Igrzyska Chopinowskie
„Myśleli, że jestem sportsmenką, która przy okazji gra na fortepianie” – wspominała Micheline Ostermeyer. „W rzeczywistości byłam pianistką, która przy okazji uprawiała lekkoatletykę” – pisze prof. Lisa McCORMICK
.W 1948 r. obiecująca młoda pianistka Micheline Ostermeyer rozpoczęła ambitną trasę koncertową, wieńczącą zwycięstwo w konkursie zorganizowanym przez Konserwatorium Paryskie. W tym samym roku została również pierwszą Francuzką, która znalazła się na olimpijskim podium, zdobywając dwa złote medale i jeden brązowy podczas igrzysk w Londynie. Co ciekawe, choć gry na fortepianie uczyła się już w wieku czterech lat, a talent sportowy zaczęła rozwijać dopiero jako nastolatka. Wraz z wybuchem II wojny światowej musiała przerwać naukę w Konserwatorium Paryskim i wrócić do domu rodzinnego w Tunezji. Ćwiczyła tam sumiennie każdego dnia po pięć, sześć godzin, przygotowując się do cotygodniowych recitali fortepianowych w Radiu Tunis. Wieczorami natomiast uprawiała dla relaksu sport w klubie sportowym Oriental Tunis. Łagodny program treningowy, zakładający od pięciu do sześciu godzin ćwiczeń tygodniowo wystarczył, aby stała się jednym z filarów francuskiego zespołu lekkoatletycznego i sportsmenką tak wszechstronną, że nie mogła się zdecydować, w której konkurencji wziąć udział.
Ostermeyer wyróżniała się na igrzyskach w Londynie nie tylko dzięki imponującej sylwetce (mierzyła 180 cm). Pierwszego dnia zawodów awansowała z trzeciego na pierwsze miejsce w rzucie dyskiem, którą to dyscyplinę zaczęła uprawiać zaledwie kilka miesięcy wcześniej. Cztery dni później zdobyła złoty medal w pchnięciu kulą, a swoje zdecydowane zwycięstwo z wynikiem o 66 cm lepszym od konkurentek uczciła recitalem fortepianowym zaimprowizowanym dla kolegów i koleżanek z zespołu w siedzibie francuskiej reprezentacji. Tydzień na Wembley zakończyła skokiem wzwyż, powtarzając swój własny rekord Francji, co pozwoliło jej zdobyć brązowy medal.
Jej olimpijski triumf został we Francji przyjęty owacyjnie. Prasa nad Sekwaną traktowała ją jak prawdziwą osobistość. Okazało się jednak, że sława sportowa szkodzi karierze koncertującej pianistki, więc Ostermeyer wkrótce całkowicie zrezygnowała ze sportu. „Myśleli, że jestem sportsmenką, która przy okazji gra na fortepianie”, wspominała. „W rzeczywistości byłam pianistką, która przy okazji uprawiała lekkoatletykę”. Przez lata wystrzegała się utworów Liszta, obawiając się, że taki „sportowy” repertuar utwierdzi kolegów muzyków w ich uprzedzeniach. Tym, co ostatecznie przekonało do niej dość obojętnie nastawioną publiczność, było zagranie jednego wieczoru trzech wysłużonych standardów repertuaru pianistycznego: Koncertu d-moll Brahmsa, Wariacji symfonicznych Césara Francka i Koncertu Es-dur Liszta. Wykonując ten iście herkulesowy program, udowodniła, że jej kunszt dorównuje wytrzymałości, i przez kolejne 15 lat zachwycała publiczność w Europie, Ameryce Północnej i na Bliskim Wschodzie.
Doświadczenia Ostermeyer łączącej międzynarodową karierę w sporcie i muzyce łatwo postrzegać jako potwierdzenie tradycyjnego poglądu, według którego te dwie dziedziny dzieli przepaść. Przyjęło się uważać, że muzyka klasyczna współgra z eterycznym nastrojem sal koncertowych, z ich rozległymi schodami, błyskiem żyrandoli i wyściełanymi aksamitem siedzeniami. Sport natomiast odnajduje się w żywej atmosferze stadionu wśród blasku reflektorów, ryczących głośników i plastikowych krzesełek. Panuje również opinia, że koncerty i wydarzenia sportowe przyciągają bardzo różną publiczność. W powszechnym rozumieniu muzyka klasyczna to niszowa rozrywka głównie starszych elit, podczas gdy sport cieszy się popularnością we wszystkich grupach wiekowych i klasach społecznych. Muzyka klasyczna reprezentuje sferę mentalną, sport ucieleśnia to, co fizyczne. W pierwszym przypadku chodzi o wyrafinowanie, w drugim o wyniki. Porównania takie można by mnożyć.
