Prof. Piotr CZAUDERNA: O rozumieniu świata. Hiperindywidualizacja i hiperglobalizacja

O rozumieniu świata. Hiperindywidualizacja i hiperglobalizacja

Photo of Prof. Piotr CZAUDERNA

Prof. Piotr CZAUDERNA

Lekarz, chirurg dziecięcy, profesor nauk medycznych, w 2019 prezes Agencji Badań Medycznych. W 2015 r. powołany w skład Narodowej Rady Rozwoju przy Prezydencie RP.

ryc. Fabien CLAIREFOND

zobacz inne teksty Autora

Potrzebny jest nam krytyczny rozum, aby odkrywać prawdę, niejednokrotnie przesłoniętą przez pozory i fasadową rzeczywistość. Jednak to nie wszystko – pisze prof. Piotr CZAUDERNA

.Krytyczny rozum jest nam potrzebny także po to, aby odpowiedzieć sobie na pytanie, jaki jest nasz świat? Dokąd zmierza? Jakie mechanizmy nim rządzą? Czy towarzyszy nam poczucie, że wzbiera rewolucyjna fala, której celem jest całkowita odmiana społeczeństw Zachodu, jak przekonywał niedawno Dariusz Gawin? Podobne nastroje miały miejsce już pod koniec wieku XIX wieku. Papież Leon XIII w swojej słynnej encyklice Rerum novarum tak zdiagnozował ówczesną sytuację: „Raz zbudzona żądza nowości, która już od dawna wstrząsa społeczeństwami, musiała w końcu swą chęć zmian przenieść z dziedziny polityki na sąsiednie pole gospodarstwa społecznego. A nowe postępy w przemyśle i nowe metody produkcji, zmiana stosunków między przedsiębiorcami a pracownikami najemnymi, napływ bogactw do rąk niewielu przy równoczesnym zubożeniu mas […], nade wszystko zaś pogorszenie się obyczajów, sprawiły, że walka (społeczna) zawrzała”.

Z jednej strony mamy obecnie liczne wezwania do ograniczenia konsumpcji, akcje takie jak wstyd z powodu latania samolotem (flygskam) w Szwecji czy też wezwania do rezygnacji z posiadania dzieci, bo ich narodziny tylko zwiększają efekt cieplarniany. A wspomniany Dariusz Gawin wieszczy, że ta postawa jest zwiastunem powstania nowego człowieka, który już nie jest hedonistą, lecz kimś, kto odmawia sobie przyjemności i wygód, ponieważ znajduje upodobanie w samokontroli oraz introspekcji i walce o ocalenie świata. Jednym słowem, człowieka, który przypomina dawnych purytanów.

A może jest zupełnie inaczej? Fundamentem współczesnego świata są wolny rynek i masowa, niepohamowana konsumpcja. „Wzrost gospodarczy musi ciągle wzrastać” – nie zadajemy sobie na co dzień pytania o cel tego wiecznego ruchu. Wystarcza nam, że wzrost gospodarczy prowadzi do stałego wzrostu poziomu życia i dobrobytu społeczeństw, czyli poziomu konsumpcji. I tak koło się zamyka. Innymi słowy, jak ujął to Dariusz Gawin, szczęście leży w obietnicy demokratyzacji hedonizmu. Co wczoraj zarezerwowane było dla nielicznych, jutro może być dostępne dla wszystkich. Globalizacja z jednej strony wyprowadziła z głodu i skrajnej nędzy miliony ludzi, jednak z drugiej przyniosła kumulację bogactwa, jakiej nigdy wcześniej w dziejach nie było.

Niedawna analiza wykazała, że niewielu ponad 2000 miliarderów posiada tyle majątku, co 60 proc. mieszkańców Ziemi, tj. około 4,6 miliarda ludzi. Towarzyszy temu zupełnie nowa tendencja – hiperindywidualizacja, która nie tylko osłabia różne wymiary wspólnotowości, ale w ogóle znosi jej potrzebę.

