„Oda do radości” Ludwiga van Beethovena w warszawskiej Filharmonii Narodowej

Krzysztof Urbański poprowadzi wykonanie IX Symfonii Ludwiga van Beethovena podczas koncertów 13 i 14 czerwca, zamykających sezon w warszawskiej Filharmonii Narodowej. IX Symfonia d-moll op.125 jest ostatnią symfonią ukończoną przez Ludwiga van Beethovena. Kompozycja stała się jednym z najsłynniejszych i najwybitniejszych dzieł muzyki poważnej. Nazywana bywa także Symfonią radości dzięki finałowej kantacie do słów

Krzysztof Urbański poprowadzi wykonanie IX Symfonii Ludwiga van Beethovena podczas koncertów 13 i 14 czerwca, zamykających sezon w warszawskiej Filharmonii Narodowej. IX Symfonia d-moll op.125 jest ostatnią symfonią ukończoną przez Ludwiga van Beethovena. Kompozycja stała się jednym z najsłynniejszych i najwybitniejszych dzieł muzyki poważnej. Nazywana bywa także Symfonią radości dzięki finałowej kantacie do słów „Oda do radości” Fryderyka Schillera.

„Oda do radości” Beethovena

.”Będzie to mój pierwszy koncert od czasu objęcia przeze mnie w 2024 r. stanowiska dyrektora artystycznego Filharmonii Narodowej” – powiedział Krzysztof Urbański. „Cieszę się, tym bardziej, że w programie jest IX symfonia Beethovena, utwór symboliczny, doskonale wpisujący się w moją wizję Filharmonii jako instytucji radosnej, emanującej pozytywną energią” – dodał. Utwór nieodmiennie kojarzy się z Europą; instrumentalna wersja „Oda do radości” w opracowaniu Herberta von Karajana, zaaprobowana przez Radę Europy i Unię Europejską, stała się hymnem kontynentu. Rękopis pierwszej w historii symfonii wokalno-instrumentalnej, czyli symfonii z udziałem głosu ludzkiego, został wpisany w 2001 roku na listę UNESCO – Pamięć Świata. 

Symfonia powstała w latach 1822-1824. Po raz pierwszy została wykonana publicznie 7 maja 1824 r. w Theater am Kaerntnertor w Wiedniu. Przyjęta była entuzjastycznie. Niestety, aplauzu publiczności nie słyszał jej autor. Beethoven bowiem dotknięty już całkowitą głuchotą, nie mógł też dyrygować dziełem. Podczas koncertu stał za plecami dyrygenta, tyłem do publiczności. Według relacji sekretarza kompozytora Antona Schindlera „do Beethovena podeszła śpiewaczka Caroline Unger i odwróciła go w stronę publiczności, a kompozytor bardzo się wzruszył”. 

Kolejne wykonania IX Symfonii spotkały się jednak z ostrą, niekiedy bezpardonową nagonką i niezrozumieniem współczesnych Beethovenowi muzyków i krytyków. Dopiero, gdy blisko dwadzieścia lat później – w 1842 r. – Richard Wagner poprowadził w Dreźnie wykonanie tego dzieła, spory nie tylko umilkły, ale uznano, że IX Symfonia dała początek nowoczesnej muzyce. W tym duchu wypowiadał się Hector Berlioz. Utwór inspirował później wielu twórców, m.in. Antoniego Brucknera i Gustawa Mahlera. A sama IX Symfonia została uznana za „boskie objawienie” i „Marsyliankę ludzkości”.

Rewolucjonista i ekscentryk

.”Ludwig van Beethoven w swoich czasach uchodził za rewolucjonistę ale i ekscentryka, dla kolejnych zaś pokoleń stał się uosobieniem tego, co klasyczne a dla wielu tego, co najlepsze” – napisał w programie koncertu muzykolog Bartłomiej Gembicki. 

Historia IX Symfonii d-moll dowodzi, że znaczenie dzieła nie jest nigdy określone raz na zawsze. „Fascynowali się nią nie tylko muzycy i słuchacze o odmiennych upodobaniach, lecz także reprezentanci odmiennych opcji politycznych i wyznawcy skrajnych ideologii” – zauważa Gembicki. „Na swojej drodze napotkała zarówno nacjonalizm, jak i dający nadzieję uniwersalizm”.

