Prof. Michał KLEIBER: Niemcy. Nici z Jamajki, to może GroKo lub choćby KoKo?

Niemcy. Nici z Jamajki, to może GroKo lub choćby KoKo?

Photo of Prof. Michał KLEIBER

Prof. Michał KLEIBER

Redaktor naczelny "Wszystko Co Najważniejsze". Profesor zwyczajny w Polskiej Akademii Nauk. Prezes PAN 2007-2015, minister nauki i informatyzacji 2001-2005, w latach 2006–2010 doradca społeczny prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Przewodniczący Polskiego Komitetu ds. UNESCO. Kawaler Orderu Orła Białego.

Ryc.: Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Dzisiaj powinniśmy mocno trzymać kciuki za szybkie powstanie stabilnego niemieckiego rządu. Wystarczy spojrzeć na mapę – razem z Francją tworzymy obszar Europy kluczowy dla jej przyszłości. Musimy zrozumieć, jak bardzo jesteśmy sobie nawzajem potrzebni – dużo więcej nas dzisiaj łączy, niż dzieli – pisze prof. Michał KLEIBER

.Na początek wyjaśnienie żartobliwego tytułu. Przeciągające się w Niemczech negocjacje dotyczące utworzenia nowego rządu zostały w pierwszej fazie nazwane przez media Jamajką ze względu na kolory flagi państwowej tego kraju, które przypadkowo pokrywają się z kolorami charakterystycznymi dla partii próbujących po wrześniowych wyborach stworzyć rządową koalicję (CDU, CSU, FDP, Zieloni).

Ale to już przeszłość – postawa liberałów z partii wolnych demokratów FDP położyła kres tym planom. W tej sytuacji powróciła w Niemczech koncepcja rządzącej dotychczas wielkiej koalicji chadeków z CDU i CSU z socjaldemokratami z SPD, czyli po niemiecku Grosse Koalition, w skrócie GroKo, niekiedy z żartobliwym dodatkiem sugerującym groźne zwierzę – GroKodil. Ale i tu rozmowy nie rokują na razie sukcesu, mowa więc już jest o rządzie mniejszościowym tworzonym tylko przez CDU i CSU z parlamentarnym poparciem w niektórych sprawach przez SPD, czyli Kooperationskoalition (koalicja współpracy), w skrócie KoKo. Na marginesie odnotujmy nieznaną chyba w innych krajach tendencję niemieckich mediów do stosowania wpadających w ucho skrótów na określenie różnych bytów politycznych – Jamajka bądź GroKo stały się w rezultacie quasi-oficjalnymi i powszechnie używanymi określeniami toczących się koalicyjnych negocjacji.

Ale jak powiedzieliśmy, Jamajka to przeszłość i dzisiaj Niemcy zmagają się z przeciągającą się niezdolnością polityków do utworzenia większościowego rządu. To bardzo znamienne wydarzenie, Niemcy bowiem uważani byli dotychczas powszechnie za ikonę polityczno-administracyjnej sprawności.

Niemcy pomni dramatycznych wydarzeń z niestabilnymi rządami lat 20. i 30. i upadkiem Republiki Weimarskiej wprowadzili do konstytucji zapisy utrudniające ogłoszenie ponownych wyborów, tym samym skazując polityków na dalsze próby poszukiwania parlamentarnej większości.

Jedni widzą w obecnej sytuacji oznakę poważnego kryzysu politycznego („kraj wszedł na niestabilną drogę przetartą wydarzeniami takimi jak brexit czy wybór prezydenta USA”), inni przeciwnie, widzą w kłopotach oznakę politycznej normalności (bo czy „normalna” jest sytuacja dotychczasowa, tj. fakt, iż Niemcy przez ostatnie 35 lat miały tylko czterech kanclerzy, w dodatku stojących na czele wyraźnie centrowych rządów, bazujących na szerokim politycznym konsensusie?).