Jak napisał prof. Andrzej Zybertowicz, obecnie jednostka może przetrwać nie dzięki wspólnocie rodzinnej czy sąsiedzkiej, ale wyspecjalizowanym instytucjom, których usługi można po prostu kupić na wolnym rynku lub pozyskać od państwa opiekuńczego. Dzięki temu wiele osób jest w stanie efektywnie funkcjonować bez oparcia w rodzinie, tradycji, religii czy narodzie, co było kiedyś – i nadal zresztą jest w krajach Trzeciego Świata – wręcz nie do pomyślenia. Jedynym wsparciem dla nich często bywa wyłącznie lojalność korporacyjna. Możliwość wybrania sobie dowolnej genderowej tożsamości, niezależnie od płci biologicznej, to kolejny przejaw hiperindywidualizacji. Prowadzi to w dalszej perspektywie do spłycenia oraz instrumentalizacji kontaktów międzyludzkich opierających się teraz na nowych technologiach. Wszyscy znamy przecież widok młodych ludzi siedzących wokół wspólnego stołu, lecz komunikujących się wyłącznie za pomocą telefonów komórkowych. Przypominają się w tym miejscu prorocze poniekąd wersy Thomasa Stearnsa Eliota z wiersza Wydrążeni ludzie w pięknym tłumaczeniu Czesława Miłosza:

„My, wydrążeni ludzie,
My, chochołowi ludzie,
Razem się kołyszemy,
Głowy napełnia nam słoma,
Nie znaczy nic nasza mowa…”

Proces hiperindywidualizacji zbieżny jest z interesami wielkich korporacji, które stały się potężniejsze od państw i usiłują poprzez nieformalne grupy interesów i procesy lobbingowe narzucić korzystne dla siebie reguły gry rynkowej. Ułatwia to im dramatyczna nierównowaga sił i zasobów, już nie tylko w stosunku do konsumentów, ale i nawet państw, które nie chcą lub nie potrafią się im przeciwstawić, choćby doprowadzając do demonopolizacji rynku usług cyfrowych. Jak spostrzegł prof. Zybertowicz, narastające dezorientacja i hiperindywidualizacja prowadzą do dalszej atomizacji społeczeństwa, a ostatecznie do całkowitego demontażu tkanki społecznej.

Co więcej, postępująca równocześnie globalna integracja ekonomiczna (hiperglobalizacja) nie daje się pogodzić nie tylko z istnieniem suwerennych i niezależnych państw narodowych, ale nawet z samą ideą demokracji. Hiperglobalizacja, niezależne państwa narodowe, demokracja – te trzy pojęcia pozostają we wzajemnej sprzeczności. Dani Rodrik, znany amerykański ekonomista, nazwał to zjawisko trylematem globalizacji.

Dlatego, jego zdaniem, jeśli chcemy ocalić demokrację, musimy przejść na bardziej powierzchowny model globalizacji. W sierpniu 2019 r. prof. Siergiej Gurijew (były główny ekonomista Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju – EBOiR) stwierdził, że „wszystkie problemy składające się na populistyczny kryzys współczesnej demokracji są napędzane przez globalizację i nowe technologie”. Niestety, niewielu dostrzega nader niepokojący związek między tempem zmian technologicznych a kryzysem demokracji. Niewielu jest też świadomych związku między dezorientacją i zagubieniem mas ludzkich, oszałamianych mnożącymi się strumieniami wirtualnych bodźców, a podatnością społeczeństw na manipulację, demagogię, niebezpieczne uproszczenia, fałszywe diagnozy i błędne idee.

Zdaniem niektórych ostatnie zwycięstwa wyborcze tzw. partii populistycznych można przypisać właśnie temu, iż one jako jedyne mówią prawdę na temat wspomnianego trylematu. Nie można czerpać wszystkich korzyści z dobrodziejstw jednego wspólnego rynku i bardzo daleko posuniętej integracji ekonomicznej, zachowując jednocześnie zdrową demokrację, tak jak nie można mieć ciastka i zjeść ciastka. W październiku 2019 r. amerykański politolog Yascha Mounk, zapytany o źródła sukcesu „autorytarnych populistów”, wskazuje, że „preferencje wyborców często są ignorowane przez elity jako nieracjonalne. I to bez specjalnych wyjaśnień. Stanowi to duży problem, zwłaszcza w kontekście niepokojących zwolenników szybkich zmian kulturowych, gospodarczych i technologicznych”.

