Następny papież. Urząd Piotra i misja Kościoła
Kościół katolicki ma do przekazania szlachetniejszą ideę wolności, podobnie jak oferuje szlachetniejszą wizję natury ludzkiej i przeznaczenia człowieka, głosząc Jezusa Chrystusa jako wcielenie prawdziwego humanizmu. Następny papież musi ją znać, musi jej nauczać i musi uzdalniać kierowany przez siebie Kościół do życia według niej oraz jej przekazywania – pisze prof. George WEIGEL
.Następny papież musi rozumieć, że kryzys światowej cywilizacji w XXI wieku dotyczy koncepcji osoby ludzkiej, a odpowiedzią na niego jest ożywienie humanizmu chrześcijańskiego. Urząd Piotrowy sprawowali w XX i XXI wieku ludzie o całkowicie różnych osobowościach, wrażliwości teologicznej, formacji intelektualnej i duszpasterskiej oraz doświadczeniu życiowym. Uderzające jest zatem, że mimo tej rozmaitości łączyło ich wspólne przekonanie: udręki, jakich doznawała ludzkość w ciągu ubiegłych stu pięćdziesięciu lat, wyrastają z wadliwych koncepcji osoby ludzkiej. Nic dziwnego, że jedenastu różnych papieży mówiło o naturze i źródle tych skaz według rozmaitych kluczy. Pouczające jest to, że są oni zgodni, że kryzysy światowe, przez które przeprowadzali Kościół – dwie krwawe wojny światowe, zimną wojnę grożącą zniszczeniem cywilizacji oraz to, że porządek po zakończeniu zimnej wojny nie spełnił nadziei na nową wiosnę ludzkiego ducha – związane były z niepowodzeniem wielkiego projektu zachodniego humanizmu.
Charakter tego ostatniego kryzysu doskonale podsumował francuski teolog Henri de Lubac SJ w książce opublikowanej w czasie II wojny światowej. Przyszły peritus teologiczny na Soborze Watykańskim II napisał w niej, iż „nie jest prawdą, że człowiek, jak to niektórzy zdają się mówić, nie może urządzić ziemi bez Boga. Prawda jest taka, że bez Boga może on tylko, koniec końców, urządzić ją przeciw człowiekowi”. Czterdzieści lat po de Lubacu rosyjski pisarz Aleksander Sołżenicyn ujął tę samą myśl jeszcze zwięźlej; otóż zasugerował, że katastrofy XX wieku wydarzyły się dlatego, że ludzie zapomnieli o Stwórcy.
Wydaje się, że humanizm pozbawiony Boga Biblii przynosi autodestrukcję zarówno pojedynczym osobom, jak i całym społeczeństwom. Czy też, jak wyraził to angielski historyk Christopher Dawson, zazwyczaj najłagodniejszy z autorów, w wyjątkowo jak na niego gwałtownym fragmencie: „świeckie społeczeństwo, które nie ma żadnego celu poza swoją własną satysfakcją, jest potwornością – złośliwym nowotworem, który ostatecznie zniszczy samego siebie”. Papieże XX i XXI wieku rozumieli to, każdy na swój sposób. Ich następca także musi to pojmować. I coraz bardziej kruchemu i kłótliwemu światu winien, wraz z Kościołem, zaproponować humanizm chrześcijański – czerpiący z bogactwa religii biblijnej i którego centrum stanowi Chrystus. Czyniąc to, następny papież i kierowany przez niego Kościół przywrócą i ogłoszą zasadniczą prawdę o osobie ludzkiej, wyrażoną przez św. Augustyna w Wyznaniach: „Stworzyłeś nas bowiem jako skierowanych ku Tobie. I niespokojne jest serce nasze, dopóki w Tobie nie spocznie”.
Zawsze i wszędzie, gdzie tylko następuje uznanie tej prawdy, niepokój i lęki nowoczesnego serca cichną, pragnienia ludzkiego serca ulegają zaspokojeniu i przywrócona zostaje pełnia ludzkiej godności. Jednak prawdę tę trzeba wypowiadać. Ojcowie Soboru Watykańskiego II odpowiedzieli na globalny kryzys dotyczący koncepcji osoby ludzkiej w dwóch fragmentach Konstytucji duszpasterskiej o Kościele w świecie współczesnym Gaudium et spes. Fragmenty te objaśniają się wzajemnie i należy je zawsze czytać równolegle. W dokumencie ojcowie soborowi napisali, że „tajemnica człowieka wyjaśnia się naprawdę dopiero w tajemnicy Słowa Wcielonego. Albowiem (…) Chrystus (…) już w samym objawieniu tajemnicy Ojca i Jego miłości, objawia w pełni człowieka samemu człowiekowi i okazuje mu najwyższe jego powołanie”. Tym „najwyższym jego powołaniem”, jak stwierdzili ojcowie soborowi dwa ustępy dalej, jest ludzkie powołanie do miłości: „człowiek (…) nie może odnaleźć się w pełni inaczej jak tylko poprzez bezinteresowny dar z siebie samego”. Podobnie jak dwudziestowieczni papieże, których praca poprzedziła i umożliwiła Sobór Watykański II, jego ojcowie stwierdzili, że rozrastającym się jak nowotwór korzeniem kryzysu rozmaitych kryzysów współczesnego świata jest pseudoreligia samoafirmacji. Ten bałwochwalczy kult ego nie tylko zwichrował życie indywidualnych ludzi, lecz także, jak agresywny mięsak rozwinął przerzuty w postaci ideologii i ruchów politycznych, potrafiących dostrzec w innym tylko kogoś lub coś wywołującego lęk, kogo lub co trzeba zniszczyć.
