🔴 Rodzina Karola NAWROCKIEGO. Happy end po polsku

Rodzina Nawrockich, która w swojej historii – niczym w soczewce – skupia całą paletę trudnych doświadczeń Polaków związanych z transformacją systemową: bezrobocie, zubożenie, upadek etosu ludzi pracy, dziś może uosabiać szczęśliwy epilog dopisany do tego bolesnego rozdziału naszej najnowszej historii.
Z ludu i dla ludu
Prezydent elekt przyszedł na świat 3 marca 1983 roku w rodzinie Elżbiety i Ryszarda Nawrockich i wychowywał się w robotniczej dzielnicy Gdańska – na Siedlcach. Ryszard Nawrocki, urodzony w 1949 roku, był tokarzem. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że Gdańsk w czasie aktywności zawodowej ojca przyszłego prezydenta RP stał się epicentrum wielkiego ruchu robotniczego, który przeszedł do historii pod nazwą „Solidarność” i zmienił bieg dziejów, torując Polsce drogę do wolności.
Kim był ojciec Karola Nawrockiego?
Ryszard Nawrocki był świadkiem i uczestnikiem tych epokowych wydarzeń – strajków i manifestacji – jako członek NSZZ „Solidarność”. Życie Karola Nawrockiego rozpoczęło się w mieście naznaczonym wielką historią i w dobie pokojowej rewolucji obywatelskiej w bloku wschodnim. To właśnie w takiej atmosferze ukształtował się jego obraz świata. Później, już w dorosłym życiu, został historykiem z powołania, dokumentującym dzieje Gdańska i Pomorza w zmaganiu wobec totalitarnego reżimu PRL. Jak przyznał podczas ostatniej debaty solo w Końskich, ojciec Ryszard zaszczepił swoim dzieciom miłość do historii przez lekturę prozy Łysiaka. Mama Elżbieta wykonywała zawód introligatorki.
Lata studenckiej młodości Karola Nawrockiego przypadły na pierwszą dekadę XXI wieku – czas rekordowego bezrobocia, marazmu i exodusu na Zachód jako jedynej alternatywy życiowej dla młodych. Było to doświadczenie pokoleniowe, które naznaczyło generację Polaków urodzonych w latach 80.
Karol Nawrocki: zostaję w Polsce
Jak wspomina dziennikarz Wojciech Mucha w swoim poruszającym świadectwie z okresu pracy na Wyspach Kanaryjskich tuż po akcesji Polski do UE:
„Wówczas, było to chwilę po tym jak Polska weszła do Unii, usłyszałem w od najbliższych mi ludzi, że „gdybym był w Twoim wieku, to bym się nie zastanawiał i natychmiast stąd wyjechał”. To była najlepsza z rad, jaką mogli mi wówczas dać.
No i niewiele myśląc wyjechałem. Jak setki tysięcy moich rówieśników, Pokolenia, które przecież miało odbudować Polskę.
Wyjechałem po bezskutecznych próbach znalezienia pracy, które sprowadzały się min. do starań o posadę zamiatacza klatek schodowych, czy castingach na ciecia, na które przychodziło po kilkudziesięciu mężczyzn – od zmenelonych inwalidów po zrezygnowanych ludzi z wyższym wykształceniem. (…)
Także tę, że najbliżsi, którzy wypędzali mnie z Polski, robili to w dobrej wierze. Dopiero po latach zrozumiałem jednak, że nie brakowało takich, którzy tylko czekali, by moje bezużyteczne i niebezpieczne w związku z tym „pokolenie transformacji” zniknęło za horyzontem i nigdy tu nie wróciło. By przepadło. (…) Tymczasem jesteśmy. Niektórzy także po to, by być ich wyrzutem sumienia i dowodem na to, że się im nie udało. I by mówić takim jak my, że pod biało-czerwoną jest miejsce dla wszystkich, którzy ją kochają. Że wszystko jest w naszych rękach. I że nie wolno się poddawać.”
Tymczasem Karol Nawrocki, dzieląc los swojego pokolenia, został w Polsce. I w znoju – dalekim od lekkości bytu elit – dorabiając na chleb jako ochroniarz, zdobywał wykształcenie i rozwijał swoją miłość do historii Polski. Z niej zrodziło się pragnienie wzięcia odpowiedzialności za przyszłość Ojczyzny.
W tym sensie jest pierwszym polskim politykiem reprezentującym doświadczenie pokoleniowe dzieci transformacji systemowej, który na naszych oczach staje się centralną postacią życia politycznego w Polsce. To życiorys, który niesie w sobie ten sam ładunek emocji i siły, co historia wiceprezydenta J.D. Vance’a.
Syn swojego Ojca – Daniel
To, co wyróżnia zakończoną kampanię prezydencką od wszystkich poprzednich, to udział w niej syna Karola Nawrockiego – Daniela. Udział spontaniczny i happeningowy, który łączy naturalność z nową formą komunikowania się z otoczeniem – empatyczną, opartą na wspólnym przeżywaniu i opowiadaniu rzeczywistości. Opowieści, która wciąga wszystkich na pokład.
To już nie język autorytetów ganiących ex cathedra „niedojrzały lud”, ani język pisowskiego aktywu, straszącego na każdym kroku Tuskiem.
Daniel Nawrocki należy do pokolenia Z, które zastało Polskę już w lepszej kondycji niż roczniki lat 80. i nie miało na starcie wdrukowanej kliszy „gorszego Europejczyka”, który musi zasłużyć na szacunek tych z Zachodu.
Jak sam opisuje: „Tata pojawił się w naszym życiu jak promień słońca – najpierw jako „Karol”, czy „wujek”, a w końcu Tata. To on zabrał mnie na pierwszy mecz piłkarski, na pierwsze wakacje z Mamą, na pierwszą wycieczkę za granicę. W końcu zaprosił nas do siebie, i choć zamieszkaliśmy we trójkę w jednym pokoju, to był początek naszej rodziny.
Pamiętam, jak znalazł ulotkę o zajęciach z judo niedaleko naszego domu. Miałem 7 lat, a on zachęcił mnie, żebym spróbował. Chodziłem na treningi przez sześć lat, a Tata był na każdym turnieju, kibicował i przeżywał moje walki bardziej niż ja. Śmiał się, że to dla niego większy stres niż jego własne mecze piłkarskie czy amatorskie walki bokserskie sprzed lat.
To Tata pokazał mi, czym jest patriotyzm. Opowiadał o polskich bohaterach, takich jak Rotmistrz Pilecki czy Żołnierze Niezłomni, którzy stali się moimi idolami. Dzięki niemu nauczyłem się, co to miłość do ojczyzny, pomoc słabszym i odwaga.”
Rodzina Karola Nawrockiego. Życiorys większości z nas
W życiorysie rodziny Nawrockich wiele Polek i Polaków będzie mogło się rozpoznać. Bo większość z nas pochodzi z domów, gdzie liczył się każdy grosz, a przejście z niewoli PRL do wolności III RP – choć witane z nadzieją – było procesem pełnym bólu i ran.
Czy historia ta zainspiruje nas do refleksji nad tym, co udało nam się osiągnąć przez ponad trzy dekady III RP – mimo głosów salonów, które wciąż chcą widzieć w nas jedynie ciemną masę?
Karolina Jaszowiecka