Co po pandemii?

.Trzeba zacząć myśleć o innym świecie, świecie bardziej otwartym na rzeczywiste ludzkie potrzeby i aspiracje, ale i równocześnie bardziej sprawiedliwym oraz w większym stopniu opartym na zasadzie solidaryzmu społecznego. Do tego potrzebne jest przeprojektowanie liberalnego kapitalizmu. Ostatnie dwie dekady doprowadziły do porzucenia modelu liberalizacji handlu w drodze negocjacji pomiędzy poszczególnymi państwami na rzecz rozwiązań globalnych, której uosobieniem jest Światowa Organizacja Handlu (WTO). Liberalizacją objęto już nie tylko handel i cła, ale także regulacje inwestycyjne, regulacje dotyczące własności intelektualnej, subsydiów czy nawet regulacje sanitarne i fitosanitarne. W ten sposób pozbawiono państwa możliwości reagowania w sytuacjach kryzysów ekonomicznych, a także możliwości ochrony własnego rynku, gdy zagrożone staje się bezpieczeństwo socjalne ich obywateli. Drugim efektem hiperglobalizacji jest integracja gospodarki światowej za cenę stopniowej dezintegracji gospodarek narodowych oraz stałego pogłębiania się przepaści między biednymi a bogatymi. W naturalny sposób proces ten jest bardziej wyrażony w krajach postkomunistycznych, które przeszły transformację ustrojową na początku lat 90.

Bardzo ciekawy w swoich poglądach bułgarski politolog Iwan Krastew napisał ostatnio, że środkowo- i wschodnioeuropejska wersja liberalizmu doprowadziła w czasie pierwszych dwóch dekad swojego funkcjonowania do rosnących nierówności społecznych, korupcji i dystrybucji majątku narodowego w ręce niewielkich grup. Nie jest to specjalnie odkrywcze, ale jeszcze do niedawna tego typu opinie raczej nie pojawiały się w oficjalnym nurcie.

Kryzys finansowy z roku 2008 w sposób jaskrawy uświadomił społeczeństwom tej części Europy, że nie można darzyć zaufaniem międzynarodowych elit ekonomiczno-finansowych i że wcale nie wiedzą one, w jakim kierunku poprowadzić świat. Pod tym względem efekty kryzysu były i nadal są druzgocące. Kryzys ten postawił też wielki znak zapytania nad wyższością zachodniego modelu rozwoju gospodarczo-politycznego, który w tak wielu miejscach usiłowano skopiować. Przyczyniło się do tego przekonanie krajowych elit, że droga, którą obrano po 1989 r., była jedyną możliwą. Wyzwoliło to kontrreakcję zmierzającą do wykazania, iż możliwe były także inne, z których nie skorzystano. Tutaj właśnie tkwią korzenie rewolty przeciwko liberalizmowi w części krajów Europie Środkowo-Wschodniej, do której doszło w ostatnich latach. Doszło do tego psychologiczne poczucie upokorzenia wynikające z bezwolnego kopiowania modelu zachodniego. W Polsce nazwano to „murzyńskością” lub inaczej mówiąc, mentalnością postkolonialną, o której tyle pisał Rafał Ziemkiewicz. Ujmując to jeszcze inaczej, można nazwać to zjawisko buntem „subalternów”.

