Sir Paul COLLIER, John KAY: Politycy dali się uwieść ideologii indywidualizmu

Politycy dali się uwieść ideologii indywidualizmu

Photo of Sir Paul COLLIER

Sir Paul COLLIER

Brytyjski ekonomista rozwoju. Profesor ekonomii i polityki publicznej w Blavatnik School of Government. Dyrektor International Growth Centre.

Photo of John KAY

John KAY

Jeden z czołowych brytyjskich ekonomistów. Publikował m.in. w Financial Times. Współautor: The British Tax System. Jego najnowsza książka: Radical Uncertainty: Decision-making for an Unknowable Future

Można pogodzić ideę wspólnoty i gospodarki. Dobrze radzące sobie firmy są formą społeczności. Konflikt pomiędzy społecznością a rynkiem nie jest nieusuwalny. Rynek funkcjonuje dobrze wyłącznie w oparciu o sieć relacji społecznych – piszą sir Paul COLLIER i John KAY

Pod względem zdolności komunikacji żaden gatunek nie może równać się z człowiekiem. Używamy języka, aby debatować i wysuwać argumenty, wzywać do podjęcia działań i ustalać wzajemne zobowiązania. Mamy wyobraźnię. To dzięki niej potrafimy postawić się w sytuacji innych ludzi i odczuwać empatię. Nasza wyobraźnia to również źródło ambitnych planów i kreatywnych prób ich realizacji.

Dysonans pomiędzy ambicjami a niedostateczną wiedzą rodzi niepewność. Radzimy sobie z nią, ucząc się od siebie nawzajem. Wspólnoty gromadzą wiedzę, która następnie służy za drogowskaz dla ich członków. Ta wspólna wiedza jest źródłem wielkiej mądrości i sporadycznych błędów.

Adam Smith, twórca ekonomii, rozumiał, że połączenie egoizmu i empatii, aspiracji i pomysłowości, nauki i zdumienia, konkurencji i współpracy jest czymś, co charakteryzuje naszą złożoną naturę. Wiedział też, że wszystkie te czynniki wpływają na to, jak zachowujemy się w sferze gospodarki. Jednak kolejne pokolenia ekonomistów rozwijających jego rynkowe idee odeszły od tak rozumianej koncepcji człowieka. Najlepiej świadczy o tym fakt, że Smith odbierany jest współcześnie często jako prorok wyrachowanego indywidualizmu oraz prekursor filozofii, zgodnie z którą „chciwość jest dobra”. Rynek nie jest postrzegany jako mechanizm obopólnie korzystnej wymiany, ale miejsce, gdzie ludzie próbują się przechytrzyć w pogoni za osobistym zyskiem. Polityka natomiast nie jest już sztuką wypracowywania wspólnego dobra, ale areną pyskówek między przeciwnikami zamkniętymi w swoich informacyjnych bańkach.

Ideologia indywidualizmu

.Z punktu widzenia dzisiejszego zamiłowania do indywidualizmu rynek i polityka to niezwiązane ze sobą narzędzia godzenia partykularnych interesów. Nic zatem dziwnego, że ani rynek, ani polityka nie cieszą się dobrą sławą. Szkody wyrządzone na poziomie społeczności przekładają się na wybory polityczne i sposób rządzenia państwem. Oznaki tych wyborów widać w całym rozwiniętym świecie. Ich paliwem jest poczucie krzywdy, czasem uzasadnione, a czasem urojone lub sztucznie wywołane. Związane z tym resentyment i tryumfalizm powodują głębokie podziały społeczeństwa.

Nowa elita działaczy, którzy przejęli kontrolę nad partiami, zarówno z lewej, jak i prawej strony, dała się uwieść ideologii indywidualizmu zastępującej pragmatyczną powojenną politykę zorientowaną na problemy klasy robotniczej. Wywodzący się z tej klasy wyborcy stracili wiarę w tradycyjne lewicowe partie. W roku 1945 brytyjscy robotnicy wybrali labourzystę Clementa Attlee, a w roku 1948 ich amerykańscy odpowiednicy zagłosowali na demokratę Harry’ego Trumana. W roku 2019 Partia Pracy straciła robotniczy okręg Don Valley, gdzie nie przegrała od stu lat, oraz Stoke-on-Trent North, okręg, w którym nigdy nie wybrano posła z żadnej innej partii. Przykłady podobnych niepowodzeń można by mnożyć. To przecież znajdujące się w amerykańskim „pasie rdzy” stany Ohio, Michigan i Pensylwania, w których nie brakuje obszarów biedy, przypieczętowały zwycięstwo Donalda Trumpa w 2016 r.

