Czym jest totalitaryzm?
Kto próbuje zrozumieć współczesną postać świata, ten nie może pominąć zjawiska, które określa się mianem totalitaryzmu. Czym jest totalitaryzm? Niełatwo odpowiedzieć na to pytanie – pisze prof. Zbigniew STAWROWSKI
.Istnieją, co prawda, różne teorie próbujące wyjaśnić ten fenomen, ale owe teorie pozostają w dysonansie z tym, co przyniosła nam praktyka totalitarnego świata. Chociaż i wcześniej były znane przykłady bezlitosnego okrucieństwa, to jednak totalitarna rzeczywistość, może nie tyle samym stopniem intensywności przemocy, co bardziej formą jej zorganizowania, zdaje się wymykać wszelkiej teorii. Mamy tu do czynienia jak gdyby z objawieniem się radykalnego zła – które wręcz nie daje się w pełni opisać. Przejawy radykalnego zła, czyli czegoś, co istnieje, ale jednocześnie jest nie do pomyślenia, stanowią ostateczny kres, rozpoczętego w epoce oświecenia, dość optymistycznego etapu rozwoju dziejów, kiedy ludzki rozum wydawał się nie napotykać na żadne nieprzekraczalne granice.
Nic więc dziwnego, że dla wielu współczesnych myślicieli i filozofów eskalacja zła wyrażona w funkcjonowaniu systemów totalitarnych stała się momentem przełomowym w interpretacji dziejów. Niektórzy z nich (na przykład Emmanuel Lévinas czy w Polsce Józef Tischner) mówili otwarcie, że po Oświęcimiu i Kołymie nie da się już filozofować tak samo jak wcześniej. W obozach koncentracyjnych objawiła się jakaś istotna prawda o człowieku i jego świecie, prawda, której nie sposób ignorować, jeśli chce się być wiernym powołaniu myśliciela. Jeżeli ten fakt dostrzegamy, oznacza to, że wkroczyliśmy w zupełnie nową filozoficzną i cywilizacyjną epokę, epokę postnowożytną, której kształtu możemy się tylko domyślać. Tej nowej postnowożytnej epoki nie należy mylić z postmodernizmem, który należy jeszcze do epoki nowożytnej, stanowiąc właściwie jej zwieńczenie oraz wypełnienie jej podstawowej idei – absolutnej wolności człowieka rozumianego jako niczym nieskrępowany homo creator.
Totalitaryzm jest zjawiskiem charakterystycznym dla XX wieku, podobnie jak samo pojęcie, które wtedy dopiero się pojawiło. Jednak jego pierwsze zwiastuny dają się dostrzec dużo wcześniej – to przede wszystkim okres terroru rewolucji we Francji. Pół wieku później, w roku 1840, Alexis de Tocqueville wskazywał na niebezpieczeństwo powstania nowej formy dyktatury, która różniła się od tego, co dotychczas nazywano despotyzmem lub tyranią. Co zaskakujące, dostrzegł on to niebezpieczeństwo, obserwując kształt życia społecznego i politycznego w Stanach Zjednoczonych:
Kiedy próbuję sobie wyobrazić ten nowy rodzaj despotyzmu zagrażający światu, widzę nieprzebrane rzesze identycznych i równych ludzi, nieustannie kręcących się w kółko w poszukiwaniu małych i pospolitych wzruszeń, którymi zaspokajają potrzeby swego ducha. Każdy z nich żyje w izolacji i jest obojętny wobec cudzego losu; ludzkość sprowadza się dla niego do rodziny i najbliższych przyjaciół; innych współobywateli, którzy żyją tuż obok, w ogóle nie dostrzega; ociera się o nich, ale tego nie czuje. Człowiek istnieje tylko w sobie i dla siebie, jeżeli nawet ma jeszcze rodzinę, to na pewno nie ma już ojczyzny. Ponad wszystkimi panuje na wyżynach potężna opiekuńcza władza, która chce sama zaspokoić ludzkie potrzeby i czuwać nad losem obywateli. Ta władza jest absolutna, drobiazgowa, pedantyczna, przewidująca i łagodna. Można by ją porównać z władzą ojcowską, gdyby celem jej było