Światło marmuru. Wspomnienie Igora Mitoraja
Nowe wcielenie Fidiasza, nowy Michał Anioł, współczesny klasyk – tak nazywano go we Włoszech, które się stały jego drugą ojczyzną. Kim był Igor (Jerzy) Mitoraj, który dokonał nowego odczytania sztuki klasycznej, tworząc piękne i ponadczasowe wyobrażenia ludzkiego ciała, głównie w poetyce fragmentu i ponadnaturalnych wymiarów?
.Większość z nas zna przede wszystkim jego dzieła wykonane w brązie, takie jak Ikaria, Wieczna miłość czy podwoje do kościoła Santa Maria degli Angeli w Rzymie i do sanktuarium Matki Boskiej na ulicy Świętojańskiej w Warszawie. Piękne twarze, poetyka fragmentu, niemal oniryczne, wysublimowane misterium Zwiastowania. Niezwykłe jest oddziaływanie tych pokrytych patyną arcydzieł. Ale to nie brąz i nie żelazo, w którym również niezwykle wzniośle się wypowiadał, lecz marmur był jego ulubionym tworzywem. Nazywał go swoim kamieniem filozoficznym. „Marmur – powiedział artysta w rozmowie z Costanzem Costantinim – ma w sobie coś tajemniczego czy wręcz mistycznego, jeśli ktoś chciałby tak to nazwać. Marmur to materiał, który wnosi ze sobą światło. Na Paros tak właśnie brzmi nazwa marmuru: lychnites, czyli »światłonośny, jarzący się światłem«”.
Kochał wyspy greckie, zwłaszcza takie jak Paros, na których od starożytności po dziś wydobywa się marmur, ale osiadł nie w Grecji, lecz w Italii, w Pietrasanta, w miejscu szczególnym również dla Michała Anioła, także za sprawą „światłonośnego” kamienia. Właśnie w Pietrasancie miało moje najdłuższe z nim spotkanie poświęcone rozmowom o tajemnicy twórczości, wizytom w dwóch pracowniach i spacerom po ulicach miasteczka, którego jedną z ozdób jest monumentalny, odlany w brązie Centaur, owa niezwykła ludzko-zwierzęca hybryda poczęta w wyobraźni starożytnych Greków. Przede wszystkim jednak planowaliśmy wystawę jego dzieł w przestrzeni Uniwersytetu Warszawskiego i Akademii Sztuk Pięknych przy Krakowskim Przedmieściu w 2015 lub w 2016 roku, do której nie doszło z powodu niespodziewanej śmierci artysty w dniu 6 października roku 2014. Brałem udział w uroczystościach pogrzebowych 13 października, kiedy był żegnany przez znanych ludzi polityki, kultury i biznesu, także z Polski, ale przede wszystkim przez artystów-kolegów, jak Fernando Botero, i rzesze mieszkańców Pietrasanty.
Ścieżki twórczości
.Nowe wcielenie Fidiasza, nowy Michał Anioł, współczesny klasyk – tak nazywano go we Włoszech, które się stały jego drugą ojczyzną. Kim był Igor (Jerzy) Mitoraj, który dokonał nowego odczytania sztuki klasycznej, tworząc piękne i ponadczasowe wyobrażenia ludzkiego ciała, głównie w poetyce fragmentu i ponadnaturalnych wymiarów?
Urodził się w 1944 roku w okolicach Drezna, gdzie jego matka zesłana była na roboty. Dorastał w miejscowości Grojec pod Oświęcimiem; w 1963 roku ukończył Liceum Plastyczne w Bielsku-Białej, gdzie dane mu było dostrzec piękno odrodzonego antyku w czasach renesansu i rozmiłować się w sztuce antycznej. Od młodości zatem pociągał go idealizm w sztuce. Mając dziewiętnaście lat, rozpoczął studia w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych pod kierunkiem Tadeusza Kantora. Chciał być malarzem; malarstwo fascynowało go do końca życia, o czym mogłem przekonać się w czasie wizyty w jego domu w Pietrasancie.
