Orędzie Putina obejrzało dwa razy mniej Rosjan
Orędzie dyktatora Rosji Władimira Putina do narodu, wygłoszone 29 lutego, cieszyło się niemal dwa razy mniejszą popularnością wśród telewidzów, niż podobne orędzie w roku 2023 – zauważył niezależny rosyjski kanał na Telegramie Możem Objasnit’.
Dyktatora i jego orędzie jest oglądało znacznie mniej obywateli
.Biorąc pod uwagę dane dotyczące oglądalności trzech najważniejszych kanałów telewizyjnych, które transmitowały wystąpienie Putina, czyli Rossija-1, Kanału Pierwszego i NTW, można dojść do wniosku, że orędzie zgromadziło zaledwie 6,5 proc. wszystkich widzów, którzy mieli wówczas włączone telewizory. Jeszcze w roku ubiegłym było to 11,4 proc.
Widać zatem wyraźnie, że w ciągu zaledwie roku Putin stracił niemal połowę swojego audytorium w skali kraju – czytamy na łamach Możem Objasnit’ (https://tinyurl.com/2ydrwnrr).
Jak podkreślono, orędzie dyktatora na antenie Rossija-1 i Kanału Pierwszego zajęło dopiero ósme i 25. miejsce wśród najbardziej popularnych audycji ubiegłego tygodnia w Rosji.
Groźby dyktatora docierają do coraz mniejszej ilości osób
.Wystąpienie, podczas którego Putin po raz kolejny w ostatnich miesiącach zagroził użyciem broni jądrowej wobec krajów Zachodu, zostało ocenione przez większość analityków jako kontynuacja dotychczasowej retoryki Kremla.
„To nie jest pierwszy raz, kiedy widzimy nieodpowiedzialną retorykę Władimira Putina. To nie jest sposób, w jaki powinien mówić przywódca państwa uzbrojonego w broń jądrową” – oznajmił rzecznik Departamentu Stanu USA Matthew Miller.
Wszyscy, którzy marzyli o innej Rosji, mogą się z tą wizją pożegnać
.Jeszcze na długo przed śmiercią Aleksieja Nawalnego wielu Rosjan nie miało złudzeń co do totalitarnego charakteru moskiewskich władz. Orędzie Putina, zbojkotowane przez tak wielu, jest tego dobrym przykładem. Zabójstwo czołowego działa opozycji jest niestety jedną z wielu zbrodni świadczących o tym, ze Rosja jeszcze długo pozostanie dyktaturą.
„W każdej z rozmów z rosyjskimi dysydentami we Francji czy gdzie indziej Aleksiej Nawalny był symbolem odwagi, oporu, ale też tą drobną iskierką nadziei, że car może kiedyś odejść; że putinowski reżim może zostać zniesiony przez gniew ludu. W przypadku Rosji problem leży jednak nie tyle w ludzie, choćby nie wiadomo jak zrewoltowanym, a w tym że za murami Kremla do władzy dochodzi zawsze idea imperialna: carska, biała a czasem czerwona” – pisze Michał KŁOSOWSKI, zastępca redaktora naczelnego Wszystko co Najważniejsze.
Wszyscy rozmówcy wspominali też organizowane przez rosyjskiego opozycjonistę i jego zwolenników protesty w Moskwie, na które Aleksiej Nawalny był w stanie ściągnąć wielu tzw. zwykłych Rosjan. Bo to chyba było w Aleksieju Nawalnym najważniejsze – jego umiejętność przyciągania ludzi poprzez zdolność rzucenia wyzwania putinowskiemu reżimowi. Nieważne, czy podczas protestów, czy podczas odsiadywania kary więzienia. I przyznać trzeba, że odwaga Nawalnego podszyta była czymś jeszcze – pomysłem na inną Rosję, bardziej demokratyczną i prozachodnią – choć w tym wszystkim niestety, wciąż imperialną.
„Paradoksalnie był Nawalny nadzieją zwłaszcza dla tych, których dzisiaj w Rosji już nie ma – dysydentów, takich jak Giennadij Gudkow i inni – czy dla dużej liczby rosyjskich dysydentów zgromadzonych w europejskich stolicach, marzących o kraju wolnym od putinowskiego upiora. Podobnie jak przywódczyni białoruskiego oporu Swiatłana Cichanouska, stanowił Aleksiej Nawalny punkt odniesienia. Niestety, teraz ten punkt zniknął. Oczywiście, można było to przewidzieć” – opisuje autor artykułu.
Czas bowiem nie jest przypadkowy. W Rosji zbliżają się wybory prezydenckie, których wyniku naturalnie nic nie zmieni, wygra je Władimir Putin, ale śmierć Aleksieja Nawalnego na miesiąc przed tym referendum to czytelny znak – Rosja się nie zmieni. A ktokolwiek chciałby zabrać głos, interweniować, choćby podnieść rękę – umrze. Tak jak umarł Aleksiej Nawalny. To fatalny znak zwłaszcza dla nas w Polsce i dla naszej części Europy, oznacza bowiem zaostrzenie kursu obranego przez rosyjskiego przywódcę. Rosja jeszcze mocniej odwraca się od świata, w którym uwięzienie przeciwnika politycznego numer jeden i jego uśmiercenie są nie do pomyślenia.
„Nie miejmy też złudzeń. Czy koincydencja wypadków jest tu przypadkowa? Najpierw wywiad z Tuckerem Carlsonem, a teraz informacja o śmierci Aleksieja Nawalnego” – pisze Michał KŁOSOWSKI.
Jakiekolwiek nadzieje na wewnętrzną zmianę w Rosji trzeba więc włożyć między bajki. Głośne jeszcze niedawno nawoływania, aby państwo podzielić na republiki, zamilkły. Zdaje się, że zamilkli sami Rosjanie. Państwo rządzone za pomocą aparatu siłowego, z którego szeregów Władimir Putin sam pochodzi, nie może się zmienić.
Śmierć Aleksieja Nawalanego, który został zamknięty w więzieniu po to, aby – wówczas jeszcze w innej, zdawać by się mogło, Rosji – uniknąć ewentualnych zamieszek i społecznego wrzenia, może – jak lubią pisać publicyści – być symbolem przemiany. Skoro Nawalny zmarł, znaczy to, że Władimir Putin radykalizuje się jeszcze bardziej. Wojna przydaje się władzy.
„Nic nowego, ktoś powie. Po sprawie Litwinienki, po zamordowaniu Anny Politkowskiej, po historii morderstw, gwałtów i agresji, Czeczenii i Syrii, po Buczy i Irpieniu nic nie powinno nas już dziwić. Bo Rosja nie jest krajem z tego świata. Tylko czy to coś zmienia? Niestety, nie” – podsumowuje autor.