międzynarodowej” polityki klimatycznej opartej z jednej strony na zielonych technologiach, a z drugiej na gazie z Rosji.

Większość z nas zadaje sobie pytanie, dlaczego Amerykanie złagodzili swój ostry ton w stosunku do tego projektu. Odpowiedź nie jest jednoznaczna, ale aby ją uzyskać, warto postawić jednocześnie drugie pytanie: a czy kiedykolwiek poza ostrym tonem zrobili coś więcej? Owszem, pod naciskiem Kongresu w grudniu 2019 roku Donald Trump podpisał ustawę, w której znalazły się zapisy sankcjonujące ten podbałtycki projekt, jednak już wtedy było na nie za późno.

Budowa faktycznie została wstrzymana, ale po niespełna roku, pomimo wyzwań, została wznowiona i trwa do teraz. Zmiana administracji prezydenta Trumpa na Bidena nie zmieniła w istocie amerykańskiej narracji o „złym projekcie”, ale nie zmieniła również braku podejmowania rzeczywistych działań mających na celu ostateczne zablokowanie tego projektu. 

Biden i jego ludzie od początku sygnalizowali, że ich polityka zagraniczna ulegnie zmianie w stosunku do tego, co obserwowaliśmy w czasach Trumpa. Miała być bardziej koncyliacyjna, oparta na współpracy, na działaniach dyplomatycznych podejmowanych w zaciszu gabinetów. Sprawa Nord Stream 2 wskazuje, że zapowiedzi te zaczynają się materializować.

Wprawdzie niedawno zostały wprowadzone nowe sankcje, ale ich skala jednak rozczarowała. Wpisano na listę zakazów kilka rosyjskich statków i firm, ale nie dotknęły one operatora projektu – zarejestrowanej w Szwajcarii spółki Nord Stream 2 AG oraz jej dyrektora generalnego, byłego oficera wschodnioniemieckiej policji politycznej Stasi Matthiasa Warniga.

W oświadczeniu szefa Departamentu Stanu Anthony’ego Blinkena wymienione zostały powody, dla których zdecydowano się odstąpić od karania operatora – spółki Nord Stream 2 AG – Matthiasa Warniga oraz szeregu dyrektorów korporacyjnych. Jednym z ważniejszych jest chęć „odbudowy relacji sojuszniczych i transatlantyckich w oparciu o współpracę międzynarodową”. Mówiąc wprost, Amerykanie rezygnują z zaostrzania kursu wobec Nord Stream 2, ponieważ liczą, że dzięki temu zyskają poparcie Berlina w ważnych dla siebie sprawach globalnych. Jakie to sprawy, możemy się domyślać. Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na impas, który pojawił się w kwestii ratyfikacji umowy inwestycyjnej (CAI) pomiędzy Unią Europejską a Chinami. Czy to przypadkowa koincydencja czasowa? – cały tekst [LINK].

PAP/ Daniel Zyśk/ WszystkocoNajważniejsze/ LW

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 17 stycznia 2025