Prof. Stephen S. ROACH: Przypadkowy konflikt w oparciu o fałszywe narracje. Ameryka i Chiny na kursie kolizyjnym

Przypadkowy konflikt w oparciu o fałszywe narracje. Ameryka i Chiny na kursie kolizyjnym

Photo of Prof. Stephen S. ROACH

Prof. Stephen S. ROACH

Amerykański ekonomista i wykładowca w Jackson Institute for Global Affairs na Uniwersytecie Yale oraz w Yale School of Management. Główny ekonomista Morgan Stanley. Autor głośnej książki „Accidental Conflict: America, China, and the Clash of False Narratives” uznanej przez „Financial Times” za najważniejszą książkę ekonomiczną 2022 roku

Ryc. Fabien CLAIREFOND

Fiksacja Ameryki na zagrożeniu ze strony Chin jest na kursie kolizyjnym z koncentracją Chin na zagrożeniu ze strony Ameryki. W obu przypadkach obawy leżące u podstaw fałszywych treści mogą wydawać się całkowicie uzasadnione, a jako takie mogą usprawiedliwiać zdecydowane działania – pisze prof. Stephen S. ROACH

.Dawno już ostrzegałem, że zależność gospodarcza między Ameryką a Chinami może mieć fatalne konsekwencje. Niestety, miałem rację. Tak właśnie się stało. Otwarty konflikt, który obecnie trwa między dwoma najpotężniejszymi państwami świata, jest wynikiem współzależności o niepewnej naturze.

Ameryka i Chiny – powinniśmy ten konflikt przewidzieć

.Zatarg w relacjach pojawia się, gdy następują istotne różnice w zaangażowaniu między dwoma partnerami. Kiedy w 2014 roku ukazała się moja książka Unbalanced, oba kraje były na rozstaju dróg. Jedną ścieżkę wytyczało coś, co nazwałem asymetrycznym przywróceniem równowagi, gdzie jeden partner się zmienia, a drugi nie. Drugą, bardziej symetryczną ścieżkę wyznaczyłaby gotowość do zmian ze strony obu partnerów. Asymetryczna ścieżka prowadziła do konfliktu. Natomiast symetria pozwoliłaby mu zapobiec i umożliwiłaby stronom sprostanie wyzwaniom rozwojowym i geostrategicznym w duchu współpracy. Wybór należał do nich.

Tego, co się wydarzyło, nie spowija żadna mroczna tajemnica: Chiny się zmieniły, natomiast Ameryka pozostała przy starych metodach. Zmiana Chin wynikała po części z nieuniknionych wyzwań związanych z rozwojem tego kraju. Spektakularny wzrost gospodarczy na poziomie 10 proc. rocznie w latach 1978–2007 doprowadził gospodarkę tego państwa do progu krytycznego. Ponad dziesięciokrotny wzrost dochodu na mieszkańca w tym okresie pchał Chiny w kierunku „pułapki średniego dochodu”, gdzie niepowodzenia są raczej regułą aniżeli wyjątkiem.

Dla Chin był to sygnał do zmiany, której dokonały. Wykazując się prekognicją lub mając nieustanne szczęście, Chiny weszły na drogę przywracania równowagi, przesuwając źródła wzrostu gospodarczego z coraz bardziej niestabilnego sektora zewnętrznego w kierunku wewnętrznej konsumpcji prywatnej i rodzimych innowacji. Jednak zmiany w Chinach wykraczają daleko poza przywrócenie równowagi gospodarczej – nastąpił tam niepokojący przechył w obszarze ideologii oraz ekonomii politycznej. Stany Zjednoczone z kolei trzymały się kurczowo przestarzałego modelu wzrostu i borykały się z narastającą polaryzacją społeczną i polityczną. Los był więc przesądzony – destabilizująca dynamika między oboma krajami doprowadziła do wybuchu wojny handlowej i technologicznej.

