Nathaniel Garstecka zmienia opinię w sprawie ewentualnej wizyty Binjamina Netanjahu w Auschwitz

Tylko głupcy nie zmieniają zdania, mówi przysłowie. Dobrą rzeczą w debacie intelektualnej jest to, że czasami może ona zmienić pewne punkty widzenia. Właśnie doświadczyłem tego w sprawie, która jest mi osobiście szczególnie bliska: stanowiska Polski wobec ewentualnej wizyty premiera Izraela Binjamina Netanjahu w Auschwitz, w celu upamiętnienia 80. rocznicy wyzwolenia niemieckiego obozu zagłady – pisze Nathaniel GARSTECKA w swoim autorskim cyklu publikowanym w „Gazecie na Niedzielę”.
.Początkowo byłem bardziej zgodny z oświadczeniem rządu Donalda Tuska, że aresztuje izraelskiego polityka na podstawie nakazu wydanego przez Międzynarodowy Trybunał Karny. Uważałem, że skoro Polska zdecydowanie opowiada się za aresztowaniem Władimira Putina, to nie może sobie pozwolić na stosowanie podwójnych standardów. Co więcej, wizyta Netanjahu w Auschwitz mogła spowodować dyplomatyczne zażenowanie, gdyż w obchodach ma wziąć udział kilka zagranicznych delegacji, w tym z krajów, które uznają legalność MTK. Wreszcie nawet jeśli nie miałem pewności, że szef izraelskiego rządu rzeczywiście zamierza się pojawić, zastanawiałem się nad sensem takiego ruchu, biorąc pod uwagę, że Netanjahu nigdy nie brał udziału w tych obchodach. Nawet z okazji 70. rocznicy wyzwolenia Auschwitz, mimo że w 2015 roku był premierem. Wbrew temu, co krzyczą polonofobi, to nie Izrael jest celem, tylko Binjamin Netanjahu. Prezydent Isaac Herzog nie byłby w żaden sposób zaniepokojony.
Potem dwa wydarzenia sprawiły, że zrewidowałem swoją opinię. Po pierwsze, znakomity artykuł Jana Rokity we „Wszystko co Najważniejsze” [Jan ROKITA: „Skandaliczny zakaz” -> [LINK]. Były lider PO błyskotliwie potępia w nim „uniemożliwienie przywódcy Izraela stanięcia przed resztkami komór gazowych Birkenau, wespół z ostatnimi ocalałymi z Holocaustu”. Krytykuje również nieuczciwość i stronniczość sędziów MTK oraz antysyjonistyczny, a nawet antysemicki klimat, który ogarnął Zachód. To prawda. Netanjahu nie można porównywać do Putina. Nie ma wątpliwości, że oskarżenia o ludobójstwo w Strefie Gazy są motywowane nie tylko troską o palestyńskich cywilów, ale także czymś innym, do czego trudniej otwarcie się przyznać. Czy zapomnieliśmy już, jak wygląda walka o przetrwanie w gęsto zaludnionym terenie? Czy powinniśmy oskarżać Amerykanów o ludobójstwo za zbombardowanie Hawru? Czy zapomnieliśmy również, z czym bezpośrednio musi zmierzyć się Izrael? Z islamizmem, jedną z najbardziej morderczych ideologii XXI wieku, która marzy o zniszczeniu tego państwa i „wrzuceniu Żydów do morza”. To jest walka na śmierć i życie, a my mamy obowiązek stanąć po stronie tych, którzy są nam najbliżsi, czy tego chcemy, czy nie.
Po drugie, to list polskiego prezydenta Andrzeja Dudy tak naprawdę otworzył mi oczy na geopolityczny wymiar problemu. Nie ulega wątpliwości, że Stany Zjednoczone, największy sojusznik Polski, niechętnie patrzyłyby na wejście Polski w tego rodzaju konflikt z Izraelem. Zwłaszcza Donald Trump, który liczy na pojednanie między Polakami a Izraelczykami. Chodzi tu o brak naczelnego kierunku w polskiej dyplomacji. Mamy obecnie wrażenie, że nie wiemy, którędy płyniemy. Warszawa dokonała przecież suwerennego i oświeconego wyboru, aby dołączyć do zachodniego sojuszu, i z pewnością nie przystaje jej teraz uprawiać ekwilibrystyki.
.Z pewnością w interesie Polski i Polaków jest utrzymywanie jak najlepszych stosunków z Białym Domem, a stwierdzenie tego nie jest obrazą polskiej suwerenności, do której wszyscy jesteśmy przywiązani.
Nathaniel Garstecka
Tekst pochodzi z autorskiego cyklu Nathaniela GARSTECKA „Reflexions na Niedzielę” publikowanego na łamach tygodnika „Gazeta na Niedzielę” [LINK].
Warto przeczytać: Jan ROKITA „Skandaliczny zakaz” [LINK]