Piotr SENDECKI: Leonardo da Vinci. Artysta globalny. I wciąż obecny

Leonardo da Vinci. Artysta globalny. I wciąż obecny

Photo of Piotr SENDECKI

Piotr SENDECKI

Adwokat w spółce "Adwokaci Sendecki i Partnerzy". Prezes zarządu "Fundacji Służby Rzeczpospolitej" i Stowarzyszenia Naukowego "Pro Scientia Iuridica."

Surrealiści, dadaiści, pop-artowcy, minimaliści, streetartowcy (grafficiarze?), konceptualiści – współcześni twórcy sztuki wciąż sięgają po dzieło Leonarda – pisze Piotr SENDECKI

Heros nowożytnej historii ludzkości – nie ma równego mu geniuszem artysty w ciągu połowy minionego tysiąclecia: przerasta wachlarzem dokonań, stworzonych projektów i wizji dobry tuzin razem wziętych innych twórców.

Ciekawe, że wśród współczesnych Leonardo da Vinci nie uchodził przede wszystkim za artystę, jak to ma miejsce dzisiaj. Miano go za wynalazcę, twórcę projektów latających i podwodnych machin, opancerzonych wozów bojowych, spadochronu, czasami za utopijnego fantastę, architekta i urbanistę (projekty przebudowy Florencji, ukończenia Duomo w Mediolanie), optyka, inżyniera wojskowego (tak się deklarował Ludovico Sforzy il Moro), rysownika i rzeźbiarza, muzyka, autora rozpraw (Traktatu o malarstwie, w którym m.in. rozważał o wyższości malarstwa nad poezją), znawcę anatomii, geologii i przyrody (rysunki w Codice Atlantico z Biblioteca Ambrosiana w Milano). Jego pisma wydawano przez wieki (Biblioteca Ambrosiana, Windsor, Biblioteka Watykańska). Oczywiście, uznawano Leonarda także za malarza: florencka szkoła Verrocchia, z której wyszedł już w wieku 20 lat, dała mu status samodzielnego twórcy, niezależnego członka cechu.

O jego nadzwyczajnym warsztacie plastycznym, biegłości w technikach malarskich (słynne sfumato) oraz wielorakich zainteresowaniach świadczą liczne rysunki – szkice portretów i planowanych rzeźb (w większości niezrealizowanych), motywy przyrodnicze, techniczne, anatomiczne, geometryczne, urbanistyczne. Zamawiali u niego dzieła malarskie książęta i królowie, ale obrazów pozostało niewiele, a część z nich była nieukończona. Powszechne uznanie jako malarz, jako największy spośród wielkich Renesansu – obok Michała Anioła i Rafaela Santi – zdobył po śmierci.

Szczególny poziom arcydzieł da Vinciego odzwierciedlają liczne kopie, odniesienia, cytaty, zapożyczenia, by nie rzec: zawłaszczenia, dokonywane już w XVI wieku, a z całą siłą i świadomością naruszania świętości – dzieła i samego artysty – chęcią prowokowania wreszcie są obecne u twórców XX-wiecznych.

Przyczyna tego stanu tkwi po pierwsze w perfekcyjnym, niedościgłym warsztacie malarskim Leonarda, a po drugie – w głęboko humanistycznym, duchowym przesłaniu jego dzieł. Te dwa elementy stanowią o ponadczasowości da Vinciego, o stałej i przez niemal pięć wieków niezmiennej potrzebie przywoływania dzieła geniusza. Twórcy kolejnych generacji nie mogą przejść obojętnie obok zmieniających się mód, stylów artystycznych, rewolucyjnych wręcz zmian w patrzeniu na sztukę, na jej rolę w życiu, we wzbudzaniu reakcji odbiorcy.