przygotowanie ludzi do dojrzałego życia. Ona jednak stara się nieodwołalnie uwięzić ludzi w stanie dzieciństwa. Lubi, gdy obywatelom żyje się dobrze, pod warunkiem wszakże, by myśleli wyłącznie o własnym dobrobycie. Chętnie przyczynia się do ich szczęścia, lecz chce dostarczać je i oceniać samodzielnie. Otacza ludzi opieką, uprzedza i zaspokaja ich potrzeby, ułatwia rozrywki, prowadzi ważniejsze interesy, kieruje przemysłem, zarządza spadkami, rozdziela dziedzictwo. […] Wziąwszy w ten sposób w swoje potężne dłonie każdego człowieka po kolei i ulepiwszy go wedle własnego upodobania, władca pochyla się z kolei nad całym społeczeństwem. Oplątuje je siecią małych, zawiłych, drobiazgowych i jednolitych reguł, której zerwać nie potrafią nawet najoryginalniejsze umysły i najżywotniejsze duchy, chcące wznieść się ponad tłum. Nie łamie woli, lecz ją osłabia, nagina i opanowuje. Rzadko zmusza do działania, lecz zawsze staje na przeszkodzie wszelkiemu działaniu. Nie niszczy, lecz dba, by nic się nie rodziło. Nie tyranizuje – krępuje, ogranicza, osłabia, gasi, ogłupia i zamienia w końcu każdy naród w stado onieśmielonych i pracowitych zwierząt, których pasterzem jest rząd. […] Myślę, że absolutny i despotyczny system łatwiej stworzyć w społeczeństwie, w którym możliwości są równe, niż w jakimkolwiek innym. Myślę również, że despotyczny system stworzony w takim społeczeństwie nie tylko będzie gnębił ludzi, lecz z czasem odbierze każdemu z nich wiele podstawowych atrybutów człowieczeństwa. Dlatego despotyzm wydaje mi się szczególnie niebezpieczny w czasach demokracji.
.Obawy Tocqueville’a dotyczyły jednak – jak się wydaje – bardziej perspektywy powstania społeczeństwa podobnego do tego, które w 1932 roku Aldous Huxley opisał w książce Nowy wspaniały świat (Brave New World). Natomiast faktem jest, że to, co kojarzymy dziś ze słowem „totalitaryzm” i czego rzeczywiście doświadczyliśmy w xx wieku, odpowiada raczej wizji, którą w powieści Rok 1984 pozostawił nam George Orwell.
Samo pojęcie totalitaryzmu początkowo wcale nie posiadało tak jednoznacznie negatywnego znaczenia jak obecnie. Po raz pierwszy użyli go w roku 1923 włoscy liberałowie Giovanni Amendola i Piero Gobetti, krytykując sposób sprawowania władzy przez faszystów. Paradoksalnie termin ten spodobał się samemu Mussoliniemu i od roku 1925 nazwa „państwo totalitarne”, lo Stato totalitario, stała się chlubnym określeniem mającym głosić chwałę doskonale zorganizowanego systemu władzy w państwie faszystowskim.
W języku angielskim słowo to pojawiło się po raz pierwszy w 1928 roku w artykule włoskiego filozofa Giovanniego Gentilego (heglisty, który był wówczas ministrem Mussoliniego) dla opisania rządu faszystowskiego. Termin przyjął się i kilka miesięcy później w „Contemporary Review” była mowa o włoskim faszyzmie jako o rządzie totalitarnym. W niemieckiej nauce o państwie termin „państwo totalne” pojawiło się najpierw u Carla Schmitta w 1931 roku w sensie nieograniczonej odpowiedzialności państwa, które rozszerza swój zakres działania ze względu na konieczność zaspokajania potrzeb, lecz nie dąży do jakościowego wzmocnienia swej władzy. Później, w roku 1933 Ernst Forsthoff wspominał o autorytarnym totalnym państwie. Jednak ideologowie nazistowscy, jak Alfred Rosenberg, zdystansowali się wkrótce wobec tego pojęcia, ponieważ sprzeciwiało się ono ich przekonaniu o zwierzchności ruchu narodowosocjalistycznego w stosunku do instytucji państwa.
