
Solidarność mamy w genach
„Solidarność” to dla naszego pokolenia coś więcej niż historia. To kod DNA – piszą Mateusz KRAWCZYK i Michał KŁOSOWSKI

Niby nieznana, niby zaprzeszła, ale jednak wciąż obecna, wciąż gotowa do odkrycia i do odwoływania się do niej. Bo polska rewolucja godności, która zaczęła się wtedy 10-milionowym głosem sprzeciwu i niezgody na świat pogardy, na świat odzierania z godności, na narzucanie z zewnątrz tego, jaki ma być nasz kraj, trwa cały czas.
Znamy ją z opowieści, rodzinnych pamiątek i rozpolitykowanych historii. Zastanawiania się, czym była, dlaczego nasi rodzice się w nią włączyli, czemu i co krytykowali. Widzieliśmy w telewizji kolorowe – w szarym świecie Polski Ludowej – tłumy, protestujące i domagające się zmian, domagające się godności. Znamy słynne gdańskie postulaty, znamy cenę, jaką zapłacić musieli za nią niektórzy, jak tragicznie zmarły ks. Jerzy Popiełuszko. Znamy późniejsze niesnaski w obozie „Solidarności”. Znamy w końcu dzisiejszą Polskę, która z niej powstała.
„Solidarność” to mit. Opowieść o postulacie, do którego realizacji ciągle aspirujemy. Kiedy dzisiaj protestujemy, odwołujemy się do kontestatorów z Niezależnego Zrzeszenia Studentów, młodszej siostry „Solidarności” i największej polskiej organizacji studenckiej. Kiedy dyskutujemy, robimy to na wzór intelektualnego dialogu z paryskiej „Kultury” i Radia Wolna Europa, budując zarazem środowisko polskiej debaty, świadomej działalności opozycyjnej, która kształtowała zręby Trzeciej Rzeczypospolitej. Powołując się na polskich intelektualistów lat 70. i 80., wymieniających ponad opozycyjnymi podziałami opinie o kształcie kraju i modelu ekonomicznym, wybieramy ich za wzór, aspirując do udziału we współczesnej debacie.
„Solidarność” to też ostatni bastion autorytetów, których coraz częściej brakuje. Największy opozycyjny ruch w historii Polski miał swojego przedstawiciela w niemal każdym polskim domu i rozwijał w kolejnych pokoleniach poczucie dumy. Dumy z matek, które nie spały w nocy, aby nagrać audycję Radia Wolna Europa i rano odtworzyć w szkole Beatlesów i zupełnie obłędne w latach 70. „Je t’aime… moi non plus” tylko po to, by po raz kolejny spotkać się z nienawistnym spojrzeniem komunistycznego dyrektora i groźbą wyrzucenia ze szkoły; które demonstrowały i walczyły w imię przyszłości swoich dzieci. Dumy z ojców z pokorą budujących przez dekady Polskę. To właśnie solidarność stała się podstawą największego ruchu kontestującego niesprawiedliwość. Dlatego dzisiaj, kiedy widzimy cierpiących w Libanie, potrzebujących w Algierii, walczących o wolność na Białorusi, wiemy, że racja jest po ich stronie. Wypełniając słowo „solidarność” znaczeniem, zgodnie z ideą „Za naszą i waszą wolność” kultywujemy bezinteresowną pomoc. Pomoc, którą mamy w genach.
Zostaliśmy tutaj. W Polsce. I to może właśnie przez nią? Przez to, że to historia wciąż do odkrycia, że to pomieszanie nowoczesności z najlepszymi polskimi tradycjami parlamentaryzmu i wolności? Ucierania stanowisk i walki o lepszą przyszłość: po naszemu, we właściwy Polsce i Polakom sposób? Zostaliśmy w Polsce, mimo że skończyliśmy studia za granicą i zwiedziliśmy pół świata. Może trochę z obowiązku? Kultywując to, czego nas nauczono. Zostaliśmy być może także z szacunku. Dla tych, którzy poświęcili zdrowie i życie dla Polski, w której mamy szansę żyć.
.Solidarność to w końcu zadanie, które nawet po 40 latach domaga się drugiej części.
Mateusz Krawczyk
Michał Kłosowski
Artykuł publikujemy równolegle w tytułach prasowych na świecie w ramach projektu „Opowiadamy Polskę światu – Polska Solidarność” – projekt Instytutu Nowych Mediów w 40 rocznicę „Solidarności”.
