Złe ideologie i populizm niszczą dziś Europę
Dyplomacja potrzebuje merytorycznej debaty, a nade wszystko ugruntowanych i wyważonych argumentów. Jest tak zwłaszcza dzisiaj, gdy Europejska Wspólnota przeżywa kryzys i staje przed coraz poważniejszymi wyzwaniami. Emocje zbyt często biorą górę nad zdrowym rozsądkiem. Ostre słowa i radykalne oceny zastępują chłodną, spokojną analizę rzeczywistości – twierdzi prof. Krzysztof SZCZERSKI
.Zanim przejdę do założeń polskiej polityki zagranicznej, w kontekście europejskim, chciałbym rozpocząć od postawienia głównego w moim przekonaniu problemu, z jakim mierzy się dziś Europa. Jest nim brak efektywności w polityce europejskiej. To oznacza niezdolność do sprostania oczekiwaniom obywateli Unii.
Europa na powrót musi stać się odpowiedzią, a nie znakiem zapytania.
Na efektywnie prowadzoną politykę składają się dwa podstawowe elementy. Po pierwsze, poprawnie sporządzona diagnoza problemu, który chcemy rozwiązać. Po drugie, właściwie dobrane narzędzia, za pomocą których chcemy to zrobić i zabezpieczyć rezultaty naszych działań. Doświadczenie uczy, że Europa przeżywała swoją świetność w okresie, w którym polityczni przywódcy potrafili trafnie rozpoznawać problemy i umiejętnie na nie odpowiadać. Kryzysy, podziały, wojny – wszystko to brało się natomiast z fałszywych diagnoz, niewłaściwej reakcji bądź też z jej braku.
Z czego mogą wynikać takie błędy? Dostrzegam dwa zasadniczo odrębne ich źródła. Pierwszym z nich są złe ideologie, które w polityce polegają bądź na myśleniu utopijnym, bądź też na myśleniu życzeniowym. Wbrew pozorom nie są to zjawiska tożsame. Utopia nakazuje naginać ramy rzeczywistości do jej ściśle określonego kształtu, co często wiąże się z brutalną ingerencją w naturalny bieg ludzkich spraw. Życzenia natomiast pożerają rzeczywistość, gdy świat przez nas postulowany, wyobrażony bierzemy za świat realny.
Ideologie rodzą się wtedy, gdy zanikają wartości, a w ich miejsce wkracza polityka.
Drugim źródłem fałszywych diagnoz i błędnych działań w polityce jest populizm. Polega on na świadomym wyjaskrawianiu obrazu rzeczywistości bądź stosowaniu uproszczonych rozwiązań, tak by zyskać społeczną aprobatę. Jest więc zabiegiem socjotechnicznym, stosowanym z rozmysłem i zorientowanym na realizację konkretnego celu politycznego.
Złe ideologie i populizm – każde z tych zjawisk dotyka także dziś politykę europejską, zniekształcając obraz rzeczywistości i skłaniając decydentów ku błędnym rozwiązaniom.
Jest jeszcze jeden element tej sprawy. Ideologie i populizm nie są nigdy transparentne i nie poddają się weryfikacji. Nie są też szaleństwem, jak by się mogło wydawać. Stoją za nimi interesy i konkretne cele polityczne czy gospodarcze. Ideologie i populizm dlatego właśnie są cyniczne. Wykorzystują swoje społeczeństwa, po to by ukryci nieliczni mogli z nich czerpać korzyści.
Historia uczy i podaje przykłady, kiedy politycy porzucali wartości i zdrowy rozsądek i uciekali się do ideologii i populizmu. Wszyscy zgodzimy się, wiemy to przecież dobrze, że rzeczywistym problemem Republiki Weimarskiej nie byli Żydzi, zaś główną bolączką carskiej Rosji – obszarnicy, klasa średnia czy kapitalizm. Polityka, jaka wówczas prowadzona była w Niemczech czy Rosji to był wybór złej drogi ideologii i populizmu.
