Skąd się wzięli Słowianie?
Skąd się wzięli Słowianie? Ich pochodzenie to w Polsce temat drażliwy, bo przecież nasi słowiańscy protoplaści nie mogli być byle kim. Nauka nie ustaliła jednak początków tej najliczniejszej dziś grupy europejskich Indoeuropejczyków.
Skąd się wzięli Słowianie?
.Dostrzeżono ich wkrótce po połowie I tysiąclecia n.e., kiedy w Historii gockiej Jordanes zanotował lud Sklaveni, zaś Prokopius z Cezarei wspomniał Sklavoi/Sklavenoi w swojej Historii wojen. Archeolodzy skojarzyli z nimi „kulturę praską”, a językoznawcy język wczesnosłowiański. To intuicyjne wsparcie źródeł historycznych świadectwami archeologicznymi i interpretacją lingwistyczną pozwoliło uznać, że w połowie I tysiąclecia Słowianie istnieli już jako świadoma swojej odrębności wielka zbiorowość etniczna, przestrzegająca pewnych norm kultury materialnej i komunikująca się wspólnym językiem.
Mówienie o Słowianach sprzed półtora tysiąca lat jest tylko konwencją naukową, bo ówcześni ludzie nie mieli przecież pojęcia, że byli „Słowianami”. To my wydzielamy ich ze świata opisywanego w ówczesnych centrach cywilizacji. Czynimy z nich wspólnotę językową i nadajemy im specyficzną kulturę materialną, na którą składały się: proste rolnictwo, prostokątne półziemianki z narożnymi paleniskami, grzebanie spalonych szczątków zmarłych, wytwarzanie prostych garnków glinianych, brak uzbrojenia, niewielka liczba ozdób oraz nikłe kontakty ze światem zewnętrznym.
Ani badacze polscy, ani zagraniczni nie zaproponowali przekonujących interpretacji samych początków tego fenomenu kulturowego.
„Pojawienie się” Słowian poprzedził głęboki kryzys demograficzno-gospodarczy widoczny na ziemiach polskich w rozrzedzeniu osadnictwa, regresie rolnictwa, redukcji kontaktów zewnętrznych i zaniku elitarnej kultury materialnej. Z tą zmianą nie radzi sobie żadna z dwóch polskich „szkół” – ani autochtoniści, którzy wierzą, iż Słowianie zamieszkiwali ziemie polskie „od zawsze”, ani allochtoniści, którzy uważają, że Słowianie ukształtowali się na wschodzie już przed zajęciem dorzeczy Odry i Wisły.
Współczesna wiedza kwestionuje upatrywanie w migracjach panaceum na zrozumienie wyraźnych zmian kulturowych i nie skupia się na poszukiwaniu jakichś „praojczyzn”, z których miały wyłonić się ludy historyczne. „Procesy kształtowania się zewnętrznej odmienności i wewnętrznej identyfikacji są zbyt skomplikowane, aby można je było precyzyjnie umieścić w czasie i w przestrzeni”. Dotyczy to również Hellenów, Celtów czy Germanów, których dostrzegamy jako już ukształtowane byty kulturowo-językowe.
Możemy jednak szukać pewnych „momentów przełomowych”, kiedy następowało wyraźne przyspieszenie zmian. Czasem udaje się zidentyfikować wydarzenie lub ciąg wydarzeń tak znaczących, że mogły uruchomić wyraźne zmiany. Siłę sprawczą o wielkiej skali osiągają tylko zjawiska przyrodnicze, które trwale i wyraźnie zmieniając warunki życia, wymuszają przyspieszone zachowania przystosowawcze.
Identyfikację takiego bodźca z początku wczesnego średniowiecza oferuje paleoklimatologia, wspierająca późnoantyczne informacje o silnym wahnięciu pogodowym przed połową VI wieku. Kluczowych informacji o tej największej anomalii klimatycznej ostatnich 2500 lat dostarczyły badania lodowców, w których znaleziono ślady serii wybuchów wulkanicznych. W 536 roku wielka erupcja na północnej półkuli spowodowała w Europie spadek temperatury o 1,6–2,5 oC. W latach 539–540 roku kolejny gigantyczny wybuch w okolicy równika – zapewne salwadorskiego wulkanu Ilopango – pogłębił globalny kryzys klimatyczny, powodując w Europie kolejny spadek temperatury o 1,4–2,7 °C, wzmocniony około 547 roku następną, niezidentyfikowaną erupcją.
To samo załamanie klimatyczne udokumentowano również na Bliskim Wschodzie (Stothers 1999), w Chinach oraz w Ameryce. Kryzys nie ominął też ziem polskich, co potwierdziły analizy rdzeni pobranych z osadów dennych jezior mazurskich. Była to tylko kulminacja pełnego zimnych anomalii okresu, który rozpoczął się już w III wieku. Utrzymujące się od tego czasu ochłodzenie wiązane też jest z serią dotąd nie zidentyfikowanych erupcji.