A gdyby tak spojrzeć na niewiarygodny sukces Ostermeyer inaczej i zastanowić się nad wyraźnymi podobieństwami pomiędzy muzyką klasyczną a sportem? Dobrym punktem wyjścia mogłoby być zestawienie światowej klasy imprez organizowanych w obydwu tych dziedzinach, czyli igrzysk olimpijskich i Konkursu Chopinowskiego.
Pierwszym rzucającym się w oczy elementem wspólnym jest to, że w jednym i drugim przypadku gra toczy się o wysoką stawkę, a zmagania podzielone są na etapy. Tak jak sportowcy muszą zakwalifikować się do reprezentacji olimpijskiej, osiągając minimum startowe lub zdobywając odpowiednie miejsce w rankingu, tak pianiści aspirujący do udziału w Konkursie Chopinowskim muszą przejść eliminacje lub zdobyć główną nagrodę w jednym z niewielu konkursów uważanych za wystarczająco prestiżowe. Sam Konkurs Chopinowski zorganizowany jest w konwencji turnieju sportowego – uczestnicy eliminowani są stopniowo pod koniec każdej rundy aż do wyłonienia zwycięzcy podczas etapu finałowego. Na potrzeby obydwu imprez ustanowiono biurokratyczne struktury, które porządkują proces rejestracji uczestników i publikują regulamin ustalający zasady oceny, aby zapewnić wszystkim startującym równe szanse na wygraną.
Drugie podobieństwo pomiędzy igrzyskami a Konkursem Chopinowskim polega na ich międzynarodowym charakterze. Są to wydarzenia, w których mogą wziąć udział uczestnicy z całego świata. Trudno nie zauważyć tego aspektu podczas ceremonii otwarcia i zamknięcia igrzysk, kiedy to każda reprezentacja defiluje, niosąc flagę swojego kraju. Międzynarodowość jest podkreślana również podczas samej rywalizacji. Na strojach sportowców wyszyte są symbole narodowe, a nazwiska zawodników są na tablicy wyników wyświetlane obok flag państwowych. Kiedy zwycięzcy stają na podium, odgrywany jest odpowiedni hymn państwowy, media zaś regularnie uaktualniają klasyfikację medalową, podliczając liczbę złotych, srebrnych i brązowych medali zdobytych przez każde państwo. Międzynarodowy charakter Konkursu Chopinowskiego jest bardziej stonowany, choć nie mniej istotny. Przez cały czas trwania konkursu flagi państw uczestników zdobią fasadę Filharmonii Narodowej. Poza tym informacje na temat narodowości uczestników są wydrukowane w programie i podawane przed każdym występem. Dziennikarze zwyczajowo piszą o tym, ile państw jest reprezentowanych na konkursie, a narodowość zdobywców nagród jest postrzegana jako wyznacznik poziomu pianistyki w poszczególnych krajach.
Ten wspólny międzynarodowy duch ma swoje korzenie w historii. Istnieje powszechna zgoda co do tego, że pierwszym nowożytnym konkursem muzyki klasycznej był krótkotrwały Konkurs Antona Rubinsteina, który w zamyśle założyciela miał być organizowany co pięć lat w sierpniu w różnych europejskich miastach na zasadzie rotacji. Cykl inauguracyjny rozpoczął się w roku 1890. Jest to znacząca data, ponieważ liczony od niej początek międzynarodowych konkursów muzyki klasycznej dzieli zaledwie kilka lat od powstania takich instytucji jak Międzynarodowy Komitet Olimpijski (1894) i Biennale Sztuki Międzynarodowej w Wenecji (1895) oraz wręczenia pierwszych Nagród Nobla (1901). Według socjologa Maurice’a Roche’a organizacje takie sprzyjały wczesnemu rozwojowi kulturowego internacjonalizmu, promując wizję międzynarodowego społeczeństwa opartego na powszechnych ludzkich doświadczeniach, zasadach i zainteresowaniach. Udało się to osiągnąć poprzez „megawydarzenia”, czyli wielkie kulturalne imprezy o międzynarodowym znaczeniu, przyciągające rzesze odbiorców dzięki swojej dramaturgii. Wydarzenia takie były niezwykłe w tym sensie, że gdziekolwiek się odbywały, budowano na ich potrzeby światową scenę, a ich okresowy charakter wyznaczał rytm niezależny od kalendarza rocznic i świąt jakiegokolwiek państwa. Organizowane co cztery lata igrzyska olimpijskie to właśnie megawydarzenie par excellence, a jego odpowiednikiem w świecie muzyki klasycznej jest odbywający się co pięć lat Konkurs Chopinowski, jeden z najbardziej prestiżowych konkursów pianistycznych.