Podczas koncertów 13 i 14 czerwca Orkiestrą Filharmonii Narodowej dyrygować będzie Krzysztof Urbański. Dyrektorem Chóru FN jest Bartosz Michałowski. Solistami będą Sophie Harmsen-mezzosopran; Martin Platz – tenor; Andrew Moore – bas-baryton.

Przed piątkowym koncertem Filharmonia zaprasza na wprowadzenie autorstwa prof. Szymona Paczkowskiego, muzykologa, specjalizującego się w w historii i estetyce muzyki baroku. W piątek 13 czerwca 2025 roku o godz. 12 na stronie Filharmonii Narodowej ogłoszony zostanie program koncertów i wydarzeń na przyszły sezon 2025-2026. 

Wielki improwizator

Julian Fontana, jeden z najbliższych przyjaciół Chopina, tak opisał improwizatorski talent kompozytora: „Już w wieku dziecięcym zadziwiał bogactwem improwizacji. Wystrzegał się jednak, aby nie czynić z niej widowiska. Ci wszakże nieliczni wybrani, którzy słuchali go improwizującego całymi godzinami w najcudowniejszy sposób, kiedy ani jedna z jego fraz nie przypominała nigdy któregokolwiek kompozytora […], nie zaprzeczą, jeśli stwierdzimy, że jego najpiękniejsze kompozycje są jedynie odbiciem i echem jego improwizacji” – pisze prof. Dana GOOLEY w opublikowanym na łamach „Wszystko co Najważniejsze” tekście „Wielki improwizator„. 

To uwodzicielskie słowa. Teza, jakoby z fortepianu Chopina emanowała niegdyś muzyka prześcigająca nawet jego zanotowane kompozycje, zbyt jest piękna, by się jej oprzeć. Czujemy zazdrość wobec tych nielicznych przyjaciół i wtajemniczonych, którzy mieli to szczęście, że mogli często słuchać Chopina występującego prywatnie, gdy czuł się swobodnie. To „ach, gdybyście tam byli” rozbudza przyjemną tęsknotę za artystą, którego osobowość i grę można przywołać już jedynie we wspomnieniach. Co więcej, potwierdza, że Chopin był prawdziwym geniuszem, o wyobraźni tak nieograniczonej, że utrwalone kompozycje mogą stanowić zaledwie jej blade odbicie.

W latach 20. XIX wieku dorastający Chopin miał wszelkie powody po temu, by wytrwale ćwiczyć improwizację. Aspirując do kariery koncertującego pianisty, wiedział doskonale, że czołowi wirtuozi o międzynarodowej sławie, pokroju Ignaza Moschelesa, a przede wszystkim Johanna Nepomuka Hummla, celowali w improwizowaniu błyskotliwych, „swobodnych fantazji” na tematy sugerowane przez publiczność. Nie dziwi więc, że i on wykonał tego typu popis podczas swego debiutu w Wiedniu w roku 1829. Recenzent „Theaterzeitung” zauważył, że polski wirtuoz w swojej improwizowanej fantazji znalazł właściwą równowagę pomiędzy podobaniem się („wielokrotne odmiany tematów”) a profesjonalnością („spokojny tok myśli”, „czystość przetworzenia”).

Kilka lat później Chopin był już jednak w Paryżu, a jego ambicje uległy zmianie. Zorientowawszy się, że może się tam utrzymać z udzielania lekcji gry na fortepianie, stracił chęć do koncertowania. Grywał publicznie rzadko, a jeśli występował, nigdy nie wykonywał swobodnych fantazji. Swoją twórczą energię przekierował na komponowanie wysoce oryginalnych, dopracowanych w szczegółach utworów, w niespotykany dotąd sposób eksplorujących możliwości ówczesnego fortepianu. Opracowując swe muzyczne pomysły, bez wątpienia wypróbowywał na instrumencie różne ich warianty, prezentując je przyjaciołom i kolegom i modyfikując stosownie do ich reakcji. Taki był Chopin, gdy komponował – oceniający i doskonalący. I to właśnie mogło słyszeć jego otoczenie i mylić z improwizacją. Nic dziwnego, że w uszach Fontany ani jedna z Chopinowskich fraz nie przypominała nigdy „któregokolwiek kompozytora”.

LINK DO TEKSTU: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/prof-dana-gooley-wielki-improwizator/

PAP/ Anna Bernat/ LW

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 12 czerwca 2025