Światowid ze Zbrucza – kopia posągu odsłonięta pod Poznaniem

Światowid ze Zbrucza to figura wydobyta w 1848 r. z koryta rzeki Zbrucz na terenie dzisiejszej Ukrainy, przechowywana w Muzeum Archeologicznym w Krakowie. Kopię słynnego posągu odsłonięto w poniedziałek w Muzeum-Pracowni Literackiej Arkadego Fiedlera w podpoznańskim Puszczykowie.

Światowid ze Zbrucza to figura wydobyta w 1848 r. z koryta rzeki Zbrucz na terenie dzisiejszej Ukrainy, przechowywana w Muzeum Archeologicznym w Krakowie. Kopię słynnego posągu odsłonięto w poniedziałek w Muzeum-Pracowni Literackiej Arkadego Fiedlera w podpoznańskim Puszczykowie.

.Muzeum-Pracownia Literacka Arkadego Fiedlera w Puszczykowie koło Poznania istnieje od 1974 r.

Arkady Fiedler (1894-1985) to jeden z najbardziej znanych polskich podróżników i pisarzy. W swoim 90-letnim życiu odbył 30 wypraw i podróży. W dorobku ma 32 książki wydane w 23 językach, o przeszło 10-milionowym nakładzie. Wśród nich są m.in. „Ryby śpiewają w Ukajali”, „Orinoko” czy „Kanada pachnąca żywicą”. Po śmierci pisarza i podróżnika 7 marca 1985 r. prowadzeniem muzeum zajęły się rodziny jego obu synów.

Ogród Kultur i Tolerancji przy muzeum w Puszczykowie

.Miniatura piramidy Cheopsa, pełnowymiarowa kopia statku Krzysztofa Kolumba (Santa Maria), czy naturalnej wielkości replika jednej z rzeźb z Wyspy Wielkanocnej są wśród figur i modeli tworzących Ogród Kultur i Tolerancji przy muzeum w Puszczykowie. Na miejscu podziwiać można również m.in. odtworzony w skali 1:9 wizerunek Buddy z Bamianu w Afganistanie (oryginał zniszczyli talibowie) i replikę brytyjskiego samolotu Hawker Hurricane, którym walczyli polscy lotnicy w czasie II wojny światowej. W poniedziałek, w pobliżu Sfinksa i piramidy, odsłonięto kopię posągu Światowida ze Zbrucza.

Syn znanego podróżnika i pisarza, także pisarz i podróżnik, Arkady Radosław Fiedler przyznał w czasie poniedziałkowej uroczystości, że kopia Światowida prezentowana w Puszczykowie może być o kilka centymetrów wyższa od średniowiecznego oryginału przechowywanego obecnie w Muzeum Archeologicznym w Krakowie. „Zawsze fascynowała mnie ta postać z czterema twarzami patrząca w różne strony świata, no i stąd ten pomysł błąkał mi się w głowie od wielu lat” – powiedział.

„Jest to kolejna w naszym ogrodzie kultur i tolerancji rzeźba, która jakoś wpisuje się w naszą tolerancję” – zaznaczył. Dodał, że w przyszłym roku puszczykowskie muzeum będzie obchodzić 50-lecie istnienia, a odsłonięcie kopii Światowida można traktować jako wstęp do większych, przyszłorocznych uroczystości rocznicowych.

Światowid ze Zbrucza: oryginał i kopia

.Oryginalny posąg Światowida został znaleziony w korycie rzeki Zbrucz w majątku Liczkowce koło Husiatyna na Podolu. Jest to czworoboczny słup, którego boki stanowią podłoże do przedstawień figuralnych. Zwieńczeniem posągu jest „kapelusz” nakrywający cztery ludzkie głowy. Posąg ze Zbrucza datowany bywa najczęściej na X w. lub na przełom IX i X w.

Nazwę posągowi nadał Joachim Lelewel. Wygląd figury skojarzył mu się z czczonym przez Słowian połabskich Świętowitem, bogiem o czterech twarzach. Różnica w nazwie miała wynikać z błędnego tłumaczenia łacińskiego zapisu imienia bóstwa.

