Piotr DŁUGOŁĘCKI: To była jedna z największych akcji pomocy Żydom podczas II wojny światowej

To była jedna z największych akcji pomocy Żydom podczas II wojny światowej

Photo of Piotr DŁUGOŁĘCKI

Piotr DŁUGOŁĘCKI

Historyk, redaktor serii wydawniczej „Polskie Dokumenty Dyplomatyczne”

19 maja 1943 r. zastępca sekretarza generalnego MSZ Gustaw Potworowski zwracał się do Aleksandra Ładosia: „Ministerstwo było ostatnio informowane przez organizacje żydowskie, jakoby istniała możność indywidualnego ratowania żydów przed uśmierceniem ich ze strony Niemców na zasadzie paszportów krajów Ameryki Południowej…” – pisze Piotr DŁUGOŁĘCKI

.Jeśli chodzi o aktywność rządu RP na uchodźstwie, można wyodrębnić kilka jej płaszczyzn – przede wszystkim działalność stricte pomocową, informacyjno-propagandową oraz prawną. Osobnego omówienia wymaga bardzo specyficzny rodzaj pomocy, jakim było fałszowanie czy pozyskiwanie niezbędnej dokumentacji.

W sferze przedsięwzięć pomocowych należy rozróżnić działania kierowane do ludności w okupowanym kraju (na przykład wysyłki paczek do gett czy współpraca z Radą Główną Opiekuńczą) oraz podejmowane wobec uchodźców. W tym drugim przypadku trzeba także zwrócić uwagę na odmienność sytuacji uchodźców znajdujących się w krajach wrogich lub neutralnych od ich położenia w krajach sojuszniczych. W oczywisty sposób czym innym było udzielanie pomocy uchodźcom żydowskim na Kubie, a czym innym próba ratowania Żydów na Węgrzech.

Rozmaite były także formy niesienia pomocy, na którą składały się wysyłki paczek z lekarstwami, żywnością, odzieżą, próby przekazywania pieniędzy czy dostarczanie potrzebnych (prawdziwych i fałszywych) dokumentów. Odrębne zagadnienie stanowiła kwestia ewakuacji zagrożonych osób – próby uzyskania wiz lub zgody krajów neutralnych na przyjęcie uchodźców. Warto także zauważyć, że polscy urzędnicy stawali niekiedy przed koniecznością podejmowania trudnych etycznie decyzji. Gdy udzielenie pomocy wszystkim potrzebującym było niemożliwe, należało dokonać wyboru, komu w danej sytuacji zostanie okazane wsparcie. Tego rodzaju decyzje zależały czasem od polskich urzędników, czasami zaś wynikały z polityki innych państw – zwłaszcza w zakresie wydawania wizy wjazdowej czy zgody na pobyt na ich terytorium. Strona polska zauważała, że w niektórych sytuacjach „zagadnienie doniosłe ewakuacji rodaków może być załatwione tylko przez indywidualizowanie poszczególnych grup. Wojskowi, technicy, inżynierowie, urzędnicy itp. mogą być imiennie wzywani do Anglii, i to samo nastąpi z rodzinami wojskowych będących w czynnej służbie w Anglii. Dla reszty osób nie natrafia się jeszcze sposobność masowej ewakuacji z powodu egoistycznej polityki państw imigracyjnych, z powodu niemożności przebywania uchodźców na koszt Skarbu Państwa na nieobliczalny okres czasu, wreszcie z powodu transferowej polityki Rządu Brytyjskiego”.

Zdecydowanie większe szanse na uzyskanie pomocy najwyżej cenionej, czyli zgody na ewakuację, miały te osoby pochodzenia żydowskiego, które były przedstawicielami poszukiwanych zawodów, mogły liczyć na zapewnienie utrzymania przez krewnych czy wreszcie były zamożne. Zdecydowana większość żydowskich uciekinierów nie mogła liczyć na kompleksową pomoc w ewakuacji, a jak zauważały władze polskie: „Starania Rządu Polskiego w różnych krajach o uzyskanie zezwoleń wjazdowych dla polskich uchodźców wykazują, że żydowski element uchodźczy nie może na ogół liczyć na jakiekolwiek ułatwienia imigracyjne, jeśli chodzi o zbiorowe dla niego wizy”.

