Są takie książki, które opowiadają Polskę. Rzecz o "Generale" Jarosława Jakubowskiego
Są takie książki, które świetnie mogą opowiedzieć zarówno nam – Polakom, jak i naszym znajomym z zagranicy o tym, czym jest lub czym była Polska. Jedną z lektur, które wymieniłbym w tym gronie jest bez wątpienia „Generał” Jarosława Jakubowskiego. Jej nienazwany z imienia i nazwiska bohater do złudzenia przypomina postać głównego reżysera stanu wojennego w Polsce – pisze prof. Wojciech KUDYBA
.Dramat Jarosława Jakubowskiego Generał najpierw ukazał się drukiem w fachowym periodyku, potem w książce Generał i inne dramaty polityczne. Szybko też doczekał się realizacji teatralnych oraz inscenizacji telewizyjnej. Obsypany rozmaitymi nagrodami i uznany za jeden z najlepszych polskich tekstów napisanych dla sceny teatralnej wciąż budzi emocje i prowokuje rozmaite komentarze. Trudno się temu dziwić, skoro bohater utworu – choć nie nazwany z imienia i nazwiska – do złudzenia przypomina postać głównego reżysera stanu wojennego w Polsce, osobę pozostającą w samym centrum sporu, który tak mocno naznaczył polską rzeczywistość ostatniego trzydziestolecia. Sporu – dodajmy – w którym nie chodzi tylko o ocenę konkretnej osoby, ale o nasz stosunek do PRL-u i do postkomunistycznej rzeczywistości lat 90.
Jak mógł postrzegać tę dyskusję przywódca wojskowej junty pod koniec swego życia – odarty z munduru, wciśnięty w domowe kapcie? Co nurtowało jego świadomość i podświadomość? Oto pytania, na które pisarz stara się odpowiedzieć. Napięcie towarzyszące nam od pierwszego aktu utworu to napięcie oczekiwania. Tytułowy generał na coś czeka. Najważniejsze zdarzenia zostały w utworze wpisane w logikę tegoż oczekiwania: spotkania bohatera z sekretarzem, obiad z córką – który okaże się obiadem pożegnalnym – narada z przyjaciółmi, wreszcie nieudana próba samobójcza.
Na co czeka generał? Wiemy to od początku dramatu: na wyrok. Wszystko, co mówią bohaterowie, już od pierwszej sceny antycypuje w jakimś sensie sytuację sądowej rozprawy, wypowiadane jest wobec widma procesu, w obliczu nadchodzącego werdyktu. Nic więc dziwnego, że dom generała przypomina tymczasowe więzienie. Klaustrofobiczny, ciasny pokój, w którym toczy się akcja, to zarazem areszt i kryjówka. To mieszkanie tego, kto czuje się zagrożony, kogoś, kto się chowa. Przed czym lub przed kim? Przed prokuratorem? Przed opinią społeczną? Chyba nie, skoro wciąż obserwujemy przygotowania generała do rozprawy sądowej. Wydaje się, że odczucie osaczenia, które od początku do końca dramatu mu towarzyszy, związane jest nie tylko ze świadomością istnienia tych, którzy już dawno ocenili jego postawę. Ma też charakter wewnętrzny. Tym, kto oskarża, jest w utworze nie tylko trybunał sprawiedliwości, który łatwo deprecjonować w geście wyparcia winy. W proces, który się toczy, zamieszana jest nie tylko opinia publiczna i nie tylko, jak mówi generał, „zgraja niedouczonych prawników / mieniąca się wymiarem sprawiedliwości”. Tym, kto w dramacie Jakubowskiego broni i oskarża generała, jest sam generał. To on więzi sam siebie w poczuciu winy, z którego nie potrafi się wyzwolić.
