Polskie triumfy
18 maja to dzień szczególny w historii Polski. To między innymi dzień urodzin papieża Jana Pawła II (1920), zdobycia Monte Cassino przez oddziały 2. Korpusu Polskiego pod dowództwem gen. Władysława Andersa (1944) i triumfu Piłsudskiego w Warszawie w 1920 roku – pisze prof. Jerzy MIZIOŁEK
.Maria Dąbrowska w swoim Dzienniku pod datą 20 maja 1920 roku zanotowała: „Piłsudski przyjeżdżał z frontu. Było to zjawisko nie do uwierzenia, jak go wita stolica. To było tak, jakby mogło być w [antycznej] Grecji albo w Rzymie”. Z Dworca Głównego do kościoła św. Aleksandra na placu Trzech Krzyży naczelny wódz jechał bryczką zaprzężoną w białe konie, a więc tak jak Marek Winicjusz w hollywoodzkiej wersji Quo vadis Henryka Sienkiewicza. Wprawdzie nikt nad głową Piłsudskiego nie trzymał wieńca i nikt – jak to miało miejsce w antycznym Rzymie – nie szeptał mu do ucha: „Pamiętaj, że jesteś tylko człowiekiem”, nie było też rydwanu, lecz tylko bryczka, ale atmosfera była podniosła, a celem, jak w antyku, były progi świątyni. Czy w tej radosnej chwili Piłsudski myślał o długiej tradycji polskich uroczystości triumfalnych? Czy pamiętał, że plac Trzech Krzyży był świadkiem triumfu wojsk księcia Józefa Poniatowskiego w grudniu 1809 roku i że z tej okazji wystawiono monumentalny łuk triumfalny?
Uroczystości triumfalne w 1809, 1916 i 1920 roku
.Po licznych pochodach triumfalnych w Warszawie w czasach Wazów i Jana III Sobieskiego stolica Polski musiała długo czekać na radosne parady wojskowe; miały one miejsce po zwycięstwach wojsk księcia Józefa Poniatowskiego w 1809 roku. Bitwa pod Raszynem i inne batalie zostały upamiętnione pięknym łukiem triumfalnym – fragmenty zachowały się do dziś – ustawionym na placu Trzech Krzyży. Kilkanaście lat później na tym placu wzniesiono kościół, do którego triumfalnie przyjechał w dniu 18 maja 1920 roku Józef Piłsudski.
Zanim wrócimy do postaci marszałka, warto tu przypomnieć jeszcze jedno wydarzenie o triumfalnym charakterze. Mamy tu na myśli wkraczanie do Warszawy – przez most księcia Józefa Poniatowskiego – II Brygady Legionów pod dowództwem generała Szeptyckiego 1 grudnia 1916 roku. Na powitanie wykonano rodzaj bramy triumfalnej z girlandami i napisem WITAJCIE, utrwalonej dla potomności na fotografiach i obrazie Stanisława Bagieńskiego. Tak opisał to wydarzenie Stanisław Tutaj, jeden z legionistów: „Wyruszamy na paradę. Jedziemy teraz szczelnie wypełnioną przez ludność ulicą Marszałkowską. Opanowuje nas świąteczny jakiś nastrój […], konie stąpają raźno i z fantazją, bo i one odczuwają uroczystość odbywającej się parady. W Alejach Jerozolimskich […] tłum faluje […]. Około godziny 11 ruszamy dalej, a więc Alejami Jerozolimskimi, i wśród morza tłumów rzucających kwiaty i wiwatujących, ciągle jednak niezupełnie pod naszym adresem, tak jakoś jakby raczej ogólnie dla całego wojska polskiego”. Pod wrażeniem tego opisu i opowieści świadków parady Stanisław Noakowski zaprojektował piękny łuk triumfalny z napisem LEGIONOM WARSZAWA; niestety projekt ten nie doczekał się dotąd realizacji.
Triumf Piłsudskiego w dniu 18 maja 1920 roku, w owym czasie euforii po zdobyciu Kijowa (który nie został niestety długo utrzymany), miał dwie sekwencje; uroczysty przejazd do kościoła św. Aleksandra, a następnie do Sejmu, kiedy to rozentuzjazmowana młodzież „zaprzęgła się” do bryczki-rydwanu.
W murach Sejmu marszałek Wojciech Trąmpczyński wypowiedział znamienne słowa: „Ale nie triumf nad pogrążonym wrogiem, nie pycha narodowa rozpiera serca nasze. Historia nie widziała jeszcze kraju, który by w tak trudnych warunkach jak nasz tworzył swą państwowość. W takiej to chwili zwycięski twój pochód na Kijów dał narodowi poczucie własnej siły, wzmocnił wiarę w własną przyszłość”.