Była to oczywiście znana od dawna historia i w niektórych najstarszych warstwach Biblii zachowała się pamięć o niej w opowieściach o Adamie i Ewie czy Kainie i Ablu. Jednak we współczesnym świecie ta odwieczna ludzka pokusa samowystarczalności i samoafirmacji miała globalne konsekwencje. To dlatego Sobór Watykański II wezwał do odnowienia humanizmu chrześcijańskiego. Wezwanie to pozostaje wciąż aktualne dla następnego papieża i kierowanego przez niego Kościoła. Głoszenie chrystocentrycznego humanizmu XXI wiekowi i trzeciemu tysiącleciu wymaga zarówno przekonania, jak i odwagi; przekonania, że Jezus Chrystus naprawdę objawia prawdę o osobie ludzkiej w niepowtarzalny i niedościgły sposób, oraz odwagi w głoszeniu tego orędzia w obliczu rozmaitych konkurujących z nim kontrpropozycji. Następny papież mógłby ułatwić Kościołowi pokorne, ale śmiałe głoszenie, że prawdziwy humanizm stawia Chrystusa w centrum swojej refleksji, jeśli pomoże wspólnocie wyraźniej dostrzec niepowodzenia konkurencyjnych propozycji. Komunizm i socjalizm obiecywały światu ekonomiczną i polityczną równość, która miała przynieść osłabienie państwa i wyzwolenie osoby ludzkiej. Czy gdzieś to miało miejsce?
Różne formy konsumeryzmu obiecywały zadowolenie płynące z korzystania z obfitych dóbr materialnych. Czy zdobycie tego zadowolenia, jakkolwiek realne mogłoby być, zaspokoiło najgłębsze tęsknoty ludzkiego serca? Rewolucja seksualna obiecała ludzki świat wypełniony szczęściem, z kobietami i mężczyznami wyzwolonymi ze starych tabu i żyjącymi jak równi sobie. Czy gdzieś tak się stało?
Kiedy Kościół ogłasza, za św. Pawłem, że miarą prawdziwej ludzkiej dojrzałości jest „miara wielkości według pełni Chrystusa” (Ef 4,13), to proponuje coś daleko większego niż nieudane humanizmy kilku ostatnich stuleci.
Głosi, że osoba ludzka nie jest przypadkowym produktem ubocznym kosmicznych procesów biochemicznych.
Głosi, że kondycja ludzka obejmuje coś więcej niż tylko walkę o władzę, przy czym tę ostatnią rozumianą jako zdolność do narzucania swej woli komuś (lub każdemu) innemu.
Głosi, że osoba ludzka nie jest rozedrganą wiązką równoprawnych moralnie pragnień, których spełnienie jest sensem „praw człowieka” i obowiązkiem stanu.
Głosi, że to, kim jesteśmy, ma znacznie dalej idące konsekwencje, niż to, co posiadamy, że szlachetne życie nie jest zastrzeżone dla nielicznych wybranych, a dawanie siebie innym w miłości przynosi znacznie większą satysfakcję niż manifestowanie swojej pozycji w społecznej hierarchii.
Kościół katolicki może to głosić, gdyż wyraźnie dostrzega te prawdy o człowieczeństwie w Jezusie Chrystusie, ukrzyżowanym i zmartwychwstałym.
Zagrożeniem dla świata w XXI wieku, tak jak w XX wieku, są redukcjonistyczne koncepcje osoby ludzkiej, dekadenckie idee na temat dążeń człowieka oraz zniekształcone wizje dotyczące jego losu. Zatem następny papież i kierowany przez niego Kościół nie muszą się wcale wstydzić, kiedy głoszą Jezusa Chrystusa oraz to, co o sobie powiedział, mianowicie, że jest „drogą, prawdą i życiem” (J 14,6). Niewątpliwie jest wiele rzeczy, z powodu których Kościół powinien się wstydzić, skoro zmaga się ze swymi niepowodzeniami dotyczącymi życia zgodnie z głoszonymi prawdami. Nie ma jednak żadnego powodu do zażenowania, kiedy ukazuje, że godność i wartość osoby ludzkiej objawiają się w pełni w Jezusie Chrystusie, który mówi nam prawdę o tym, kim jesteśmy, dlaczego mamy nieskończoną wartość i czemu naszym przeznaczeniem nie jest nicość. Jest to znacznie, ale to znacznie szlachetniejsza koncepcja natury ludzkiej oraz człowieczych perspektyw niż wszystkie inne proponowane w XXI wieku.