Termin „subaltern” został ukuty przez włoskiego marksistę Antonia Gramsciego, aby zidentyfikować grupy społeczne wykluczone z instytucji społeczno-ekonomicznych w celu zaprzeczenia ich głosowi politycznemu. W teorii postkolonialnej termin „subaltern” opisuje niższe klasy społeczne i inne grupy społeczne przesiedlone na margines społeczeństwa. Aby poradzić sobie z wymienionymi powyżej wyzwaniami, nie wystarczy inwestowanie w edukację czy w redystrybucję bogactwa poprzez systemy podatkowe i systemy wsparcia społecznego. Konieczne jest raczej wytworzenie nowych mechanizmów poszerzających krąg beneficjentów zmian technologiczno-gospodarczych i promujących solidaryzm społeczny w miejsce wolnej konkurencji i niczym nieograniczonej przewagi silniejszych nad słabszymi. Jak pisze wspomniany już Dani Rodrik, taka reorganizacja priorytetów mogłaby być dziś uważana za przejaw populizmu, ale w rzeczywistości może bardziej przypominać amerykańską politykę Nowego Ładu (New Deal) z lat 30., która też miała wówczas wielu przeciwników, a obecnie uważana jest za przejaw standardowych praktyk ekonomicznych. Polityka ta, wprowadzona przez prezydenta Franklina Delano Roosevelta, obejmowała: reformy prawne stabilizujące gospodarkę, powołanie instytucji pobudzających gospodarkę i walczących z bezrobociem, wprowadzenie powszechnej opieki społecznej, programy pomocowe dla rolników, realizację budownictwa komunalnego, wprowadzenie prawa pracy, a także realizację programów z zakresu ochrony przyrody oraz wielkich inwestycji infrastrukturalnych, w tym dróg i lotnisk. Zdaniem Rodrika, aby ochronić demokrację, trzeba porzucić ortodoksyjną ekonomię wolnorynkową na rzecz praktyk ekonomicznych, które dziś wielu nazwałoby populistycznymi.

W ten sposób w pewnym sensie zatoczyliśmy myślowe koło i powróciliśmy do katolickiej nauki społecznej oraz jednego z jej pierwszych przejawów w postaci encykliki papieża Leona XIII Rerum novarum. W myśl jej założeń społeczeństwo winno dążyć do sprawiedliwości ekonomicznej, a gospodarka musi służyć ludziom, a nie na odwrót. Wszyscy pracujący mają prawo do godnych i sprawiedliwych płac oraz bezpiecznych warunków pracy. Stosunki pracy muszą być oparte na prawdziwej międzyludzkiej solidarności, bowiem wszyscy ludzie na ziemi należą do jednej ludzkiej rodziny.

Jak pięknie napisał Leon XIII: „Doświadczenie codzienne uczy człowieka, że siły ma słabe; ono go też skłania i wzywa do starania się o pomoc drugich. W Piśmie Świętym czytamy zdanie: »Lepiej jest dwom niż jednemu, gdyż mają dobry zysk ze swej pracy. Bo gdy upadną, jeden podniesie drugiego. Lecz samotnemu biada, gdy upadnie, a nie ma drugiego, który by go podniósł« (Koh 4,9-10). I drugie zdanie: »Brat obrażony – trudniejszy do zdobycia niż miasto warowne« (Prz 18,19). Z tego to naturalnego pędu rodzi się wszelka łączność i nawet państwo […]. Celem państwa objęci są wszyscy obywatele: jest nim bowiem dobro wspólne, to jest dobro, w którym każdy obywatel i wszyscy razem mają prawo uczestniczyć w odpowiednim stosunku. Stąd państwo nazywamy »rzeczą pospolitą«, ponieważ ono »łączy ludzi z sobą dla dobra pospolitego« (św. Tomasz, Contra impugnantes Dei cultum et religionem, cap. 2), to jest powszechnego”. Kościół uznaje oczywiście konieczność istnienia własności prywatnej, ale głosi też, iż wolna gra sił rynkowych musi być ograniczana przez względy moralne, i dlatego w Rerum novarum potępiono niczym nieograniczony kapitalizm.

.W końcowych słowach swej encykliki papież Leon XIII wytyczył drogę, która jest aktualna i dzisiaj: „Upragnionego ratunku bowiem można się spodziewać tylko od szeroko rozlanej miłości, to jest chrześcijańskiej miłości, w której się cała streszcza Ewangelia, a która, zawsze gotowa do poświęceń na rzecz bliźniego, stanowi najpewniejsze lekarstwo przeciw współczesnemu duchowi buntu i przeciw egoizmowi. Tak jej działanie i Boskie rysy skreślił Święty Paweł Apostoł: »Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest […], nie szuka swego […]. Wszystko znosi […], wszystko przetrzyma« (1 Kor 13,4-7)”.

Piotr Czauderna

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 2 lutego 2021