Ta zmiana w dynamice relacji uwydatniła paradoks „Następnych Chin” – wyłonienie się Chin jako głównego motoru światowego wzrostu gospodarczego stało się niewygodne dla uznanych światowych potęg. Lecz zmiana ta miała też inny efekt. Zdemaskowała inny wielki paradoks, amerykański paradoks światowego mocarstwa, które nie ma oszczędności i od dawna funkcjonuje ponad stan. Konflikt zaczął żyć własnym życiem, ukazując zbliżającą się zdradliwą ostateczną rozgrywkę. Nie zważając na mroczne ostrzeżenia historii, wschodząca potęga rzeczywiście starła się z urzędującym hegemonem.

To nie musiało się potoczyć w ten sposób i wciąż istnieje szansa na uniknięcie najgorszego rezultatu. Najważniejsze pytanie brzmi, czy oba potężne kraje mają wizję i, co najistotniejsze, wolę polityczną, aby rozwiązać konflikt, zanim będzie za późno. Jak powiedział Henry Kissinger, Stany Zjednoczone i Chiny znajdują się obecnie u progu nowej zimnej wojny. Jak można się spodziewać, współzależność osiągnęła punkt zagrożenia eskalacją konfliktu. Dla Ameryki i Chin nowe ramy zaangażowania i współistnienia są coraz pilniejszym priorytetem. Zaczynamy więc tam, gdzie skończyła się książka o zachwianiu równowagi. 

Nastawienie na korzyści

.Historia jest zaśmiecona fałszywymi narracjami. Od teorii płaskiej Ziemi i ptolemejskiego systemu kosmologii do opowieści o UFO i „wielkiego kłamstwa” o oszustwach wyborczych rozpowszechnianych przez byłego prezydenta Donalda Trumpa i jego zwolenników – przekręcanie faktów w celu opowiedzenia przekonującej historii od dawna było kluczowe dla ludzkiej kondycji. Tak samo jest z fałszywymi narracjami na temat siebie nawzajem, które zaczęły stosować Chiny i Ameryka.

Rozróżnienie między prawdziwą a fałszywą narracją jest zazwyczaj niełatwe. Ostatecznie weryfikuje je czas. Podobnie jak niewłaściwe wnioski nauki korygowane są przez nowe odkrycia, tak fake newsy można zestawić z faktami, a polityczne ślepe uliczki można ominąć dzięki objazdom. Jednak ujawnienie fałszywej narracji może nastręczać ogromnych trudności. Kontrargumenty oparte na faktach mogą nie być wystarczające, o czym świadczą reakcje na polityczne perypetie Ameryki po Trumpie. Powtarzane kłamstwa często przeradzają się w przekonania. W epoce zdominowanej przez internetowe sieci społecznościowe powtarzanie wspomagane technologicznie zyskuje jeszcze większą moc. Jeśli fałszywa narracja nie zostanie zakwestionowana, może, na zasadzie samospełniającej się przepowiedni, stać się rzeczywistością – przynajmniej do czasu, gdy doświadczenie bezwzględnie jej nie zdemaskuje. Do tego momentu jednak fałszywa narracja może żyć własnym życiem, kształtując historię, z której się wyłoniła. 

Dla większości mieszkańców Stanów Zjednoczonych nie ma nic fałszywego w natłoku negatywnych doniesień na temat Chin. Znajdują one oddźwięk w szerokim przekroju amerykańskiej opinii publicznej. Według Pew Research Center w połowie 2021 roku 76 proc. Amerykanów deklarowało nieprzychylny stosunek do Chin. Jest to oszałamiający wzrost o 29 punktów procentowych, odkąd Stany Zjednoczone rozpoczęły wojnę handlową z Chinami w 2018 roku. Oznacza to, że amerykańska opinia publiczna ma najbardziej negatywne nastawienie do Chin od czasu rozpoczęcia tego badania w 2005 roku. 

Chiny cierpią na podobną przypadłość. Choć od dawna starają się skopiować siłę amerykańskiej gospodarki i rywalizować z hegemoniczną rolą Ameryki na świecie, postrzegają Stany Zjednoczone przez pryzmat własnych uprzedzeń. Obawiają się, że Ameryka chce powstrzymać ich wzrost i rozwój. Ekstrapolują wojnę handlową z lat 2018–21 w przyszłość, przekonane, że pozostaną na celowniku protekcjonistycznych i coraz bardziej nacjonalistycznych Stanów Zjednoczonych.

