Powróćmy do marzeń. Droga do lepszej przyszłości
Poszukiwanie dobra wspólnego to znacznie więcej niż suma tego, co jest dobre dla jednostek. Oznacza to szacunek dla wszystkich obywateli i poszukiwanie skutecznej odpowiedzi na potrzeby tych, którzy mają najmniej szczęścia – pisze papież FRANCISZEK
Internet umożliwił nam kontakt i komunikację ze sobą, ale zmienił także życie wewnętrzne naszych domów. Niektórzy mówili mi o skutkach nadmiernej ekspozycji cyfrowej, o wyczerpaniu, jakie odczuwali, o poczuciu inwazji, o tym, że nigdy nie znajdują ulgi, „żyjąc online” we wszystkich aspektach. Nadmierna ekspozycja na ekrany to nowe zjawisko, które powinniśmy dokładnie przeanalizować.
Na przykład dystans społeczny sprawił, że niektórzy stali się bardziej podatni na uwodzenie w internecie i inne rodzaje nadużyć, na które jako społeczność powinniśmy być wyczuleni i zgłaszać je. Dzięki Bogu w ostatnich latach obserwowaliśmy szczególną świadomość w tych kwestiach.
Kultura nadużyć, czy to seksualnych, czy też władzy i sumienia, zaczęła być demaskowana w pierwszej kolejności przez ofiary i ich rodziny, które pomimo bólu potrafiły przetrwać walkę o sprawiedliwość oraz pomóc ostrzec i uleczyć społeczeństwo z tej perwersji.
Nie przestanę mówić ze smutkiem i wstydem, że nadużycia te popełniali również niektórzy członkowie Kościoła. W ostatnich latach podjęliśmy ważne kroki w celu ich wykorzenienia i stworzenia kultury opieki zdolnej do szybkiego reagowania na oskarżenia. To zajmie trochę czasu, ale jest nieuniknionym zobowiązaniem, na które musimy nalegać ze wszystkich sił. Nie może być więcej nadużyć – czy to seksualnych, czy też władzy i sumienia – ani w Kościele, ani poza nim.
Przebudzenie widzimy także w społeczeństwie: w ruchu #MeToo, w wielu skandalach wokół potężnych polityków, potentatów medialnych i biznesmenów. Ujawniono ich sposób myślenia: jeśli mogą mieć wszystko, czego chcą, kiedy tego chcą, dlaczego by nie wykorzystać seksualnie wrażliwych młodych kobiet? Grzechy ludzi potężnych są prawie zawsze grzechami z tytułu uprawnień, popełniane przez tych, u których brak wstydu i bezczelna arogancja są oszałamiające. W Kościele to poczucie uprawnienia to rak klerykalizmu, jak go nazywam, to wypaczenie powołania, do którego my, księża, jesteśmy wezwani.
W tych przypadkach źródło grzechu jest takie samo. To odwieczny grzech tych, którzy wierzą, że mają prawo do posiadania innych; którzy nie znają granic i nie mając wstydu wierzą, że mogą korzystać z innych, jak chcą. To grzech braku poszanowania wartości osoby.
Jest jeszcze jedno nadużycie władzy, z którym mieliśmy do czynienia w przypadku przerażającego zabójstwa George’a Floyda przez policję, co zapoczątkowało na całym świecie protesty przeciwko niesprawiedliwości rasowej. Słuszne jest, aby ludzie żądali przywrócenia godność każdej istoty ludzkiej w konfrontacji z nadużyciami we wszystkich formach. Nadużycie jest wielkim naruszeniem ludzkiej godności, na które nie możemy pozwolić i z którym musimy nadal walczyć.
A jednak takie zrywy świadomości, podobnie jak wszystkie dobre rzeczy, mogą nieść ryzyko, że zostaną zmanipulowane i skomercjalizowane. Mówię to nie po to, aby podawać w wątpliwość wiele autentycznych i odważnych prób odkrycia korupcji związanej z nadużyciami, prób dania głosu ofiarom, ale aby ostrzec, że czasami znajdujemy także zło w dobru. To smutne, że są prawnicy, którzy wykorzystują ofiary nadużyć i zamiast im pomagać i bronić ich, czerpią z nich korzyści.
