
Wielki improwizator
Prawdziwą ojczyzną Fryderyka Chopina jest zaczarowane królestwo poezji – pisze prof. Dana GOOLEY
.Julian Fontana, jeden z najbliższych przyjaciół Chopina, tak opisał improwizatorski talent kompozytora: „Już w wieku dziecięcym zadziwiał bogactwem improwizacji. Wystrzegał się jednak, aby nie czynić z niej widowiska. Ci wszakże nieliczni wybrani, którzy słuchali go improwizującego całymi godzinami w najcudowniejszy sposób, kiedy ani jedna z jego fraz nie przypominała nigdy któregokolwiek kompozytora […], nie zaprzeczą, jeśli stwierdzimy, że jego najpiękniejsze kompozycje są jedynie odbiciem i echem jego improwizacji”.
To uwodzicielskie słowa. Teza, jakoby z fortepianu Chopina emanowała niegdyś muzyka prześcigająca nawet jego zanotowane kompozycje, zbyt jest piękna, by się jej oprzeć. Czujemy zazdrość wobec tych nielicznych przyjaciół i wtajemniczonych, którzy mieli to szczęście, że mogli często słuchać Chopina występującego prywatnie, gdy czuł się swobodnie. To „ach, gdybyście tam byli” rozbudza przyjemną tęsknotę za artystą, którego osobowość i grę można przywołać już jedynie we wspomnieniach. Co więcej, potwierdza, że Chopin był prawdziwym geniuszem, o wyobraźni tak nieograniczonej, że utrwalone kompozycje mogą stanowić zaledwie jej blade odbicie.
W latach 20. XIX wieku dorastający Chopin miał wszelkie powody po temu, by wytrwale ćwiczyć improwizację. Aspirując do kariery koncertującego pianisty, wiedział doskonale, że czołowi wirtuozi o międzynarodowej sławie, pokroju Ignaza Moschelesa, a przede wszystkim Johanna Nepomuka Hummla, celowali w improwizowaniu błyskotliwych, „swobodnych fantazji” na tematy sugerowane przez publiczność. Nie dziwi więc, że i on wykonał tego typu popis podczas swego debiutu w Wiedniu w roku 1829. Recenzent „Theaterzeitung” zauważył, że polski wirtuoz w swojej improwizowanej fantazji znalazł właściwą równowagę pomiędzy podobaniem się („wielokrotne odmiany tematów”) a profesjonalnością („spokojny tok myśli”, „czystość przetworzenia”).
Kilka lat później Chopin był już jednak w Paryżu, a jego ambicje uległy zmianie. Zorientowawszy się, że może się tam utrzymać z udzielania lekcji gry na fortepianie, stracił chęć do koncertowania. Grywał publicznie rzadko, a jeśli występował, nigdy nie wykonywał swobodnych fantazji. Swoją twórczą energię przekierował na komponowanie wysoce oryginalnych, dopracowanych w szczegółach utworów, w niespotykany dotąd sposób eksplorujących możliwości ówczesnego fortepianu. Opracowując swe muzyczne pomysły, bez wątpienia wypróbowywał na instrumencie różne ich warianty, prezentując je przyjaciołom i kolegom i modyfikując stosownie do ich reakcji. Taki był Chopin, gdy komponował – oceniający i doskonalący. I to właśnie mogło słyszeć jego otoczenie i mylić z improwizacją. Nic dziwnego, że w uszach Fontany ani jedna z Chopinowskich fraz nie przypominała nigdy „któregokolwiek kompozytora”.
Perfekcjonizm Chopina, a zarazem szybko podupadający prestiż improwizacji fortepianowych powstrzymywały go zapewne przed improwizowaniem ze swobodą na wzór tego, co robił jego dobry przyjaciel Liszt. Choć z całą pewnością Chopin nie stracił tej umiejętności, zabrakło motywacji do jej wykorzystywania. Wiele osób z jego kręgu – francuskich romantyków – przywiązanych było jednak do interpretowania jego gry przez pryzmat improwizacji. Przewodząca temu gronu George Sand uważała, że talent ten winno się uznawać za najwyższą, najbardziej poetycką formę artystycznej wypowiedzi, jako spontaniczne uniesienie uczuć – przejaw geniuszu w działaniu. Wychwalała improwizacje poetyckie polskiego poety na emigracji, Adama Mickiewicza, gwiazdy ówczesnych paryskich salonów. W swym słynnym „château wolności” w Nohant zachęcała poetów do improwizowania na tle delikatnego muzycznego akompaniamentu. Bywający tam Eugène Delacroix wyraził pogląd, że szybko wykonane artystyczne szkice mają moc większą niż dzieła ukończone – podważając tym samym tradycyjne znaczenie przypisywane kompozycji w malarstwie.
W tym romantycznym środowisku panowała zatem silna tendencja do intepretowania gry Chopina jako improwizacji nawet wówczas, gdy wykonywał utwory skomponowane. Słowo to zapewniało szczególny urok próbom uchwycenia, w formie literackiej, wyjątkowej poetyczności i plastyczności jego muzyki. W tym też duchu Heinrich Heine, niemiecki poeta na emigracji, uważał, że improwizacje Chopina otworzyły mu drzwi do uniwersalnej sfery sztuki: „Nic nie przypomina radości, jaką nam sprawia, kiedy zasiada do fortepianu i improwizuje. Nie jest Polakiem ani Francuzem, ani Niemcem; ujawnia pochodzenie znacznie wyższe, z krainy Mozarta, Rafaela, Goethego; jego prawdziwą ojczyzną jest zaczarowane królestwo poezji”.
.Choć improwizacja zniknęła z sal koncertowych już w ciągu kilku dekad po śmierci Chopina, powróciła niedawno triumfalnie dzięki pianistce Gabrieli Montero, laureatce Konkursu Chopinowskiego z 1995 r. Zachęcona przez Marthę Argerich do pokazania publiczności zdolności, które – jak wcześniej sądziła – należy ukrywać, Montero regularnie dziś poświęca połowę swoich recitalowych programów improwizacjom na tematy proponowane przez słuchaczy. Niesłychana płynność i rozmaitość jej improwizacji daje nadzieję, że i inni pianiści wkrótce opanują sztukę, której jednym z ostatnich przedstawicieli był Chopin.
Dana Gooley
Tekst ukazał się w nr 57 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze” [PRENUMERATA: SklepIdei.pl LINK >>>]