Od roku 1934 słowo to używane było przez emigrantów niemieckich w USA, którzy starali się opisać państwo narodowosocjalistyczne, odwołując się do kategorii państwa totalnego, przyjętej przez konserwatywną niemiecką naukę o państwie. Dopiero od roku 1936 określenie „totalitarny” było stosowane w znaczeniu dziś przyjętym, obejmując równocześnie włoski faszyzm, niemiecki narodowy socjalizm oraz sowiecki komunizm. Przyjmowało też coraz bardziej sens rządów terroru. Miarodajnym stała się tu czasowa zbieżność aneksji Abisynii przez Włochy, zajęcia Nadrenii przez Niemcy, wybuchu hiszpańskiej wojny domowej oraz rozpoczęcia procesów moskiewskich.
W latach 1942–1945 w wyniku aliansu państw zachodnich z Rosją pojęcie totalitaryzmu znalazło się w cieniu, z którego wyszło po wybuchu zimnej wojny, i osiągnęło szczyt swojej popularności około roku 1956. Natomiast po 1956 roku, w związku z odwilżą w bloku sowieckim, pojawiły się wątpliwości co do trafności terminu „totalitaryzm” dla opisu ówczesnej rzeczywistości politycznej i próby używania terminologii bardziej zniuansowanej. Najważniejsze teoretyczne prace na temat totalitaryzmu ukazały się w pierwszej połowie lat 50., są to: The Origins of Totalitarianism (1951) Hannah Arendt, The Origins of Totalitarian Democracy (1952) Jacoba L. Talmona oraz Totalitarian Dictatorship and Autocracy (1956) Carla J. Friedricha i Zbigniewa Brzezińskiego.
Talmon skupił się przede wszystkim na doświadczeniach sowieckich. Zainspirowany myślą Tocqueville’a rozwinął analogię między terrorem jakobińskim a bolszewickim. Totalitaryzm to według Talmona dyktatura oparta na entuzjazmie mas i ideologii. Punktem wyjścia jego rozważań jest rozróżnienie na totalitaryzm lewicowy oraz prawicowy, o którym zresztą mówi stosunkowo niewiele. Totalitaryzm prawicowy, oparty na idei państwa, narodu lub rasy jako większych całości przeciwstawnych jednostce, postrzega człowieka jako słabego i zepsutego, dlatego też termin „demokracja” nie jest dla niego przydatny, w przeciwieństwie do totalitaryzmu lewicowego, który głosi istotną dobroć i doskonałość ludzkiej natury. W pierwszej części swego dzieła Talmon rozpatruje koncepcje rozmaitych oświeceniowych filozofów, koncentrując się na J.-J. Rousseau oraz jego koncepcji woli powszechnej. W następnych częściach pokazuje, jak idee Rousseau zostały wcielone przez Maximiliena de Robespierre’a i następców François-Noëla Babeufa.
Carl Friedrich głosił już wcześniej, że totalitaryzm jest przeciwieństwem autorytaryzmu, ponieważ likwiduje wszelkie formy stabilnej władzy i tradycyjne jej typy zastępuje nową formą kontroli społecznej. W Totalitarnej dyktaturze i autokracji napisanej wraz z (28-letnim wówczas) Zbigniewem Brzezińskim totalitaryzm został opisany jako autokracja oparta na nowoczesnej technologii i poparciu mas. W tym sensie „totalitarna dyktatura jest adaptacją autokracji do XX-wiecznego społeczeństwa przemysłowego”. Autorzy wskazują sześć koniecznych cech totalitaryzmu (pięć pierwszych przedstawił Friedrich już wcześniej):
- Oficjalna ideologia, odnosząca się do wszystkich istotnych aspektów ludzkiego istnienia, do której każdy członek społeczeństwa ma przynajmniej biernie się stosować. Owa ideologia jest wyrażona w charakterystyczny sposób w terminach quasi-religijnych, chiliastycznych (gr. chilioi – tysiąc) – doskonałego, ostatecznego stanu społeczeństwa i ludzkości.
- Jedna masowa partia składająca się ze stosunkowo niewielkiego procentu całej populacji (do 10%), ludzi bezwarunkowo oddanych ideologii. Partia zorganizowana w ściśle hierarchiczny sposób, zazwyczaj podporządkowana pojedynczemu liderowi i zwierzchnia wobec biurokratycznych organizacji rządowych.
- Uwarunkowany technologicznie niemal całkowity monopol kontroli nad wszystkimi środkami militarnymi.
- Podobnie uwarunkowany technologicznie niemal całkowity monopol nad środkami społecznej komunikacji (prasa, radio, film).