Wydaje się, że później, po ustaniu działań wojennych, jedynym wydarzeniem o charakterze zbliżonym do triumfu była uroczystość w dniu 14 listopada 1920 r., kiedy to Józefowi Piłsudskiemu wręczono buławę marszałkowską. Rewia wojskowa, jak w tekstach z tamtych czasów nazwano uroczysty przemarsz wojsk, miała miejsce – jak w czasie triumfów przed wiekami – na Krakowskim Przedmieściu. Powstawały też liczne teksty mówiące o triumfie. Pisali je zarówno sam wódz naczelny, jak i wielkie pióra tamtego czasu, między innymi Adam Grzymała-Siedlecki: „Z otchłani klęski wydobyliśmy się na wierzch, aż ku szczytom triumfu. Sprawiły ten cud: armia, rząd i naród”.
Maria Dąbrowska artykułowi z 18 maja 1920 roku dała znamienny tytuł Próg triumfu. Był wielki triumf militarny, ale nie było w Warszawie wielkiego, ogólnonarodowego pochodu triumfalnego, odpowiedniego do skali zwycięstwa. Co jeszcze bardziej smutne, po dzień dzisiejszy nie posiada nasza stolica monumentu upamiętniającego wielki triumf 1920 roku.
Przeglądając pisma z epoki, pamiętniki i fotografie z tamtego heroicznego czasu, nietrudno dojść do wniosku, że odbywały się wówczas liczne większe i mniejsze parady wojskowe i pochody czy przemarsze triumfalne, jak po zajęciu Wilna, Równego czy Winnicy na wschodnim Podolu. Nie ulega wątpliwości, że stosunkowo łatwe zajęcie Kijowa w maju 1920 roku wywołało euforię tak wśród Polaków, jak i wśród Ukraińców, o czym zaświadczają wspomnienia świadków wydarzenia i fotografie. Na jednym ze zdjęć ukazujących te uroczystości widzimy atamana Symona Petlurę jadącego paradną bryczką, niczym rydwanem, na czele swych wojsk. Triumf ten odbył się na jednej z ulic Kijowa, nad którą wzniesiono modernistyczną bramę zbudowaną z ustawionych wertykalnie i ułożonych horyzontalnie ażurowych metalowych elementów. Warto tu nadmienić, że kijowska brama triumfalna przypomina konstrukcję jakby ze świata słupów wysokiego napięcia. Fotografie z epoki ukazują nie tylko triumf Petlury pod konstruktywistycznym łukiem czy raczej bramą, lecz także konnicę polską uwiecznioną w tym samym miejscu 9 maja 1920 roku. Jak wiadomo, radość z wydarcia Kijowa z rąk sowieckich nie trwała długo, a do planowanej wówczas federacji Polski z Ukrainą nie doszło. Pomimo wygranej wojny Piłsudski nie był zadowolony, bo nie udało się zrealizować planu maksymalnego – wrócić do granic sprzed 1772 roku.
Niezwykle interesującymi pamiątkami po tamtych heroicznych czasach są powstałe wówczas przedstawienia: plakat z 1920 roku i nieco późniejszy projekt malarskiej dekoracji Sejmu. W pierwszym z nich wpisany w aurę wiecznej młodości marszałek jedzie na białym koniu pod ozdobioną girlandami wstęgą, odgrywającą rolę łuku triumfalnego, z napisem ON Z NARODEM NARÓD Z NIM.
Obok jeźdźca w zielonym płaszczu, z maciejówką na głowie i szablą w prawicy, kroczy trójosobowa rodzina – kobieta radośnie podnosi do góry małe dziecko, mężczyzna robotnik ubrany w obszerny fartuch prawą ręką pomaga podnosić dziecko, podczas gdy w lewej dzierży karabin – atrybut przynależności do Armii Ochotniczej. W tle widoczne są szeregi zbrojnego w karabiny wojska, nad którym tuż za triumfatorem ukazany jest sztandar z Orłem Białym na czerwonym tle. Plakat powielono w wielkiej liczbie egzemplarzy i zapewne tym wszystkim, którzy wzięli czynny udział w wojnie, pozwolił wyobrazić sobie uczestniczenie w tym idealizowanym triumfie.
.Bitwa Warszawska i kolejne zwycięstwa nad Sowietami w 1920 roku nie przyniosły wolności Ukrainie. Ale dziś, po przeszło 100 latach, jesteśmy świadkami nie tylko wielkiego heroizmu armii i całego narodu ukraińskiego, ale też duchowego scalenia tego kraju. Obrona Kijowa, liczne wygrane bitwy z Moskalami są niejako mitem założycielskim nowej, krzepnącej w siłę, dumnej ze swej historii Ukrainy. Czekamy na pełne zwycięstwo tego niezwykle doświadczonego rosyjskim okrucieństwem kraju i wielkie uroczystości triumfalne na ulicach Kijowa i innych ukraińskich miast.
Jerzy Miziołek