Kolejną płaszczyzną działań rządu jest sfera aktywności informacyjno-propagandowej, podejmowanej przede wszystkim przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych oraz Ministerstwo Informacji i Dokumentacji. Przedstawiciele polskiego rządu wystosowali szereg not i apeli kierowanych bezpośrednio do władz państw alianckich, prowadzili liczne rozmowy ze swoimi odpowiednikami z innych krajów. Do tej formy działalności należały również publiczne przemówienia, wywiady radiowe i prasowe, inspirowane publikacje, jak też edycje zbiorów dokumentów, relacje, fotografie czy broszury. Zaliczyć tu także trzeba biuletyny wydawane przez polskie placówki dyplomatyczno-konsularne oraz raporty publikowane na przykład przez specjalnie w tym celu powołane instytucje (jak działające w USA Polish Information Center).

W tym miejscu należy wspomnieć także o działalności Jana Karskiego. Odbył on szereg rozmów i spotkań w Wielkiej Brytanii oraz Stanach Zjednoczonych, w czasie których zdawał relację z sytuacji w okupowanym kraju i poruszał także tematykę zagłady ludności żydowskiej.

Do działań informacyjnych rządu należało również stałe przeciwdziałanie oskarżeniom o antysemityzm, formułowanym zarówno w stosunku do ludności w okupowanej Polsce, jak i wobec polskich władz na uchodźstwie, przedstawicielstw pomocowych czy władz wojskowych i żołnierzy.

Ważną częścią polityki informacyjnej było zbieranie przez placówki wszelkich informacji o zagładzie pozyskiwanych od naocznych świadków, którym udało się uciec z terenów okupowanych. Relacje te były (obok wiadomości przesyłanych przez AK i Delegaturę Rządu na Kraj) podstawą działań informacyjnych rządu, choć do dzisiaj tematem sporu historyków pozostaje sprawa terminu powiadomienia krajów zachodnich m.in. o akcji Reinhardt i pojawiają się zarzuty braku natychmiastowego nagłaśniania docierających do rządu w Londynie informacji o zagładzie.

W sferze prawnej w początkowej fazie wojny najważniejszą decyzją było uchylenie ustawy z 1938 r. o pozbawianiu obywatelstwa polskiego. August Zaleski w dwa dni po objęciu urzędu ministra spraw zagranicznych polecił polskim konsulatom wstrzymanie jej wykonywania. Jest to o tyle ciekawe, że nie miał on uprawnień w zakresie odwoływania ustaw. Uznał jednakże (być może z przyczyn humanitarnych, być może wizerunkowych), że konieczne jest zablokowanie funkcjonowania tego typu regulacji. Formalnie ustawa została uchylona w listopadzie 1941 r.

Podjęto również inicjatywę w kwestii prawnego uregulowania statusu mniejszości żydowskiej w powojennej Polsce. Sprawa ta była stałym elementem oświadczeń przedstawicieli środowisk żydowskich i postulatów formułowanych przez zagranicznych polityków, co z kolei wymuszało zajęcie stanowiska przez władze polskie. Dokumenty sporządzane w rożnych okresach toczącej się wojny ukazują całe spektrum polskiego sposobu myślenia o miejscu mniejszości żydowskiej w powojennej rzeczywistości.

Działania prawne związane były także z wspomnianą już sprawą ukarania zbrodniarzy wojennych – temu celowi służyło m.in. gromadzenie odpowiedniego materiału dowodowego.

Trzeba podkreślić, że obowiązkiem prawnym każdej służby konsularnej jest niesienie pomocy obywatelom swojego państwa. W przypadku działań polskiej służby konsularnej zwracają uwagę przykłady ponadstandardowego wywiązywania się z tego obowiązku i udzielania pomocy także osobom pochodzenia żydowskiego nieposiadającym polskiego obywatelstwa.

Szczególną aktywnością, w pewnych aspektach zdecydowanie wykraczającą poza zwyczajowe działania dyplomatyczno-konsularne, było fałszowanie czy zdobywanie niezbędnej dokumentacji. W tym aspekcie należy wyróżnić trzy zasadnicze obszary. Pierwszy z nich to pozyskiwanie prawdziwych dokumentów wystawianych przez placówki dyplomatyczne państw neutralnych, drugi – wydawanie polskich paszportów osobom, które nie były obywatelami polskimi, trzecim zaś rodzajem podejmowanych działań było sporządzanie dokumentów (świadectw chrztu), których zasadniczym celem było ukrycie żydowskiego pochodzenia uchodźców.

