Prof. Andrzej ZYBERTOWICZ: Demon różnorodności

Demon różnorodności

Photo of Prof. Andrzej ZYBERTOWICZ

Prof. Andrzej ZYBERTOWICZ

Socjolog. Doradca Prezydenta RP. Ostatnio wydał "Samobójstwo Oświecenia. Jak neuronauka i nowe technologie pustoszą ludzki świat".

Ryc.Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Wszyscy znaleźliśmy się w warunkach poznawczej bezradności. Nie jesteśmy w stanie odróżnić informacji prawdziwych od fałszywych, ważnych od nieważnych, zjawisk przejściowych, jednostkowych od długotrwałych i strukturalnych – pisze prof. Andrzej ZYBERTOWICZ

Trendy i megatrendy odmieniają świat. Wygląda na to, że niektóre trendy są niedobre. A dlaczego w ogóle mówimy o „megatrendach”? By wskazać trendy wiodące, czyli te, które pociągają za sobą inne trendy. Trendów można wymieniać wiele. Megatrendów jest mniej. Moim zdaniem obecnie najważniejsze są trzy: automatyzacja, cyfryzacja i usieciowienie. Chociaż automatyzacja towarzyszy nam pewnie od zarania ludzkości, to dopiero wraz z cyfryzacją i usieciowieniem nabrała potężnej dynamiki. Odmienia nie tylko świat. Sięga już w głąb samej natury człowieka, przechwytując kolejne, wydawałoby się, specyficznie ludzkie zadania poznawcze. Te megatrendy funkcjonują w silnym wzajemnym splocie. Ich poważne dla świata i człowieczeństwa konsekwencje przez żaden podmiot ludzki nie były zamierzone.

Hiperróżnorodność

.W ostatnich latach niepokoi nagła utrata stabilności cywilizacji Zachodu. Sytuacja ta określana jest jako kryzys (lub zmierzch) demokracji liberalnej. Proponuję rozważyć hipotezę, iż najgłębsze źródła tego kryzysu uchwycimy, gdy rozpoznamy jeszcze inny megatrend. Określam go mianem trendu generowania hiperróżnorodności. Nie chodzi przy tym o różnorodność w jakimś sensie ontologicznym czy metafizycznym – istniejącą gdzieś tam w obiektywnym świecie. Idzie o różnorodność jako zjawisko w polu ludzkiej percepcji, ukazujące się w społecznym, w tym w instytucjonalnym, doświadczeniu. Idzie o różnorodność cywilizacyjną, która wyłoniła się spontanicznie w wyniku procesów rewolucji naukowo-technicznej, globalizacji i demokratyzacji, ale idzie też o różnorodność świadomie wzmacnianą przez koncepcję multikulturowości i politykę gender.

Wzrost różnorodności doświadczanych zjawisk oznacza większą złożoność naszych procesów poznawczych. A ludzka wydolność poznawcza – zdolność racjonalnego przetwarzania informacji – jest ograniczona. Tymczasem współczesna cywilizacja, zwłaszcza zachodnia, uzyskała taki poziom różnorodności procesów ją obecnie współtworzących, że ludzkie kompetencje poznawcze przestają wystarczać.

Występuje stałe przeciążenie informacyjne, wielość kanałów informacji nie przekłada się na wiedzę dającą podstawy do racjonalnych decyzji i działań, lecz jedynie pogłębia zagubienie. Zagubienie, do którego wytworzenia kanały te same się przyczyniły. Przeciążenie informacyjne nie tylko oddziela nas od rzeczywistości – samo będąc zjawiskiem społecznym, współtworzy nowe warstwy tej rzeczywistości, nadaje jej nowe jakości.

Nadmiernie zróżnicowana przestrzeń obiegu informacji publicznych powoduje, że coraz więcej ludzi i instytucji działa na podstawie map świata, które słabiej niż kiedykolwiek przystają do rzeczywistości. To zaś z kolei samo współtworzy dodatkową warstwę złożoności: najbardziej nawet skrzywione, fałszywe wyobrażenia świata, gdy stają się czynnikiem motywującym ludzkie myślenie i działanie, stają się częścią rzeczywistości, jeszcze bardziej zwiększając jej złożoność.

