Kongres od ponad dekady jest miejscem dyskusji na temat stanu Rzeczypospolitej, wyzwań przed nią stojących oraz strategii, które trzeba obrać, by tym wyzwaniom sprostać – pisze prof. Zdzisław KRASNODĘBSKI

.Zmieniał się kontekst, w którym toczyły się nasze obrady. Początkowo była to „Rzeczpospolita beztroski i ciepłej wody w kranie” pod rządami Donalda Tuska. Wtedy Kongres był imprezą niemal podziemną. Beztroska – pod którą skrywał się cynizm i bezwzględna walka z prezydentem Lechem Kaczyńskimi oraz PiS – skończyła się tragedią smoleńską. Od 2015 r. Kongres przez parę kolejnych lat odbywał się w okresie politycznego entuzjazmu, nadziei i energii dobrej zmiany.
Obecny Kongres Polska Wielki Projekt, już jedenasty, odbędzie się w nieco innej, mniej pogodnej atmosferze. Nietrudno bowiem zauważyć, że nad Rzecząpospolitą zbierają się chmury, nadciągające ze wschodu i zachodu.
Niespokojnie jest na granicy wschodniej RP. Nacisk imigracyjny stał się poważny i można przypuszczać, że będzie w przyszłości jeszcze większy. Na szczęście dzisiaj w Unii, w Niemczech i we Francji, wrócił realizm i wszyscy zgodnym chórem powtarzają, że rok 2015 nie może się powtórzyć. Najśmielsi – jak Michel Barnier – postulują nawet ograniczenie imigracji. To sprawiło, że sytuacja na polskiej granicy nie zaogniła się tak bardzo, jak tego oczekiwała opozycja. Gdyby to był rok 2015, mielibyśmy już na naszej granicy z Białorusią tabuny podnieconych zagranicznych dziennikarzy, szczęśliwych, że mogą piętnować „polski nacjonalizm”, rozhumanizowanych poza granice wszelkiej racjonalności działaczy NGO z całej Europy oraz strumienie pieniędzy płynących do Polski dla tych, którzy głoszą hasła otwartych granic i konieczności przyjmowania wszystkich, mniej lub bardziej pokrzywdzonych przez los – a najczęściej przez samych siebie.
Rosja uczy nas realizmu, bo pozostaje zagrożeniem dla swoich sąsiadów – zagraża twardą siłą militarną i despotyzmem. Nikt w Polsce nie uważa, by była ona pociągająca kulturowo, społecznie, politycznie. Jeszcze tylko we Francji i w niektórych kręgach w Niemczech Rosja wydawać się może powabna. Białoruś zaś pokazuje, czym jest prawdziwa, a nie zmyślona dyktatura. Ukraina przypomina o tym, że pokój w Europie nie jest oczywistością. Dlatego wrócimy do kwestii bezpieczeństwa europejskiego w kontekście zmieniających się relacji transatlantyckich.
Również ze strony zachodniej narasta zagrożenie – interwencją nie militarną, lecz polityczną i ekonomiczną. Komisja Europejska, naciskana przez Parlament Europejski i media, jest owładnięta nie tyle miłością do praworządności, ile manią wielkości.
Trzeba sobie wyraźnie powiedzieć, że są siły w Europie, na Zachodzie, które do Polski mają emocjonalny stosunek, mniej więcej taki jak rosyjscy komuniści – chcą „modernizacji” przez depolonizację i dechrystianizację. Nie ulega wątpliwości, że walka polityczna toczy się w sferze kultury i tzw. społeczeństwa obywatelskiego. Dlatego tak wiele uwagi poświęcimy kulturze będącej źródłem siły państwa.
Spór kulturowy toczy się dzisiaj na płaszczyźnie najbardziej elementarnej – antropologicznej. Z punktu widzenia dzisiejszych wyobrażeń o tym, czym jest człowiek, jego prawa i zasady życia społecznego, niewiele można znaleźć w przeszłości rzeczy ocenianych pozytywnie. Wielkie postacie historyczne, wybitne dzieła kultury, cała cywilizacja zachodnia widziane z tej perspektywy wymagają daleko idącej korekty, dystansu lub wręcz eliminacji i potępienia. Zdecydowanie nie dorastają do współczesnych ideałów i wyobrażeń moralnych. Kultura „anulowania” (cancel culture) jest wyrazem tej tendencji. Dążeniu do „poprawienia” historii, do jej przezwyciężenia towarzyszy także dążenie do tego, by „poprawić” człowieka, uwolnić go od przesądów i uprzedzeń. Dotyczy to także języka, z którego chce się usunąć wszelkie elementy „wykluczające”, ustanawiające hierarchie, dyskryminujące mniejszości, zaznaczające różnice między płciami, wzmacniające „opresywne” instytucje.
