Prof. Andrzej NOWAK: Polskie umiłowanie wolności do szaleństwa

Polskie umiłowanie wolności do szaleństwa

Photo of Prof. Andrzej NOWAK

Prof. Andrzej NOWAK

Historyk, sowietolog, członek Narodowej Rady Rozwoju. Wykładowca Uniwersytetu Jagiellońskiego. Profesor zwyczajny w Instytucie Historii PAN. Laureat Nagrody im. Lecha Kaczyńskiego, Kawaler Orderu Orła Białego.

Ryc.Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Powstanie wynika z położenia. Inaczej mówiąc: powstanie jest reakcją na upadek. Ale nie jedyną. Kiedy się upadnie albo gdy ktoś nas przewróci, obali w proch – wtedy możemy powstać albo przyzwyczaić się do życia w pozycji leżącej – pisze prof. Andrzej NOWAK

.Królestwo Polskie, po ośmiu wiekach istnienia, zostało w roku 1795 ostatecznie rozebrane, podzielone na części przez swoich sąsiadów: Rosję, Prusy oraz imperium Habsburgów. W istocie niepodległość utraciło już wcześniej, na początku XVIII wieku, kiedy Rosja Piotra I wykorzystała kryzys wewnętrzny Rzeczypospolitej, niezwykłej formy politycznej, która z Królestwa Polskiego rozwinęła się od czasu unii z Litwą (1385).

Istotą tej szczególnej formy było rozwinięcie systemu obywatelskiej wolności na ogromnym obszarze, obejmującym dzisiejsze ziemie Polski, Litwy, Białorusi i Ukrainy. Od 1468 do 1793 roku blisko trzysta razy zbierał się parlament (Sejm), wybierany przez obywateli na około 60 sejmikach (lokalnych samorządach) na całym tym obszarze. Podstawowa konstytucja, przyjęta przez Sejm w roku 1505, głosiła zasadę nihil novi – nic nowego, tj. żadne nowe prawo, żadne nowe podatki nie mogą być wprowadzone przez króla bez zgody reprezentacji obywateli, czyli bez zgody parlamentu. Od 1572 roku wszyscy wolni obywatele (tj. szlachcice, a było ich w Rzeczypospolitej kilkaset tysięcy) mieli prawo wybierać króla. Każdy poseł wybrany na Sejm miał zarazem prawo weta, wstrzymującego prawodawstwo, co chronić miało głos mniejszości. Taki system grozi oczywiście nadużyciem i w końcu kryzysem suwerenności. Zwłaszcza kiedy wokół rozwijają się imperia oparte na zupełnie innej zasadzie politycznej i nastawione na ekspansję terytorialną przez podbój militarny (Rosja, Szwecja, Turcja, Prusy).

Utrata niepodległości w XVIII wieku to był właśnie upadek. Część obywateli Rzeczypospolitej zaakceptowała ten stan. Inni uznali, że trzeba na upadek zareagować inaczej, zgodnie z tradycją wolności, w której byli od pokoleń wychowywani.

