Tiananmen. Symbol wolności

Chiny utrzymują żelazną cenzurę na temat masakry na placu Tiananmen z 1989 roku, usprawiedliwiając represje jako konieczne dla stabilności. Pekin, 36 lat po krwawym stłumieniu prodemokratycznych protestów, co kosztowało życie co najmniej setek ludzi, wciąż usiłuje wymazać z pamięci te wydarzenia historii.

Wielu młodych ludzi zaczęło szukać informacji o wydarzeniach z 1989 roku

.Rządowa narracja, wspierana przez wszechobecną propagandę i usunięcie wszelkich wzmianek o wydarzeniach z 4 czerwca, sprawia, że wielu młodych Chińczyków pozostaje nieświadomych tego, co się stało niespełna cztery dekady temu.

W nocy z 3 na 4 czerwca 1989 roku chińskie wojsko otworzyło ogień do tysięcy demonstrujących w Pekinie studentów, robotników i przedstawicieli inteligencji, domagających się reform i swobód obywatelskich.

Komunistyczna Partia Chin (KPCh) nigdy nie wzięła na siebie odpowiedzialności za te działania. Nie rozliczono winnych ani nie ogłoszono oficjalnego bilansu zabitych. Według niezależnych szacunków mogło ich być kilkuset, a nawet kilka tysięcy.

Rzecznik chińskiego MSZ, Lin Jian, pytany dwukrotnie o rocznicę wydarzeń argumentował, że „w odniesieniu do tamtej politycznej zawieruchy z końca lat 80., chiński rząd już dawno doszedł do jasnych wniosków”. Jak stwierdził „droga socjalizmu o chińskiej specyfice jest historycznym wyborem narodu, cieszącym się serdecznym poparciem całego narodu chińskiego oraz szerokim uznaniem społeczności międzynarodowej”.

Takie stanowisko ma na celu zdyskredytowanie protestów jako próby obalenia władz państwa i podkreślenie rzekomej zasadności działań podjętych w celu przywrócenia porządku. Pekin konsekwentnie twierdzi, że decyzje z tamtego czasu przyczyniły się do późniejszego rozwoju gospodarczego kraju. Lin podkreślił, że Chiny będą „niezachwianie podążać tą drogą, by (…) promować wielkie odrodzenie narodu chińskiego”.

Kontrola informacji jest bezwzględna od dekad. Wszelkie wspomnienia wydarzeń, niezależnie od narracji, czy też odniesienia do daty (np. w zapisie 8964), są natychmiast cenzurowane w internecie, a nawet obrazy świec czy kształty przypominające czołgi trafiają na czarną listę.

W transkrypcji środowego briefingu prasowego na stronie internetowej MSZ pytania do rzecznika ani jego wypowiedź nie zostały uwzględnione, zarówno w wersji chińsko-, jak i anglojęzycznej. Również chińskie media, które regularnie publikują odpowiedzi rzeczników na pytania dziennikarzy i korespondentów, pominęły wątek Tiananmen.

System cenzury jest tak skuteczny, że nawet nieświadome aluzje do wydarzeń z 4 czerwca mogą prowadzić do poważnych konsekwencji. Głośnym przykładem jest incydent z 2022 roku z udziałem Li Jiaqi, jednego z najpopularniejszych chińskich influencerów w handlu elektronicznym, znanego jako „Król Szminek”. Podczas transmisji na żywo, w przeddzień rocznicy masakry, Li i jego współprowadzący pokazali tort lodowy w kształcie czołgu, z ciasteczkami Oreo jako kołami i czekoladowym paluszkiem jako lufą. Transmisja została natychmiast przerwana, a Li Jiaqi zniknął z mediów społecznościowych na ponad trzy miesiące. Incydent sprawił, że wielu młodych widzów, nieświadomych symboliki, zaczęło szukać informacji o wydarzeniach z 1989 roku, nieumyślnie zwiększając świadomość tematu. Podkreśla to głębię cenzury w Chinach i pokazuje, jak skutecznie historia jest wymazywana z pamięci publicznej.

Zniknęły nawet latarnie miejskie – władze bały się, że będą przypominać o masakrze na placu Tiananmen

.Z kolei w Hongkongu, niegdyś jedynym miejscu w Chinach dopuszczającym publiczne upamiętnienia, sytuacja drastycznie się zmieniła po wprowadzeniu przepisów o bezpieczeństwie narodowym. Coroczne czuwania przy świecach w Parku Wiktorii, gromadzące tysiące ludzi, są od 2019 roku zakazane. Zamiast tego organizowany jest „patriotyczny jarmark żywności”, a lokalne władze podkreślają wymóg zgodności wszystkich działań z prawem i przepisami o bezpieczeństwie narodowym. Aktywiści i osoby próbujące w jakikolwiek sposób upamiętnić wydarzenia są zatrzymywane lub ścigane.

W procesie „wymazywania” historii z pamięci obywateli władze miasta zdecydowały się na tak radykalne kroki, jak zmiana numeracji latarni z numerami seryjnymi zawierającymi ciąg „8964” i „6489”, pod pretekstem „odnowienia”, co donosił portal Hong Kong Free Press.

Mimo represji, organizacja „Matki Tiananmen”, zrzeszająca rodziny ofiar, nieustannie domaga się sprawiedliwości. W tegorocznym apelu, podpisanym przez 108 członkiń, zażądały niezależnego śledztwa, ujawnienia listy zabitych, odszkodowań i pociągnięcia do odpowiedzialności winnych.