- System policyjnej kontroli oparty na terrorze, którego skuteczność opiera się na pkt. 3 i 4 i w sposób charakterystyczny kieruje się nie tylko przeciwko jawnym wrogom reżimu, lecz przeciwko arbitralnie wybranym klasom ludności. System świadomie wykorzystujący psychologię naukową.
- Centralnie kierowana gospodarka (etatyzm, socjalizm).
.Spośród wielu prób zrozumienia totalitaryzmu chyba najważniejszą, a na pewno najbardziej znaną, jest koncepcja Hannah Arendt przedstawiona w pracy Korzenie totalitaryzmu. Książka ta, napisana bezpośrednio po wojnie (ukończona w roku 1949, i wydanie w 1951), łączy w sobie wady i zalety refleksji, która nie nabrała jeszcze dystansu do opisywanych i analizowanych zjawisk. Przebija przez nią pasja wciąż świeżych wspomnień i gorączkowe poszukiwanie metody, która pozwoliłaby grozie totalitarnych doświadczeń nadać racjonalny sens. Dzieło Arendt składa się z trzech części. W dwóch pierwszych starała się ona uchwycić istotę totalitaryzmu przez odwołanie się do jego historycznych źródeł. Szuka w dziejach precedensów dla zjawisk, które na pierwszy rzut oka wydają się rdzeniem totalitarnego panowania.
Dla Arendt – która była przecież Żydówką – żywa pamięć Holokaustu skierowała jej uwagę przede wszystkim ku kwestii żydowskiej. W rezultacie pierwszy tom jej dzieła, zatytułowany Antysemityzm, stanowi studium roli i miejsca Żydów w społeczeństwach XIX-wiecznej Europy. Dowiadujemy się o ich odrębności i o procesach asymilacyjnych, a także o politycznych i ekonomicznych konfliktach, które doprowadziły do rozpowszechnienia się antyżydowskich uprzedzeń. Ale na tym tle totalitaryzm jawi się jeszcze bardziej tajemniczo, ponieważ uwarunkowane konfliktem interesów uprzedzenia dzieli przepaść od bezinteresownego systematycznego ludobójstwa. Trop antysemityzmu wydaje się tym bardziej wątpliwy, że w przypadku totalitaryzmu komunistycznego miał on marginalne znaczenie.
Druga część książki zatytułowana Imperializm idzie śladem totalitarnego dążenia do zawładnięcia światem, którego genezy Arendt szuka w polityce ekspansji krajów imperialnych, a zwłaszcza XIX-wiecznej Anglii. Efektem tej polityki miała być narastająca fala rasizmu w zamorskich posiadłościach oraz rozwój nacjonalizmu w krajach europejskich. Arendt pokazuje przy tym, że poszczególne elementy totalitarnego systemu wzięte osobno, a więc dążenie do podboju świata, koncepcja „rasy panów” i związany z nią rasizm, tajne służby, a nawet obozy koncentracyjne, wymyślono i wypróbowano już wcześniej (na przykład pierwsze obozy koncentracyjne zakładali Anglicy w czasie wojen burskich na początku XX wieku). Badania historyczne mogą jedynie stwierdzić ten fakt, natomiast nie posuwają nas ani o krok ku zrozumieniu, czym jest totalitaryzm. Dopiero bowiem przejęcie i zastosowanie tych poszczególnych elementów w ramach całościowej totalitarnej struktury nadaje im nowe znaczenie i bezprecedensowe funkcje.
Arendt, świadoma wątpliwej wartości swych dotychczasowych wyników, w trzeciej części dzieła zatytułowanej Totalitaryzm zmienia metodę i zamiast tropić historyczne źródła totalitaryzmu, przedstawia swojego rodzaju fenomenologię totalitaryzmu, to znaczy stara się uchwycić i opisać jego istotne składniki. Przedmiotem opisu jest przede wszystkim nazistowska wersja totalitaryzmu, a wersja komunistyczna stanowi jedynie tło. Wynika to jednak raczej z ówczesnego dostępu do źródeł niż z poglądów autorki, która w późniejszych swych pracach nadrobiła ową dysproporcję. Przedstawmy niektóre ważniejsze wątki tych rozważań.