.Co najmniej od XIX wieku w szerszym społecznie odbiorze da Vinci kojarzony jest ze sztuką, z ikonicznymi obrazami, jak Mona Lisa (Luwr), Dama z łasiczką (Muzeum Narodowe w Krakowie), Ostatnia Wieczerza (z refektarza mediolańskiego klasztoru Santa Maria delle Grazie), Pokłon Trzech Króli (Galeria Uffizi), dwie Madonny wśród skał (National Gallery w Londynie i Luwr), Madonna z wrzecionem (Ermitaż), Święty Jan Chrzciciel i Święta Anna Samotrzeć (oba w Luwrze), Święty Hieronim na pustyni (Watykan), Autoportret (Biblioteka Królewska w Turynie). Na tym w zasadzie kończy się lista niekwestionowanych co do atrybucji dzieł Leonarda, nie licząc rysunków i szkiców.

Niedawno zdobył sławę Zbawiciel świata (Salvator Mundi), namalowany dla króla Francji Ludwika XII za 120 ówczesnych franków, a sprzedany pięć wieków później za ok. pół miliarda dolarów, po 20-minutowej aukcji w Christie’s. Świadczy to o rosnącej wartości wszystkiego, co wyszło spod pędzla Leonarda, i przekonaniu – nadal podważanemu  – o autentyczności obrazu.

.Sto lat wcześniej spadkobiercy angielskiego kolekcjonera sir Francisa Cooka, do którego obraz należał, zbyli go za 125 dolarów; w 2005 roku nabyto go za 10 000 dolarów, by w 2013 sprzedać za 80 mln dolarów Yvesowi Bouvierowi, który z kolei zaraz zbył obraz za 127 mln rosyjskiemu oligarsze i miliarderowi Dmitrijowi Rybołowlewowi z Monaco. Ten ostatni zaś zrobił najlepszy dotychczas interes, gdy w 2018 r. sprzedał obraz nieznanemu kolekcjonerowi za 450 mln dolarów netto, co oznacza, że dojdzie jeszcze kilkadziesiąt milionów prowizji i innych opłat. Gdy porównać tę cenę z kwotą zapłaconą przez polski rząd za Damę z łasiczką i za inne dzieła z Muzeum Książąt Czartoryskich, tj. z kwotą 100 milionów euro, to można powiedzieć, że zrobiono dobry interes. Oczywiście zakładając, że możliwe było wywiezienie dzieł z Polski, czemu na przeszkodzie stał szereg barier prawnych.

Spośród dzieł Leonarda niewątpliwie największą karierę zrobiła Mona Lisa, nazywana też Giocondą (od nazwiska portretowanej). Napisano na jej temat stosy książek, wysnuto wiele hipotez. Obraz, stale wystawiany w Luwrze, jest celem pielgrzymek, a pod względem liczby odwiedzających konkurencję stanowią dla niego jedynie Wenus z Milo, Kodeks Hammurabiego i jeszcze kilka innych dzieł.

Mona Lisa już w XVI wieku była wielokrotnie naśladowana – zachwycając się dziełem, inni malarze bądź to zmierzali do wiernego skopiowania słynnego obrazu, bądź temat tajemniczej kobiety przetwarzali w kolejne wersje. Były to więc Mony Lisy z odkrytymi piersiami (Andrea Salai), Mony Lisy z obliczem skarykaturyzowanym czy – tak jak wizerunek Chrystusa czy Matki Bożej w różnych kulturach – przybierające rysy typowe dla pochodzenia artysty (skośnookie – azjatyckie rysy twarzy, przyciemniona karnacja właściwa dla ludów południa).

Niektóre z obrazów przypisywanych Leonardowi stały się sławne, np. Vernon Mona Lisa, kopia Giocondy, należąca do amerykańskiej rodziny Vernonów. Zdania dotyczące atrybucji są podzielone. Jedni uznają autentyczność dzieła Leonarda, który miał stworzyć młodszą wersję Giocondy, inni mówią wyłącznie o doskonałej kopii, różniącej się od oryginału zarysem twarzy, brakiem tajemniczości uśmiechu czy wreszcie tym, że tło jest o wiele bardziej wyraźne (góry, wody). Pierwszy właściciel obrazu, William Henry Vernon, za protekcją ambasadora USA w Paryżu Johna Adamsa (późniejszy drugi prezydent USA) miał poznać parę królewską w 1778 r., a nawet romansować z Marią Antoniną, dzięki której – wracając z Paryża do Ameryki – zabrał ze sobą 52 dzieła (m.in. Rembrandt, Rafael, Rubens, van Dyck), a wśród nich ową drugą Monę Lisę, zatytułowaną The Nun. Od 1914 r. znany jest portret znacznie młodszej Mony Lisy, tj. obraz namalowany też przez Leonarda, z podobnym, choć bardziej żywym uśmiechem. Ten zwany jest Mona Lisa z Isleworth – od nazwy londyńskiej dzielnicy Isleworth, w której mieszkał kolekcjoner Hugh Blaker, właściciel obrazu do 1964 roku, gdy zbył go na rzecz Henry’ego Pulitzera. Od tego czasu obraz spoczywa w sejfie szwajcarskiego banku, a publicznie został pokazany jedynie w 2012 roku w Genewie.

