50 konfliktów zbrojnych trwa na świecie [LISTA]

Według danych Kopenhaskiego Raportu Pokojowego 2025, ilość kryzysów, które przerodziły się w zbrojną konfrontacje podwoiła się przez ostatnie 5 lat. W roku 2020 odnotowano 104 371 zdarzeń konfliktowych. Według najnowszych danych liczba ta wzrosła do prawie 200 000. Na całym świecie aktualnie ma miejsce 50 konfliktów zbrojnych.
Wojny, które zmieniają naszą rzeczywistość
.Globalny krajobraz pokoju i konfliktów ulega znaczącym zmianom, ma miejsce coraz więcej wojen międzypaństwowych, rywalizacja mocarstw jest coraz bardziej zaogniona, a rosnące napięcia geopolityczne zmieniają porządek międzynarodowy. Struktury władzy są przekształcane przez zmieniające się sojusze, sporne suwerenności i lokalne konflikty o globalnych konsekwencjach, podczas gdy konflikty dyplomatyczne, jak i militarne są coraz bardziej kształtowane przez logikę sfer interesów, regionalizację i rywalizację geopolityczną.
Kopenhaski Raport Pokojowy to raport, który przedstawia współczesną ocenę wojny i pokoju na świecie. Raport integruje dostępne statystyki z analizą wydarzeń geopolitycznych i międzypaństwowych w oparciu o informacje od doradców wysokiego szczebla.
Dane raportu wskazują, na coraz większą eskalacje konfliktów na całym świecie. Liczba aktywnych kryzysów zbrojnych na całym świecie osiągnęła niepokojący poziom. Uppsala Conflict Data Program (UCDP) odnotował 56 aktywnych konfliktów. To najwięcej od II wojny światowej. Ta eskalacja podkreśla rosnącą złożoność globalnych konfliktów, często angażujących wielu państw i przekraczających ustalone granice. Łącznie szacuje się, że co siódma osoba na świecie jest zagrożona przez działania wojenne.
50 konfliktów zbrojnych, o których alarmuje Kopenhaski Raport Pokojowy 2025, to m.in. wojna domowa w Sudanie, która stała się – po wojnach na Ukrainie i w Palestynie – trzecim najkrwawszym konfliktem na świecie. Sudan jest od od kwietnia 2023 roku uwikłany w niszczycielską wojnę domową między Sudańskimi Siłami Zbrojnymi (SAF) a paramilitarnymi Siłami Szybkiego Wsparcia (RSF). Konflikt spowodował ogromne straty w ludziach, masowe przesiedlenia, migracje i kryzys humanitarny. SAF odzyskało kontrolę nad dużą ilość terytoriów, jednak RSF odmawia uznania porażki, zapowiadając przegrupowanie się i kontynuowanie walki. Sytuacja jest dodatkowo komplikowana przez wpływy zagranicznych państw – lokale siły są wspierane przez zewnętrzne siły, w tym Egipt, państwa Zatoki Perskiej oraz Rosję.’
Konflikt izraelsko-palestyński pozostaje jednym z najbardziej długotrwałych i głęboko zakorzenionych na świecie. To nie tylko spór terytorialny, ale i ideologiczny, z szerokimi regionalnymi i międzynarodowymi implikacjami. Poza bezpośrednimi stratami, wojna w Strefie Gazy odzwierciedla szersze wzorce deeskalacji i załamania mechanizmów, które historycznie łagodziły gwałtowne konflikty lub oferowały ścieżki do transformacji. Według oficjalnych danych Ministerstwa Zdrowia Gazy na dzień 27 maja 2025 r. w wojnie w Strefie Gazy zginęło prawie 56 000 osób (54 271 Palestyńczyków i 1706 Izraelczyków), a także 180 dziennikarzy i pracowników mediów, 120 naukowców i ponad 224 pracowników pomocy humanitarnej (w tym polski działacz Damian Sokół, zabity przez ostrzał izraelskiej armii podczas niesienia pomocy ludności cywilnej). Naukowcy szacują, że 80% zabitych Palestyńczyków to cywile. Dane wskazują również, że 70% Palestyńczyków zabitych w budynkach mieszkalnych lub podobnych budynkach to kobiety i dzieci.
Inwazja Rosji na Ukrainę w lutym 2022 r. pozostaje jednym z najpoważniejszych konfliktów w Europie od czasów II wojny światowej.Wojna charakteryzuje się działaniami wojennymi o wysokiej intensywności, w tym ciężkimi bombardowaniami artyleryjskimi, atakami powietrznymi i ofensywami naziemnymi, które doprowadziły do druzgocącej utraty życia, powszechnych przesiedleń i znaczących przegrupowań geopolitycznych
Poza Ukrainą, Palestyną i Sudanem, kopenhaski raport podaje, że 50 konfliktów zbrojnych zagraża krajom takim jak:
- Meksyk, dotknięty krwawymi porachunkami narkotykowych karteli, których wpływy cały czas próbuje zwalczyć słaby rząd centralny
- Mjama (dawniej Birma), gdzie siły rebeliantów kontrolują sporą część kraju, walcząc z autorytarną juntą wojskową.