To samo może się zdarzyć z politykami. Kiedyś otrzymałem list od jednego z nich, w którym opowiedział mi, w jaki to sposób w jego kraju odkryto całą historię nadużyć. Późniejsze śledztwo przeprowadzone przez władze sądowe wykazało, że całość zarzutów była nieprawdziwa, a mężczyzna ten przedstawiał siebie jako bohatera ujawniającego nadużycia, które nigdy nie miały miejsca. Potem dowiedziałem się, że pragnął on zostać gubernatorem swojego stanu i chciał tę sytuację wykorzystać do zdobycia głosów.
Wykorzystywanie, wyolbrzymianie lub zniekształcanie nieszczęścia w celu uzyskania przewagi politycznej lub społecznej jest również poważną formą nadużycia, która ujawnia pogardę dla bólu ofiar. To także zasługuje na ubolewanie.
Niektóre protesty w czasie kryzysu związanego z koronawirusem ujawniły gniewnego ducha bycia ofiarą, ale tym razem wśród osób będących ofiarami tylko w ich własnej wyobraźni – tych, którzy twierdzą choćby, że zmuszanie do noszenia maseczki jest narzucane przez państwo w sposób nieuzasadniony, ale jednocześnie takich, którzy zapominają albo nie dbają o ludzi niemogących liczyć na przykład na ubezpieczenie społeczne lub tracących pracę.
Z pewnymi wyjątkami, rządy poczyniły wielkie wysiłki, aby na pierwszym miejscu postawić dobro swoich obywateli, działając zdecydowanie na rzecz ochrony zdrowia i ratowania życia i czyniąc z nich priorytet. Wyjątkami były niektóre rządy, które odrzuciły dowody w postaci rosnącej liczby zgonów, co miało nieuniknione, bolesne konsekwencje. Ale większość rządów działała odpowiedzialnie, wprowadzając surowe środki bezpieczeństwa w celu powstrzymania wybuchu ognisk choroby. Niektóre grupy odmawiały zachowania dystansu, maszerując w proteście przeciwko ograniczeniom w podróżowaniu – tak jakby środki, które rządy musiały narzucić dla dobra swojego narodu, stanowiły pewnego rodzaju polityczny atak na autonomię czy osobistą wolność!
Poszukiwanie dobra wspólnego to znacznie więcej niż suma tego, co jest dobre dla jednostek. Oznacza to szacunek dla wszystkich obywateli i poszukiwanie skutecznej odpowiedzi na potrzeby tych, którzy mają najmniej szczęścia.
Mówiliśmy wcześniej o narcyzmie, o opancerzonej osobowości, ludziach, którzy żyją z żalu, myśląc tylko o sobie. To niemożność dostrzeżenia, że nie wszyscy mamy te same dostępne możliwości. Niektórym bardzo łatwo jest się uczepić jakiejś idei – w tym przypadku na przykład osobistej wolności – i przekształcić ją w ideologię, tworząc pryzmat, przez który można wszystko oceniać.
Nigdy nie spotkasz tych ludzi na proteście przeciwko śmierci George’a Floyda albo demonstracji, że istnieją slumsy, w których dzieciom brakuje wody i dostępu do edukacji, albo dlatego, że są całe rodziny, które straciły swoje dochody. Nie znajdziesz ich na proteście przeciwko zdumiewającym kwotom wydawanym na handel bronią, które mogłyby posłużyć do wykarmienia całej rasy ludzkiej i edukacji każdego dziecka. W takich sprawach nigdy by nie protestowali; nie są w stanie wyjść poza swój własny mały świat interesów.
Niestety, i jest to smutne, nie możemy ignorować ludzi podzielających taki sposób myślenia w naszym Kościele.
Niektórzy księża i świeccy dali zły przykład, tracąc poczucie solidarności i braterstwa z resztą swoich braci i sióstr. Zamienili w kulturową wojnę to, co tak naprawdę było próbą zapewnienia ochrony życia. Ten kryzys demaskuje naszą wrażliwość, ujawnia fałszywe zabezpieczenia, na których oparliśmy nasze życie. To czas uczciwej refleksji, czas uznania naszych korzeni.
