
O wadach pobytu w bańce
Obywatel może zanurzyć się w jednej z baniek i uznać, że jest ona jedyną słuszną. Dzięki takiej operacji świat nie będzie skomplikowany, wszystko będzie jednoznaczne, nie będzie niepokoju mentalnego. Ale ma też inne możliwości – pisze prof. Bogdan de BARBARO
.Na pytanie, jak zrozumieć dzisiejszy świat, jak zrozumieć galopujący chaos, narastające bezkarne zło, pogłębiającą się przepaść między bogatymi a biednymi, można odpowiedzieć, odwołując się do perspektywy, której używają psychoterapeuci. Na przykład terapeuci systemowi zajmujący się terapią rodzin dostrzegają i doceniają – za Ludwigiem von Bertalanffym – związki i współzależności między mikrostrukturami (np. to, co się dzieje w jednostce, jej myśleniu, odczuwaniu i działaniu), mezostrukturami (np. to, co się dzieje w rodzinie) a makrostrukturami (to, co się dzieje w społeczeństwie). Jeśli jakaś osoba ma w sobie dużo agresji, może to się przenieść na całą rodzinę.
Poszerzając perspektywę, dostrzeżemy, że jeśli w rodzinach jest agresja, to może to powodować, że o agresję łatwo będzie na poziomie społecznym. Co istotne, te „przenosiny” z piętra na piętro drabiny systemowej są dwukierunkowe, a więc: agresja społeczna wkracza w rodzinę, a agresja w rodzinie może opanować jednostkę.
Perspektywa terapeuty systemowego uwzględnia też sprzężenia wewnątrz pięter tego samego systemu. Emocje na danym piętrze systemu mają swoją dynamikę cyrkularną. Przykładowo (uproszczony opis skądinąd skomplikowanego zjawiska): agresywność osoby A może wyzwalać irytację u osoby B, co z kolei nasila wściekłość osoby A itd. Możliwa jest jednak także inna dynamika: agresja jednej osoby będzie wyzwalać u osoby drugiej wycofanie i zamknięcie się w sobie, co z kolei będzie coraz bardziej irytować osobę agresywną, co z kolei…
Mamy więc do czynienia z przyczynowością kolistą (a nie linearną, do której jesteśmy przyzwyczajeni przy opisie zjawisk codziennych), a ściśle rzecz biorąc: spiralną, gdyż jest to proces rozciągnięty w czasie. Jakieś zachowanie osoby A w momencie t1 będzie wyzwalać jakieś zachowanie u osoby B w momencie t2, a to z kolei w momencie t3 nasili zachowanie u osoby A itd.
Gdy takie sprzężenie będzie dotyczyło agresji, ten stan będzie narastać obustronnie (w dodatku częścią tego „tańca” będzie wzajemne oskarżanie się o agresywność). Spirala agresji będzie się nasilać i przyspieszać. Dostrzeganie przyczynowości pozwala lepiej zrozumieć zjawiska wewnątrzrodzinne i może stanowić podstawę działań psychoterapeutycznych zmierzających do zażegnania konfliktów na przykład między rodzicami. A pokój między rodzicami będzie stanowić cenny fundament dla rozwoju dziecka.
Gdy problem dotyczy rodziny, można się zgłosić do terapeuty. A jeśli to się dzieje na poziomie społecznym? Przecież ani grupy społeczne, ani ich przywódcy nie zgłoszą się wspólnie do terapeuty z prośbą o redukcję agresywnych stanów, a wtórnie – agresywnych wypowiedzi i zachowań. Mimo to już samo dostrzeganie cyrkularnego charakteru procesów społecznych i namysł nad nimi może być przydatny obywatelom – chociażby po to, by móc się wydostać z karuzeli agresji, skądinąd dla psychiki niezdrowej na dłuższą metę. Będzie o tym jeszcze mowa pod koniec tych refleksji, ale już tu warto podkreślić, że epistemologia cyrkularna nie ma prowadzić do swoiście rozumianego symetryzmu. Pozycja obserwatora nie ma nas czynić osobami neutralnymi w znaczeniu zawieszenia norm moralnych i zamazania różnicy między prawdą a fałszem, między działaniami nienawistnymi a działaniami zmierzającymi do dobra społecznego. Nawiasem mówiąc, ta idea odróżniania prawdy od fałszu powinna – jak się wydaje – szczególnie obowiązywać tych, dla których ważnym drogowskazem życiowym jest Dekalog, a więc także VIII przykazanie, zgodnie z którym nie należy „mówić fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu”.