Jakubowski ukazuje więc w swym dramacie toksyczny i destrukcyjny wymiar nieprzepracowanego konfliktu wewnętrznego. Fakt, że mundur generała pozostaje – przynajmniej w dwóch pierwszych aktach – jedynie rekwizytem, nie oznacza, iż rzeczywiście poznajemy bohatera poza jego społeczną rolą. Mimo że jest żołnierzem w stanie spoczynku i mimo że już ze swej roli w rzeczywistości dawno wypadł, to jednak wciąż niestrudzenie ją odtwarza.
.I jego gesty, i słowa zdradzają nieumiejętność bycia „człowiekiem prywatnym”. Autorytarne zachowania, słowa-rozkazy, rodzaj wyobraźni i wrażliwości – wszystko to świadczy o niemożności oderwania się od wojskowej przeszłości – a więc i od poczucia winy, zmaterializowanego właśnie w zielonym mundurze.
„Tak / to moja skóra / zielona skóra gada” – wyznaje, podświadomie przekonany o swojej winie. Słowa samousprawiedliwienia, będące częścią szerszej narracji medialnej, brzmią w jego ustach jak puste frazesy. Muszą tak brzmieć, skoro bohater dawno zwątpił w ich sens. Fraza „Musiałem ratować, co się dało […] nie mogłem niczemu zapobiec”, która pojawia się na początku dramatu, od razu ujawnia pęknięcie w postaci trzeźwej uwagi samego generała o tym, że w istocie nie ma mniejszego i większego zła, lecz po prostu zło (lub dobro). Tyrady kierowane do sekretarza zawsze opatrzone są ironicznym nawiasem – także ta, chyba najbardziej wyrazista: „Nie ja do nich strzelałem […] nie ja rozjeżdżałem ich gąsienicami / nie ja zawiązywałem na ich szyjach pętle / jestem niewinny”. Prostoduszne wyznanie Floriana: „byłem żołnierzem / wykonywałem rozkazy”, brzmi jak dalekie echo wcześniejszego wyznania jego bezpośredniego przełożonego: „robię to, czego się ode mnie wymaga / nigdy tego, czego sam bym chciał / jestem niewolnikiem”.
W przypadku generała podobna deklaracja nie przynosi jednak żadnego ukojenia, nie stanowi rozgrzeszenia, nie ma mocy uniewinniającej. Przeciwnie, już po chwili usłyszymy: „Żaden wybór mnie nie usprawiedliwia”. „Wypiję zdrowie tych / których historia wrzuciła do kloaki / jak mógłbym się ich wyprzeć / przecież pływam tam z nimi”. To nie kto inny, ale właśnie generał mówi o zdradzie i w samym sobie dostrzega postać Judasza, to on wyznaje, że głos sprawiedliwości „mówi, że jestem mordercą”.
Te i podobne do nich zdania, które tak często wypowiada bohater, nie są niczym innym niż wspominaną antycypacją rozprawy sądowej, próbą obiektywizacji oceny własnej postawy. Jeśli wypowiadane są gorączkowo i w niemałym napięciu, to nie tylko dlatego, że są rezultatem wewnętrznej walki, ale także pragnienia wyrwania się z więzienia własnego rozpalonego sumienia.
.Tym bardziej czujemy się więc zaskoczeni, gdy w trzecim akcie okazuje się, że proces jest fikcją, stanowi rodzaj gry wymyślonej przez małżonkę oraz współpracowników generała. Czy ich zabiegi kończą się pełnym powodzeniem? Tak, bo procesu rzeczywiście nie ma. Nie, bo generał w ostatniej scenie odkrywa prawdę i decyduje się na odsłonięcie okna. Didaskalia hiperbolizują tę scenę, autor stylizuje ją na akt sądu ostatecznego, ale zarówno dramat, jak i jego epilog, który zawiera komentarze internautów, każą widzieć w tej scenie raczej znak gorzkiej ironii niż patosu. Powtórzmy wobec tego: generał Jakubowskiego doczeka się sądu. Będzie to sąd internautów – więcej niż marny, gorzej niż byle jaki. No cóż – zdaje się mówić pisarz – innego nie potrafiliśmy stworzyć…
Wojciech Kudyba