Jeśli chodzi o dokumenty państw neutralnych, mowa tu przede wszystkim o paszportach państw krajów Ameryki Południowej pozyskiwanych przez poselstwo w Bernie i grupę RELICO. Ze strony polskiej placówki w przedsięwzięciu uczestniczyli Aleksander Ładoś, Konstanty Rokicki, Stefan Ryniewicz i Juliusz Kühl, zaś do najbardziej znanych przedstawicieli komitetu RELICO należeli Adolf (Abraham) Silberschein i Chaim Eiss. Zdobywanie paszportów południowoamerykańskich bywa określane jako fałszowanie, w rzeczywistości jednak same dokumenty były prawdziwe, jedynie osoby, dla których je wystawiano, nie miały nic wspólnego z krajem swojego nowego obywatelstwa.

Akcja była prowadzona początkowo przez poselstwo w Bernie bez powiadamiania centrali MSZ w Londynie. Dopiero 19 maja 1943 r. zastępca sekretarza generalnego MSZ Gustaw Potworowski zwracał się do Aleksandra Ładosia: „Ministerstwo było ostatnio informowane przez organizacje żydowskie, jakoby istniała możność indywidualnego ratowania żydów przed uśmierceniem ich ze strony Niemców na zasadzie paszportów krajów Ameryki Południowej”. Pomimo że centrala nie dysponowała wiedzą na temat przedsięwziętych działań, w pełni poparła tę inicjatywę, a Potworowski podkreślał: „Momenty natury ściśle humanitarnej nakazują nam pójście jak najdalej na rękę w tego rodzaju sprawach. Ministerstwo prosi Pana Posła o telegraficzną wiadomość o staraniach, jakie Pan podjął, i ich rezultatach”.

Gdy o procederze dowiedziały się władze niemieckie, MSZ przeprowadziło szeroko zakrojoną akcję w krajach południowoamerykańskich, polecając tamtejszym polskim placówkom podjęcie wszelkich możliwych działań na rzecz uznania przez miejscowe władze wystawionych paszportów. Okólnikiem z 21 grudnia 1943 r. minister spraw zagranicznych Tadeusz Romer nakazywał poczynić „natychmiastowe i energiczne kroki” w krajach urzędowania, „by wszystkie takie paszporty, jako wystawione wyłącznie w celach humanitarnych dla ratowania ludzi od pewnej śmierci i nienakładające na zainteresowane państwa po wojnie żadnych zobowiązań – uznano na czas wojny za ważne”. Także ambasady w Waszyngtonie i przy Stolicy Apostolskiej podjęły starania, aby uzyskać poparcie USA i Watykanu w tej sprawie. Kolejnym okólnikiem Romer dodatkowo polecał ambasadorowi Janowi Ciechanowskiemu „poparcie sprawy w Departamencie Stanu i spowodowanie wysłania instrukcji dla posłów amerykańskich w Ameryce łacińskiej”, a ambasadorowi Kazimierzowi Papée nakazywał „zwrócenie się do Sekretariatu Stanu z prośbą o spowodowanie wysłania instrukcji dla nuncjuszów w Ameryce łacińskiej, aby interweniowali ze względów humanitarnych u odnośnych rządów”.

W czerwcu 1944 r. tak podsumowano prowadzone działania: „Ministerstwo nie szczędzi wysiłków, aby spowodować skuteczną akcję, która mogłaby uchronić Żydów zaopatrzonych w grzecznościowe paszporty łacińsko-amerykańskie od deportacji do Polski i eksterminacji. Utrudnia tę akcję posiadanie szczątkowych tylko danych co do ilości osób dotkniętych i ilości paszportów poszczególnych republik amerykańskich. Ministerstwo jeszcze w marcu b.r. domagało się od organizacji żydowskich w Szwajcarji udzielenia możliwie kompletnych danych, które jednak dotychczas nie nadeszły”.