Szukając wsparcia dla refleksji nad niebezpieczeństwem uczestniczenia w cyrkularnych i spiralnych procesach społecznych, warto sięgnąć do myśli Witolda Gombrowicza. W 1954 roku (a więc na wiele lat przed zanurzeniem się naszego cyberświata w hermetycznych przestrzeniach, zwanych przez Parisera bańkami informacyjnymi) pisał on tak: „Wiem dobrze, jaką pragnąłbym mieć kulturę polską w przyszłości. Pytanie tylko, czy nie rozszerzam na naród programu, który jest tylko moją osobistą potrzebą. Ale oto on: słabość Polaka dzisiejszego na tym polega, że jest zbyt jednoznaczny, także – zbyt jednostronny; więc wszelki wysiłek powinien zmierzać do wzbogacenia go o drugi biegun – do uzupełnienia go innym Polakiem, zgoła – krańcowo – odmiennym” (Dziennik 1953–1956).
Takie było marzenie Gombrowicza przed prawie 70 laty. Ciekawe, co powiedziałby dziś, widząc, jak bardzo jesteśmy jednobiegunowi, „nieuzupełnieni”. Wygląda na to, że nie zajmujemy się spełnianiem marzeń Witolda Gombrowicza. A swego rodzaju postscriptum, a właściwie – zważywszy moment powstania dzieła – „antescriptum” napisał Stanisław Wyspiański w Weselu. Stańczyk przekazuje Dziennikarzowi kaduceusz – swą laskę, symbol przewodnictwa ideowego – i mówi: „Masz tu kaduceus polski, / mąć nim wodę, mąć”, a chwilę później: „Masz tu kaduceus, chwyć! / Rządź! / Mąć nim wodę, mąć!”. Patrząc na tę polską wodę i badając jej zmącenie, można odnieść wrażenie, że pozostaje niezmącona, ale w dwóch osobnych pojemnikach, czy – mówiąc dzisiejszym językiem – w dwóch bańkach. Każda z tych baniek pozostaje niezmącona perspektywą drugiej bańki. I w dodatku te bańki coraz bardziej oddalają się od siebie.
Tak więc przysłuchując się wypowiedziom jednej czy drugiej strony sceny politycznej, można odnieść wrażenie, że otrzymujemy opisy tak osobne, tak inne, że ktoś z zewnątrz mógłby pomyśleć, że są to opisy innych rzeczywistości, innych światów. A właściwie nie opisy, lecz prokuratorskie oskarżenia pod adresem tych z drugiej bańki.
W tej sytuacji obywatel ma kilka możliwości. Może zanurzyć się w jednej z baniek i uznać, że ona jest jedyną słuszną. Dzięki takiej operacji świat nie będzie skomplikowany, wszystko będzie jednoznaczne, nie będzie niepokoju mentalnego. Druga możliwość to uznać niejednoznaczność rzeczywistości, starać się ją zgłębić, sproblematyzować, zrozumieć. Lecz wówczas pojawia się ryzyko, że ta czynność przedarcia się ku prawdzie poprzez mgłę wielu wersji będzie na tyle męcząca, że może doprowadzić do konkluzji, że wart Pac pałaca. I wówczas – w związku z przeżyciem „chaos-nie-do-wytrzymania” – będzie trzeba udać się na emigrację wewnętrzną. I w efekcie albo przyjmiemy pozycję splendid isolation, albo zadowolimy się ideą symetryzmu. Trzecia możliwość, niewykluczone, że wymagająca największego wysiłku emocjonalnego i intelektualnego, to przyjęcie zadania problematyzowania świata, ale z busolą w ręku. Busolą, która każe nam odróżniać dobro od zła, cnotę od niecnoty, prawdę od pomówienia, spojrzenie realistyczne od myślenia spiskowego. Busola ta to w swojej istocie wrażliwość etyczna, która może nam pomóc istnieć „ponad podziałami”, ale nie skazuje nas ani spojrzenie dogmatyczne, ani na ponowoczesne everything goes, czyli na obywatelską obojętność.
.Wierzę, że warto używać tej busoli nie tylko w przestrzeni rodzinnej, ale także społecznej. A wówczas słowa Dziennikarza z Wesela: „Nad przepaścią stoję / i nie znam, gdzie drogi moje” zasługują na uogólnienie. Będą przypominać, że szukanie własnej, uczciwej drogi dotyczy nie tylko dziennikarzy i nie tylko Polaków sprzed ponad stu lat.
Bogdan de Barbaro
Tekst ukazał się w nr 53 miesięczniku opinii „Wszystko co Najważniejsze” [PRENUMERATA: Sklep Idei LINK >>>]