Jestem głęboko przekonany, że – w sposób analogiczny – dziś nie możemy sobie pozwolić, by zejść z drogi wartości i rozumu w kierunku ideologii i populizmu.
Dlatego chcę powiedzieć jasno: w Europie nie wolno szukać przeciwników tam, gdzie ich nie ma, nie wolno dzielić tych, którzy powinni działać razem, nie wolno odbudowywać stereotypów, które niszczą szacunek dla innych narodów, nie wolno uważać, że wie się lepiej bez wysłuchania opinii innych. Nie można uznawać siebie za lepszych wobec innych, których uznajemy za gorszych.
Mówię te mocne słowa dlatego, że wiem, że Państwo właściwie je zrozumiecie. Dopowiem wprost: problemem współczesnej Europy nie są ani pracownicy ze środkowej Europy, którzy szukają zatrudnienia na wspólnym rynku ani nie są nim narody, które chcą działać w ramach własnych państw, we własnej kulturze i własnym porządku społecznym.
Szukanie prostych odpowiedzi na wyzwania nie przystoi wielkim przywódcom i elitom wielkich państw.
Trudno rozstrzygnąć, na ile ta fałszywa diagnoza wynika z niezrozumienia momentu dziejowego, w którym znalazła się dziś Europa, na ile zaś podyktowana jest chęcią realizacji tu i ówdzie określonych celów politycznych. Nie ulega jednak wątpliwości, że prowadzi ona wielu polityków do działań sprzecznych z podstawowymi interesami europejskich społeczeństw i wspólnoty Europy. Nie ma bowiem nic złego w tym, że niektóre społeczeństwa posiadają narodową identyfikację i chcą w oparciu o nią budować niezależne wspólnoty polityczne, demokrację, ład w swoim państwie. Pragnienie zachowania tego, co własne i swoiste nie jest wrogim nacjonalizmem. Wrogi Europie jest natomiast protekcjonizm, czyli interes gospodarczy skierowany przeciwko innym. To jest dzisiaj wyzwanie, które można nazwać prawdziwie złym nacjonalizmem; to protekcjonizm, który kieruje gospodarczo siebie przeciwko innym państwom.
Polityka europejska przeżywała swoją wielkość w czasie, w którym przywódcy potrafili realistycznie, bez emocji i uprzedzeń, oceniać bieżącą sytuację, zachowując wierność tym wartościom, które uznawali za nadrzędne wobec bieżącej pragmatyki politycznej. Właśnie na tych podstawach opierał się wielki sukces integracji europejskiej po zakończeniu II Wojny Światowej. Głęboko przekonani o chrześcijańskiej tożsamości Europy politycy, tacy jak Konrad Adenauer czy Alcide De Gasperi albo Robert Schuman dokonali poprawnej analizy realnych problemów Europy Zachodniej i znaleźli wobec nich właściwą odpowiedź. Fenomen integracji europejskiej, który do dziś nie przestaje mnie naukowo fascynować (od początku mojej naukowej kariery zajmowałem się dynamiką systemu europejskiego), polega na tym, że była ona ideowa, a zarazem nadzwyczaj pragmatyczna. Opierała się bowiem na chrześcijańskiej koncepcji miłosierdzia jako nośniku wrażliwości społecznej, na wybaczaniu, ale nie na zapominaniu, a jednocześnie zbudowała trwałe i efektywne narzędzia ekonomicznej współpracy pomiędzy państwami. To właśnie te fundamenty zapewniły zachodniej części Europy dynamiczny rozwój na następne dziesięciolecia. Mówię: zachodniej części Europy, bo tak naprawdę Europa zjednoczyła się w 2004 roku. Integrowała się od Traktatu Paryskiego i Traktatów Rzymskich, ale zjednoczyła się w 2004 roku.