Kłopoty nie ominęły także starych partii prawicowych. W latach 80. odkryły one nową ideologię rynkowego fundamentalizmu, która jednak nie znalazła uznania wśród wyborców. Nie przekonała również tradycyjnych konserwatystów, którzy niechętnie patrzą na zmiany społeczne, pokładając wiarę w takich instytucjach jak Kościół czy wojsko.

Moment, w którym ideologia indywidualizmu okazała się nieskuteczna i niepopularna, wykorzystali charyzmatyczni, komunikatywni liderzy, aby zaproponować nowe otwarcie.

Niektórzy z nich, jak na przykład Boris Johnson czy Emmanuel Macron, są inteligentnymi politykami, którym przyświeca dobro obywateli. Z drugiej strony jest jednak Donald Trump, człowiek, którego pierwotna strategia wykorzystania kampanii prezydenckiej do autopromocji zakończyła się pyrrusowym zwycięstwem, władzą bez celu. Cel, do którego dążą antyliberałowie pokroju Viktora Orbána, Jarosława Kaczyńskiego, Norberta Hofera i Matteo Salviniego, widać z kolei jak na dłoni.

Miejsce dla komunitaryzmu

.Indywidualistycznym trendom próbuje dać odpór kilku współczesnych filozofów. Odrzucają oni koncepcję, zgodnie z którą tożsamość, preferencje, prawa i obowiązki jednostki można oddzielić od społeczności, w której jednostka funkcjonuje. Za Arystotelesem uważają, że człowiek spełnia się, wchodząc w relacje z innymi ludźmi oraz pielęgnując cnoty obywatelskie. Powinności moralne jednostek i tworzone przez nie sieci powiązań nie są ciężarem, ale niezbędnym krokiem ku samorealizacji.

Jako przedstawiciele komunitaryzmu filozofowie ci podchodzą do ekonomii z rezerwą, kierując się przekonaniem, iż wartości i praktyki wolnego rynku niszczą wspólnotę. Autorzy niniejszego tekstu są komunitarystami i jednocześnie ekonomistami, szukającymi możliwości pogodzenia idei wspólnoty i gospodarki. Uważamy, że dobrze radzące sobie firmy są formami społeczności.

Nie dostrzegamy nieusuwalnego konfliktu pomiędzy społecznością a rynkiem. Wręcz przeciwnie, jesteśmy zdania, że rynek funkcjonuje dobrze wyłącznie w oparciu o sieć relacji społecznych. Wprawdzie wiele firm deklaruje przywiązanie do modelu działalności gospodarczej postrzeganej przez pryzmat społeczności, lecz są to deklaracje bez pokrycia: „Każdy pracownik Goldman Sachs kontynuuje tradycję doskonałej obsługi klienta, podtrzymując reputację spółki jako przedsiębiorstwa etycznego”. Biorąc pod uwagę rozdźwięk pomiędzy pięknymi słowami a smutną rzeczywistością, podobne zapewnienia balansują często na granicy autoparodii.

A czasem tę granicę przekraczają. W roku 2019 założona przez fantastę Adama Neumanna spółka WeWork oferująca wynajem przestrzeni biurowych postanowiła wejść na giełdę. Neumann twierdził, że zrewolucjonizuje dotychczasowy model pracy. Udało mu się przekonać japońskich i saudyjskich inwestorów na tyle, że wycenili świeżo założoną spółkę na niebywałą kwotę 47 miliardów dolarów. Neumann był spółką WeWork: w prospekcie emisyjnym słowo „wspólnota” pojawiło się 150 razy, a osoba założyciela aż 169. Ale WeWork nie było Neumannem. Kontrolowanemu przez siebie przedsiębiorstwu zamierzał on sprzedać znak handlowy „we”. Słowo, którego najwidoczniej stał się właścicielem. A więc już nie „my”, ale „ja”!

Taki popis chciwości okazał się dla rynku nie do przełknięcia. Oferta sprzedaży akcji nowym inwestorom została odpowiednio wykpiona. Apetyt Neumanna jednak nie osłabł. Nauczeni pokory sponsorzy musieli mu wypłacić odprawę w wysokości ponad miliarda dolarów, aby się go pozbyć.

.To połączenie ostentacyjnych deklaracji o znaczeniu „wspólnoty” z niepohamowaną autopromocją i zbijaniem prywatnej fortuny stanowi kwintesencję pewnego światopoglądu. Jest to światopogląd, którego czas minął.

Sir Paul Collier, John Kay

Fragment książki Greed Is Dead: Politics After Individualism, Penguin Books Ltd.

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 10 stycznia 2021