W kręgu samoudręczeń zadawanych przez sekularny rozum
Próby sporządzenia rachunku złych skutków władzy średniowiecznego Kościoła przeciwstawionych złym skutkom sekularnej nowoczesności grzeszą naiwnością: najdotkliwsze formy społecznej opresji, jakie napotykamy w średniowieczu, stanowiły rezultat rozpoczętego procesu formowania sfery świeckiej – pisze John MILBANK
.Ataku na rozum sekularny nie podejmuję w imię minionych stuleci chrześcijańskiej dominacji. Wręcz przeciwnie: choć możliwe jest przywrócenie narracyjnej, ontologicznej formy chrześcijańskiego „zerwania ciągłości” historii (tak jak można sugerować, że przedsięwzięcie to podjął chrześcijański socjalizm), to jednak należy stwierdzić, że owa próba zerwania tragicznie zawiodła i że dopiero w ramach owej porażki sekularny rozum w ogóle się pojawił. Niegdyś to, co sekularne, w ogóle nie istniało… jednak odkrywanie sekularności zaczyna się co najmniej od wieku XI.
Należy tutaj odnotować dwie kwestie. Przede wszystkim chrześcijaństwo przyczyniło się do wyzwolenia przemocy w jej „nagiej” postaci. W czasach średniowiecza porażką kończyły się kolejne, podejmowane w niewielkich wspólnotach, próby ustanowienia bezpośredniej władzy ludowej, nieodwołującej się do rozbudowanych formalnych mechanizmów prawa. Kościół nie zdołał wyeliminować polityki – i w rezultacie polityka powróciła, tym razem jednak w nieznanej antykowi, zdegradowanej formie. Gdy bowiem same więzy sakramentów i miłosierdzia przestały już pełnić funkcję spoiwa podtrzymującego wspólnotę, aby takie spoiwo zapewnić, należało zatem wypracować nowe formy prawne: formy całkowicie zdesakralizowane za pośrednictwem wpływu samego chrześcijaństwa.
Dlatego też – począwszy od wieku XII – średniowiecze wygenerowało nowe, racjonalistyczne i sformalizowane podejście do prawa. Od tej pory rozstrzygało ono wyłącznie kwestie samego tylko posiadania i kontroli w sferze regulowania i równoważenia działań władzy. Dlatego również teoretycy absolutystycznej władzy papieskiej bardziej niż starożytni zbliżyli się do doktryny nieograniczonej suwerenności; poczyniono też postępy w kierunku wypracowania liberalnej koncepcji praw własności, a ponadto wzajemne związki łączące ciała „zbiorowe” zaczęto pojmować w kategoriach kontraktualistycznych. W ten sposób sfera civitas terrena (państwo ziemskie – przyp. red.) została nader nieszczęśliwie poszerzona przez sam Kościół.
Po drugie – mimo powrotu polityki – państwo niebawem przyjęło formę perwersyjnego Kościoła: jakiegoś anty-Kościoła. To właśnie tutaj teologowie wiele mogą się nauczyć od Michela Foucaulta, jeśli chodzi o konstrukcję pewnej „teologii historii Kościoła”. Niemająca charakteru legalistycznego „pastoralna” władza Kościoła działała bowiem dzięki wiedzy, dzięki dogłębnemu poznaniu wspólnot, a także dzięki podejmowanym próbom uorganizowania czasu i ludzkiej aktywności w pewien wzorzec mogący dyscyplinować ludzkie pragnienia. Stopniowo jednak ordo (porządek – przy. red.) stał się niemal celem samym w sobie, a władza pastoralna, koncentrująca się wokół kwestii szczegółowych regulacji, którym poddano ciała w czasie i przestrzeni, sprzyjała powrotowi formalnej legalności (proces ten w znacznym stopniu wynikał z niezdolności dostrzeżenia we wszelkiej karze czegoś negatywnego, a więc i grzesznego). „Ciała mistyczne”, takie jak wspólnoty klasztorne, w coraz większym stopniu zaczęły podlegać niezmiennym, na drodze legalnej dającym się egzekwować skodyfikowanym regulacjom.