Doświadczenie integracji europejskiej po 1945 roku przekonuje, że kolejne pokolenia politycznych przywódców Europy stają każdorazowo przed podobnym wyzwaniem. Jest nim wyjście naprzeciw realnym potrzebom obywateli oraz zachowanie tych wartości, które stanowią fundamenty porządku społecznego czy międzynarodowego. Wartości, których polityka nie może naruszać, ponieważ są przedpolityczne.
Polityka powinna służyć obywatelom, szanując przy tym określone wartości. W tej triadzie – obywatele, wartości, polityka – jest ona ostatnia, a nie pierwsza.
Wszystkim, którzy są gotowi kwestionować ten pogląd, proponuję intelektualny eksperyment polegający na odwróceniu zaprezentowanego tu porządku hierarchii w tej triadzie. Uznanie, że obywatele mogą służyć określonym celom politycznym, że polityka jest przed obywatelami, to prosta droga do totalitaryzmu, jaki znamy choćby z doświadczenia III Rzeszy czy komunistycznej Rosji. Nieprzypadkowo podaję tu przykłady zagraniczne bo w tradycji ustrojowej mojej Ojczyzny obce jest podporządkowanie społeczeństwa państwu. Najlepszym tego dowodem jest fakt, że totalitaryzm funkcjonował na ziemiach polskich wyłącznie w czasie okupacji, zewnętrznego panowania, a zatem w rezultacie zewnętrznej agresji, która de facto zlikwidowała suwerenne państwo polskie. Ile razy państwo polskie odradzało się, odradzała się wolność na ziemiach polskich.
Idąc dalej – przekonanie, że polityka dominuje nad sferą wartości, którymi można swobodnie manipulować, byłoby równoznaczne z afirmacją populizmu. Podkopanie fundamentów porządku społecznego czy uznanych zasad współpracy pomiędzy narodami dla celów bieżących, dyktowanych przez polityczny pragmatyzm, nigdy nie kończy się dobrze. Relatywizacja wartości poprzez odebranie im ich nadrzędnego znaczenia wpycha nas w aksjologiczną pustkę. Mechanizm ten znakomicie opisał urodzony w Toruniu Hermann Rauschning w swojej głośnej książce pt. „Rewolucja Nihilizmu”.
Powyższe uwagi nie są wyłącznie akademickim teoretyzowaniem. Popatrzmy na politykę europejską dzisiaj. Jak na dłoni widać w niej odwrócenie powyższej hierarchii, choć na szczęście nie przybiera ono jeszcze radykalnych form.
Europejska polityka cierpi dzisiaj na kryzys. Kryzys, który wywołany jest brakiem zdolności do odpowiedzi na potrzeby obywateli. Mają oni – i mogą mieć – poczucie, że Unia Europejska nie jest dzisiaj dla nich źródłem bezpieczeństwa i wolności, które miała zapewnić. Zarówno bezpieczeństwa fizycznego, życiowego, jak i tego ekonomicznego. A to ono było przecież podstawowym celem Wspólnoty.
Przykłady? Dwa są szczególnie ilustratywne. Pierwszy to najnowsze dzieje strefy Euro. Przekonywano, że wspólna waluta jest narzędziem ekonomicznego bezpieczeństwa, panaceum na gospodarczą stabilność. Oddajemy mechanizmy bezpieczeństwa ekonomicznego, które mamy w narodowych instrumentach, w zamian za to uzyskujemy gwarancję bezpieczeństwa wyższego rzędu, od strefy Euro w Unii jako całości. Niestety, kryzys ekonomiczny, walutowy zburzył tę wizję niczym domek z kart. Okazało się, że strefa Euro nie jest obszarem zdolnym do utrzymania wewnętrznej stabilności w sytuacji kryzysowej i wyjątkowej, a słabsze gospodarczo państwa strefy Euro płacą za to bardzo wysoką cenę. Bezrobocia, cięć budżetowych i frustracji społecznych. Nie rozstrzygam, kto był za co winny, mówię o skutkach. Gwarancja bezpieczeństwa, ta wspólna, okazała się dla krajów słabszych gwarancją niebezpieczeństwa.