Ten moment nadszedł w roku 1733, kiedy obywatele mieli, po śmierci starego króla, wybrać nowego. Wybrali, niemal jednomyślnie, Stanisława Leszczyńskiego. Wybór nie spodobał się sąsiadom, zwłaszcza Rosji, która obawiała się, że nowy król może być sojusznikiem Francji i odbudować w ten sposób niezależność Rzeczypospolitej od Petersburga. Caryca Anna, w porozumieniu z cesarzem Austrii, wysłała do Polski trzy korpusy wojska, by narzuciły Rzeczypospolitej takiego władcę, jaki podoba się obcym dworom. I wtedy właśnie wybuchło pierwsze powstanie, nazwane konfederacją dzikowską. Skupiła się ona wokół słów rzuconych wtedy przez prymasa Teodora Potockiego: Gens libera sumus et nemini servimus unquam [narodem wolnym jesteśmy, który nigdy nikomu nie jest niewolnikiem]. Za nimi poszło co najmniej kilkanaście tysięcy czynnych uczestników, w ogromnej większości szlachty, ale także mieszczan, a nawet chłopów – Kurpiów, na północnym Mazowszu. Spotkało ich gorzkie doświadczenie walki przegranej – w starciu z silniejszą, lepiej zorganizowaną armią sąsiedzkich interwentów – a po tej walce emigracji politycznej (w Królewcu i Paryżu) lub niewoli rosyjskiej. Doświadczenie własnej bezsiły, ale zarazem determinacji, by nie poddać się bez oporu zewnętrznemu zniewoleniu. Walka trwała do 1736 roku. Część wziętych przez Rosjan do niewoli powstańców została przez carycę zesłana na Syberię. I tak będzie odtąd w każdym niemal powstaniu przeciwko władzy Rosji nad Polską, aż do czasów Stalina.

Wobec kolejnych objawów opresji wybuchają kolejne powstania: konfederacja barska (1768–1772), insurekcja kościuszkowska (1794), a następnie – już po trzecim rozbiorze – te najbardziej znane: listopadowe (1830–1831) i styczniowe (1863–1864). Do nich dodaje się niekiedy jeszcze rewolucję 1905–1907, na ziemiach polskich zaboru rosyjskiego traktowaną przez część badaczy jako kolejne „narodowe” powstanie. Są także w tych granicach czasowych inne, mniej „klasyczne” powstania, przeciwko pozostałym dwóm zaborcom, Prusom albo Austrii: m.in. wielkopolskie (1806), krakowskie (1846), znów wielkopolskie/poznańskie (1848), krakowskie i lwowskie (Wiosna Ludów 1848), raz jeszcze wielkopolskie (1918–1919) i trzy śląskie (1919, 1920, 1921), jeśli przedłużyć umowny „wiek XIX” aż do ustalenia granic odrodzonej Rzeczypospolitej.

Niektórzy jeszcze dorzucają do tej liczby czyn legionowy skupiony wokół Józefa Piłsudskiego w czasie I wojny: od sierpnia 1914 aż do rozbrajania wojsk niemieckich i austro-węgierskich na ziemiach polskich w październiku-listopadzie 1918 roku. Piłsudski traktował listopad 1918 roku jako zwycięskie dokończenie powstania styczniowego, z którego wyrastała cała jego i dużej części jego pokolenia patriotyczna edukacja.

Niestety, jak wiemy, sąsiedzkie imperia, w najstraszliwszej totalitarnej formie Związku Sowieckiego Stalina i III Rzeszy Hitlera, porozumiały się raz jeszcze, by zniszczyć odrodzone w 1918 roku polskie państwo. I dokonały tego w 1939 roku, a gdy Stalin wyszedł zwycięsko z zapasów o panowanie nad wschodnią połową Europy, stworzył znów Polskę – podległą, w pewnym sensie jak w XVIII wieku. Dlatego też znów odżywa powstańcza tradycja. W jej centrum jest oczywiście Powstanie Warszawskie (1944), ale także przecież z niej wynika wcześniejsze powstanie żydowskie w getcie warszawskim (1943) – powstanie przeciwko ostatecznemu upodleniu przez niemieckich okupantów. Włącza się do tej tradycji także epizod powstańczego zrywu młodzieży w Czortkowie (22 stycznia 1940) – jedyne powstanie pod okupacją sowiecką po najeździe 17 września 1939 roku. Zdobyła sobie współcześnie częściową akceptację pamięć o „żołnierzach wyklętych”, czyli uczestnikach antykomunistycznego podziemia zbrojnego po II wojnie – jako kolejnych polskich powstańcach walczących o niepodległość. Potem mamy jednak cały nowy ciąg wystąpień ocenianych często wprost jako przedłużenie powstańczej tradycji. Wymieńmy je: Czerwiec 1956, nazywany inaczej powstaniem robotników w Poznaniu, następnie Marzec 1968 („powstanie studenckie” – choć na pewno nie tylko), Grudzień 1970 (powstanie robotnicze na Wybrzeżu), Czerwiec 1976 (robotnicze protesty z ośrodkami w Radomiu i Ursusie), swoista „rewolucja moralna” (na wzór tej z lat 1861–1862) od założenia Komitetu Obrony Robotników (KOR) i Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela w latach 1976–1977, a już na pewno od momentu wyboru Jana Pawła II w październiku 1978 i jego pierwszej pielgrzymki do Ojczyzny (czerwiec 1979), a dalej „powstanie bezkrwawe” – „Solidarność”, a zwłaszcza jej „wybuch” w Sierpniu 1980 roku – i wreszcie krwawe stłumienie tego „powstania” przez wprowadzony przez Jaruzelskiego stan wojenny (od 13 grudnia 1981 roku przynajmniej po moment śmierci księdza Jerzego Popiełuszki w październiku 1984). Co najmniej zatem do roku 1981 tradycja powstańcza jest w Polsce żywa. Jest przeżywana jako wciąż odnawiająca swoją aktualność.

