„Oczy Mony” Thomasa Schlessera - historia sztuki tłumaczona nastolatce

Mieszanka powieściowej narracji i historii sztuki sprawia, że książka cieszy się takim powodzeniem – mówi Thomas Schlesser, historyk sztuki, autor bestselleru „Oczy Mony”. Bardziej liczy się dla mnie historia bohaterki niż historia sztuki przedstawiona w książce – dodał.

Zuzanna Piwek: Co zainspirowało pana do napisania – jak czytamy w różnych mediach – przyspieszonego kursu historii sztuki ukrytego w powieści?

Thomas Schlesser: Nie chciałem pisać przyspieszonego kursu historii sztuki. Pierwszym impulsem do napisania książki był bardzo bolesny i trudny moment w moim życiu. To sprawiło, że wymyśliłem główną bohaterkę książki, dziesięcioletnią dziewczynkę – tytułową Monę. Bardziej liczy się dla mnie jej historia niż historia sztuki przedstawiona w książce. Sztuka jest w niej narzędziem, żeby przyspieszyć inicjację Mony, ale nie w sztukę, tylko w życie.

Z.P.: Jednak większość osób traktuje tę książkę jako kurs sztuki, a dla pana ważniejsza jest inicjacja Mony w życie.

T.S.: Jeśli interesowałaby tych ludzi tylko historia sztuki, kupowaliby podręczniki do historii sztuki, których na rynku jest mnóstwo. Sam jestem autorem takich publikacji i mogę zapewnić, że nigdy nie spotkały się z ułamkiem sukcesu, jaki odniosły „Oczy Mony”. Myślę więc, że to właśnie ta osobliwa mieszanka powieściowej narracji i historii sztuki sprawia, że książka cieszy się takim powodzeniem.

Z.P.: Czym się pan kierował przy wyborze dzieł sztuki przedstawionych w powieści?

T.S.: Początkowo spontanicznie wybrałem mnóstwo dzieł – od prehistorii aż po sceny z filmów. Jednak rozmyślając nad książką, doszedłem do wniosku, że powinienem zachować jedność miejsca i czasu. Wybrałem Paryż i jeden rok. Chciałem stworzyć dramatyczne napięcie wokół tego, co w ciągu tego okresu może spotkać Monę. Kluczową postacią jest również jej dziadek Henry. To on ostatecznie wybiera dzieła, które co tydzień pokazuje wnuczce w trzech głównych muzeach Paryża – Luwrze, Centrum Pompidou i Orsay. Henry wybiera zarówno dzieła ikoniczne, znane i klasyczne, jak i te bardziej marginalne, znacznie mniej rozpoznawalne. Ta równowaga sprawia, że jego wybory są tak osobliwe i charakterystyczne.

Z.P.: Czy myśli pan, że czytelnicy pójdą do paryskich muzeów, aby obejrzeć przedstawiane w książce dzieła? Czy zaczną częściej bywać w galeriach? Czy chciałby pan zainspirować czytelnika?

T.S.: Tak, mam taką nadzieję. Mam też nadzieję, że zrozumieją jedną rzecz. Akcja książki dzieje się w Paryżu w muzeach, które należą do najbardziej znanych na świecie. Jednak niesamowicie ciekawe muzea oraz dzieła sztuki są wszędzie. Chciałbym, aby czytelnicy swobodnie interpretowali tę książkę, żeby zwiedzali muzea na całym świecie. Henry często pokazuje Monie, że są również dzieła mniejsze i mniej znane, a równie ciekawe jak te uznawane za ikoniczne. Jednym z takich przykładów jest rysunek „Bez tytułu” z 1983 r., stworzony na papierze przez Jeana-Michela Basquiata, eksponowany w Centrum Pompidou. Choć znajduje się tam też bardziej popularne dzieło artysty, „Aukcja niewolników”, Henry pokazuje wnuczce to mniej doceniane.

Z.P.: Kto ma być odbiorcą książki? Dzieci? Nastolatki? Dorośli?

