Koronawirus doświadcza nas w Aleppo w skali, której nie przewidywaliśmy
Przez kilka dni codziennie grzebaliśmy w Aleppo dziesięcioro chrześcijan zmarłych z powodu wirusa. W mieście zamieszkanym przez 2,5 miliona ludzi przybywało każdego dnia 833 chorych – pisze z Aleppo o. Ibrahim ALSABAGH OFM
Ten czas naznaczony jest kryzysem COVID-19. Z pięciu braci, którzy wraz ze mną posługiwali na misji w Aleppo, czterech zachorowało. Rezultat był katastrofalny, ponieważ dwóch z nich zmarło, ale Bogu dzięki dwóch po okresie leczenia i rekonwalescencji wyzdrowiało. Tylko mnie choroba nie dotknęła. Dzięki Opatrzności mogłem zatroszczyć się o dwóch chorych współbraci, którzy są ze mną, i zająć się parafią i ludem. Wysoki odsetek zarażenia (4 na 5) był widoczny zarówno wśród akolitów parafii, jak i wśród pracowników w biurach parafialnych Caritas, a także w klasztorze. Dotyczy to także wielu naszych rodzin, w których wiele osób już i tak od dawna doświadcza cierpienia, chorób i śmierci.
Wirus ten dotknął nas silniej, niż doświadczają tego ludzie w krajach europejskich. Brak testów, brak szpitali, lekarstw, personelu, lekarzy i pielęgniarek to tylko niektóre z przyczyn. Podobnie jak brak ekspertów w terenie i osób zdolnych nauczyć ludzi, co mają robić, a czego nie. Brak jest też przepisów kierujących działaniem. To, co państwo włoskie narzuciło swoim obywatelom w odniesieniu do godzin pracy, zasad zachowania się na ulicach, w kościołach i innych miejscach, w naszym kraju nie zaistniało, ale jako Kościół staraliśmy się wprowadzać ograniczenia na poziomie naszej wspólnoty.
Aby w pełni zrozumieć niebezpieczną sytuację i trudności w leczeniu i profilaktyce, wystarczy powiedzieć, że przez kilka dni codziennie grzebaliśmy dziesięcioro chrześcijan zmarłych z powodu wirusa. Jeśli uogólnimy liczbę, okaże się, że w Aleppo, zamieszkanym przez 2,5 miliona, przybywało dziennie 833 chorych.
Bardzo duża liczba chorych, ale i zmarłych, w porównaniu z liczbami z innych części świata daje wyobrażenie o wyzwaniu, przed którym stoimy w mieście. Nie spodziewałem się tego etapu Drogi Krzyżowej i nigdy nie wyobrażałem sobie, że przeżyję go jako proboszcz w „mieście gruzów”.
Kiedy jechałem do Aleppo, wyobrażałem sobie, że chodzi o pociski, brak wody i jedzenia, ale nigdy nie myślałem, że oprócz tego będę musiał stawić czoła pandemii. Pandemia łączy się z niezwykłym upałem, który trwa do dziś, z temperaturą 47 stopni, podczas gdy nie ma oleju napędowego do generatorów prądotwórczych i przez wiele godzin dziennie nie ma prądu! W nocy z powodu wysokiej temperatury często trudno jest zasnąć, aby zregenerować siły, by móc zmierzyć się z ciężarem następnego dnia. Nawet jeśli uda się zasnąć, budzimy się wiele razy w kałuży gorącego potu.
Od tygodnia z powodu sankcji w mieście jest bardzo mało paliwa. Wieczorem uderzający jest widok bardzo długich kolejek samochodów, ciągnących się przez kilka kilometrów. Rano są otwierane stacje paliw i jest rozdzielana ta niewielka ilość paliwa, niezbędnego wielu ludziom, którzy jako pierwsi napełniają zbiorniki swoich samochodów, aby móc pracować.