Uznajemy zatem dzisiaj prawo i potrzebę reformy strefy Euro. Będziemy sprzyjać wysiłkom reformatorskim strefy Euro. Ale są tego dwa warunki: reforma ta nie może stworzyć dodatkowych nacisków politycznych na kraje spoza strefy Euro, nie może być narzędziem nacisku na decyzję polityczną dla innych państw o wejściu do tej strefy, tworzenia nacisku ekonomicznego na kraje spoza strefy Euro na wejście do tej strefy. Po drugie, reforma strefy Euro nie może tworzyć dodatkowych barier wewnątrz Unii Europejskiej, czyli trwale, instytucjonalnie podzielić Europy. Jeśli się będzie odbywała w warunkach Wspólnoty Europejskiej, jest ona potrzebna i zapewne konieczna, ale tylko wewnątrz jednej Europy, a nie poprzez tworzenie trwałych instytucjonalnych, formalnych podziałów w Unii Europejskiej i nie poprzez wzrost kosztów wejścia do strefy euro dla krajów spoza tej strefy, czyli nietworzenie nacisku na państwa znajdujące się poza tą strefą.
Drugim ilustratywnym przykładem braku bezpieczeństwa jet oczywiście kryzys imigracyjny.To jest pewnie dzisiaj główne źródło niepokoju europejskich społeczeństw. Nie mamy dzisiaj w UE mechanizmów zapewnienia bezpieczeństwa wobec tego kryzysu. I to też była jedna z obietnic dla każdego społeczeństwa, którego państwo wkraczało do UE, ze będziemy bezpieczniejsi budując wspólną Europę, także w sensie bezpieczeństwa życiowego, bezpieczeństwa granic. Dzisiaj tak nie jest i dlatego uważamy, że trzeba zrobić wszystko żeby takie efektywne instrumenty wypracować, ale szczególnie poprzez działanie poza UE, tam gdzie są źródła emigracji, z państwami, które mogą i powinny być dzisiaj naszymi partnerami w tej polityce. Także dlatego, że naszym obowiązkiem jest zagwarantowanie wszystkim tym, którzy są uchodźcami z terenów wojennych prawa powrotu do swojego miejsca urodzenia.
Nie możemy być cichymi współpracownikami tych, którzy wypędzają tych ludzi z ich domów, ze względu na religię czy ich pochodzenie etniczne. Mamy obowiązek zapewnić im powrót tam, skąd zostali wypędzeni, wygnani przez wojnę przez nietolerancję religijną. Dlatego musimy pracować z państwami na rzecz pokoju, zakończenia wojny. Każda migracja, każda fala uchodźców ma swoje źródło a jeśli tak, to znaczy że może być zatrzymana przez likwidację tego źródła.
Skoro jesteśmy już przy kwestii przemieszczania się osób, tej jednej z czterech swobód wspólnej Europy, mogę powiedzieć, że nas w Polsce najbardziej boli to, jak dzisiaj łatwo relatywizuje się wartości.
Populizm prowadzi wielu przywódców na pozycje, z których podważają oni wspólny, europejski rynek. Jak bowiem inaczej traktować tezę o „socjalnym dumpingu”, stosowanym rzekomo przez niektóre państwa, w tym również i Polskę.
Tak, jak przed rozszerzeniem UE w 2004 roku, usiłuje się dziś używać tych samych argumentów, bazujących na skrajnych uproszczeniach i całkowicie fałszywym opisie Europy Środkowej. Co więcej, instrumentalizując tę wartość, którą we współczesnej Europie niewątpliwie jest demokracja i rządy prawa, pojawia się absurdalny pogląd, że po wschodniej stronie Odry, w moim państwie są one zagrożone.
Zastanawia mnie, że te fałszywe i niesprawiedliwe oceny – mówię to z bólem – prezentowane są także w Niemczech, i to z coraz wyraźniejszym nasileniem. Przecież olbrzymim atutem Republiki Federalnej była zawsze doskonała znajomość mojej części Europy oraz – co jeszcze ważniejsze – empatia i wrażliwość na jej problemy.