W 1968 roku za radą Kantora wyjechał do Paryża na dalszą naukę w École Nationale des Beaux Arts. Dane mu było wybrać się do Meksyku na roczne spotkanie ze sztuką Olmeków, Majów i Azteków. Jego wspaniała Dea Roma zdobiąca fontannę na jednym z placów Rzymu jest pogłosem tego spotkania ze sztuką cywilizacji prekolumbijskiej. Ogromna, wykonana w trawertynie twarz zawiera wspomnienie gigantycznych głów wykonywanych przez Olmeków, jak również gigantycznych rzeźb greckich i rzymskich, m.in. słynnej głowy cesarza Konstantyna w Muzeach Kapitolińskich.
Po powrocie z meksykańskiej eskapady do Paryża był już artystą rzeźbiarzem. Jego niedostrzegany wcześniej dorobek malarski ukształtował wszakże jego wrażliwość, ale dopiero zamiana pędzla na dłuto przyniosła sukces, najpierw we Francji. Od momentu wystawy Artcurial w Paryżu w 1977 r. rzeźby i rysunki Mitoraja pokazano na przeszło 120 wystawach indywidualnych na całym świecie. Najbardziej cenił te na Forum Trajana w Rzymie i w Agrigento na Sycylii, gdzie jego dzieła znakomicie komponowały się z malowniczymi ruinami greckich świątyń. Do dziś możemy znaleźć w internecie filmowe impresje z tej wystawy, którym towarzyszy wybrana przez samego artystę muzyka Chopina. Dodajmy tu, że Mitoraj jest autorem bodaj najpiękniejszego wizerunku geniusza fortepianu, jaki kiedykolwiek wykonano. Po wspomnianej wystawie głowa Chopina, niczym głowa greckiego młodzieńca z klasycznych czasów, miała stanąć w sercu Uniwersytetu Warszawskiego, na skwerze przed gmachem Starego BUW i nieopodal mieszkania, w którym Chopinowie mieszkali 10 lat. Istnieje nawet wizualizacja tego projektu.
W latach 1978–1979 Mitoraj odbył kilka ważnych dla jego wyobraźni artystycznej podróży. W Nowym Jorku – jak zauważyła pewna włoska krytyk sztuki – zdał sobie sprawę, że jest do szpiku kości Europejczykiem. W Grecji odkrył swoje tworzywo – świetlisty marmur; często więc potem wracał do Grecji, by szukać inspiracji i czerpać natchnienie z antyku i starożytnych mitów.
Podczas podróży po Toskanii – idąc śladami Michała Anioła – znalazł dom. W 1983 roku zamieszkał w Pietrasancie, „małych Atenach”, pośród składów marmuru, nieopodal kamieniołomów i warsztatów mistrzów obróbki tego surowca. W Pietrasancie szczęśliwie i ze wzajemnością zakochał się we Włoszech; jak bardzo był lubiany w miejscu zamieszkania, świadczyły przepełnione smutkiem tłumy na pogrzebie. Wszyscy go tu znali i podziwiali, tym bardziej że był człowiekiem niezwykle uprzejmym i eleganckim.
W tę aurę uznania znakomicie wpisywała się jego uroda i łagodne rysy twarzy. Te rysy ma wiele z jego rzeźb, a rzeźbione przez niego „wizerunki” dłoni to jego dłonie, o czym sam mi powiedział i co zademonstrował, a ja sfotografowałem. Każdy artysta ma w sobie coś z narcyza, wystarczy tu przywołać obrazy Jacka Malczewskiego.
Mitoraj wizualizował sny archeologów i tworzył w sferze estetyki fragmentu i sublimacji. Już jako student ASP w Krakowie podziwiał antyczne dzieła odlane w gipsie, niekiedy uszkodzone w czasie wojny. Pamięć o tym i ogromne twarze Olmeków wraz z impulsami z Grecji pozwoliły mu stworzyć własny, indywidualny styl. O inspiracjach naszego artysty tak pisał Antonio Paolucci: „Zdarzyło się, że chłopak z Polski, będący pod wrażeniem odlewów rzeźb antycznych z gipsoteki Krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, odnalazł te widma w Luwrze, w marmurze z Paros i białym z Luni, pod niebem Grecji, w British Museum i w Rzymie; kto wie, może odnalazł je na dziedzińcu Muzeów Kapitolińskich, gdzie kolosalna głowa wraz z fragmentami rzeźby (stopa, grożąca dłoń) górują, powiększone do tak niepokojących rozmiarów i tak surrealistycznie zestawione, że od jakiegoś czasu nie mogę ich oglądać, nie myśląc o Mitoraju”.