Głęboki kryzys potwierdzają źródła historyczne z Irlandii (głód w latach 536–539 – The Annals of Inisfallen) i z cesarstwa wschodniorzymskiego. W roku 536 Prokopius zanotował, że „Przez cały ten rok słońce świeciło bez promieni jak księżyc”. W latach 537–538 Kasjodor (Listy XII, 25–28) opisywał dramatycznie niezwykłą pogodę i powszechny głód. Na domiar złego w 541 roku pojawiła się tzw. „pandemia justyniańska”, czyli epidemia dżumy. W samym Bizancjum spowodowała ona śmierć jednej trzeciej, a może nawet połowy osłabionej już kryzysem populacji.
Nagłe ochłodzenie i spowolnienie procesów fotosyntezy wskutek redukcji światła słonecznego musiało mieć dramatyczne skutki dla społeczności rolniczych, więc zachwiało wieloma cywilizacjami na kilku kontynentach, a w Europie i w Azji uruchomiło wielkie migracje. Przenosiły się wtedy głównie zagrożone w swoich podstawach gospodarczych zmilitaryzowane elity, a na miejscu zostawali ludzie prości, którzy nie mogli opuścić swoich siedzib. Mogli oni przeżyć pod warunkiem radykalnego zredukowania swoich oczekiwań egzystencjalnych.
Skumulowanym skutkiem tych katastrofalnych zdarzeń było gigantyczne załamanie demograficzne w całej Europie. O ile na obszarze śródziemnomorskim liczba mieszkańców zmniejszyła się co najmniej o 25%, to w Skandynawii nawet o 50%. Niektóre tereny mogły wręcz ulec wyludnieniu. Ci, którzy nie mogli lub nie chcieli wyemigrować, stanęli wobec bezalternatywnej decyzji „życie za ubóstwo”, redukując swoje oczekiwania do poziomu, który zapewniał samo fizyczne przeżycie. Na ziemiach polskich archeolodzy dokumentują więc zmniejszenie aktywności rolniczej, upadek rzemiosła, zubożenie ludzi, regres kulturowy, zanik elit i rozpad ponadlokalnych instytucji społecznych.
To nie jacyś pierwsi Słowianie wymyślili i rozpropagowali tę prostą kulturę, która była bezalternatywna (?) wobec pogorszenia się warunków środowiska przyrodniczego. To strategia skutecznej adaptacji do sytuacji kryzysowej narzuciła podobne zachowania przystosowawcze mieszkańcom dużych obszarów, których sąsiedzi nazwali „Słowianami”. Zakorzenieni w lokalnym środowisku wykorzystali swoje zgromadzone przez pokolenia umiejętności adaptacyjne do radykalnego uproszczenia swojego systemu gospodarczego.
.Ten model gospodarczo-społeczny pojawił się więc nie jako skutek migracji czy ekspansji kulturowej, lecz wymuszonego zjawiskami przyrodniczymi wyboru jedynej drogi przetrwania przez ludzi, którzy wykorzystali umiejętności obecne w każdym gospodarstwie. Były to między innymi: wspierana zbieractwem, rybołówstwem i łowiectwem ręczna uprawa małych areałów, wykonanie „ekonomicznego” w budowie i w ogrzewaniu domu półziemiankowego, domowa produkcja ceramiki i zredukowanie zapotrzebowania na metale. Były to społeczności niemal autarkiczne, bez organizacji wykraczającej poza lokalną wspólnotę i bez potrzeby stałych kontaktów ze światem zewnętrznym.
Nieprzypadkowo pierwsze informacje o Słowianach zanotowane przez Jordanesa i Prokopiusa pochodzą właśnie z połowy VI wieku, kiedy cywilizowane południe trawił już głęboki kryzys. Bizantyńczycy dostrzegli wówczas na północ od swoich granic ludzi dobrze do niego przystosowanych dzięki prostej strategii przetrwania, umożliwiającej uniezależniającą od świata zewnętrznego samowystarczalność. Nadali tym specyficznym społecznościom zbiorczą nazwę „Słowian”.
Ich pojawienie się nie było wynikiem ekspansji nosicieli nowej kultury, lecz skutkiem przystosowania się zasiedziałej już ludności do warunków anomalii klimatycznej. Ta strategia okazała się alternatywą właściwą w tym specyficznym czasie i łatwą do przyjęcia przez zasiedziałą ludność rolniczą, której poziom życia był bardzo skromny nawet w czasie rozkwitu elitarnych kultur okresu wpływów rzymskich.