Prawdziwy festiwal „cytowań”, przetworzeń, przywołań w sztuce – jak w literaturze – rozpoczął się w XX wieku. Legenda da Vinciego rozwijała się z wielkim rozmachem, by w XX wieku nabrać charakteru globalnego.

.Ten światowy wymiar popularności dzieła malarskiego da Vinciego wyraża się w dotarciu do świadomości szerokich warstw i grup społecznych, wywodzących się tak z kultury europejskiej, jak i z innych kręgów cywilizacyjnych. Postrzeganie da Vinciego jako największego z artystów wszech czasów występowało, rzecz jasna, od dawna u bardziej oświeconych, ale w XX wieku dotarło także do mas, do grup społecznych wykształconych humanistycznie w mniejszym zakresie. Poszerzanie stanu wiedzy i wychowania artystycznego wiązało się z upowszechnieniem szkolnictwa, nałożeniem obowiązku szkolnego, a wreszcie z powstaniem społeczeństwa masowego. Przypomina się nie anegdotyczne, lecz autentyczne zdarzenie sprzed niemal 30 lat, gdy zapalczywa kobieta w sądowym postępowaniu o podział majątku wspólnego, będąca w sporze z mężem, z którym się rozwiodła, wyliczała, że w skład majątku wchodzić miała Mona Lisa z łasiczką (!), który to obraz (reprodukcję) chciała oszacować z pomocą biegłego i rozliczyć w orzeczeniu, żądając znacznej kwoty, ponieważ były mąż zabrał to dzieło. Można rzec, że już wówczas takie obrazy jak Mona Lisa czy Dama z łasiczką dotarły pod strzechy, stały się motywami w powieściach i filmach. Wizerunki Mony Lisy są wykorzystywane komercyjnie – stanowią nawet tło maszyn hazardowych w kasynach.

Do popularyzacji Mony Lizy przyczyniła się też powszechna dostępność wydawnictw albumowych, przewodników po Luwrze, a wreszcie przekazu telewizyjnego, który od drugiej połowy XX wieku wpłynął rewolucyjnie na stan wiedzy i świadomości społeczeństw. Nie mniejsze znaczenie w upowszechnieniu obrazu Leonarda miały artefakty tworzone od początku XX wieku, nawiązujące do słynnego dzieła. Równie znane, jak oryginał, stały się wąsate Mony Lizy: surrealisty Salvadora Dalego (z diabolicznymi oczami oraz uniesionymi do kącików oczu cienkimi wąsami, jakie miał sam Dali) oraz dadaisty Marcela Duchampa (Gioconda z hiszpańską bródką i podkręconymi ku górze cienkimi wąsami). Odwołania do Mony Lisy nie zaniechał twórca suprematyzmu Kazimierz Malewicz, tworząc collage z wizerunkiem Giocondy, bynajmniej niesuprematyczny, ani Fernand Léger, który wspominał malowanie obrazu Mona Lisa z kluczami (z 1930 roku) – namalowawszy pęk kluczy na płótnie, „poszukiwał silnego kontrastu do kluczy”. Wyszedł z pracowni i nagle w kiosku zauważył pocztówkę z obrazem da Vinciego. Już wiedział, czego potrzebował – namalował wizerunek Mony Lisy, a zaraz potem dodał do niej puszkę z sardynkami.