Brak paliwa ma bardzo poważne konsekwencje dla przemysłu spożywczego. Przed piekarniami widzimy codziennie bardzo długie kolejki, nawet setki ludzi, stłoczonych od wczesnych godzin porannych, aby kupić chleb. Kilka osób śmieje się z zasad dotyczących dystansu i masek, do których przestrzegania ciągle zachęcamy. Mówią: „Ojcze, spójrz, co dzieje się każdego dnia przed piekarnią, zrozum, gdzie i jak żyjemy na co dzień. Czy warto nosić maskę i rozmawiać o dystansie?”.
Życie jest bardzo drogie, a ludzie coraz bardziej biednieją z powodu ciągle pogłębiającej się przepaści między dochodami a wydatkami. Potrzeby medyczne, przy braku jakiegokolwiek ubezpieczenia, stają się coraz większe i droższe.
W ostatnim okresie słyszeliśmy o ludziach dotkniętych koronawirusem, którzy musieli sprzedać swoje mieszkania tylko po to, aby móc zapłacić za kilka dni intensywnej terapii w prywatnej klinice. Nie tylko leki, ale także badania lekarskie, analizy krwi kosztują prawie połowę pensji pracownika, a wymaz (test na koronawirusa) kosztuje trzy pensje.
Pamiętam, jak wielokrotnie dzwoniłem do kilku rodzin, które mają bliskich dotkniętych pandemią, aby niemal zmusić ich do udania się do szpitala na leczenie. Wielu z powodu ubóstwa odrzuciło hospitalizację i zdecydowało się iść na spotkanie z „siostrą Śmiercią”. Tylko dzięki interwencji Kościoła nadal żyją i powoli wracają do zdrowia. Oprócz tego dźwigamy na naszych barkach ponad dziewięć lat wojny, która pozostawiła wciąż niezagojone rany.
Przewidziane jest, że w całej Syrii zostaną otwarte szkoły. Śledziłem to, co zostało zrobione we Włoszech, jeśli chodzi o dyskusje, przygotowania i wydatki związane z rozpoczęciem nowego roku szkolnego, i porównuję te działania z naszą rzeczywistością: szkoły, nawet prywatne, są otwierane w kraju w stanie wojny; bez przygotowań, bez środków zapobiegawczych, z niewielką liczbą nauczycieli. Dlatego moje serce jest pełne troski o pokolenie dzieci i młodzieży, a także studentów. Na ostatnim spotkaniu ordynariuszy Kościołów katolickich zdecydowaliśmy, że ośrodki katechetyczne pozostaną jeszcze zamknięte, aby zobaczyć, jak minie pierwszy miesiąc szkoły. Niech Pan zachowa nasze dzieci od wszelkiego zła.
Piszę to wszystko, o tym krzyżu i zmartwieniach, by pokazać, w jakich warunkach pełnimy naszą misję. Kontynuujemy duchowe towarzyszenie naszemu ludowi, osobiście i wspólnotowo, używając środków telekomunikacji i spędzając wiele godzin dziennie na telefonowaniu do wszystkich i pytaniu o ich sytuację. Oprócz tego kontynuujemy wsparcie materialne, realizowane w ramach wielu projektów.
To tylko niektóre z ciężarów składających się na krzyż, który w Aleppo nosimy na barkach i który zostawia mocne ślady na ramionach i w sercach każdego z nas. Jednocześnie widzimy działanie Opatrzności. Ten krzyż warunkuje nasze życie, nasze jedzenie, ruch i sen. Warunkuje także nasz oddech, ale nie ma znaczenia bez dobrowolnej akceptacji i bez wyraźnego celu: miłości do Boga, a zatem także do braci. Jesteśmy więc błogosławieni, kiedy ten krzyż przyjmujemy i żyjemy nim w miłości do Pana i braci. Niosąc ten krzyż i dzieląc cierpienie naszego ludu, wspieramy innych wokół nas, zachęcając ich do stawienia czoła przeciwnościom.
.Nasz Pan niósł krzyż z miłości do nas. Nasza pokorna i stała służba staje się naszą chwałą, naszą chlubą, naszym zwycięstwem i naszym zbawieniem. Taką mam nadzieję dla Was i dla naszej franciszkańskiej misji w Aleppo.
O. Ibrahim Alsabagh OFM