Globalizacyjne i cyfrowe sprzężenie struktur nie tylko wymusza na systemach społecznych ciągłe, przekraczające ludzką i instytucjonalną odporność rekonfiguracje. Dodatkowo w takich warunkach maleje ilość energii wymaganej do wywołania głębokich i potencjalnie bardzo niebezpiecznych zmian społecznych. Podatności na zaburzenia wzrastają, nasze działania mają coraz więcej nieprzewidywalnych konsekwencji, o coraz dłuższym i trwalszym działaniu.

Stymulowany przez odkrycia naukowe nieustanny rozwój technologii tak dynamizuje instytucje społeczne (w tym państwowe), iż dobrą organizację i politykę wyklucza; w wielu wypadkach evidence based policies – prowadzenie polityk publicznych w oparciu o dane empiryczne – jest niemożliwe.

Novum obecnej sytuacji polega m.in. na tym, że wszyscy (niemal?) – i imigranci przybywający do Europy, i przestraszeni ich nieoczekiwanym pojawieniem się wyborcy, i dysponujący tajnymi służbami i sieciami think tanków politycy oraz wielkie figury biznesu (np. bankierzy inwestycyjni) – znaleźli się w warunkach poznawczej bezradności. Nie są w stanie odróżnić informacji prawdziwych od fałszywych, ważnych od nieważnych, zjawisk przejściowych, jednostkowych od długotrwałych i strukturalnych. Systemy i podsystemy społeczne na kolejnych poziomach stają w obliczu utraty sterowności. 

Ogląd głównie intuicyjny

.Dodatkowe niebezpieczeństwo wiąże się z tym, że ze względu na poprawność polityczną zagrożenia przynoszone przez hiperróżnorodność nie są poddane systematycznym badaniom naukowym. Ten deficyt badań wynika z politycznie uwarunkowanych gloryfikacji różnorodności, głównie etnicznej i genderowej. Różnorodność stała się bożkiem (a faktycznie demonem), przed którym klękają nie tylko korporacje podpisujące karty różnorodności, mianujące wiceprezesów ds. różnorodności, ale ulegają mu także badacze, którzy replikują badania ukazujące zbawienny wpływ różnorodności kadrowej firm na biznesową kreatywność, elastyczność i sprawność.

Hasło „różnorodność” stało się tak rdzeniową częścią kultury poprawności politycznej, że brak jest prowadzonych z należytym dystansem, niezależnych badań naukowych nad obliczami różnorodności współczesnego świata, w tym mającymi charakter technologiczny, ekologiczny, artystyczny, etc.

Wydaje się, że jedną z podstawowych ludzkich potrzeb jest potrzeba życia w opowieściach, w narracjach czyniących świat zrozumiałym, a zarazem (tak się czasami określa funkcje mitu) w pewien sposób oddzielających nas od rzeczywistości (złożoność i chaos są jednymi z okropieństw nieopowiedzianej rzeczywistości). Nie jest to jedynie potrzeba jednostkowa, z poziomu psychologicznego. Jest to także potrzeba systemowa: społecznie podzielane (współrozumiane) opowieści są ważnym mechanizmem integracji zbiorowości. Tymczasem najwyraźniej dotarliśmy do takiego poziomu zróżnicowania systemów społecznych i tak wysokiej ich zmienności, że nie tylko tracą swoją siłę wspólne, szeroko podzielane przez masy ludzkie opowieści (już dekady temu ogłoszono śmierć wielkich narracji), ale rozpadają się też nasze mikronarracje, mikrohistorie, dzięki którym porozumiewamy się w swoich ograniczonych bańkach informacyjnych.

Praktyczne wcielanie w życie lansowanej przez szefa Facebooka Marka Zuckerberga idei powszechnej connectivity – połączalności wszystkich ze wszystkimi – przyniosło infozgiełk, przestrzeń jakby stworzoną do produkcji fake newsów i kłopoty z osadzeniem siebie w jakiejkolwiek stabilnej opowieści.

Praktyczność

.Moje podejście jest praktyczne, ponieważ tytuł niniejszego eseju sygnalizuje diagnozę problemów współczesnego świata i zarazem rekomenduje drogę zmagania się z nimi. Diagnozę wyraża teza, że megatrend generowania hiperróżnorodności jest niebezpieczny. Określenie hiperróżnorodności jako demona wskazuje, że to zjawisko wpływa na nas negatywnie i że już wyrwało się spod kontroli. W takiej diagnozie „zaszyta” jest też pewna rekomendacja – demonów nie należy bowiem tolerować.