.Już zatem przed ponad 80 laty, a biorąc pod uwagę Duchampa i Dalego, ok. 100 lat temu dzieło Leonarda służyło do przekazywania nowych idei artystycznych, wyrażania innych niż oryginał przesłań, a nierzadko także do szokowania czy prowokowania odbiorcy sztuki do reakcji intelektualnej poprzez użycie w innych kontekstach dzieła uznanego za wielkie, a także uderzenie w mieszczańskie schematy myślenia i obcowania ze sztuką.

Takim założeniem zdawały się kierować kolejne generacje twórców, wyczuwających symptomy zachodzących zmian społecznych i oferujących odbiorcom sztukę dostępną masom, zdemokratyzowaną przez szeroką formę przekazu.

Na tym gruncie pojawiały się kolejne spojrzenia na dzieło Leonarda. Wśród „etnicznych” wersji jest i japońska Mona Lisa Geisha, autorstwa Nato Katoriego. Jeszcze inaczej przedstawia Giocondę Yasumasa Morimura. Nie mógł nie skorzystać z ikonicznej Mony Lisy pop-art – masowo produkowane w technice sitodruku portrety Giocondy stworzył w zmultiplikowanej postaci Andy Warhol. Jego wielokrotny portret Mony Lisy stał się ikoną do dziesiątej potęgi, podobnie jak wielokrotne portrety Marilyn Monroe, Mao Tse-tunga, Muhammada Alego czy Elvisa Presleya. Giocondę „cytowali” także inni pop-artowcy – Jean-Michel Basquiat ujął ją w formie zinfantylizowanego rysunku, Robert Rauschenberg namalował Pneumonia Lisa (1982). Ważne dla zmian w sztuce XX wieku są prace Jaspera Johnsa, który umieścił Giocondę w Figure 7 (z 1968 r.) oraz w pełnym symboliki obrazie Racing Thoughts (z 1983 r.). Widoczne na obrazie przedmioty z pracowni sam autor Gonitwy myśli określił słowami: „They must be things I was thinking of”. Wśród tych rzeczy obok wizerunku Mony Lisy autor zamieścił m.in. portret Leo Castellego, słynnego marszanda nowojorskiego, właściciela najsłynniejszej galerii, „ojca chrzestnego współczesnej sztuki światowej” (tak określił go D. Hopper), dwie wazy autorstwa George’a Ohra i Judy Cousin, wykonane z okazji srebrnego jubileuszu brytyjskiej pary królewskiej.

.Taka różnorodność skojarzeń była wyrazem przechodzenia od pop-artu do minimalizmu i sztuki konceptualnej. Mona Lisa pojawiła się nawet u współczesnego nam Banksy’ego. Jego dwie streetartowskie wersje, narysowane na elewacjach domów, przedstawiają Giocondę z bazooką (ręczną wyrzutnią rakiet) oraz z podkasaną sukienką ukazującą pośladki. Z polskich artystów wymienić należy Romana Cieślewicza, który namalował swoje Mony Lisy w dwóch postaciach. Jego Mona Tse-Tung z 1977 r. przedstawia postać w pozie Giocondy, ale z twarzą Mao Tse-tunga, w czapce mundurowej z czerwoną gwiazdą. Wcześniejsza Mona Lisa, z 1969 roku, to bliski oryginału portret Giocondy ze zwielokrotnionymi oczami.

.Nie tylko Gioconda, ale i inne dzieła Leonarda, jak Ostatnia Wieczerza – w panterkowym entourage’u, jako narada wojenna, tak przejmująco namalowana przez Andy’ego Warhola – służą przesłaniom nowoczesnej sztuki. Czasem jest to satyra, kiedy indziej prowokacja, poszukiwanie różnych odniesień i skojarzeń w oparciu o najbardziej znane dzieła sztuki na świecie. Surrealiści, dadaiści, pop-artowcy, minimaliści, streetartowcy (grafficiarze?), konceptualiści – współcześni twórcy sztuki wciąż sięgają po dzieło Leonarda. Dostrzegają w nim niekończące się źródło inspiracji – z racji doskonałej formy i głębokich, duchowych treści.

Piotr Sendecki
Tekst opublikowany w nr 13 miesięcznika opinii „Wszystko Co Najważniejsze” [LINK].

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 3 marca 2021
Fot. IPA / Backgrid UK / Forum