Mistrzowie przetrwania i adaptacji
.Wczesnośredniowieczna Słowiańszczyzna jest kreacją lingwistyczno-historyczno-archeologiczną. Nadała ona ludziom posługującym się językami i dialektami słowiańskimi zbiorową samoświadomość wyrażaną przez wspólną nazwę (etnonim), której pochodzenie jest przedmiotem sporów. Takie uogólnione nazwy najczęściej nadają wielkim zbiorowościom ich wyżej rozwinięci sąsiedzi, którzy starają się uporządkować swoją wiedzę o pobliskich „barbarzyńskich” ludach. To oni (po)mogli „wykreować” Słowian, narzucając im z zewnątrz swój punkt widzenia. Dobrą analogią jest wypromowanie przez Juliusza Cezara „Germanów” jako „terminu zbiorczego dla wielu większych i mniejszych plemion, które zamieszkiwały na wschód od Renu”.
Zatem „nazwa Słowianie była abstrakcją, za pomocą której zewnętrzni obserwatorzy próbowali objąć jednym pojęciem bardzo różne aspekty” krajobrazu kulturowego swoich zadunajskich sąsiadów (Mühle 2020, s. 416). Bizantyńska zbiorcza nazwa Sklavenoi przedostała się na Zachód, gdzie Sclavi pojawili się a latach 623–624 i 631–632 w Kronice Pseudo-Fredegara (IV, 48, 68). W ten sposób stworzono konstrukcję nazewniczą obejmującą ludzi od dolnego Dunaju do Łaby. Na łacińskim Zachodzie przez długi czas alternatywną nazwą byli Venedi/Veneti, ale podobnie do nazwy Sclavi nie odnosiła się ona do jakiejś konkretnej grupy, lecz do wielkiej pseudowspólnoty wyobrażonej sobie przez Franków.
Ta wczesna Słowiańszczyzna była więc raczej kreacją nazewniczą niż faktem kulturowym, bo „nazwy »Słowianie« i »Wenedowie« upowszechniały się jako zewnętrzne określenia” bizantyńskie i frankijskie. Przez całe średniowiecze nie widać (poza incydentalnymi wzmiankami w ruskiej Powieści lat minionych z XII w.) śladów jakiegoś ogólnosłowiańskiego poczucia wspólnoty doświadczeń i celów.
Badacze uwikłani w przestarzałe rozważania etnogenetyczne i migracjonistyczne nie ustalili, jaki był mechanizm rozprzestrzeniania się wczesnośredniowiecznej Słowiańszczyzny. Szybkość slawizacji znacznej części Europy wyklucza prostą ekspansję demograficzną. Nie wynikała też z przewagi militarnej czy organizacyjnej, bo znaleziska wczesnosłowiańskiej broni należą do rzadkości, a ich egalitarny ustrój nie był pożądanym wzorcem. Przaśna kultura wczesnosłowiańska nie była atrakcyjna dla ludzi oczekujących choćby odrobiny luksusu. Wreszcie mowa Słowian, tak różna od języków tureckich, germańskich, jak też łaciny i greki, stwarzała raczej barierę komunikacyjną.
Wyeliminowawszy standardowe czynniki ekspansji i agresji, pozostaje upatrywać przyczyn sukcesu wczesnych Słowian w swoistej atrakcyjności ich sposobu życia, który był skuteczną odpowiedzią na niepewność świata nękanego długotrwałym kryzysem. Zatem „powinniśmy mówić nie o ekspansji »Słowian«, lecz o ekspansji »słowiańskości«”, bo „ekspansja kultury słowiańskiej […] polegała na akceptowaniu nowego wówczas modelu życia”, czyli skutecznej odpowiedzi na kryzys wywołany anomalią klimatyczną.
.Tę spontaniczną transformację przyspieszały i ukierunkowywały zewnętrzne kontakty z sąsiadami. Ważną rolę odegrali z pewnością koczowniczy Awarowie, którzy w drugiej połowie VI wieku zajęli Kotlinę Panońską i poddali kontroli rolniczych sąsiadów, których traktowali jako dostarczycieli żywności i niewyspecjalizowanych wojowników. Na południu podobną rolę mogło odegrać cesarstwo wschodniorzymskie (Bizancjum), które zabezpieczało swoje bałkańskie pogranicze, włączając tamtejszych mieszkańców w system gospodarki imperialnej i tolerując ekspansję słowiańską na Bałkanach. Na zachodzie Frankowie, opierając swoją wschodnią rubież na linii Bałtyk–Adriatyk, stworzyli barierę kulturową między mieszkańcami karolińskiego imperium a niezorganizowanymi politycznie i militarnie słowiańskimi „barbarzyńcami”.