My, Polacy, braliśmy z Was przykład budując podstawy naszej kompetencji w polityce po 1989 roku. Dziś mamy tę satysfakcję, że nigdy nie przedstawialiśmy sytuacji za naszą wschodnią granicą w sposób populistyczny, nierzetelny i stereotypowy. Staraliśmy się zawsze oceniać ją uczciwie i rzetelnie. Dlatego uważamy, że jesteśmy kompetentni w dyskusji o sprawach ukraińskich, czy o problemach polityki rosyjskiej. Także i dzisiaj, kiedy szykujemy się do objęcia niestałego członkostwa w Radzie Bezpieczeństwa ONZ, rozwijamy narzędzia służące poprawnej diagnozie sytuacji w innych częściach świata. Jestem przekonany, że wiele krajów uważa, że to właśnie głos niemiecki w sprawach polskich jest i powinien być oparty na rzetelnej analizie sytuacji, a nie na populizmie i stereotypach. Nasze spotkanie w DGAP powinno służyć temu, by tę jakość zachować, bo to jest bardzo wysoka jakość polityki zagranicznej Niemiec i mam nadzieję, że taka pozostanie.
Właśnie te dwa błędy polityki europejskiej zagrażają dziś najbardziej europejskiej jedności.
Brexit jest czytelnym sygnałem, że zintegrowany obszar Europy po raz pierwszy się kurczy, a nie powiększa. Co gorsza, nawet w obrębie tej zintegrowanej jeszcze przestrzeni europejskiej pojawiają się symptomy podziału. W sferze ekonomicznej jest nim postulowany protekcjonizm wobec pracowników i ograniczenie swobodnego przepływu osób, próby postponowania wspólnego rynku przez przywódców niektórych państw dlatego, że jego ekonomiczne rezultaty przynoszą inny efekt niż przez nich pożądany. W sferze politycznej to propozycja Europy kilku prędkości, oparta na modelu hierarchicznym. Trzeba to powiedzieć bardzo wyraźnie: nie chodzi o sam fakt różnych podsystemów polityki europejskiej, bo to jest rzecz naturalna; w polityce europejskiej są różne podsystemy: strefa Euro, strefa Schengen… Po prostu istnieją, są nawet zapisane w Traktacie, gdy mówi się o wzmocnionej współpracy. Chodzi o tworzenie modelu, w którym te podsystemy mają się ułożyć w porządek hierarchiczny.
Zaczynamy mówić o prędkościach, o tym, że jedna z nich jest lepsza, druga gorsza; to różnicowanie jest problemem, a nie istnienie różnych kręgów współpracy. To ułożenie hierarchiczne tej koncepcji jest działaniem na szkodę idei jedności i wspólnoty europejskiej.
Już sama ta nazwa „prędkość” jest tutaj błędna. Swobodę państw członkowskich w zakresie wyboru ścieżek integracji usiłuje zastąpić się podziałem na centrum i peryferie, będącym jawnym zaprzeczeniem idei jedności i wspólnoty europejskiej. Aczkolwiek duża część ludzi wobec pędu współczesnego świata postuluje slow life. Ich zdaniem, być może, to ta właśnie najwolniejsza prędkość jest najważniejsza, ale w polityce jest takie myślenie: szybciej to znaczy lepiej. Ja bym powiedział, że samo takie spojrzenie jest błędne.
Symptomem rozpadu są także przejawy błędnej orientacji Europy wobec świata zewnętrznego. Głośno wybrzmiewają dziś postulaty radykalnego osłabienia bądź wręcz zerwania więzi transatlantyckiej wobec takiej czy innej oceny polityki administracji amerykańskiej. Jest oczywiste, że budowa Unii Europejskiej w kontrze do Stanów Zjednoczonych i Prezydenta Donalda Trumpa będzie zaprzepaszczeniem całego powojennego dorobku wspólnoty euroatlantyckiej. Czy naprawdę rozumiemy, co to oznacza?