Powstanie styczniowe, uznawane przez kilka co najmniej pokoleń za największy, najbardziej traumatyczny również ze zrywów niepodległościowych przed 1918 rokiem, ożywia wciąż dyskusje nad tą tradycją, nad pytaniem: bić się czy nie bić?

Wybuchło, przygotowane przez szeroko rozbudowaną organizację konspiracyjną, 22 stycznia 1863 roku. Manifest datowany tego dnia ogłaszał powstanie Tymczasowego Rządu Narodowego i wzywał naród Polski, Litwy i Rusi (Ukrainy), jako trzy narody dawnej Rzeczypospolitej, na śmiertelny bój z „rządem najezdniczym”, ogłaszając zarazem wyzwolenie chłopów. Atak na rosyjskie garnizony się nie powiódł, ale Rosjanie byli zaskoczeni dużą skalą akcji. Dało to powstańcom czas na zorganizowanie oddziałów partyzanckich. Przez szeregi powstańców przewinęło się nie mniej niż 150 tys. ochotników ze wszystkich trzech zaborów. Powstanie wywołało wstrząs dyplomatyczny: nowy premier Prus, Bismarck, natychmiast zaoferował pomoc Rosji. To z kolei zaniepokoiło Francję i Anglię, a nawet Austrię. Pojawiła się szansa na sprowokowanie wielkiego konfliktu europejskiego, w którym powstanie miałoby szanse wygrać niepodległość dla Polski. Część inicjatorów powstania liczyła przede wszystkim na pozyskanie chłopów do masowego wystąpienia, inni – na interwencję, przynajmniej dyplomatyczną, mocarstw zachodnich. Powstańcy chcieli poprawy polskiego losu. W ponad 1200 bitwach i potyczkach (największe miały miejsce pod Małogoszczą, Skałą, Grochowiskami, Opatowem, Żyrzynem) po to właśnie oddawali swe życie. Walczyli, także na Litwie i pod Kijowem, o odbudowanie wspólnoty politycznej Rzeczypospolitej w jej kształcie terytorialnym sprzed rozbiorów, sprzed 90 lat. Tę walkę wtedy przegrali.

Poczucie klęski było dojmujące. Tworzyły je w pierwszym rzędzie ogromne straty poniesione w powstaniu i wskutek następujących po nim represji. W samych walkach zginęło około 20 tysięcy partyzantów. Ponad 700 zostało straconych w egzekucjach. 35 do 40 tysięcy zostało zesłanych na katorgę lub osiedlenie przymusowe w głębi Rosji. Około 3500 majątków ziemskich, należących do polskiej szlachty, zostało skonfiskowanych. To początek długiej listy prześladowań polskości po 1863 roku.