T.S.: Chciałbym, żeby to była książka dla wszystkich. Jednak rozmawiając z czytelnikami podczas różnych spotkań w całej Europie, dostrzegam, że najczęściej są to osoby po 50., 60. roku życia, które już bardzo dobrze znają sztukę, albo młodzi między 18. a 25. rokiem życia, którzy chcieliby zostać krytykami lub historykami sztuki.

Z.P.: Jakie przesłanie stoi za historią ukazaną w książce?

T.S.: Mam dwa przesłania. Pierwsze – sztuka jest w służbie życia. Drugie – pozostańcie wolnymi.

Z.P.: Mógłby je pan rozwinąć?

T.S.: Często myśli się, że historia sztuki jest związana z kwestią form, kolorów i emocji. Uważam, że sztuka może nadać sens naszej egzystencji pod warunkiem, że podejmiemy niewielki wysiłek, by zrozumieć dzieło. Stojąc przed obrazem, możemy sobie wyobrazić wszystko i nadać mu sens taki, jak chcemy. To jest piękna lekcja wolności. Poza tym artyści często swoim życiem dają przykład wolności i swobody. Jedną z ilustracji w książce jest »Czarny Krzyż« Kazimierza Malewicza. Lekcja dana przez niego w książce brzmi: postaw na autonomię.

Z.P.: Pojawiają się głosy, że „Oczy Mony” to książka na miarę „Świata Zofii” Josteina Gaardera. Tam tytułowa Zofia poznaje świat historii filozofii, a w pana książce Mona poznaje świat sztuki. Czy to zamierzona analogia? Czerpał pan inspirację z Gaardera?

T.S.: Co ciekawe, rozmawiałem kiedyś z autorem „Świata Zofii”. Czytałem tę książkę w 1994 r. w wieku 17 lat, więc nie mogę powiedzieć, że nie istnieje w moim życiu. Natomiast geneza „Oczu Mony” jest bardzo osobista i „Świat Zofii” nie był moją inspiracją. Ale podoba mi się myśl, że Mona jest młodszą siostrą Zofii.

Z.P.: Czy w planach jest ekranizacja książki?

T.S.: Tak. Książka została kupiona przez znanego producenta francuskiego UGC.

Z.P.: A wiadomo, kiedy można się jej spodziewać?

T.S.: Nie, jeszcze nie wiadomo, kto będzie reżyserem.

Z.P.: Czy ma pan w planach następną powieść?

T.S.: Tak, rzeczywiście piszę powieść. Nie będzie podejmowała tematu historii sztuki, ale można powiedzieć, że jest „kuzynką Mony”. „Oczy Mony” pisałem przez dziesięć lat, więc tę następną napiszę pewnie w ciągu dwudziestu.

Z.P.: Zdradzi pan trochę szczegółów, o czym będzie „kuzynka Mony”?

T.S.: Będzie to historia dotycząca ogrodu oraz mowy, języka.

Z.P.: A czy coś urzekło pana w polskiej sztuce?

T.S.: Chciałbym powiedzieć coś, czego nie miałem jeszcze okazji powiedzieć polskim dziennikarzom i dziwię się, że nie zadają mi tego pytania. Faktem jest, że podziwiam polską kulturę i chciałbym przytoczyć jedno nazwisko. Uwielbiam jednego polskiego malarza i rzeźbiarza, który robił symbolistyczne rzeźby. Wydaje mi się, że nie jest znany w Polsce, natomiast jest bardzo znany we Francji – to Bolesław Biegas.

Z.P.: Czyli jeśli miałby pan wymienić polskiego artystę, którego pan podziwia, byłby to Bolesław Biegas? A może ktoś jeszcze?

T.S.: Powiem jeszcze o jednym – Zdzisław Beksiński. Z nim mam trochę inną relację, ponieważ kiedy byłem nastolatkiem, okładki książek science-fiction, które czytałem, były często ozdobione jego pracami. Pamiętam, że dużo wtedy marzyłem, patrząc na te książki. I z tego względu dla mnie Beksiński to bardziej ilustrator niż malarz.

Rozmawiała Zuzanna Piwek (PAP).

„Oczy Mony” Thomasa Schlessera w tłumaczeniu Magdaleny Kamińskiej-Maurugeon ukazały się nakładem Wydawnictwa Literackiego. 