Po upadku Jamajki naturalnym pomysłem był powrót do współpracy dwu największych partii, czyli CDU, CSU (chadeków z CDU i bawarskiej CSU można w sprawach koalicji uważać za jedność) i SPD. Ale SPD niezadowolona ze swej roli w poprzednim koalicyjnym rządzie i mająca na czele znanego z kontrowersyjnych decyzji, zadeklarowanego socjalistę Martina Schultza odrzuciła propozycje koalicyjnych rozmów. Interwencja prezydenta kraju i wspomniane wyżej kłopoty z ewentualnymi nowymi wyborami spowodowały powrót starych koalicjantów do negocjacyjnego stołu, ale zakończenie rozmów wydaje się ciągle odległe, a według niektórych komentatorów w ogóle niemożliwe.

Powód przeciągających się negocjacji jest jasny – z jednej strony złe doświadczenia z poprzednich wspólnych rządów, z drugiej obawa przed nowymi wyborami, których wynik jawi się dzisiaj jako daleki od przesądzonego, z możliwymi stratami negocjujących partii i wzrostem notowań prawicowo-populistycznej Alternatywy dla Niemiec. Z kolei tylko wybiórcze parlamentarne poparcie socjalistów, traktowane przez nich jako być może jedyna szansa na wyjście z kryzysu udokumentowanego fatalnymi już od przeszło dekady wynikami kolejnych wyborów, zupełnie nie odpowiada chadekom, bojącym się niemożności sprawowania efektywnych rządów oczekiwanych przez przywykłe do politycznej przewidywalności społeczeństwo niemieckie. Co w sumie oznaczałoby chyba jednak, że GroKo jest bardziej prawdopodobnym wyjściem z sytuacji niż KoKo – na odpowiedź poczekamy jednak pewnie jeszcze długo. Do stworzenia wielkiej koalicji po poprzednich wyborach partie dzisiejszej GroKo potrzebowały prawie trzech miesięcy. To mniej więcej tyle, ile od momentu wyborów upłynęło na rozmowach obecnie. A przed nami jeszcze daleka droga do zgody.

Ciekawą analogią tego przedłużającego się problemu może być rzadko zauważane w mediach, a daleko idące podobieństwo wydarzeń przy niedawnym powyborczym tworzeniu rządu w Holandii. Negocjacje trwały tam aż 225 dni i zakończyły się utworzeniem rządu, który mimo iż reprezentuje aż cztery partie koalicyjne, ma w izbie wyższej parlamentu przewagę tylko jednego głosu. Nie ma wątpliwości – kłopoty powyborcze dotknęły w Europie już także kraje stawiane przez lata za wzorzec w tym zakresie. A to jest ważne nie tylko dla przyszłości tych krajów – ze względu na aktualne wyzwania w Europie i rolę Niemiec w ich pokonywaniu (prezydent Macron np. niecierpliwie czeka na współpracę z silnym niemieckim partnerem w dziele unijnych zmian, być może dla nas niestety niezbyt korzystnych) cała Unia obserwuje wydarzenia w tym kraju z wielką uwagą, bo jeśli nawet w dotychczas stabilnych politycznie Niemczech są takie kłopoty, to co może się stać gdzie indziej…

.My patrzymy na niemieckie kłopoty przez pryzmat zarówno unijnych, jak i własnych interesów. Historia, która tak dramatycznie podzieliła nasze narody, niestety jeszcze długo pozostanie istotnym elementem w odczuciach wielu osób. Dzisiaj powinniśmy jednak mocno trzymać kciuki za szybkie powstanie stabilnego niemieckiego rządu. Przyszłość, dzięki zinstytucjonalizowanej, opartej na trwałych wartościach integracji europejskiej, otworzyła przed oboma narodami zupełnie nowe możliwości. Wystarczy spojrzeć na mapę – razem z Francją tworzymy obszar Europy kluczowy dla jej przyszłości. Żeby skutecznie wypełniać dziejową misję troski o kształt naszego kontynentu, musimy zrozumieć, jak bardzo jesteśmy sobie nawzajem potrzebni – dużo więcej nas dzisiaj łączy, niż dzieli. Warto przy tym uświadomić sobie, że tylko współpracując i razem stawiając czoła globalnym i regionalnym wyzwaniom, możemy mieć nadzieję na pozostanie na zawsze tym, na czym nam tak bardzo zależy – przyjaznym europejskim narodem w otwartym, nieuchronnie globalizującym się świecie.

Michał Kleiber

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 19 grudnia 2017