Prezydent Tajwanu Lai Ching-te wykorzystał rocznicę, aby podkreślić pamięć o ofiarach i znaczenie demokracji. W oświadczeniu w mediach społecznościowych zaznaczył, że upamiętnianie incydentu ma na celu nie tylko wspominanie historii, ale także przekazywanie pamięci. Podkreślił, że autorytarne rządy „wybierają milczenie i zapomnienie”, podczas gdy społeczeństwa demokratyczne dążą do zachowania prawdy.

Również sekretarz stanu USA Marco Rubio wydał oświadczenie, w którym stwierdził, że „świat nigdy nie zapomni” o wydarzeniach na Tiananmen, pomimo prób cenzury KPCh, co rzecznik MSZ uznał za „złośliwe zniekształcanie faktów historycznych”.

Kolejna zimna wojna, tym razem pomiędzy USA i Chinami, wchodzi w nową, jeszcze ostrzejszą fazę

.W obliczu gwałtownie spadających cen na giełdach prezydent Donald Trump zdecydował się wprowadzić na 90 dni cła w wysokości 10 proc., zamiast dużo wyższych stawek, dla wszystkich państw z wyjątkiem Państwa Środka. W tym ostatnim przypadku stawki podwyższył do w sumie 145 proc. Chiny ze swej strony podwyższyły cła do 125 proc. Przy takim poziomie ceł wymiana towarowa pomiędzy tymi największymi potęgami gospodarczymi świata nie będzie możliwa. Jeśli więc nie nastąpią istotne zmiany, dojdzie do decouplingu, czyli maksymalnego ograniczenia stosunków gospodarczych.

Kroki podejmowane w sferze gospodarczej odzwierciedlają stan stosunków politycznych. Biorąc pod uwagę wypowiedzi różnych amerykańskich polityków, w nadchodzących negocjacjach dotyczących wysokości ceł, jakie będą nakładane na import z poszczególnych krajów, Waszyngton będzie brać pod uwagę relacje ekonomiczne pomiędzy tymi państwami i Chinami. Im bliższe stosunki z Pekinem, tym wyższe zapowiadają się stawki celne w handlu z USA.

Jednakże nowa zimna wojna będzie się zasadniczo różnić od poprzedniej tym, że Związek Sowiecki nie był potęgą gospodarczą, podczas gdy Chiny są najważniejszym partnerem gospodarczym dla większości państw świata. Ameryka będzie wywierać ogromne naciski, żeby uciąć bliskie związki gospodarcze z Chinami. Można sądzić, że powodzenie takiego podejścia będzie zależeć od tego, jak zachowają się inni poważni gracze zachodniego świata, szczególnie UE i Japonia.

Ruch MAGA napełnił Amerykę wielką dozą optymizmu. Jest to zjawisko ze wszech miar dla USA korzystne, niemniej postrzeganie świata przez różowe okulary może przyczynić się do podejmowania kroków, które poprowadzą na manowce. Promowanie własnego interesu narodowego w drodze nałożenia nadzwyczaj wysokich ceł na wwóz dóbr z całego świata, w tym od najbliższych sojuszników, nie jest najlepszym sposobem pozyskiwania sobie zwolenników. Prezydent Theodore Roosevelt, w którego czasach USA wkroczyły na światową arenę, głosił: „Przemawiaj łagodnie i noś wielki kij”. Dziś z tym pierwszym są pewne kłopoty, a kij jest mniej okazały, zatem większa dawka zręczności w polityce międzynarodowej byłaby wskazana.

W USA są analitycy, którzy zdają sobie sprawę z powagi sytuacji. Na portalu Foreign Affairs ukazał się artykuł Kurta M. Campbella i Rusha Doshiego, w którym podają to, na co zwracamy uwagę na tych łamach, że realny (według parytetu siły nabywczej) chiński PKB jest już o ok. 25 proc. wyższy od amerykańskiego. Co więcej, w zakresie produkcji przemysłowej, która jest podstawowa w przypadku rywalizacji na polu wojskowym, Państwo Środka ma wielką przewagę (30-procentowy udział w światowej produkcji wobec 15-procentowego amerykańskiego) i jeśli obecne trendy się utrzymają do końca obecnej dekady, to ta dysproporcja jeszcze się pogłębi (45 do 11 proc.). W niektórych dziedzinach udział Chin w światowym wytwórstwie jest oszałamiający: prawie połowa chemikaliów, połowa tonażu statków, ponad 2/3 samochodów elektrycznych, 80 proc. dronów dla celów cywilnych oraz 90 proc. paneli fotowoltaicznych i rafinowanych metali ziem rzadkich. Chiny, które mają niewiele ponad czterokrotnie więcej ludności niż USA, wytwarzają 20-krotnie więcej cementu i 13-krotnie więcej stali. Amerykanie nadal wytwarzają więcej samochodów i energii elektrycznej na głowę ludności, ale Chińczycy szybko nadrabiają zaległości w tych branżach. Kraj Smoka nie zasypia gruszek w popiele także w dziedzinach, które będą decydować o szybkości wzrostu gospodarczego i poziomie zaawansowania technologicznego w nadchodzących dekadach. Na dziesięć takich branż Chiny są w czołówce, w sześciu branżach przewodzą.

Według Campbella i Doshiego w zakresie siły wojskowej Chiny nadal są słabsze, jeśli chodzi o lotnictwo bojowe, ale w zakresie technologii rakietowych „przypuszczalnie” już przewodzą. W wielu innych zakresach znaków zapytania nie ma; od komunikacji kwantowej po technologie hipersoniczne Chiny nie mają sobie równych.

Tekst dostępny na łamach Wszystko co Najważniejsze: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/prof-kazimierz-dadak-ameryka-kontra-smok/

PAP/MB

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 4 czerwca 2025