Konstytucja 3 Maja na obrazie Jana Matejki

.Dla „Wszystko co Najważniejsze” historyk sztuki prof. Jerzy MIZIOŁEK pisze o słynnym obrazie Jana Matejki przedstawiający jedno z najważniejszych wydarzeń w historii Polski – uchwalenie Konstytucji 3 Maja.

„Matejko z wielkim pietyzmem przygotował się do wykonania wiekopomnego dzieła, które miało trafić na Zamek Królewski. Po długich, sumiennych studiach przystąpił do malowania. Ukazał tłumny pochód triumfalny przedstawiony w przestrzeni pomiędzy Zamkiem Królewskim a kościołem św. Jana (obecnie katedra). Centralną postacią jest niesiony na barkach dwóch posłów marszałek Małachowski, trzymający w prawej ręce drugą na świecie – po amerykańskiej – konstytucję. Obok niego wyniesiony wysoko widnieje Kazimierz Sapieha, marszałek konfederacji Wielkiego Księstwa Litewskiego. W tłumnej przestrzeni pomiędzy Małachowskim a wchodzącym na stopnie kościoła królem Stanisławem Augustem dostrzec można m.in. Ignacego Potockiego, Adama Kazimierza Czartoryskiego i Hugona Kołłątaja. Na schodach świątyni, pod baldachimem, Matejko ukazał księżnę kurlandzką Dorotę Biron, a tuż za nią Elżbietę Grabowską – przyjaciółkę króla. Kompozycja obrazu i ustawienie wszystkich postaci są niezwykle przemyślane. Króla wita słynny Jan Dekert, prezydent Starej Warszawy, reprezentant stanu mieszczańskiego, który zyskał wreszcie należne mu miejsce w Ustawie rządowej. Z kolei za marszałkiem Małachowskim dostrzegamy Andrzeja Zamoyskiego, dobrodzieja stanu włościańskiego, próbującego pociągnąć za sobą chłopa jako reprezentanta stanu, którego nowa ustawa niestety nie potraktowała zbyt dobrze. Na prawym, dolnym krańcu płótna widzimy też Żydów – starego i młodego.”

„Dzieło naprawy państwa zaczęło się już na długo przed 1788 r. Najpierw było Collegium Nobilium, w którym pod opieką Konarskiego wykształciło się tysiące Polaków, w tym współtwórcy Konstytucji 3 maja, jak Ignacy i Stanisław Kostka Potoccy. Potem, już w czasach Stanisława Augusta, utworzono Szkołę Rycerską, kolejną kuźnię patriotyzmu, z której wyszedł m.in. Julian Ursyn Niemcewicz, uwieczniony przez Matejkę – podobnie jak Ignacy Potocki – na jego słynnym obrazie. I wreszcie dokonania Komisja Edukacji Narodowej, pierwszego na świecie ministerstwa szkolnictwa, i reforma Uniwersytetu Jagiellońskiego przeprowadzona przez Hugona Kołłątaja, współautora konstytucji; także on widnieje na obrazie Matejki.”

„Niezwykle ciekawa scena rozgrywa się w centralnej, dolnej partii obrazu: oto poseł ziemi kaliskiej Jan Suchorzewski, przeciwny konstytucji i jakimkolwiek reformom, próbuje zabić nożem swojego synka. Zagroził, że tak uczyni, jeśli konstytucja zostanie uchwalona. Chłopczyk wyrywa się okrutnemu ojcu, którego rękę z nożem chwyta skutecznie Stanisław Kublicki, poseł inflancki, jeden z najaktywniejszych działaczy stronnictwa proreformatorskiego w Sejmie. Z kieszeni niedoszłego zabójcy i przekupnego posła wysypują się karty; był hazardzistą i stąd rosyjskim agentom łatwo było go przekupić. Ale nasz wielki malarz nie zapomniał też o Kościuszce i księciu Józefie. Tak oto powstała malowana opowieść o jednym z najbardziej chwalebnych wydarzeń w dziejach Polski, którą geniusz artysty wpisał w formułę triumfu. Niestety, na prawdziwy triumf trzeba było czekać aż do 1920 r.”

PAP/Zuzanna Piwek/Wszystko co Najważniejsze/JT

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 23 maja 2024