Jednocześnie wiele osób w Chinach zaakceptowało narrację o upadku Ameryki, zwłaszcza w świetle dwóch dekad kryzysów i niestabilności. Najbardziej ekstremalna fałszywa narracja Chin o Ameryce, zakładająca ideologiczny triumf socjalizmu nad kapitalizmem, podkreśla zupełnie inny aspekt konfliktu między tymi dwoma narodami. Stawia jeden system przeciwko drugiemu, pozostawiając niewiele miejsca na kompromis w kwestii głęboko zakorzenionych wartości. Dopóki Chiny są pod kontrolą partii komunistycznej, kraj ten nie może sobie pozwolić na porzucenie tej ideologicznej narracji. 

Pojedynek na fałszywe treści oznacza same kłopoty dla tej głęboko skonfliktowanej relacji. Fiksacja Ameryki na zagrożeniu ze strony Chin jest na kursie kolizyjnym z koncentracją Chin na zagrożeniu ze strony Ameryki. W obu przypadkach obawy leżące u podstaw fałszywych treści mogą wydawać się całkowicie uzasadnione, a jako takie mogą usprawiedliwiać zdecydowane działania. Pojedynek na fałszywe narracje Stanów Zjednoczonych i Chin rzeczywiście doprowadził do bardzo realnego konfliktu. 

Jak do tego doszło?

.Najprościej rzecz ujmując, przyczyną napięć jest źle ulokowany strach – najbardziej destrukcyjny składnik każdego związku, także gospodarczego. W Stanach Zjednoczonych obawy są zakorzenione w ekonomicznym niepokoju amerykańskich pracowników i rodzin, a wynikają z chronicznej presji na pracę i płacę, która pozbawiła witalności niegdyś dumny amerykański sektor produkcyjny. Obawy te zbiegają się z ogromnym deficytem w handlu zagranicznym, który dla wielu symbolizuje odpływ miejsc pracy do zagranicznych producentów, co może zachwiać poczuciem własnej wartości każdego narodu. Nagły wzrost znaczenia Chin jako potęgi gospodarczej odpowiada za największą część amerykańskiego deficytu handlowego. Jest to szczególnie bolesne, jeśli wziąć pod uwagę, że wiele tanich produktów wytwarzanych w Chinach wydaje się zastępować towary, które amerykańscy pracownicy wytwarzali w swoim kraju.

Narracja ta ma dodatkowy powab w postaci politycznej korzyści. Politycy w Stanach Zjednoczonych, zarówno republikanie, jak i demokraci, szybko dodali do niej twierdzenie, że gospodarcza masakra Ameryki jest nie tylko wynikiem chińskiego handlu, ale także odzwierciedleniem nieuczciwej, napastliwej i często nielegalnej agresji gospodarczej państwa chińskiego. Stanowi to egzystencjalne zagrożenie dla ukochanego amerykańskiego snu i globalnego przywództwa Stanów Zjednoczonych.

Ta mroczna narracja sprawdza się szczególnie dobrze w przypadku tych amerykańskich polityków, którzy chcą uniknąć odpowiedzialności za trudną sytuację amerykańskich pracowników. Pozwala im zrzucić z siebie odpowiedzialność za bardzo realne bolączki niezliczonych społeczności w całym kraju. Odwraca bowiem uwagę od dekad deficytów budżetowych, które wyczerpały krajowe oszczędności Stanów, dając początek przerażającym deficytom handlowym, które politycy chętnie przypisują Chinom. Połączenie samonapędzającego się niepokoju ekonomicznego z niepokojami politycznymi tworzy fascynującą opowieść. Spełnia ona klasyczne warunki potężnej fałszywej narracji, która zaczęła żyć własnym życiem.