Ludzie, którzy chcieli po prostu przetrwać kryzys, nie zyskiwali bogactwa, ale nabierali społeczno-gospodarczej „odporności” na zmiany. Skupiali się na wewnątrzwspólnotowej współpracy, a nie na konkurowaniu z sąsiadami. Cenili raczej uczestnictwo niż przywództwo. Był to proces rozprzestrzeniania się specyficznego modelu życia, który okazał się skuteczną odpowiedzią na problemy ówczesnego świata. Była to raczej dobrowolna recepcja nowej oferty adaptacyjnej przez zasiedziałą ludność rolniczą niż jej narzucanie przez przybyszów, chociaż tacy też pewnie byli.
Prosta „słowiańska” gospodarka przyswajalna była łatwa do zastosowania w różnych ekosystemach – samowystarczalność uniezależniała od kontaktów zewnętrznych, egalitarna struktura społeczna niwelowała poziom napięć i konfliktów wewnętrznych, niskie oczekiwania życiowe nie wymagały uzyskiwania znacznych nadwyżek produkcyjnych, zakorzenienie w lokalnych wspólnotach dawało społeczne poczucie stabilności i bezpieczeństwa, a prosta technologia wytwarzania przedmiotów użytkowych nie wymagała wyspecjalizowanych umiejętności.
Kluczem do perspektywicznego sukcesu tej strategii była łatwość jej adaptacji do każdego środowiska (oprócz stepów wymagających specjalizacji pasterskiej) oraz zdolność przetrwania w każdych warunkach geopolitycznych. To sprawiło, że ci „prymitywni” Słowianie odnieśli długookresowy sukces historyczny, bo przetrwali wszystkie kryzysy polityczne (rozpad „imperium” Awarów, fragmentację cesarstwa karolińskiego i słabnięcie Bizancjum) i od IX wieku zaczęli budować swoje samodzielne państwa. Pozorna słabość okazała się więc siłą Słowian.
Pochodzenie „naszych” Słowian
.Pochodzenie „naszych” Słowian z dorzecza Wisły i Odry dzieli polskich badaczy na zwolenników pradawnej ciągłości kulturowo-demograficznej (autochtoniści) i propagatorów poglądu o ich przybyciu ze wschodu (allochtoniści). Ci pierwsi dowodzą kilkutysiącletniej ciągłości zasiedlenia „naszych” ziem przez „naszych” przodków. Drudzy skupiają się na kryzysie, który tłumaczą opuszczeniem tego obszaru przez ludy germańskie, zastąpione przez Słowian.
Jednak ani ciągłość kulturowa nie jest tak oczywista, jak twierdzą autochtoniści, ani zmiana kulturowa nie była tak radykalna, jak to sugerują allochtoniści. Zwolennicy obu opozycyjnych wizji powinni więc zgodzić się na jakiś model mieszany, który łączyłby wizję przetrwania grup autochtonów z niewielkim napływem przybyszów. Kluczem była prostota strategii przystosowania do warunków kryzysowych.
Podobieństwo modelu społeczno-gospodarczego ułatwia unifikację językową, którą może przyspieszyć siła zewnętrzna. W proliferacji języka słowiańskiego kluczową rolę mogli odegrać Awarowie, którzy poddali kontroli rolników zamieszkałych wokół Kotliny Panońskiej. Pragmatyka długotrwałego kontrolowania wielkich obszarów i okresowego kierowania dużymi siłami wojskowymi wymagała sprawnego porozumiewania się.
Niemal 240 lat dominacji Awarów wystarczyło do wypromowania w Europie Środkowo-Wschodniej preferowanego przez nich języka, który już w VII–VIII wieku stał się tamtejszą lingua franca. Dobre analogie oferuje wypromowanie na obszarze andyjskim przez Hiszpanów języka quechua czy regionalna kariera suahili wykorzystywanego przez Brytyjczyków w Afryce Środkowo-Zachodniej.
.Zatem, wbrew dziewiętnastowiecznej wizji Słowiańszczyzny jako panregionalnej jedności językowo-kulturowej wywodzonej z jednego praźródła, nie było jednej słowiańskiej „prakolebki”. Słowianie zostali raczej „wyprodukowani” przez zbieg przypadków historycznych, które wymusiły na dużych obszarach podobne uproszczenia systemu społeczno-gospodarczego. Rolę inicjującą odegrał w tym globalny kryzys klimatyczny w VI wieku, czynnikiem promującym język słowiański była hegemonistyczna polityka Awarów, a nazwę wypromowała dyplomacja bizantyńska.
Przemysław Urbańczyk
Fragment książki: Korzenie Polski, wyd. PWN, Warszawa 2024 [LINK].