W bardzo często powtarzanym schemacie interpretacyjnym powstanie styczniowe było przejawem polskiej patologii, „romantycznego szaleństwa” aktywnej części elit społecznych, które nie dojrzały (w odróżnieniu od osamotnionego, a w każdym razie pozostającego w mniejszości, Wielopolskiego) szansy na modernizację, jaką otworzyły reformy w Rosji po wojnie krymskiej. Ivan Berend, autor popularnej syntezy historii Europy Środkowo-Wschodniej, przeciwstawia polski „romantyczny nacjonalizm”, któremu brakowało „racjonalnej samokontroli” – czeskiemu ruchowi narodowemu, który postępował inaczej, to jest racjonalnie, a nie „emocjonalno-heroicznie”. W rzeczywistości kręta droga do modernizacji nie będzie mogła ominąć sprawy niepodległości, walki o odzyskanie własnego państwa. W rozwiązywaniu tej kwestii miał brać udział zmieniający się, poszerzający swój zasięg naród. Na przeszkodzie stała nie tylko biurokracja jednego, słabnącego po klęskach w wojnie z Włochami, a później z Prusami, imperium Habsburgów – jak we wspomnianym, czeskim przypadku, ale świadoma polityka elit Rosji i Bismarcka stojącego na czele Prus. Te mocarstwa traktowały kwestię odbudowy Polski jako zagrożenie nie tylko dla stabilności swych państwowych struktur. Walka z tak postrzeganym zagrożeniem była także istotnym motywem rozwijających się w nich programów narodowych: panrosyjskiego i pangermańskiego. Imperium rosyjskie na pewno nie było gotowe dać Polakom niepodległości, nawet na wydzielonym, ograniczonym terenie Królestwa.

Z drugiej strony tylko poprzez walkę o niepodległość wyobrażonego, „całego narodu” polskie ziemiaństwo mogło wyjść poza ograniczenia, jakie narzucał mu jego interes społeczny: przedłużenie dominacji nad chłopstwem i kontroli nad ziemią. Program radykalnego uwłaszczenia, ogłoszony przez powstańców, został przeciwko nim podjęty skutecznie przez władze rosyjskie. Efektem długofalowym, zapoczątkowanym przez manifest powstańczy 22 stycznia 1863 roku, było uwolnienie największej grupy społecznej, chłopów, od zależności feudalnej i mentalności niewolniczej. Chłop na polskich ziemiach zaboru rosyjskiego, uwłaszczony tak korzystnie i radykalnie – dzięki powstaniu! – dojrzał w ciągu dwóch pokoleń do polskości. Dojrzał do niej także dlatego, że już nie kojarzyła się z pańszczyzną, ale bardziej z tą wspaniałą walką o wolność, którą zapisały dzieła polskiej kultury: te, na których opierała się masowa inicjacja do polskości w czasach Sienkiewicza, Żeromskiego, Wyspiańskiego. I ten chłop obronił Warszawę w 1920 roku. Obronił się przed pokusą zemsty klasowej i społecznej anarchii, do której nawoływali go bolszewicy.

.Pamięć powstania styczniowego kultywują Polacy i Litwini (litewscy chłopi wzięli w tym powstaniu bardzo aktywny udział). W roku 2023 także Ukraińcy wspominają tamtą walkę w kontekście dzisiejszej walki przeciwko rosyjskiemu imperializmowi. Wspominają to powstanie także wolni Białorusini, bo właśnie w roku 1863 hasło budowy nowoczesnego narodu białoruskiego rzucił jeden z bohaterów tego powstania, Białorusin Kastus Kalinouski. Rzeczpospolita wolnych obywateli czterech narodów (Polski, Litwy, Ukrainy i Białorusi) nie poddała się.

Andrzej Nowak
Tekst ukazał się w nr 49 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze” [PRENUMERATA: Sklep Idei >>>]

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 18 lutego 2023