Te części światowego Kościoła, które głoszą te rzeczy dzisiaj radośnie i bez wahania, żyją. Następny papież, a także kierowany przez niego Kościół muszą to dostrzec. Katolickie orędzie humanizmu chrześcijańskiego w XXI wieku powinno obejmować nauczanie prawdy na temat wolności.
Nie jest żadną nowością stwierdzenie, że świat się pogubił w kwestii rozumienia tego stanu. Prawdę mówiąc, jest co do niej pogubiony już od ogrodu Eden, gdzie zgodnie z opisem z Księgi Rodzaju (zob. Rdz 3) po raz pierwszy objawiły się odwieczne ludzkie zdolności w zakresie komplikowania spraw wskutek myślenia, że wolność oznacza tyle, co „zrobiłem to na swój sposób”. Współczesne błędne mniemania na jej temat odzwierciedlają ten dawny fałsz, przede wszystkim na skutek utożsamiania wolności z samowolą – fałszywej koncepcji, która zainfekowała projekt humanistyczny w chwili, kiedy William Ockham wstrzyknął ją do kulturowego krwiobiegu Zachodu w XIV wieku. Ilekroć we współczesnych dyskusjach o tym, jak powinniśmy żyć, ktoś używa słowa „wybór” jako karty atutowej kończącej rozmowę, tylekroć rozgrywana jest gra tego myśliciela, która jest jednym z powodów upraszczania, redukowania osoby ludzkiej.
Wszystkie istoty ludzkie rodzą się samowolne, o czym wiedzą rodzice każdego dwulatka. Dojrzewanie człowieka obejmuje przekształcanie instynktownej samowoli w podejmowanie kierowanych cnotami wyborów, co oznacza wybieranie mądrze. Mantra „prawa do wyboru”, mająca usprawiedliwiać wszelkie pragnienia, przypomina nieco łomotanie dwulatka na fortepianie generujące hałas, a nie muzykę. Wybieranie dobrze – tego, co możemy poznać jako dobre (ponieważ prowadzi do szczęścia) i czynienie tego odruchowo – przypomina znakomitego pianistę przy klawiaturze; metodyczna nauka przemienia osobniki łomoczące w klawisze fortepianu w pianistów zdolnych sprawiać przyjemność sobie samym oraz innym, wzbogacających w ten sposób z biegiem czasu własne i cudze człowieczeństwo. Proponowane przez Kościół poręcze moralne mają nam pomagać w dokonywaniu mądrych wyborów, co wiąże się na ogół z trwającą całe życie nauką.
.Wolność oderwana od dobra i zredukowana do „prawa do wyboru” jest infantylna. Nie prowadzi do szczęścia ani do spełnienia. Jest także szkodliwa dla społeczeństwa. Jeśli bowiem istnieje tylko „twoje prawo do wyboru” i „moje prawo do wyboru”, przy czym kolidują ze sobą, to co się stanie, jeśli żadne z nas nie będzie uznawać, że istnieje coś nazywanego „dobrem”, w oparciu o co możemy zdecydować, który z naszych wyborów jest lepszy (dla wybierającego i dla społeczeństwa jako całości)? Dochodzi wówczas do tego, że jeden z nas narzuca swoją władzę drugiemu lub sprawia, że robi to państwo. A to jest przepis na tyranię.
Kościół katolicki ma do przekazania szlachetniejszą ideę wolności, podobnie jak oferuje szlachetniejszą wizję natury ludzkiej i przeznaczenia człowieka, głosząc Jezusa Chrystusa jako wcielenie prawdziwego humanizmu. Następny papież musi ją znać, musi jej nauczać i musi uzdalniać kierowany przez siebie Kościół do życia według niej oraz jej przekazywania.
Rozwój głębokiej filozoficznej i teologicznej wizji osoby ludzkiej – dążącej w głąb chrześcijańskiej antropologii – jest jednym z wielkich osiągnięć katolickiego życia intelektualnego w epoce po Soborze Watykańskim II. Ta koncepcja człowieka przyczyniła się do powstania pewnych twórczych osiągnięć w katolickiej teologii moralnej, zwłaszcza rodzących się w rozmaitych instytutach Jana Pawła II, założonych w różnych miejscach na całym świecie w celu uwolnienia katolickiej teologii moralnej od starych, oklepanych debat między twardym i miękkim legalizmem, oraz przyjęcia nowego podejścia do życia moralnego, skoncentrowanego na dobru i szczęściu wiecznym.
.Następny papież musi mieć świadomość tych osiągnięć i musi je ukazywać Kościołowi na całym świecie, jako że świadczą one, iż katolicyzm oferuje fascynujący, pełen współczucia i podnoszący na duchu „obraz” osoby ludzkiej, mający zasadnicze znaczenie dla ewangelizacji. Czyniąc to, następny papież ułatwi także katolickim myślicielom opór wobec pokusy dostosowania się do aktualnych mód świata akademickiego, zwłaszcza w obszarze studiów genderowych, queer i innych bałwochwalczych kultów ego.
George Weigel
Fragment książki „Następny papież. Urząd Piotra i misja Kościoła”, wydanej przez wydawnictwo wDrodze. Patronat medialny: „Wszystko co Najważniejsze”. POLECAMY: LINK