.Jak słusznie niejednokrotnie podkreślali krytycy, sztuka Mitoraja przełamuje, przenika, rani, rozstraja, ale też daje ukojenie, jak arcydzieło Wieczna miłość. Rzeźbiąc ogromne tułowie, stopy, usta, zadawał podstawowe pytania: filozofii rodem z dialogów Platona, sobie, pięknu. Wspomniany wywiad rzeka Costanza Costantiniego z artystą uświadamia, że nie tylko myśli Platona, ale i Plotyna, które są bardziej – jeśli tak można powiedzieć – oniryczne, są zawarte w jego marmurach i brązach.
Mitoraj tworzył dla kolekcjonerów prywatnych i na zamówienie instytucji publicznych. Jego rzeźby znajdują się na Forum Trajana w Rzymie, w Wenecji, w Mediolanie, Londynie (przed British Museum), w Dolinie Świątyń w Agrigento. Nasz wielki rodak był też pierwszym artystą współczesnym, który pokazał swoje prace na Piazza dei Miracoli w Pizie, tuż obok katedry i Krzywej Wieży. Byłem na tej wystawie i opisałem ją częściowo dla „Wszystko co Najważniejsze”. Warto jednak „wrócić” na tę wystawę z okazji rocznicy śmierci artysty. Prezentowana wiosną 2014 roku była ostatnią za jego życia.
Triumf Mitoraja w Pizie
.Nasz artysta przez wiele dni aranżował swoje dzieła na kilku tysiącach metrów powierzchni wystawienniczej w Museo delle Sinopie i we wnętrzach dawnego archiwum katedralnego, tuż obok Campo Santo, słynnego pizańskiego cmentarza. W przestrzeni placu katedralnego znalazły się tylko trzy ogromne rzeźby, wszystkie odlane w brązie. Nieopodal Krzywej Wieży usytuowano Ikara, który tragicznie zakończył swój lot i jest, jak to powiedział w jednym z wywiadów sam artysta, symbolem śmierci. Eros skrzydlaty z dłonią i Tors skrzydlaty zdobiły obydwa wejścia do Museo delle Sinopie. Obie rzeźby powstały w 2001 roku i są zapewne refleksem lektury Uczty Platona, jednego z ulubionych utworów artysty. Enigma natury Erosa znalazła tu rozbicie na pierwiastek kobiecy (Eros skrzydlaty) i pierwiastek męski (Tors skrzydlaty); jest to zapowiedź licznych podobnych zestawień na wystawie, m.in. Ikara i Ikarii.
Podczas gdy rzeźby Eros skrzydlaty z dłonią i Tors skrzydlaty są pozbawione głów, jak Nike z Samotraki i tyle innych dzieł antycznych, inne rzeźby, jak Grande sonno, czyli Wielki sen, opowiadają o głębokim czy wiecznym śnie. Pochodzą ze świata opery, którą to sztukę i całe włoskie belcanto Mitoraj kochał w szczególny sposób. Zostały wykonane do inscenizacji Manon Lescaut Giacoma Pucciniego na festiwal operowy w Torre del Lago, małego miasta leżącego pomiędzy Pizą i Pietrasantą. Na wystawie te „oblicza snu” musiały wystarczyć do przypomnienia sobie o innych inscenizacjach artysty, m.in. do arcydzieł Verdiego – Aidy wystawionej we florenckich Ogrodach Boboli i Requiem w werońskim amfiteatrze.