To samo dzieje się w Chinach. Wojna handlowa ze Stanami Zjednoczonymi przysłużyła się ciemnej stronie od dawna niepewnego chińskiego przywództwa. Tak zwane stulecie upokorzenia Chin, które rozpoczęło się od wojen opiumowych w połowie XIX wieku, pozostawiło głębokie blizny w postaci zranionej dumy i bólu narodowego. Wywołały one w chińskiej opinii publicznej i u przywódców Komunistycznej Partii Chin obawy, że Zachód może zaatakować ponownie. W obliczu tak rozdzierającej niepewności oczekiwanie to przekształciło kraj w podatny grunt na własne fałszywe narracje o politycznych korzyściach. Wszystko to składa się na obraz przypadkowego konfliktu, zderzenia, do którego zapewne by nie doszło, gdyby każda ze stron nie czerpała korzyści ze zbiegu fałszywych narracji. 

To właśnie zawiodło konflikt między Stanami Zjednoczonymi a Chinami w strefę zagrożenia. Donald Trump jako prezydent stał się jednym z katalizatorów eskalacji konfliktu, choć jego głos nie był bynajmniej jedynym głosem łączącym od dawna wrzące presje gospodarcze z toksyczną nacjonalistyczną polityką. W świecie według Trumpa zagrożenie ze strony Chin jest największą przeszkodą w ponownym uczynieniu Ameryki wielką. Wojna taryfowa, będąca efektem tego sposobu rozumowania, doprowadziła dwa najpotężniejsze narody świata na skraj całkowitego załamania gospodarczego. 

O dziwo, następca Trumpa Joe Biden niewiele zrobił, by wykorzenić tę narrację. Powodem jest znów nastawienie na polityczne korzyści. Choć prezydenci obu skonfliktowanych państw mają ze sobą bardzo mało wspólnego, obaj są jeńcami i protagonistami fałszywych narracji Ameryki na temat Chin, które tak rozpaliły opinię publiczną. Ta trudna relacja ma korzenie w jednych z najbardziej spornych kwestii kształtujących światową gospodarkę.

Wzrost znaczenia Chin jest mieczem obosiecznym

.Z jednej strony chińska gospodarka w niezbyt odległej przyszłości – nazwijmy ją „Następnymi Chinami” – będzie prawdopodobnie w coraz większym stopniu oparta na konsumentach, usługach i innowacjach. Ma ona szansę stać się największym źródłem wzrostu całkowitego globalnego popytu w pierwszej połowie XXI wieku. Pozytywny aspekt takiego rozwoju leży w tym, że szybka ekspansja na rynkach „Następnych Chin” dałaby innym narodom ogromną szansę na udział w korzyściach płynących ze wzrostu zamożności chińskiej klasy średniej. A kto ma lepszą pozycję, aby czerpać te korzyści, niż Stany Zjednoczone ze swą ogromną kolekcją firm światowej klasy? 

Ale drugie ostrze miecza jest równie ostre. Zachodzi powszechna obawa, szczególnie w Stanach Zjednoczonych, że korzyści płynące z rosnących w siłę Chin mogą wiązać się z wielkimi kosztami dla obywateli amerykańskich, jak również dla obywateli innych głównych gospodarek światowych. Lęk o utratę miejsc pracy i represje płacowe, które są największą ofiarą ekonomiczną dla każdego narodu, leży w centrum tych obaw. 