Niebezpieczeństwo totalitaryzmu pojawia się w momencie osłabienia parlamentarnego porządku politycznego państwa, kiedy w społeczeństwie obok partii politycznych rodzi się zjawisko, które można nazwać ruchem totalitarnym. Mówiąc o totalitaryzmie w sensie ścisłym, mamy do czynienia nie z partiami totalitarnymi, nie z państwem totalitarnym, ale właśnie z ruchem totalitarnym. Partie polityczne, których celem jest przejęcie władzy w państwie, zazwyczaj reprezentują związane wspólnym interesem czy też podobnymi poglądami grupy obywateli. Natomiast ruchy totalitarne ukierunkowane są zawsze na mobilizację mas, to znaczy odosobnionych, niezwiązanych żadnym konkretnym interesem jednostek. Ponadto celem tych ruchów jest nie tyle przejęcie władzy w państwie, co raczej zniszczenie wszelkich państwowych instytucji i zastąpienie ich samym ruchem i jego wewnętrzną organizacją. W tym sensie faszyzm Mussoliniego i jego chluba – lo Stato totalitario – nie zasługuje jeszcze, według Arendt, na miano totalitaryzmu. We Włoszech faszyści po zdobyciu władzy zachowali bowiem całą aparaturę państwową, co w praktyce oznaczało wprowadzenie zwykłej jednopartyjnej dyktatury. Arendt podkreśla, że o faktycznym totalitaryzmie można mówić tylko w przypadku nazistowskich Niemiec od około 1938 roku i stalinowskiej Rosji w latach 1929–1941 oraz 1945–1953 (ze znamienną przerwą na czas wojny, która wymusiła w pewnym stopniu powrót do normalności), przestrzegając przed nadużywaniem tego określenia w odniesieniu do państw z jednopartyjną dyktaturą, do których zalicza powstałe po wojnie państwa tak zwanej demokracji ludowej, a więc również i PRL.
Ruchy totalitarne to zatem masowe organizacje zatomizowanych jednostek, których jedynym pragnieniem i motywacją jest uczestnictwo w ruchu. Substytutu wspólnych poglądów i interesów dostarcza ideologia. Ruchy totalitarne przejmują istniejące już ideologie (na przykład bolszewizm – klasową ideologię marksizmu, czy też nazizm – pangermański rasizm), nie przywiązując jednak specjalnego znaczenia do ich treści. Tym, co spaja ruch i co rzeczywiście stanowi nowość w dziejach, jest forma jego organizacji.
Wewnętrzna struktura ruchu składa się z wielu wzajemnie oddzielonych warstw przypominających – jak pisze Arendt – budowę cebuli. Pierwszą z nich, najbardziej zewnętrzną i pozornie niezwiązaną z ruchem, choć faktycznie równie istotną, co warstwy głębiej ukryte, tworzą organizacje osłaniające. Grupy te, złożone z sympatyków ruchu, są pomostem wiodącym ruch w stronę rzeczywistości i jednocześnie go od niej oddzielającym. Dzięki nim dokonuje się oswojenie ruchu w normalnym świecie. Radykalne hasła, które mogłyby zrazić ludzi wychowanych w kręgu kultury europejskiej, dzięki warstwie sympatyków ruchu uzyskują bardziej wygładzoną formę. Szczególną rolę w tej warstwie odgrywają głośne postacie intelektualistów czy ludzi sztuki. Popierając ruchy totalitarne, stwarzają oni wrażenie, że ruch taki może być odbierany jako cywilizacyjne zagrożenie tylko przez ludzi niedouczonych, niewrażliwych czy wręcz niemoralnych. Wystarczy wymienić kilka nazwisk, które służyły ruchom totalitarnym jako listek figowy: to wspierający nazizm Martin Heidegger i Carl Schmitt czy – z drugiej strony – zafascynowani komunizmem Ernest Hemingway, Jean-Paul Sartre i Pablo Picasso. To tak zwani poputczicy, fellow travellers, towarzysze podróży czy też, jak nazywał ich precyzyjnie Lenin – „pożyteczni idioci”.