Kopię posągu wykonał rzeźbiarz Marian Witczak, który przyznał, że replikę tworzył na bazie kilku zdjęć przekazanych mu przez krakowskie muzeum. Artysta podkreślił, że stojące przed nim zadanie nie było łatwe.

Figura została wykonana z żywic i betonu, a dla wzmocnienia jest wypełniona keramzytem. Prace nad repliką trwały łącznie 19 miesięcy.

Sens zapomnianych światów

.„Wielkie cywilizacje lubią słońce i nic na to nie poradzimy. Takie jest odwieczne prawo historii albo natury. I może w tym właśnie rzecz. Ta energia, która pozwala przeżyć trudy każdego dnia, jest odpowiedzią na pytanie: po co? Energia, która towarzyszyła wielkim wydarzeniom i postaciom, które zmieniały bieg dziejów, odciskały swoją stopę na ziemiach Żyznego Półksiężyca czy Lewantu” – pisze Michał KŁOSOWSKI, zastępca redaktora naczelnego „Wszystko co Najważniejsze”, szef działu projektów międzynarodowych Instytutu Nowych Mediów.

Jak dodaje, „ostatecznie to tego właśnie się zawsze szuka – oznak sensu, okruchów celu, artefaktów myśli, przebłysków dążenia do czegoś więcej, nawet jeśli miałoby być to po prostu antyczne bogactwo w postaci monet czy kolejna piramida. Każda prosta linia kamieni z epoki brązu czy żelaza świadczy przecież o jakimś przebłysku myśli i celu. Biorąc to pod uwagę, nie powinno dziwić, że archeologia swoje triumfy święci w Polsce, kraju skazanym na wieczną tymczasowość, zawieszonym w historii ostatnich dwustu lat ciągle pomiędzy, ciągle z potrzebą odbudowy i koniecznością poszukiwania sensu”.

„Historia to archiwum, wieczna biblioteka. Archeologia zaś to uczucia i wieczne pytania, ciągłe wątpliwości i próba zrozumienia. Rzucenie wyzwania losowi i liczenie na łut szczęścia. To poczucie, że robi się coś z sensem dla tych, których dookoła już nie ma, a byli. Że wydziera się przeszłości tajemnice, o których wszyscy zapomnieli, bo przecież mogły być takie kłopotliwe. To walka ze złem, walka z zapomnieniem, największą zbrodnią” – pisze Michał KŁOSOWSKI.

Podkreśla przy tym, że „polscy archeolodzy to ekstraklasa światowa. Jeśli ktoś ma przenieść jedną z największych egipskich świątyń, zachowując jej oryginalny charakter i kształt, a jednocześnie ochronić ją przed wiecznym zalaniem, to będą to Polacy. (…) Jeśli ktoś ma dostać się do najdalszych zakątków i najgłębszych zakamarków ludzkiej cywilizacji w górach Ałtaju, to także będą to Polacy. I jeśli ktoś ma starać się zrozumieć logikę w krwiobiegu środkowoamerykańskiej puszczy, karczowanej przed wiekami przez starożytnych Majów, to znowu – Polacy. Żaden inny naród nie ma tyle samozaparcia w tym, aby starać się w historii, wymagającym terenie, w poszukiwaniu wiadomości o umarłych postaciach i przeszłych wydarzeniach – odkrywać sens”.

„My wiemy, że zimne poznawanie historii innych jest łatwe. Mozolna odbudowa z ruin, nadawanie sensu kształtom kamieni i drewnianym drzazgom to jednak coś innego, coś, co wymaga zrozumienia. Nawet jeśli to tylko kilkadziesiąt kilometrów od Poznania, gdzie wśród bagien szuka się prakolebki własnego państwa w okresie, kiedy świat znów zaczynał dotykać ogień wojny. Bo zawsze tyle tylko pozostawało. Jedni przychodzili po to, aby po chwili odejść, zostawiając za sobą morze zgliszczy. A po tamtych inni, następni. I tak ciągle, przez stulecia. Nasza Troja płonęła wiele więcej razy” – pisze Michał KŁOSOWSKI.

PAP/WszystkoCoNajważniejsze/SN

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 28 sierpnia 2023
Fot. Silar / CC BY-SA 3.0 / Wikimedia Commons