Tym, co martwiło mnie podczas antyrasistowskich protestów latem 2020 roku, gdy wiele pomników historycznych postaci runęło w kilkunastu krajach, było pragnienie oczyszczenia przeszłości. Niektórzy chcieli narzucić na przeszłość swoją wizję historii, taką, jakiej pragnęliby teraz, co wymaga od nich anulowania tego, co było wcześniej. Ale jest odwrotnie. Aby historia była prawdziwa, potrzeba pamięci wymagającej uznania ścieżek, które już przeszliśmy, nawet jeśli są one pełne wstydu. Redukowanie historii może spowodować utratę pamięci, a ta jest jednym z niewielu lekarstw, jakie mamy przeciwko powtarzaniu błędów z przeszłości. Wolni ludzie to ci, którzy posiadają i pamiętają swoją historię zamiast jej zaprzeczać, i wyciągają z niej najlepsze wnioski.
W dwudziestym szóstym rozdziale Księgi Powtórzonego Prawa Mojżesz powiedział Izraelitom, co powinni zrobić po objęciu ziemi, którą dał im Pan. Musieli zanieść kapłanowi pierwociny ziemi jako ofiarę i wypowiedzieć modlitwę dziękczynną, która przypomni historię ludu. Modlitwa ta rozpoczynała się tak: „Ojciec mój, Aramejczyk błądzący”. Potem następuje opowieść o hańbie i odkupieniu: jak mój przodek zstąpił do Egiptu, żył jak obcy i niewolnik, ale jego lud wezwał imienia Pańskiego i Pan wyprowadził ich z Egiptu, i zaprowadził na to miejsce. Innymi słowy, hańba naszej przeszłości jest częścią tego, czym i kim jesteśmy. Przypominam tę historię nie po to, aby chwalić dawnych ciemiężycieli, ale by uhonorować świadectwo i wielkość duszy uciskanych. Istnieje wielkie niebezpieczeństwo we wspominaniu win innych w celu głoszenia swojej własnej niewinności.
Oczywiście ci, którzy burzyli posągi, robili to, aby zwrócić uwagę na zło przeszłości i odmówić honoru tym, którzy je popełnili. Ale kiedy oceniam przeszłość przez pryzmat dzisiejszych czasów, starając się oczyścić przeszłość z jej wstydu, ryzykuję popełnienie innych niesprawiedliwości, sprowadzając historię danej osoby do zła, które popełniła.
Przeszłość jest zawsze pełna wstydliwych sytuacji. Wystarczy przeczytać genealogię Jezusa w Ewangeliach, zawierającą – podobnie jak wszystkie nasze rodziny – całkiem sporo postaci, które trudno nazwać świętymi. Jezus nie odrzuca swojego ludu ani swojej historii, ale przyjmuje je na swoje barki i uczy nas tego samego: nieanulowania wstydu przeszłości, lecz rozpoznania go takim, jakim jest.
Oczywiście posągi zawsze obalano i zastępowano innymi, kiedy to, co reprezentowały, nie przemawiało już do nowego pokolenia. Ale powinno to się odbywać poprzez budowanie konsensusu, debatę i dialog niż przez akty siły. Celem tego dialogu winno być wyciąganie wniosków z przeszłości, a nie osądzanie jej oczami teraźniejszości. Spójrzmy na przeszłość krytycznie, lecz z empatią, aby zrozumieć, dlaczego ludzie przyjęli za pewnik to, co teraz wydaje nam się odrażające. I wreszcie, jeśli musimy przeprosić za błędy popełnione przez instytucje tamtego czasu, możemy to zrobić, ale zawsze mając na uwadze kontekst historii. Nie jest właściwe ocenianie historii przez soczewkę dnia dzisiejszego.
.Fakt, że coś było niegdyś usprawiedliwione, nie oznacza, że w tamtym okresie było słuszne. Ale podczas gdy ludzkość ewoluuje, rozwija się nasza świadomość moralna. Historia jest tym, czym była, a nie tym, czym chcielibyśmy, żeby była. Kiedy próbujemy rzucać na nią ideologiczny koc, o wiele trudniej nam dostrzec, co w naszej teraźniejszości potrzebuje zmiany, abyśmy mogli kroczyć ku lepszej przyszłości.
Papież Franciszek
Tekst pochodzi z książki „Powróćmy do marzeń. Droga ku lepszej przyszłości”, tłum. Paulina Guzik. Wyd. Rafael [LINK].