- Haiti, znajdujące się na skraju upadku, po tym, jak zbrojne gangi de facto obaliły rząd centralny, kontrolując większość miast na wyspie.
Pozostałe 50 konfliktów zbrojnych, tworzących kopenhaski raport, to m.in.: Brazylia, Liban, Kamerun, Kolumbia, Pakistan, Demokratyczna Republika Konga, Indie, Jemen, Irak, Bangladesz, Etiopia, Somalia, Mali, Kenia, Jamajka, Sudan Południowy, Honduras, Wenezuela, Burkina Faso, Afganistan, Filipiny.
50 konfliktów zbrojnych na świecie – czy kraje bałtyckie będą następne?
.Kraje bałtyckie nie mają gdzie się wycofać. W przypadku inwazji nie mogą wymienić przestrzeni na czas. Muszą walczyć o każdy centymetr ziemi. Ale w pojedynkę są zbyt małe, by odstraszyć wroga czy się przed nim obronić. Ich jedyną nadzieją są sojusznicy – pisze Edward LUCAS.
Poziom wody w Bałtyku podnosi się i opada o zaledwie kilka centymetrów. Geopolityczne wzloty i upadki regionu są znacznie bardziej spektakularne. Obecnie rosyjskie wpływy znów rosną. W swojej jakże aktualnej i wnikliwej książce Oliver Moody opisuje „powrót starożytnej walki z Rosją o kontrolę nad strefą bałtycką”, wyjaśnia, dlaczego ma to znaczenie, i podpowiada, co należy z tym zrobić.
Walka, o której pisze, to starcie między bałtyckimi aspiracjami i rosyjskimi ambicjami. Po upadku imperium sowieckiego w 1991 r. sześć krajów nadbałtyckich (Polska, Szwecja, Finlandia, Estonia, Łotwa i Litwa) przystąpiło do NATO i Unii Europejskiej. Dla nich to zupełnie normalne. Rosjanie jednak postrzegają to jako geopolityczną aberrację, która już dawno powinna zostać skorygowana.
Zagrożenie nie jest nowe, ale przez długi czas było ignorowane. Już w 1997 r. amerykańska sekretarz stanu Madeleine Albright zauważyła, że „Europa nie jest bezpieczna, dopóki nie jest bezpieczny region bałtycki”. Przywódcy bałtyccy ostrzegali przed rosyjskim rewanżyzmem jeszcze wcześniej. Moody tylko pokrótce wspomina o tym, co obecnie nazywamy „wojną hybrydową”, która w tamtym czasie miała formę przymusu ekonomicznego, przekupstwa, subwersji, ataków propagandowych, zastraszania, sabotażu i presji militarnej. Pomija też wiele historyczno-geograficznych podobieństw i różnic.
Na jego usprawiedliwienie przemawia fakt, że przytoczenie wszystkich dowodów na rosyjską nikczemność, nie mówiąc już opisaniu wielu innych zawiłości regionu, nie jest możliwe na kartach 290-stronicowej książki. Wymagałoby to raczej stworzenia encyklopedii. Zwłaszcza że autor pisze o odległych krajach, o których większość czytelników nic nie wie. Niech podniosą rękę ci, którzy wiedzą, kiedy carska Rosja odebrała Finlandię Szwecji (1809), kiedy dokonała rozbioru Polski (1795), które kraje odzyskały niepodległość w 1918 r. (Polska, Estonia, Łotwa, Litwa) lub kto ponownie wymazał je z mapy (Stalin wraz z Hitlerem).
Po nakreśleniu podstaw Moody prezentuje swoją argumentację za pomocą obfitych, długich na akapit cytatów pochodzących z think tanków i od (często anonimowych) oficjeli. Ma doskonałe oko do scen; gorzej radzi sobie z opisami postaci i zdarzeń – nieco więcej pisarskich portretów i szkiców dodałoby całości kolorytu. Czytelnicy o doskonałej znajomości tematu będą z lubością czepiać się pewnych szczegółów, które można łatwo poprawić w drugim wydaniu.
Jego powstanie i tak będzie wkrótce konieczne – opracowania zagadnień „na czasie” to nie tylko gwarancja dobrej sprzedaży, ale także tematyczna pułapka. Jako berliński korespondent „Timesa” Moody idealnie nadaje się do napisania na nowo rozdziału o Niemczech, który po zwycięstwie wyborczym Friedricha Merza stał się nieaktualny. Zadufane w sobie, bojaźliwe skąpstwo, które autor ostro krytykuje, rzeczywiście hamowało odbudowę obronności Europy. Jednak po wkroczeniu w epokę „za wszelką cenę” Niemcy mogą stać się siłą napędową tego procesu.