Warto także podkreślić, że starania wobec władz krajów Ameryki Południowej podjęto także w sprawie Żydów deportowanych z Francji. Minister Edward Raczyński w okólniku skierowanym we wrześniu 1942 r. do polskich placówek polecał: „W ślad za poprzednimi instrukcjami w sprawie akcji antyżydowskiej we Francji proszę o wystąpienie wobec rządu, przy którym Pan jest akredytowany, o przyznanie ‘pewnego’ kontyngentu wiz dla obywateli polskich z Francji, co może nam ułatwić starania u władz francuskich o umożliwienie im wyjazdu oraz zapewnienie tymczasowego azylu w Szwajcarii i Portugalii”.

Drugi aspekt działań związanych z wyposażaniem uchodźców w dokumenty polegał na wydawaniu polskich paszportów osobom nieposiadającym polskiego obywatelstwa. Było to szczególnie widoczne we Francji, gdzie liczne polskie konsulaty, zwłaszcza tuż przed francuską kapitulacją, przekazywały polskie paszporty potrzebującym uchodźcom. Paszporty te ułatwiały podróż uciekinierom, bowiem – jak zauważano w sierpniu 1940 r. – „osoby legitymujące się tymi paszportami są uprzywilejowane przez władze angielskie, hiszpańskie i portugalskie”. W efekcie polskie władze w Londynie „od osób ostatnio przybyłych z Francji nieokupowanej” uzyskiwały w 1940 r. informacje o tym, że „zarówno we Francji, jak w Hiszpanii i Portugalii setki osób – przeważnie żydów i to nie mówiących po polsku – legitymuje się polskimi paszportami zagranicznymi wystawionymi przez konsulat w Tuluzie”.

Te doniesienia potwierdzał poseł w Lizbonie Karol Dubicz-Penther, kiedy w styczniu 1941 r., opisując różne rodzaje dokumentów, którymi legitymowali się żydowscy uchodźcy, zauważył: „Uzyskanie paszportu po dniu 20 czerwca 1940 r. w konsulatach polskich we Francji przez Żydów rzekomo pochodzenia polskiego było zupełnie łatwe, gdyż wystarczało przedstawienie karty tożsamości belgijskiej albo francuskiej, w której była adnotacja, że posiadacz jej jest «narodowości polskiej», aby otrzymać paszport. Wszyscy więc Żydzi, którzy po 20 czerwca 1940 r. przeszli przez Tuluzę lub Marsylię, są w posiadaniu powyższych paszportów, które z punktu widzenia legalnego są w porządku i muszą być honorowane, bowiem zostały wydane przez funkcjonujące urzędy R.P. za granicą”. W jednym z wcześniejszych raportów Dubicz informował z kolei, że „z reguły osoby te zupełnie nie znają języka polskiego”.

Część paszportów wydanych przez polskie konsulaty i delegatury we Francji „osobom nie mającym do nich prawa” została w późniejszym okresie przez polskie MSZ unieważniona, zrobiono to jednak po ucieczce Żydów z Francji, w sytuacji, gdy paszporty te odegrały już swoją rolę i umożliwiły ewakuację.

Nadawanie obywatelstwa polskiego osobom, które nie były związane z Polską, pogłębiało opisany wyżej problem dotyczący służby w polskiej armii. Na mężczyzn w wieku poborowym, którzy otrzymali polski paszport, automatycznie nakładany był bowiem obowiązek służby w Wojsku Polskim, do której z oczywistych względów nie mieli przekonania. Ich niechętne stanowisko wywoływało naturalnie negatywne reakcje po stronie polskiej.

Trzeci ze wspomnianych sposobów procedowania wynikał z niechętnego stanowiska państw neutralnych wobec przyjmowania uchodźców żydowskich. O ile bowiem uzyskanie wizy dla obywatela polskiego narodowości polskiej było zadaniem trudnym, ale możliwym do wykonania, o tyle w przypadku osób pochodzenia żydowskiego wprowadzono szereg restrykcji, które to uniemożliwiały. W tej sytuacji placówki polskie starały się ukryć prawdziwą narodowość uchodźców, a najłatwiejszym sposobem było wytworzenie dokumentów potwierdzających przynależność danej osoby do religii chrześcijańskiej. Tak postępował konsul generalny w Stambule Wojciech Rychlewicz, który wystawiał zaświadczenia nawet osobom, których nazwiska jednoznacznie wskazywały na ich żydowskie pochodzenie. Działania pomocowe prowadzone przez Rychlewicza wynikały także z instrukcji przesyłanych przez centralę MSZ. W grudniu 1940 r. minister August Zaleski w szyfrogramie skierowanym do Rychlewicza polecał: „Czynimy starania o wizy wjazdowe do posiadłości brytyjskich dla uchodźców żydów. Barlas przesłał telegram do Posła Schwarzbarta, że uchodźcy żydzi nie są objęci pomocą materialną Konsulatu. W porozumieniu z Min. Opieki proszę Pana Konsula o udzielenie pomocy uchodźcom żydom, którzy nie posiadają własnych środków”.