Równolegle obserwujemy dążenia do realizacji interesów ekonomicznych z Rosją, która zagraża bezpieczeństwu energetycznemu Europy Środkowej. Coraz więcej słyszymy o osobistych, zażyłych relacjach polityków europejskich – w tym niestety również polityków niemieckich – z rosyjskim biznesem, które podyktowane są wyłącznie interesem prywatnym. Pomimo konfliktu na Ukrainie i oczywistego faktu, że to Rosja jest tam agresorem. Pomimo deklaracji o zawieszeniu współpracy z Moskwą. W świetle nieustannie powtarzanych słów o konieczności utrzymania europejskiej jedności i solidarności takie postępowanie jest oczywistą hipokryzją.
Europa potrzebuje dziś realistycznej, wolnej od uproszczeń i stereotypów diagnozy jej problemów oraz efektywnych narzędzi ich rozwiązania.
Kierując się tym przekonaniem, Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej, dla którego mam zaszczyt pracować opiera swoją politykę zagraniczną na trzech filarach.
Pierwszym z nich jest efektywna współpraca w regionie Europy Środkowej, tak aby uczynic ten region koniecznym współtwórcą europejskiej jedności.
Chcemy Europę Środkową uczynić „too big to fail”. Czołową rolę odgrywa tu Grupa Wyszehradzka oraz Inicjatywa Trójmorza, która skupia kraje położone między Bałtykiem, Adriatykiem i Morzem Czarnym. Przeszły one podobną drogę w ubiegłym stuleciu, większość z nich dołączyła do Unii Europejskiej w tym samym czasie. I mimo że bardzo dobrze skorzystały z funduszy strukturalnych, wciąż pozostają słabiej zintegrowane, zwłaszcza na osi Północ-Południe.
Dlatego Inicjatywa Trójmorza wyrasta z przekonania, że Unia Europejska to Unia spójna, zintegrowana na wszystkich kierunkach geograficznych. Nie tylko w korytarzu wschód-zachód, lecz również na osi północ-południe. Chodzi więc o takie wzmocnienie więzi infrastrukturalnych pomiędzy krajami Europy Środkowej, które zapewni ich płynną współpracę, zrównoważony rozwój oraz bezpieczeństwo.
Inicjatywa Trójmorza obejmuje więc trzy zasadnicze obszary. Po pierwsze, jest to rozwijanie połączeń energetycznych. Większość państw naszego regionu boryka się z problemem dywersyfikacji dostaw energii. Chcemy więc połączyć wysiłki w realizacji wspólnej potrzeby bezpieczeństwa energetycznego tej części Europy, w tym kluczowe role odgrywają nowo budowane gazoporty, gazoport w Swinoujsciu, planowany gazoport na wyspie Krk w Chorwacji, która jest współtwórcą tej inicjatywy, mały gazoport na Litwie, ale także budowa przez Polskę połączenia gazowego z Danią i Norwegią, do szelfów, gdzie są polskie złoża energetyczne na Północy. Po drugie Trójmorze to inicjatywa budowy sieci transportowej. Umożliwi ona swobodną wymianę towarów oraz usług, wzrost wzajemnych inwestycji, rozwój turystyki, kontaktów społecznych i inwestycji, po to zeby ten rozwój byl bardziej zrównoważony w naszej części Europy, ale takze eliminacja różnych barier, ktore czasmi wynikają także z zaszlosci historycznych. I po trzecie to oczywiście polityczne wsparcie, które ma pokazać wzajemne zainteresowanie i potrzeby rozwijania się w sposób spójny.