Pokazano wówczas również malutki, odlany w brązie, nieco ponad 30-centymetrowy projekt pomnika Jana Pawła II. To niezrealizowane dotąd w monumentalnej wersji arcydzieło przedstawia, jak to ujął Mitoraj w czasie rozmowy w Pietrasancie w grudniu 2012 roku, „krzyżowy korpus Chrystusa”, którego dotyka prawą ręką papież ubrany w proste szaty kapłana. Sublimacja ofiary na krzyżu, odniesienie do Corpus Domini, skupienie i monumentalizm tej – na razie – małej formy rzeźbiarskiej są jedyne w swoim rodzaju. Opowieści o misterium Słowa Wcielonego i znaku krzyża, który z przodu pomnika jest wklęsły, a z tyłu wypukły, dopełniają reliefy na cokole. Są to niemal dosłowne cytaty ze sztuki Fidiasza, rzeźbiarza najbardziej przez Mitoraja podziwianego. Czemu służą te adaptacje z fryzu partenońskiego i kim są to dwie, to znowu trzy postacie rozmawiające ze sobą? Chrześcijaństwo i świat grecki to temat ogromny; czyż pierwszym językiem chrześcijaństwa nie była greka? Pomnik ten miał stanąć w Krakowie, ale projekt został odrzucony. Czy kiedyś przyjmie go Warszawa i ustawi w miejscu blaszanego krzyża (niemal tak banalnego jak odklepana bezdusznie modlitwa) na placu Piłsudskiego, gdzie w 1979 roku padły słowa: „Niech zstąpi duch Twój”?
W natłoku rzeźb wykonanych w trawertynie, marmurze i brązie na wystawie wyróżniały się ustawione na piętrze Grande Toscano, czyli Wielki Toskańczyk, Ikaria i Ikar, a także rozmaite modele wykonane w gipsie, które służą do przeniesienia koncepcji artysty w dzieło ostateczne – odlane w brązie czy w żelazie. Wielki Toskańczyk to autoportret artysty, wykonany jak większość jego dzieł w poetyce fragmentu, w formule „tworu fantastyki archeologicznej”.
Chropowatość trawertynu kontrastuje z pięknym profilem kobiety umieszczonym w kwadracie, w miejscu serca. Ta niewiasta to Aleksandra, ulubiona niegdyś modelka Mitoraja, o której wspomina we wspomnianym wywiadzie rzece pt. Blask kamienia i która wielokrotnie powraca w jego rzeźbach, także w tych z ostatnich lat. To druga – obok matki – ważna kobieta w życiu artysty. Czy to właśnie ona dostarczyła wzoru dla Ikarii, pięknej, bezgłowej i skrzydlatej niewiasty, której krocze zdobi głowa Meduzy będąca jakby przestrogą przed kobiecą seksualnością, a może tylko „archeologiczną fantazją”, dodatkiem dla pobudzenia wyobraźni? Ogromna Ikaria, rodzaj personifikacji greckiej wyspy o tej właśnie nazwie, stoi naprzeciwko Ikara. Fenomen lotu, rozłożyste skrzydła, jak w przypadku Nike z Samotraki, łączą te dwie rzeźby klarownie i wzniośle. W jednym ze skrzydeł Ikara i Ikarii, podobnie jak w korpusie Wielkiego Toskańczyka i tylu innych rzeźbach Mitoraja widnieje wycięty kwadrat, a w nim piękna głowa; kogo przedstawia czy personifikuje? „Film mnie pociąga – czytamy w Blasku kamienia – i fascynuje od bardzo dawna. Gdy mieszkałem jeszcze w Polsce, dwukrotnie próbowałem zdawać na wydział aktorski łódzkiej filmówki […]. W moich torsach, popiersiach czy wazach pojawiają się głębokie, prostokątne wybicia, okna. To także filmowy trop, obnażający ukrytą chęć kadrowania, przybliżenia jednego z aspektów rzeźby do formy stopklatki”.
Na wystawie pokazano też modele rzeźb w gipsie, które są de facto właściwymi oryginałami; to one są pośrednikami pomiędzy artystą i odlewnikiem; niekiedy także pomiędzy artystą przelewającym pomysł w gips, a potem go realizującym w marmurze. Choć chropowate, niekiedy ukruszone, czasami niekompletne – są bezcenne i większość z nich właśnie w Pizie po raz pierwszy została pokazana publiczności. Jakże inaczej wyglądają Ikaria, Eros skrzydlaty czy Tors zimowy odlane w brązie czy odkute w marmurze lub w trawertynie niż te kruche twory noszące ślady dłoni artysty. Z tymi gipsami-oryginałami znakomicie komponowały się rysunki wykonane na szorstkim, szarym papierze. Dzięki Blaskowi kamienia wiemy, że to papier z Polski, który przez wiele lat dostarczano artyście do Paryża, a potem do Pietrasanty. Powstały piękne greckie twarze na szarym papierze, niekiedy naznaczone krzyżem, i kilka obrazów artysty, m.in. z motywem czerwonego anioła i bezskrzydłej postaci (czy jest to Tobiasz z archaniołem Rafałem, czy sam artysta ze swoim Aniołem Stróżem?).