Strona turecka najwyraźniej zorientowała się w sytuacji i wprowadziła pewne ograniczenia. Następca Rychlewicza w Stambule konsul Aleksy Wdziękoński w lutym 1942 r. informował o instrukcji tureckiego MSW, która przewidywała, że „jedynie miarodajnemi dokumentami stwierdzającemi religję cudzoziemców są bądź metryki urodzenia i chrztu św. wystawione bezpośrednio po urodzeniu względnie kilka lat po urodzeniu, jednakże zaopatrzone w wyciąg z ksiąg kościelnych zaopatrzony podpisem księdza, kierownika biura parafjalnego stwierdzającym zgodność wypisu”.

Nieco subtelniejsze metody stosował poseł w Lizbonie, który spośród uchodźców żydowskich starał się wybrać te osoby, które miały największe szanse na bycie uznanymi za Słowian. Początkowo zabiegając o uzyskanie zgody na emigrację do Brazylii, konsulat przygotowywał dokumenty zarówno dla uchodźców pochodzenia polskiego, jak i żydowskiego. Jednakże wobec odrzucenia przez konsulat Brazylii w Lizbonie wniosków uchodźców żydowskich zmieniono sposób działania. W rezultacie w raporcie ze stycznia 1941 r. Dubicz-Penther przekazywał: „We wszystkich tych wypadkach, gdy Żydzi Polacy mieli wszystkie dane i pozory uchodzenia za «aryjczyków-słowian» wyznania chrześcijańskiego (imię i nazwisko polskie, fotografia nie wykazująca cech semickich, ‘metryki chrztu’), Poselstwo R.P. podawało dossier do Konsulatu Brazylijskiego, dołączając jednocześnie świadectwo poufne o pochodzeniu aryjskim i wyznaniu chrześcijańskim. Dotyczyło to przeważnie Żydów-Polaków pochodzących z Polski ze sfer inteligenckich i już zasymilowanych. Poselstwo stosowało tę metodę, pragnąc ułatwić jak największej rzeszy obywateli polskich otrzymanie wiz brazylijskich”.

Podobne zabiegi czynił ambasador Kazimierz Papée wobec uchodźców we Włoszech. Ambasada przy Stolicy Apostolskiej funkcjonowała formalnie jedynie na terenie Watykanu i ambasador nie mógł podejmować działań we Włoszech, poza obszarem jego jurysdykcji. Starał się jednakże doprowadzić do sytuacji, w której uchodźcy „zamiast urzędowego zaświadczenia aryjskości przedstawią świadectwo wystawione przez władze kościelne, mianowicie przez Rektora Kościoła Polskiego w Rzymie, i potwierdzone przez Wikarjat (Ordynarjat) Miasta Rzymu”.

Opisane wyżej trzy rodzaje starań o pozyskanie dokumentów umożliwiły emigrację uchodźców żydowskich, która byłaby bardzo trudna, jeśli nie wręcz niemożliwa bez wsparcia polskich placówek. Warto przy tym podkreślić, że udzielanie przez władze polskie pomocy w nielegalnej emigracji Żydów do Palestyny miało miejsce już w okresie przedwojennym. Zarówno MSZ, MSW, jak i Oddział II Sztabu Głównego były zaangażowane w ułatwianie wszelkiego rodzaju wyjazdów emigracyjnych na Bliski Wschód, formalnie przedstawianych jako podróże turystyczne czy wyjazdy naukowe. Stosowano daleko idące udogodnienia paszportowe, jak też wspierano czy tolerowano proceder fałszowania dokumentacji. Tego typu przedwojenne doświadczenia mogły okazać się pomocne przy kontynuowaniu podobnych działań już po wybuchu wojny.