Niepewność bezpieczeństwa ekonomicznego pogłębia jeszcze niezwykły zbieg dwóch nieprzewidywalnych wstrząsów o niskim prawdopodobieństwie wystąpienia, które wydarzyły się w krótkim czasie. Po pierwsze w 2020 roku wybuchła pandemia COVID-19. Podczas gdy większość głównych gospodarek, zwłaszcza Stanów Zjednoczonych i Europy, wydaje się być na drodze do odbudowy po pandemii COVID-19, Chiny nadal zmagają się z nowymi wariantami wirusa. W takich przypadkach skutki szoku zwykle rzucają długi cień na wzorce zachowań jednostek, firm i finansów publicznych. Poturbowany przez pandemię świat będzie musiał nauczyć się żyć z wirusem i jego reperkusjami, a także ze strachem, który ogarnął nas w 2020 i 2021 roku. Zastrzyk w ramię tego nie wymaże. Drugi szok, wojna rosyjsko-ukraińska, nadszedł zaledwie dwa lata później, na początku 2022 roku. Z pozoru wydawało się, że jest to klasyczne starcie wielkich mocarstw, Stanów Zjednoczonych i Federacji Rosyjskiej. Jednak Chiny, które właśnie podpisały nową umowę o „nieograniczonym” partnerstwie z Rosją, szybko znalazły się w ogniu krzyżowym. Jeśli państwo to będzie przestrzegać zawartej umowy, utrzymując lub nawet zwiększając wsparcie dla Rosji, ryzykuje, że w oczach Zachodu zostanie osądzone jako winne przez powiązanie. Taki werdykt pociągnąłby za sobą sankcje, które dodatkowo zaostrzyłyby konflikt między Stanami Zjednoczonymi a Chinami.

Jeśli w następstwie tych dwóch wstrząsów jeden naród znajdzie się w trudniejszej sytuacji niż drugi, spowoduje to dalszą eskalację wzajemnego obwiniania. Politycy amerykańscy na przykład nie potrafią zrezygnować z narracji o chińskim źródle COVID-19. Argumentują, że jeśli choroba zaczęła się w Wuhan, to znaczy, że Chiny należy obarczyć winą za jej skutki, zarówno te już poniesione, jak i te, które mogą jeszcze wystąpić. Mniejsza o upolitycznione zaprzeczanie, które hamowało amerykańską reakcję na COVID przez cały rok 2020. Korzystniej było zrzucić winę na kogoś innego. A tym kimś oczywiście są Chiny. Podobnie ma się rzecz z konfliktem na Ukrainie – choć Chiny nie odegrały żadnej roli w wybuchu wojny, ryzykują obarczenie winą, jeśli wspierają agresję militarną swojego nowego rosyjskiego partnera. 

Ameryka i Chiny. Nikt nie wie, jak się to wszystko potoczy

.Nie brakuje alternatywnych narracji, zwłaszcza w odniesieniu do gospodarki. Niestabilne giełdy marzą o natychmiastowej gratyfikacji w postaci energicznego ożywienia gospodarczego. Rosnące inflacja i stopy procentowe zagrażają temu optymistycznemu rezultatowi, podobnie jak rosnące zagrożenia związane z wojną i konfliktami wielkich mocarstw. 

Niezależnie od ostatecznego wyniku eskalacja napięć między dwoma największymi potęgami świata prawdopodobnie będzie miała trwałe skutki. Kontrast pomiędzy odmiennymi modelami gospodarczymi obu narodów nie dotyczy jedynie ideologii, ale także bardzo różnych horyzontów czasowych. Ekonomiczne tłumaczenie „wyjątkowości Ameryki” brzmi: „wydawaj teraz, oszczędzaj później”. W dużej mierze z tego powodu Stanom Zjednoczonym przez długi czas brakowało solidnej bazy oszczędności krajowych, czyli ziarna wzrostu gospodarczego dla każdego narodu. 

Z kolei Chiny, myśląc perspektywicznie, w znacznym stopniu wykorzystały nadwyżkę oszczędności do wsparcia ogromnych inwestycji niezbędnych dla spektakularnego rozwoju kraju – inwestycji w nowe moce produkcyjne, infrastrukturę, wzmacnianie kapitału ludzkiego, a obecnie w dążenie do rodzimych innowacji. Zasadniczym pytaniem jest, czy Chiny są w stanie przestawić się na model konsumpcyjny w stylu amerykańskim. Z kolei podstawowym pytaniem wobec Stanów Zjednoczonych jest to, czy państwo to może upodobnić się do Chin w zakresie przywrócenia zdolności do oszczędzania umożliwiającego finansowanie inwestycji niezbędnych dla wzrostu w przyszłości.

Stephen S. Roach
Tekst ukazał się w nr 49 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze” [PRENUMERATA: Sklep Idei LINK >>>].

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 18 marca 2023