Teoretycznie bezpieczeństwo regionalne to bułka z masłem. Kraje nordyckie i bałtyckie oraz Polska są znacznie bogatsze od Rosji. Dysponują zaawansowaną technologicznie bronią i stabilnymi systemami politycznymi. Ich potencjał w zakresie dominacji nad przestrzenią powietrzną, morską i linią brzegową jest nieporównywalnie większy.
Rosja ma jednak przewagę na pięciu polach. Pierwszym z nich jest położenie geograficzne. Kraje bałtyckie są otwarte na ataki, a ich jedyne połączenie lądowe z sojusznikami to wąski korytarz suwalski między Polską a Litwą. Po drugie, Rosja ma przewagę inicjatywy. Może wybrać, kiedy i gdzie zaatakować, podczas gdy sojusznicy muszą bronić wszystkiego przez cały czas. Po trzecie, Rosję i jej przeciwników dzieli przepaść w podejściu do ludzkiego życia. Dla demokracji ofiary są katastrofą; dla małych państw mają wręcz znaczenie egzystencjalne. Tymczasem Rosja traktuje swoich żołnierzy jak przedmioty jednorazowego użytku. Czwartym polem jest logistyka. Rosyjska infrastruktura, pochodząca jeszcze z czasów Związku Radzieckiego, została zaprojektowana z myślą o szybkim przemieszczaniu się wojsk ze wschodu na zachód. Nasza nie ma tej cechy. Piątą, ostatnią kwestią jest podejmowanie decyzji. Putin może rozpocząć wojnę jednym telefonem. A kto w dzisiejszych czasach decyduje o obronie NATO?
Podatność na zagrożenia jest bardzo zróżnicowana. Polska (36 mln mieszkańców) i Niemcy (83 mln) mają swoje problemy, ale przyćmiewa je trudna sytuacja Estonii (1,4 mln), Łotwy (1,9 mln) i Litwy (2,9 mln). Kraje bałtyckie nie mają gdzie się wycofać. W przypadku inwazji nie mogą wymienić przestrzeni na czas. Muszą walczyć o każdy centymetr ziemi. Ale w pojedynkę są zbyt małe, by odstraszyć wroga czy się przed nim obronić. Ich jedyną nadzieją są sojusznicy. A choć plany obronne NATO są ściśle tajne, powszechnie wiadomo, że sojusz nie ma jeszcze sił potrzebnych do ich realizacji i w bardzo dużej mierze zależy od Amerykanów. W tej kwestii krajobraz wygląda ponuro. Donald Trump niedawno wywinął się od odpowiedzi na pytanie, czy gwarancja bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych dla Europy obejmuje również kraje bałtyckie. Wzruszając ramionami, stwierdził tylko, że znajdują się one w „złym sąsiedztwie”. Tymczasem w pewnym sensie wojna już trwa, o czym świadczą systematyczne ataki Rosji na infrastrukturę dna morskiego i inne prowokacje, które testują nasze odstraszanie i ujawniają jego nieskuteczność.
Autor odcina się od swojej codziennej pracy i w znacznej mierze unika stylu dziennikarskiego. Sypie błyskotliwymi uwagami: Polska jest „zbyt mała, by być duża, i zbyt duża, by być mała”; podejście Niemiec do Ukrainy „przekroczyło oczekiwania obywateli kraju i rozczarowało ludzi poza nim”. Nakreślony przez autora obraz dziesięcioleci geopolitycznego impasu Finlandii, gdy każdy urzędnik państwowy miał przydzielonego sowieckiego opiekuna, jest mrożącym krew w żyłach przypomnieniem możliwych skutków traktatu pokojowego z Kremlem. Mógł może powiedzieć nieco więcej na temat często protekcjonalnego i niepomocnego stosunku Finlandii do sąsiedniej Estonii.
Na koniec Moody określa region bałtycki mianem „fabryki przyszłości” i kreśli wizję Europy pełnej nadziei, asertywnej i innowacyjnej, bardziej skłonnej do okazywania solidarności i bardziej pewnej swoich mocnych stron. Jednak niektórzy mieszkańcy regionu mogą uznać jego ton za protekcjonalny. Moody porównuje bowiem kraje bałtyckie do „zuchwałych skrzydłowych” w drużynie piłkarskiej, „badających flanki” i utrzymujących w gotowości innych, mniej błyskotliwych członków drużyny. Zastanawia się, dlaczego prezydent Łotwy staje się zgryźliwy, gdy jest nękany próbami przywrócenia języka narodowego w swoim kraju.
Tekst dostępny na łamach Wszystko co Najważniejsze: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/edward-lucas-baltyk-przyszlosc-europy-autorstwa-olivera-moodyego/
PAP/MB