Inicjatywa Trójmorza nie jest więc żadną alternatywą dla Unii Europejskiej. Przeciwnie – poprzez fakt, że czlonkostwo w Inicjatywie Trójmorza jest ograniczone wylacznie do państw członkowskich UE, mimo wielu próśb krajów z tego regionu, ale spoza UE, które chciałyby do inicjatywy dołączyć, ta inicjatywa pozostaje ograniczona do krajów członkowskich UE, właśnie po to, żeby pokazać że jest to inicjatywa proeuropejska, wewnątrz UE, w ramach UE, na rzecz UE, na rzecz jedności i wspólnoty w Europie, do bardziej zintegrowanej Europy, bez podziałów na centra i peryferia.Także po to by już nigdy więcej nie odtworzyły się, pojawiające się tu i ówdzie znowu pojęcia starej i nowej Europy.
Drugim filarem polityki zagranicznej Prezydenta RP jest praca na rzecz jedności i solidarności euroatlantyckiej. Tu chcę powiedzieć jasno, że Polska i Polacy, od samego początku, gdy mogliśmy samodzielnie formułować politykę zagraniczną, ukształtowali swe myślenie strategiczne wokół pojęcia euroatlantyckiej wspólnoty. To są dla nas dwie strony tego samego medalu, co daje zawsze jedność, bycie we wspólnocie atlantyckiej i europejskiej to jest zawsze dla nas wspólnota euroatlantycka. Ambicją Polski było zawsze dołączyć do wspólnoty euroatlantyckiej, dlatego tak wiele wysiłku wkładamy w to, żeby zachować więź atlantycką jako więź euroatlantycką, Europy po dwóch stronach Atlantyku. Ta jedność musi się zatem opierać przede wszystkim, jeśli chodzi o ideał atlantycki, na bezpieczeństwie.
Jest dla Państwa oczywistym, że ideałami polskiego bezpieczeństwa czy europejskiego bezpieczeństwa jest członkostwo w NATO, a dla naszego członkostwa w NATO silna współpraca ze Stanami Zjednoczonymi. Wojska amerykańskie są w Polsce państwem ramowym, w ramach wysuniętej obecności Sojuszu na Wschodniej Flance. Niemcy pełnią te funkcje na Litwie. Obok nich, w Polsce stacjonują obok wojsk pod flagą natowską obecnie także wojska pod flagą amerykańską we współpracy polsko-amerykańskiej. Mamy po raz pierwszy na polskich ziemiach od 300 lat wojska, które sami zaprosiliśmy, które powitaliśmy z uśmiechem. Dla nas jest to podstawa, wraz z siłą polskiej armii, budowy polskiego bezpieczeństwa, jak Państwo wiecie, dla nas jako kraju granicznego Unii Europejskiej i NATO.
Wzmocnienie więzi transatlantyckich ma dla Polski znaczenie priorytetowe. Historia uczy, że ścisła współpraca ze Stanami Zjednoczonymi zawsze przynosiła Europie pokój i dobrobyt.
Dlatego niepokoją nas populistyczne postulaty, by tę współpracę osłabić bądź wręcz zerwać. Zwłaszcza teraz, gdy w bezpośrednim sąsiedztwie Europy wybuchają kolejne konflikty zbrojne. Musimy zachować trwałość transatlantyckich więzi – w imię wspólnych wartości oraz wspólnego bezpieczeństwa.
Jesteśmy przy tym w pełni świadomi konieczności zachowania jedności wewnątrz Europy. Cel ten może zostać jednak osiągnięty tylko wtedy, gdy przywrócimy wzajemny szacunek wśród państw członkowskich UE i zaufanie społeczne do projektu europejskiego. Jestem głęboko przekonany, że poradzimy sobie z każdym wyzwaniem, jeśli tylko będziemy działać jak prawdziwa wspólnota – słuchać siebie z większą uwagą i szacunkiem. Wertykalny proces decyzyjny w UE, w którym punkt widzenia dużych państw narzucany jest tym mniejszym, musi zostać zastąpiony procesem horyzontalnym, w którym decyzje podejmuje się w drodze porozumienia wszystkich stron.