Od samego początku wojny problem uchodźców był problemem masowym. Niemalże wszystkie placówki stanęły przed wyzwaniem udzielania pomocy dziesiątkom tysięcy osób, które usiłowały wydostać się z zagrożonych terenów. Wyzwaniu temu przedstawicielstwa musiały sprostać, działając w bardzo specyficznych warunkach – rząd okupowanego przez agresorów kraju nie dysponował własnym terytorium, na którym ulokowałby uciekinierów, i mógł występować jedynie w roli petenta zwracającego się do innych krajów o udzielenie im schronienia.

Zadanie placówek było tym trudniejsze, że gigantycznemu rozrostowi działań pomocowych nie towarzyszyło wzmocnienie kadrowe poszczególnych dyplomatycznych i konsularnych przedstawicielstw, składających się często z kilku etatów. Standardem były także ograniczenia budżetowe wynikające z trudności wojennych.

Masowość działań wynikała zarówno z dużej liczby uchodźców, jak też z prób wykorzystywania przez nich wszelkich możliwych dróg ucieczki. Żydzi bowiem uciekali z Europy kilkoma korytarzami. Pierwszy ze szlaków wiódł przez Włochy, Francję/Vichy, Hiszpanię, Portugalię – i dalej do USA, Ameryki Południowej czy Afryki Północnej. Drugi prowadził przez Rumunię, Węgry, Jugosławię, Bułgarię, Grecję, Turcję – a następnie w kierunku Palestyny i Bliskiego Wschodu, a także do krajów Ameryki Południowej. Kolejny korytarz prowadził przez Wileńszczyznę, państwa bałtyckie, tereny ZSRR – do Japonii i innych krajów Dalekiego Wschodu. Mniej efektywna była droga północna, przez Szwecję i dalej do USA.

Mnogość wykorzystywanych szlaków i konieczność udzielania wsparcia uchodźcom już na miejscu sprawiały, że w zasadzie wszystkie polskie placów- ki były zaangażowane w działania pomocowe. W jednym z raportów z maja 1944 r. stwierdzono nawet: „Praca wielu placówek polskich polega głównie na opiece nad Żydami. Typowym przykładem mogłoby tu być Poselstwo na Kubie, utworzone m.in. dla wykonywania opieki nad Żydami przybyłymi na Jamaikę”. Polscy urzędnicy, stojąc przed koniecznością rozwiązania olbrzymiego problemu, któremu należało sprostać w sytuacji stałej niechęci wobec przyjmowania uchodźców żydowskich przez poszczególne państwa, usiłowali za wszelką cenę znaleźć miejsca docelowej ewakuacji. Było to o tyle istotne, że wyjazd uchodźców na przykład z Portugalii do Ameryki Południowej pozwalał na sprowadzenie w ich miejsce uciekinierów z bardziej zagrożonych terytoriów. Dobitnie wyraził to poseł w Lizbonie, który odnosząc się do zarzutów wstrzymywania ewakuacji Żydów, argumentował: „Pretensje obywateli polskich żydów, jeżeli chodzi o tendencyjne traktowanie ich przez Poselstwo dla ułatwienia im dalszej emigracji z Portugalji, nie tylko są bezpodstawne, ale najzupełniej niepoważne. W interesie Poselstwa leży bowiem jak najszybsze rozładowanie Portugalji z uchodźców naszych, którzy przez fakt sam pozostawania tutaj hamują dalsze uzyskiwanie nawet wiz tranzytowych dla naszych obywateli chcących wydostać się z Francji”.

.W rezultacie – jak już wspominano – nie będzie chyba dużej przesady w stwierdzeniu, że polska służba dyplomatyczno-konsularna wzięła udział w jednej z największych akcji pomocy Żydom przeprowadzonej podczas II wojny światowej.

Piotr Długołęcki

Powyższy tekst jest fragmentem wstępu do zbioru dokumentów „W obliczu Zagłady. Rząd RP na uchodźstwie wobec Żydów 1939-1945”, przygotowanego przez red. Piotra Długołęckiego, opublikowanego przez PISM w 2021 r.

Całość wstępu – wraz z odesłaniami do źródeł cytatów i literatury przedmiotu  – dostępna jest na stronie internetowej PISM –  https://pism.pl/publikacje/w-obliczu-zaglady-rzad-rp-na-uchodzstwie-wobec-zydow-1939-1945

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 5 października 2021