O ile ważne jest, by krąg sympatyków ruchu był możliwie jak najszerszy, o tyle liczba samych jego członków musi pozostać ściśle ograniczona. Członkowie ci kontaktują się z rzeczywistością za pośrednictwem sympatyków ruchu, sami zaś stanowią otoczenie i pozór rzeczywistości dla grup bardziej elitarnych (na przykład SA i SS w Niemczech). Znajdujący się na szczycie hierarchii wódz i jego najbliższe środowisko żyją w całkowicie iluzorycznym świecie wykreowanym przez wielostopniową autocenzurę. Wielowarstwowa struktura ruchu przypomina w pewnej mierze organizację i zasady działania tajnych stowarzyszeń, na przykład masonów. Mamy tu wielość stopni wtajemniczenia wraz ze związaną z nimi pogardą dla zwykłego świata; obowiązuje również absolutna lojalność wobec zwierzchników. Różnica jest jedna, ale zasadnicza – ruchy totalitarne, w przeciwieństwie do tajnych organizacji, wcale nie kryją swoich celów i zamierzeń.
Gdy ruch totalitarny przejmie władzę w jakimś kraju, musi dojść do konfliktu ruchu z hierarchicznie zorganizowanym aparatem państwa. Typowym rozwiązaniem tego konfliktu jest dublowanie stanowisk, z tym że stanowiska państwowe mają zdecydowanie drugorzędny charakter. Często przesunięcie na eksponowany urząd w rządzie oznacza faktyczną degradację i utratę znaczenia w ruchu. Na przykład w nazistowskich Niemczech jedynie w dwóch przypadkach: Josepha Goebbelsa – ministra propagandy i Heinricha Himmlera – ministra spraw wewnętrznych, zdobycie stanowisk ministerialnych nie pociągnęło za sobą utraty wpływów i władzy. Aparat państwowy, mimo swojego fikcyjnego charakteru, zostaje jednak zachowany, służy bowiem jako zewnętrzna fasada do reprezentacji kraju w nietotalitarnym świecie. Takie współistnienie władzy rzeczywistej i pozornej oraz pomieszanie ich kompetencji nadaje strukturze państwa totalitarnego charakterystyczną bezkształtność. Nie jest to przypadek. Dla ruchu, a zwłaszcza dla jego wodza, każde trwałe ognisko samoistnej władzy i wpływów, oparte na osobistym autorytecie (na przykład dawni rewolucjoniści czy założyciele ruchu nazistowskiego), stanowić może śmiertelne zagrożenie. Stąd też częste wymiany w aparacie władzy, które w Rosji przyjęły formę wręcz zinstytucjonalizowaną, formę regularnych czystek. Czystki nie były tu ekscesem, lecz instytucją. Ich celem i rezultatem było doprowadzenie atomizacji społeczeństwa aż na sam szczyt totalitarnej władzy.
Pomimo ciągle zmieniającej się, płynnej organizacji ruchu może on prowadzić skuteczną i konsekwentną działalność dzięki posiadaniu jednego trwałego elementu, a mianowicie sprawnego aparatu wykonawczego – tajnej policji, której głównym zadaniem jest terroryzowanie społeczeństwa. Terror tajnej policji nie kieruje się wyłącznie przeciwko rzeczywistym wrogom totalitarnej władzy, których zresztą nie brakuje zwłaszcza na początku jej panowania. Dopiero gdy gaśnie wszelki opór, staje się jasne, że polityka terroru jest samym sednem totalitaryzmu. Po eliminacji faktycznych przeciwników terror zwraca się przeciw „wrogom obiektywnym”, to znaczy grupom ludzi, którzy, niezależnie od swych przekonań, czynów i stosunku do władzy, przeznaczeni są do likwidacji. Kategoria wroga obiektywnego jest dostatecznie szeroka i otwarta, by mogła obejmować wciąż nowe ofiary. W Niemczech po Żydach, Cyganach i narodach słowiańskich Hitler planował eksterminację niektórych grup samych Niemców uznanych za nie w pełni wartościowych. Po likwidacji umysłowo chorych i homoseksualistów uśmiercić planowano również ludzi tak czy inaczej niepełnosprawnych, między innymi chorych na serce. W Związku Sowieckim tymi wrogami obiektywnymi byli na przykład bogatsi chłopi – „kułacy”, kolejne narody uznawane za wrogów rewolucji – tu poczesne miejsce zajmowali Polacy, a po ii wojnie światowej żołnierze Armii Czerwonej, którzy dostali się do niewoli i przeżyli wojnę w obozach jenieckich, także ci, którzy choćby zetknęli się z żołnierzami zachodnich aliantów – lista jest zresztą tak długa, że nie sposób jej skompletować.