Unia Europejska musi wrócić do swoich korzeni. Musi ponownie stać się wspólnotą wolnych narodów i równych państw, tak jak miało to miejsce na samym początku. Musi stać się źródłem wolności, nie zaś kojarzyć się jej obywatelom z obciążeniami i ograniczeniami.
Kiedyś ukułem takie pojęcie: enabling policy, polityka umożliwiająca. To był dla mnie stosowny opis tego, czym jest polityka wewnętrzna. Owa polityka ofiarowała obywatelom, przedsiębiorcom, studentom jasny komunikat: będziecie mogli więcej, ponieważ wasz kraj jest w Unii Europejskiej. Nasza polityka jest polityką umożliwiającą, enabling policy. Dzięki temu możecie więcej, bo wasz kraj jest w Unii Europejskiej. Często z biurokratycznej Brukseli płynie do obywateli komunikat odwrotny: nie wolno wam tego robić ponieważ wasz kraj jest w UE. I jak w każdej teorii politycznej, jeśli sygnałów negatywnych będzie więcej niż pozytywnych obywatele odmówią takiej władzy legitymizacji od rządzenia.
Tylko podążając tą właśnie drogą, przywrócimy Unii zaufanie społeczne, którego obecnie tak bardzo jej brakuje.
I trzeci filar to jest oczywiście polityka wschodnia.
Tutaj naszym podstawowym problemem jest fakt, że Polska jest krajem granicznym, zarówno UE jak i NATO. Granica polsko-ukraińska jest ostatnią bezpieczną europejska granicą na kierunku południowo-wschodnim. Dalej mamy już tylko zamrożone konflikty albo wojny – Naddniestrze, Abchazja, Osetia, Donbas, Krym. Jesteśmy na granicy porządku prawa międzynarodowego. Dla nas to nie jest kwestia dyskusji o interesach tylko o fundamencie. Czy relacje międzynarodowe są przewidywalne, maja jakieś podstawy czy zawsze zwycięża siła. Czy siła prawa czy prawo siły? Dlatego sankcje są jedyną, legalną, prawną odpowiedzią na łamanie prawa międzynarodowego. Sankcje nie są instrumentem ekonomicznym. Sankcje są instrumentem legalnym, prawnym. Ich skuteczności nie mierzymy słupkami ekonomicznymi. Ich długość obowiązywania nie zależy od ekonomicznych rezultatów, tylko od przestrzegania lub nieprzestrzegania prawa międzynarodowego. Bez powrotu prawa międzynarodowego do relacji międzypaństwowych w Europie Wschodniej Europa nigdy nie będzie bezpieczna.
Na sam koniec życzę nam wszystkim, by Berlin dawał dziś inspirację do rzetelnej i uczciwej diagnozy realnych problemów Europy oraz do poszukiwania efektywnych instrumentów ich rozwiązania. Ma bowiem do odegrania rolę szczególną. W przeciwnym wypadku Unia Europejska będzie jak dom Buddenbrooków – chętnie celebrujący swą trwałość, lecz nieświadomy nasion wewnętrznego rozkładu. Pamiętajmy więc o słowach Tomasza Manna: „Szczęście i powodzenie tkwią w nas samych. Musimy je trzymać: mocno i głęboko, skoro tylko wewnątrz nas zaczyna się coś rozluźniać, opuszczać, męczyć, natychmiast wszystko dookoła nas (…) opiera się nam i buntuje (…). Jedno wypływa z drugiego, porażka następuje po porażce i wszystko skończone”.
.Głęboko wierzę, że razem zdołamy napisać Europie inną historię, że nie będziemy nic w Europie rozluźniać, nie będziemy się wzajemnie opuszczać, nie będziemy się męczyć sobą nawzajem i będziemy działać na rzecz szczęścia i powodzenia, którego wszystkim nam życzę.
Krzysztof Szczerski
Tekst wykładu wygłoszonego 12 września 2017 r. w Berlinie na zaproszenie Niemieckiego Towarzystwa Polityki Zagranicznej (Deutsche Gesellschaft für Auswärtige Politik).