Ludzkość, poza tym, że jest przedmiotem oddziaływania licznych sił (np. ewolucji techno-kulturowej), posiada także pewne możliwości sprawcze. Możemy niektóre z negatywnych procesów osłabiać, a te pozytywne pogłębiać. Pora zjawisko (hiper)różnorodności intelektualnie opanować, odczarować, oddemonizować.

Liberalnie pojmowana, wielopoziomowa wolność połączona z wynalazkiem usieciowionej rzeczywistości cyfrowej otworzyła liczne, zupełnie nowe pola tworzenia różnorodności. Wśród nich różnorodności kulturowe (etniczne i genderowe) wcale nie muszą być najistotniejsze, choć to one najbardziej pochłaniają uwagę elit Zachodu, uniemożliwiając im dostrzeżenie głębszych przyczyn kryzysu.

Umiar i „zamkniętość”

.Co łączy słodycze, alkohol, wypoczynek, sen, seks, taniec, zmianę, wakacje, otwartość? Z tego wszystkiego należy korzystać z umiarem. Za dużo słodyczy zamienia słodkość, błogość w niesmak lub nawet powoduje torsje. Co z kolei wspólnego mają ze sobą mit, religia, organizacja, zakon, firma, mury miejskie, państwo, kategorie pojęciowe? Wszystkie stanowią granice – są sposobami rozdzielania różnych warstw, domen rzeczywistości. Jak trafnie wskazuje psycholog Jordan B. Peterson, to dzięki granicom (także ścianom oddzielającym od siebie części naszych mieszkań), jesteśmy w stanie zachować ład w swoim pokoju. Ale z granic, podobnie jak ze słodyczy, należy korzystać z umiarem.

Apologie odkrywczości, wynalazczości, wolnego rynku, polityki multikulti, polityki gender, globalizacji, cyfryzacji, mobilności przestrzennej – to wszystko strategie przekraczania granic. Sprzyjają rozwojowi, ale… gdy przekracza on pewne tempo, gdy w niekontrolowany sposób zmiana przemieszcza się z jednych stref systemów społecznych do innych, wtedy szkodzi. To, co rozliczni komentatorzy nazywają populistyczną reakcją ostatnich lat (Orbán, brexit, Trump, Front Narodowy, AfD, Kaczyński – owszem, wrzucają to do jednego worka), może być traktowane jako systemowy sygnał ostrzegawczy – paradoksalnie próbujących oczyścić się z nadmiaru różnorodności.

Z różnorodnością jest podobnie jak z otwartością. Gdy jest za słaba, systemy (państwa, gospodarki, instytucje, firmy) nie rozwijają się. Ale gdy jest zbyt duża, systemy i instytucje rozkładają się, tracą tożsamość, zdolność do realizacji swej misji. 

Nie doganiać!

.Pora przestać bezmyślnie ulegać technoewolucji i porzucić stereotyp, który wymaga, by doganiać uciekający świat, i zaleca tworzenie ciągle nowych modeli poznawczych, które jakoby z powrotem pozwolą świat ogarnąć. To kolejne echo złudzeń formacji Oświecenia. Nauka bowiem poza tym, że objaśnia fragmenty świata, przyczynia się do jego przekształcania. Wydaje się, że więcej jest przekształcane niż objaśniane. Zamiast pędzący świat doganiać, należy go powstrzymać. Należy okiełznać zmianę! Przywrócić kształt świata do ludzkich możliwości poznawczych i etycznych. Jak?

Zacząć od wyrzeczenia się utopijnej ideologii błogosławionej różnorodności. Potem spowolnić rozwój techniki przez desakralizację roli nauki w kulturze współczesnej. Wreszcie wprowadzić moratorium technologiczne. Dopiero w spowolnionym, mniej zróżnicowanym świecie rozum ludzki będzie mógł nieco przybliżyć się do obietnicy Oświecenia – do racjonalnego porządkowania świata.

Niemożliwe? Czyż nie jest oczywistą prawdą, że jeśli nadmiernie zbliżyliśmy się do przepaści, to należy zrobić krok w tył?

Andrzej Zybertowicz
Tekst publikowany w nr 6 miesięcznika opinii „Wszystko Co Najważniejsze” [LINK]

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 24 listopada 2018
Fot. Shuttestock