Niezwykle pięknym dziełem Mitoraja jest pełnoplastyczna grupa Zwiastowania. Artysta wielokrotnie przedstawiał ten temat także w reliefie; Zwiastowanie zdobi, jak wiadomo, również drzwi rzymskiej bazyliki Santa Maria degli Angeli i warszawskiego kościoła jezuitów na ulicy Świętojańskiej. Jednak to pełnoplastyczne przedstawienie Matki Boskiej i archanioła Gabriela – pokazane w Pizie – ukazuje jeszcze bardziej maestrię naszego rzeźbiarza. Szaty pięknej, skupionej, jakby półsennej Madonny są finezyjne i delikatne, takie jak tzw. mokre szaty czasów Grecji klasycznej. Nie mamy tu żadnego konkretnego naśladowania, kompozycja jest na wskroś oryginalna i pełna niemal mistycznego uniesienia. Oto Słowo staje się Ciałem; przed nami tajemnica Wcielenia, której owocem jest piękny Bóg zrodzony z pięknej Madonny.
Obok tematów religijnych kolejne dzieła all’antica, pośród nich jakby spękani, nadkruszeni siłą wulkanu Pompejańczycy (Pompeiani) i trzyosobowa grupa niemal przytulonych do siebie postaci. Tytuł tej grupy to Donne, czyli Kobiety, ale widzę w tym rodzaj kamuflażu, ukrytego znaczenia. Tylko postać centralna to na pewno kobieta, gdyż charakteryzuje ją uczesanie w formie koku. Postać po jej prawej stronie ma kompletnie zabandażowaną twarz o ledwie czytelnych, zda się męskich rysach, a postać po lewej to bardziej twarz młodzieńca niż młodej kobiety. Czy jest to zbiorowy portret rodzinny – matki, nigdy niepoznanego przez artystę biologicznego ojca i jego samego? Czy jest to przedstawienie wspólnego przebywania, które zaistniało tylko w wyobraźni?
Sięgnijmy raz jeszcze do wypowiedzi Antonia Paolucciego, które są hołdem szczególnym dla naszego rodaka: „Mit o Orfeuszu. Za każdym razem, kiedy patrzę na rzeźby Mitoraja, przychodzi mi na myśl Orfeusz, który grą na cytrze uspokajał bestie i uciszał okropne ujadanie Cerbera, brutala o trzech głowach, strzegącego piekielnych czeluści. Ponieważ właśnie to jest boską siłą Sztuki. Sztuka uspokaja potwory zamieszkujące widzialny świat. Sztuka ucisza piekielne istoty strzeżone przez Cerbera, na których, niczym na czarnym jeziorze, unosi się nasza dusza”.
.Ale w rzeźbach Mitoraja jest też motyw modlitwy, zawarł ją m.in. w rzeźbie Ręce, która trafiła do Muzeów Watykańskich, gdy ich dyrektorem był Paolucci. Mitoraj nie przepadał za Rodinem, ale patrząc na jego Ręce zaciśnięte wokół świecy przychodzi na myśl Katedra francuskiego artysty – dwie dłonie złożone „strzeliście” do modlitwy. Wokół marmurowej, pełnej światła rzeźby Ręce na wystawie pokazano też obrazy jakby wypalone w ogniu czy uszkodzone przez pożar, ze złotymi tłami, ze złuszczonymi, niebieskimi i czerwonymi postaciami. Czy to wspomnienie zaginionego malarstwa starożytnych Greków, a motyw złotego tła to hołd składany toskańskiemu malarstwu późnego średniowiecza i wczesnego renesansu? Enigma, piękno, metafizyka, lot anioła i melancholia – te słowa przychodzą na myśl, gdy oto na wystawie pizańskiej jakby z oddali dobiegała muzyka Chopina, snuł się pięknie i nostalgicznie jeden z nokturnów geniusza fortepianu.