Historyczny związek pomiędzy tymi dwiema imprezami staje się jeszcze bardziej oczywisty, gdy zastanowimy się, dlaczego Jerzy Żurawlew w ogóle ustanowił Konkurs Chopinowski. Jako profesor fortepianu uczący w Warszawie na początku XX wieku Żurawlew z niepokojem słuchał, jak młodzi pianiści narzekają, że muzyka Chopina jest nudna i przestarzała. Obawą napełniały go również głosy kolegów opowiadających się za usunięciem utworów kompozytora z programu nauczania. Wszystko to razem dowodziło, jak bardzo zmniejszyła się popularność Chopina w ciągu dziesięcioleci, które upłynęły od jego śmierci w roku 1849. Interpretatorzy Chopina tacy jak Żurawlew upatrywali przyczyn tego stanu rzeczy w wypaczeniu tradycji wykonawczej, zmianach w projekcie fortepianu oraz ewolucji stylu muzycznego. Po I wojnie światowej największą furorę robił neoklasycyzm, natomiast Chopin był postrzegany jako przedstawiciel zatęchłej sentymentalności salonu.
Żurawlew postanowił przeciwstawić się negatywnemu stosunkowi do Chopina, organizując konkurs łączący ocenę gry z widowiskowym spektaklem. Sam pomysł zrodził się w jego głowie w roku 1925, kiedy zauważył, z jak dużym entuzjazmem młodzi Polacy podchodzą do zawodów sportowych. Coraz większe zamiłowanie do sportu w polskim społeczeństwie zwróciło uwagę Żurawlewa tym bardziej, że było to zjawisko nowe. Według historyka sportu Wojciecha Lipońskiego Polacy zaczęli interesować się sportem nie wcześniej niż po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1918 r., ponieważ dopiero wtedy kraj mógł wreszcie zaistnieć na zawodach międzynarodowych. Polska reprezentacja zebrana na Letnie Igrzyska Olimpijskie w Antwerpii w 1920 r. nie mogła jednak wziąć w nich udziału z powodu wybuchu wojny polsko-bolszewickiej. Po raz pierwszy na igrzyskach Polska pojawiła się zatem w roku 1924. Będąc pod dużym wrażeniem emocji wywołanych sportowymi zmaganiami, Żurawlew doszedł do wniosku, że Konkurs Chopinowski mógłby przyciągnąć młodych muzyków głodnych sukcesów na światowych scenach. Historia przyznała mu rację.
Jeszcze bardziej uderzające podobieństwa między Konkursem Chopinowskim a igrzyskami olimpijskimi pojawiają się, jeśli wziąć pod uwagę trening uczestników. W książce The Celebration of Heroes: Prestige as a Control System [Czczenie bohaterów. Prestiż jako system kontroli] socjolog William Goode zauważa, że poniżająca krytyka podczas zaawansowanych ćwiczeń jest stosowana częściej w przypadku sztuk scenicznych i sportu wyczynowego niż w innych dziedzinach, takich jak nauki ścisłe. Nauczyciele i trenerzy deprecjonują swoich podopiecznych nie tylko po to, aby pokazać, że dane wykonanie nie spełnia oczekiwań, ale również po to, by ich zmotywować, sugerując, że rozczarowujące wyniki to skutek niewystarczających starań. Pianista lub sportowiec poddany surowej krytyce odczuwa to jako utratę szacunku i sympatii. Nie pozostaje im nic innego, jak tylko ćwiczyć jeszcze ciężej, aby nikt nie miał żadnych wątpliwości, że należą do elity. Dla obserwatora z zewnątrz taka krytyka może wyglądać jak objaw złości lub znęcanie się, ale sportowcy i muzycy uczą się traktować ją jako komplement. Jest to dla nich znak, że oczekuje się od nich najlepszych rezultatów, które osiągnąć mogą wyłącznie najlepsi. Doświadczając regularnie ostrej krytyki, sportowcy i pianiści internalizują ją, tak że w końcu besztają sami siebie, jeżeli występ tylko trochę odbiega od ideału.