Swój ideał – kulminację terroru – osiąga totalitaryzm, tworząc system obozów koncentracyjnych. Wydają się one czystym szaleństwem, ponieważ nie można wskazać żadnych praktycznych motywów, które uzasadniałyby ich istnienie. Są laboratoriami, w których dokonuje się weryfikacji tezy, że „wszystko jest możliwe”, w których przemienia się ludzi w bezwolne, rządzone odruchami przedmioty. Istota totalitaryzmu, którą objawia świat obozów zagłady, to rozciągnięty w czasie proces umierania. Pierwszym krokiem jest zabicie osoby prawnej – pozbawienie pewnej kategorii ludzi praw obywatelskich; obóz koncentracyjny znajduje się bowiem poza normalnym systemem karnym. Różnica między zwykłym kryminalistą, który skazany jest prawomocnym wyrokiem, ale nadal podlega ochronie prawnej, a wyzutym z wszelkich praw więźniem kacetu jest przepastna.
Następny etap to zabicie w człowieku istoty moralnej. W obozie koncentracyjnym odebrana zostaje szansa schronienia się we wnętrzu własnego sumienia, a tym samym podważona możliwość świadectwa i męczeństwa. Teza Arendt wydawać się może na pierwszy rzut oka zaskakująca dla Polaków, którzy pamiętają o czynie ojca Maksymiliana Kolbego. Jego męczeństwo było jednak raczej przyjętym i zaakceptowanym darem, który miał charakter wyjątku i wykraczał poza logikę obowiązującą w obozie. Nie chodzi tu tylko o wewnętrzną postawę samego Kolbego, lecz również o zewnętrzne okoliczności – o decyzję SS-mana, który zgodził się na zamianę więźniów. Normalna sytuacja w obozie koncentracyjnym wyklucza męczeństwo. Normalna sytuacja w kacecie to raczej taka, kiedy na przykład matce każe się wybierać, które z jej dzieci ma zostać zabite, a próba uniknięcia tego wyboru oznacza śmierć ich wszystkich. „Alternatywa – pisze Arendt – nie polega już na wyborze między dobrem a złem, lecz między morderstwem a morderstwem. Kto mógłby rozwiązać dylemat greckiej matki, której naziści pozwolili zadecydować, które z jej trojga dzieci ma być zabite”. W ten sposób świadomie dokonuje się zatarcia podziału na katów i ofiary. Nie ma już niewinnych, wszyscy stają się wspólnikami zbrodni.
Ostatnim krokiem wiodącym do przekształcenia ludzi w „żywe trupy” jest pozbawienie ich jednostkowej odrębności. Odebranie ludziom rzeczy osobistych, zastąpienie nazwiska numerem i przede wszystkim niekończący się ciąg niewyobrażalnych cierpień fizycznych i psychicznych prowadzą do rozkładu tożsamości więźnia i utraty zdolności do samoistnego działania. W laboratorium obozów koncentracyjnych został stworzony nowy typ człowieka, typ idealnie dostosowany do wewnętrznej struktury totalitaryzmu, gdyż – jak pisze Arendt – „ci, którzy aspirują do totalnego panowania, muszą zniszczyć wszelką spontaniczność, jaką zawsze rodzi samo istnienie indywidualności”. Jedynie człowiek w pełni zredukowany do dającego się przewidywać i sterować zespołu odruchów w pełni pasuje do tego systemu. Staje się wtedy elementem, który można dowolnie wymieniać jak cegłę w murze. W tym sensie totalitaryzm – zauważa Arendt – wcale nie dąży do despotycznych rządów nad ludźmi, lecz raczej do stworzenia systemu, w którym ludzie jako istoty wolne i zdolne do działania stają się po prostu zbędni.
Opis totalitarnej rzeczywistości zmusza do postawienia pytania: jak coś takiego jest w ogóle możliwe? Jednak Arendt nie potrafi, a nawet nie próbuje na nie odpowiedzieć. Bezradnie przyznaje, że stoimy tutaj wobec faktu istnienia radykalnego zła, którego w ramach naszej filozoficzno-religijnej tradycji nie jesteśmy w stanie pojąć. Można jedynie stwierdzić, że „radykalne zło wyłoniło się w związku z systemem, w którym wszyscy ludzie stali się równie zbędni”. Taką tezą kończy się pierwsze wydanie Korzeni totalitaryzmu.