Równocześnie – w wieku XII – zaczęto kłaść coraz większy nacisk na różnice dzielące „zdrowe”, zharmonizowane jednostki i ciała kolektywne od tych wszystkich, którzy sytuowali się „na zewnątrz” nich – trędowatych, prymitywnych wieśniaków, prostytutki, homoseksualistów, charyzma- tycznych kaznodziejów – i którzy w coraz większym stopniu narażeni byli na prześladowania. I tak ordo oddzielił się stopniowo zarówno od prawdziwego usus, jak i ostatecznego frui (kosztować – przy. red.), a władza pastoralna stała się w obrębie sekularnego państwa pewną formą władzy funkcjonującej poprzez klasyfikowanie populacji, dokonywane w kategoriach medycznych, psychologicznych, ekonomicznych i edukacyjnych kanonów „normy”. Taka władza jest pewną formą mimikry eklezjalnego pokoju, ponieważ może się opierać na swoistym konsensusie, którego podstawą nie jest jednak zgoda ani co do „celu”, ani co do „drogi” – a tylko zawieszenie rozstrzygnięć i opinia „ekspertów”. Wiedza ekspercka zaś jest tylko wiedzą dotyczącą siły.
Z rozważań tych wynika, że próby sporządzenia relatywnego rachunku złych skutków władzy średniowiecznego Kościoła przeciwstawionych złym skutkom sekularnej nowoczesności grzeszą naiwnością: najdotkliwsze formy społecznej opresji, jakie napotykamy w średniowieczu, stanowiły rezultat rozpoczętego procesu formowania sfery świeckiej, jeszcze zaś dotkliwsze formy opresji, jakich zaznała nowoczesność, tworzą taki sam sekwencyjny – „gotycki” – porządek okropności.
Boży osąd wydarzył się w samym środku historii. Kościół może urzeczywistnić wizję rajskiej wspólnoty, której ów sąd jest otwarciem, ale może również propagować jakąś piekielną społeczność, której towarzyszące koszmary dalece wykraczają poza wszystko to, co znali starożytni: corruptio optimi pessima (zepsucie najlepszego jest czymś najgorszym – przyp. red.). Dokonane przez chrześcijaństwo przerwanie ciągłości historii było „deszyfracją” starożytnej cnoty, zarazem przyczyniając się do wyzwolenia najpierw liberalizmu, następnie pozytywizmu i dialektyki, w końcu zaś również nihilizmu. W stopniu, w jakim Kościół poniósł klęskę, a nawet stał się jakimś piekielnym anty-Kościołem, doprowadził do zamknięcia chrześcijaństwa – jak i wszystkiego innego – w kręgu permanentnego wyczerpania i powracającej przemocy.
Ponieważ jednak sytuujemy się na przeciwległym krańcu Krzyża – owego wydarzenia Bożego sądu – nie jest już dla nas możliwy powrót do legalności ani do owego kompromisu starożytnych, jakim jest inhibicja przemocy. Zarówno nihilizm, jak i chrześcijaństwo deszyfrują niespójność tego stanowiska. Katolicka zaś wizja ontologicznego pokoju stanowi dziś jedyny wybór alternatywny wobec perspektywy nihilizmu. W kręgu samoudręczeń, jakie sekularny rozum zadaje sam sobie, również i dzisiaj po raz kolejny może otworzyć się przed nami sekwencja, z którą rozum ten nie stanowi żadnej ontologicznej ciągłości: emanacja zharmonizowanej różnicy, exodus nowych generacji, ukośna linia wzniesienia prowadząca na szczyt, droga ucieczki w sferę pokoju…
John Milbank
Przekład: Michał Filipczuk
John Milbank jest autorem książki „Przekroczyć rozum sekularny. Teologia i Teoria społeczna”, która ukazała się nakładem wydawnictwa Teologia Polityczna (Warszawa 2020)