Goode wymienia kilka cech wspólnych dla sportu wyczynowego i sztuk scenicznych, które pomagają zrozumieć, dlaczego surowa krytyka jest tam tak powszechnie stosowana podczas ćwiczeń. W obydwu dyscyplinach trenuje się kontrolę nad ciałem i kondycję, a talent ćwiczącego można odkryć tylko wtedy, kiedy ciało doprowadzone jest do granic swoich możliwości. Ambitni muzycy i sportowcy są gotowi na wiele wyrzeczeń, aby móc pracować z najlepszymi trenerami lub nauczycielami, ponieważ panuje przekonanie, że talent musi być stymulowany najlepszym programem ćwiczeń. Ze wszystkich podobieństw najistotniejsze jest jednak to, że muzycy i sportowcy muszą być gotowi do występu na najwyższym poziomie w każdym miejscu i o każdej porze, nawet jeżeli miejsce i porę wybiera ktoś inny. Uczestnicy Konkursu Chopinowskiego i igrzysk olimpijskich muszą radzić sobie z presją i stanąć na wysokości zadania bez względu na okoliczności, bo nikt nie da im drugiej szansy. Nie mogą sobie pozwolić na dzień wolny, ponieważ zostałoby to zauważone, przez co – sprawiedliwie lub nie – ucierpiałaby ich reputacja i pozycja podczas zawodów. Ostra krytyka stosowana podczas ćwiczeń artystycznych i sportowych ma zatem służyć zmotywowaniu muzyków i sportowców do utrzymania wyjątkowego poziomu, tak aby ich występy zachwycały, nawet jeżeli oni sami nie będą w najlepszej formie.
Ostatnią cechą wspólną Konkursu Chopinowskiego i igrzysk jest to, że uczestnicy obydwu tych imprez są oceniani przez międzynarodowe jury, które jest często źródłem kontrowersji. Prawdopodobieństwo skandalu jest wpisane w sam charakter oceny opartej na kryteriach zarówno subiektywnych, jak i obiektywnych. Podczas Konkursu Chopinowskiego punktuje się technikę gry i wrażenie artystyczne. Podobne połączenie występuje w kilku sportach olimpijskich, takich jak skoki do wody, pływanie synchroniczne, gimnastyka lub łyżwiarstwo figurowe. Obiektywne elementy z natury rzeczy nie podlegają dyskusji, ale aspekty subiektywne to już kwestia gustu. Ich ocena zależy od osobistej reakcji na występ danego dnia. Sytuacja taka daje pole do nieporozumień nie tylko w łonie jury, ale i pomiędzy jurorami a publicznością. W historii Konkursu Chopinowskiego skandale związane z decyzją jury pojawiają się właściwie przy okazji każdej edycji, co w czasach zimnej wojny prowadziło do oskarżeń o polityczną stronniczość. Podobne skandale kilkakrotnie wstrząsały również dyscyplinami olimpijskimi, takimi jak na przykład gimnastyka czy łyżwiarstwo figurowe. W tym drugim przypadku przyznanie się do zmowy podczas głosowania wywołało takie oburzenie, że system oceniania zawodników został gruntownie zreformowany.
Dla wielu sportowców nie ma większego osiągnięcia niż złoty medal igrzysk olimpijskich. Mniej więcej tak samo podchodzą pianiści do zwycięstwa w Konkursie Chopinowskim. Pamiętając o opisanych tu podobieństwach, nie można jednak posunąć się w nich zbyt daleko. Jak zauważa krytyk muzyczny John Allison, „igrzyska olimpijskie obejmują niezliczone dyscypliny, podczas gdy Konkurs Chopinowski koncentruje się wyłącznie na fortepianie, i to w dodatku w wydaniu monograficznym. Jest to zatem wydarzenie o wiele bardziej zogniskowane. Zawodnik startujący na olimpiadzie jest tak dobry, jak jego ostatni skok lub sprint; podczas Konkursu Chopinowskiego – choć wiele zależy od występu w finale – jury bierze pod uwagę szerszy kontekst. Może jestem stronniczy, ale wolę myśleć, że współzawodnictwo w Warszawie ma w sobie coś bardziej ezoterycznego i duchowego”.
.Allison wyraża odczucia wielu muzyków, którzy z uporem powtarzają, że rankingi i konkursy ze swojej natury nie przystają do muzyki, która powinna koncentrować się na pięknie i transcendencji. Uważają, że wielki muzyk to ktoś, kto trywializuje kontekst zawodów poprzez porywający występ, i odrzucają wszelkie głosy sugerujące, iż muzyka powinna szukać uzasadnienia w rywalizacji sportowej. Być może to właśnie z powodu takiego nastawienia pianistka Micheline Ostermeyer spotkała się z niechęcią publiczności muzycznej po swoim zwycięstwie olimpijskim. Jednak jej niesamowity wyczyn polegający na połączeniu światowego sukcesu sportowego z międzynarodową karierą muzyczną pozostaje czymś wyjątkowym.
Lisa McCormick
Tekst opublikowany w nr 37 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze” [LINK].