To przyznanie się do intelektualnej bezsilności wobec otchłani zła objawionego przez XX-wieczne totalitaryzmy nie było jednak ostatnim słowem Arendt. Piętnaście lat później, w trzecim wydaniu swego dzieła w 1965 roku jako ostatni rozdział dołączony został esej poświęcony związkom ideologii i terroru. Pojawiają się w nim nowe wątki, które mają służyć jako narzędzia racjonalnego ujęcia totalitarnej rzeczywistości. Arendt wbrew swoim wcześniejszym poglądom akcentuje teraz znaczenie ideologii dla wewnętrznego rozwoju ruchu totalitarnego.
Według Arendt rasizm i ideologia komunistyczna wcale nie zawierały więcej pierwiastków totalitarnych niż inne XIX-wieczne ideologie. Stały się one podstawą reżimów nazistowskiego i bolszewickiego tylko dlatego, że idee, na których się opierały – mianowicie walka ras oraz walka klas o panowanie nad światem – okazały się w danej epoce historycznej nośniejsze politycznie od innych. Cechą charakterystyczną ideologicznego myślenia jest całkowite oderwanie od świata i zastąpienie go fikcją „prawdziwej rzeczywistości”, którą kreuje właśnie ideologia. Z chwilą przejęcia władzy jej wyznawcy zaczynają przekształcać świat, dostosowując go do swojej idei. Kierują się przy tym żelazną logiką. Przyjmując za wyjściową przesłankę główną zasadę ideologii, dedukują z niej formę, jaką należy nadać rzeczywistości. Tak na przykład z idei, która z historii czyni arenę walk klasowych, wynika wniosek, że istnieją klasy skazane na dziejową klęskę i wyginięcie, to zaś z kolei implikuje konieczność fizycznej eliminacji członków tych klas. Logika ideologii działa tu niczym samospełniająca się prognoza. W ideologiach przejętych przez totalitaryzm dokonuje się znamienne przesunięcie akcentów z treści na sam proces logiczny, który z nich można wywieść. Konieczny charakter tego procesu przeniesiony i narzucony na rzeczywistość prowadzi nas konsekwentnie w świat totalitarnego terroru. Terror bowiem, niszcząc wszelkie przejawy ludzkiej wolności i spontaniczności, okazuje się jedynym środkiem zdolnym wykluczyć ze świata nieprzewidywalność i wtłoczyć go w ramy ideologicznej konstrukcji.
Ostatni akord Korzeni totalitaryzmu to wskazanie na logikę myślenia ideologicznego jako źródła totalitarnego terroru. Nasuwają się jednak pytania, których Arendt wyraźnie nie stawia. Dotyczą one choćby problemu podatności ideologii na jej totalitarne zastosowanie. Treść ideologii, wbrew opinii Arendt, z pewnością odgrywa tutaj istotną rolę. Podstawowa idea ideologii, jeśli ma społecznie zadziałać i porwać za sobą tłumy, nie może być przyjęta dowolnie, lecz musi w jakiś sposób odzwierciedlać oczekiwania i dążenia ludzi. To z kolei prowadzi nas do podstawowego wymiaru tej problematyki. Aby zrozumieć fenomen totalitaryzmu, należy wskazać jego zakorzenienie w wewnętrznej strukturze człowieka, czyli, innymi słowy, przedstawić podmiotowe warunki możliwości realizacji totalitarnego świata.
.Charakterystyczne jest, że znane nam opisy totalitaryzmu są dokonywane niejako z zewnątrz. Mówi się o strukturze ruchu totalitarnego, o jego organizacji, o systemie zorganizowanego terroru. Mówi się wiele o jego ofiarach, ale nie o katach, a jeśli już, to ich również przedstawia się jako bezwolne ofiary, na przykład Adolfa Eichmanna. To, co się dzieje we wnętrzu ludzi, którzy system ten czynnie tworzyli, jakie były ich intencje, motywy i cele, pozostaje jakby poza głównym polem zainteresowania badaczy. Ten zapomniany aspekt totalitaryzmu wciąż czeka na swoje wyczerpujące opracowanie.
Zbigniew Stawrowski
Fragment książki: Natura totalitaryzmów Od modelu Carla J. Friedricha i Zbigniewa Brzezińskiego po zagrożenia xxi wieku, red. Eryk Habowski, tłum. Maciej Grabski, wyd. Instytut Pileckiego, Warszawa 2023 [LINK].