Ale to poprawianie sięga również cielesności człowieka. Jeszcze nigdy ciało ludzkie nie było poddawane tak radykalnym procedurom przerabiania, poprawiania, uzupełniania zabiegami chirurgii kosmetycznej, terapiami hormonalnymi, sterydami itd., a „prawo” do decydowania, „w jaki sposób chce się mieć dzieci”, prowadzi do tego, że człowiek staje się istotą sztucznie powoływaną do życia, produkowaną na zamówienie. Dzisiaj polityczne stały się tematy, które niegdyś dotyczyły życia prywatnego i rodzinnego, podważane i zmieniane są stałe, jak dotychczas się wydawało, parametry ludzkiego życia. O tych tendencjach chcemy rozmawiać w czasie tego Kongresu, zastanawiając się nad kondycją rodziny i wpływem nowych mediów na tę kondycję.
Unia nie tylko wspiera te tendencje niszczące tradycyjny sposób życia Europejczyków, ale także dąży do skumulowania władzy kosztem państw członkowskich, zwłaszcza tych słabszych, a także tych, które – tak jak Polska – stając się coraz silniejsze, nie chcą poddać się wzorom kulturowym uznawanym dzisiaj za jedynie „liberalne” i postępowe.
Musimy zatem dokonać poważnej oceny naszego członkostwa w Unii, sporządzić bilans zysków i strat, także gospodarczych. Temu będzie poświęcony jeden z naszych paneli. Jednocześnie jest oczywiste, że w dzisiejszej Europie nie możemy żyć wsobnie, nie interesować się tym, co się dzieje w innych krajach europejskich, nie starać się na nie, na ich społeczeństwa wpływać.
Polska pozostanie suwerenna we wspólnej Europie, gdy będzie aktywnie angażować się za granicą, wspierając sojuszników i zwalczając przeciwników – nie inaczej niż nasi zachodni przeciwnicy robiący to w Polsce. W ostatnim czasie wiele się mówi o konieczności sojuszu sił, które chcą się przeciwstawić nowej fali rewolucji kulturowej i centralizacji Unii. Dlatego będziemy się także zastanawiać nad tym, jakie są szanse na taki sojusz i jak go budować wokół Polski.
W tym celu musimy pokonać słabości wewnętrzne. Kryzys na granicy wschodniej jeszcze raz unaocznił, że znaczna część naszej polskiej klasy pseudopolitycznej, grupująca się w opozycji, nie ma najmniejszego poczucia racji stanu. Jurnymi hasłami pokrywa swą impotencję polityczną i intelektualną, przywabiając nowe pokolenie, którego światopogląd wyraża się ośmioma gwiazdkami. Nie łudźmy się – to schamienie to nie efekt komunizmu, to młode pokolenie to dzieci tych, którzy dorabiali się w pierwszych dekadach III RP, pokolenie, którego mózgi zostały poważnie uszkodzone nadmiernymi dawkami Facebooka, YouTube, Netflixa itd., traumatycznie wyedukowane na naszych uczelniach, dodatkowo szczepione za granicą na krótkich kursach europeizmu, formatowane przez NGO suto finansowane przez neomarksistowskich globalistów.
Ale problem nie sprowadza się tylko do opozycji. Nasz system polityczny wykształcił dominujący typ polityka, który koncentruje się niemal wyłącznie na jak najczęstszych medialnych występach i bezwzględnej polityce personalnej – wciskaniu swoich krewnych i znajomych na intratne, wpływowe stanowiska. Nasza kultura polityczna preferuje efekciarstwo, jałowe podniecenie, pustą retorykę, a nie pracę, kompetencje, umiejętność znajdowania kompromisów, wiedzę, skuteczność w doprowadzaniu zamierzeń do końca.
Nie powinniśmy zamykać oczu na nasze własne słabości. Nepotyzm, brak merytorycznego przygotowania, zbyt pospieszna propaganda sukcesu to także plagi, które nas trapią. Jest to tym groźniejsze, że wewnątrz obozu rządzącego pojawiło się poczucie znużenia mimo ogłoszenia „Polskiego Ładu” i – co gorsza – powiększają się wewnętrzne pęknięcia. O tym także trzeba otwarcie mówić, poważnie i rozważnie zastanawiając się nad długofalową strategią, bo jeden człowiek, nawet najwybitniejszy, nawet jeśli jest niekwestionowanym liderem partii rządzącej, nie może myśleć za wszystkich.
Do fatalnego stanu debaty publicznej przyczyniają się media. Marzenie o tym, by kiedyś jakaś polska gazeta osiągnęła poziom „Le Figaro” czy „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, się nie ziściły. Niewątpliwie trzeba było odpowiedzieć na prymitywny „antykaczyzm”. Polaryzacja sprawia, że nieuniknione stało się zaostrzenie i spłaszczenie także naszej retoryki, ale na dłuższą metę niszczy to te wartości, których chcemy bronić.
Niezbędne jest polityczne kształcenie społeczeństwa, by promować model dobrze poinformowanego obywatela. Konieczne jest również stawianie na rozwój kulturowy i intelektualny, a nie schlebianie najniższym gustom. Należy przypominać, jaka jest właściwa hierarchia wartości i dzieł, rozbudzając zdrowy snobizm. Polskie społeczeństwo jest aspiracyjne – te aspiracje są także duchowe, a nie tylko materialne. Potrzeba jednak dobrych wzorów i standardów, by te aspiracje odpowiednio ukierunkować.
.Mimo tych chmur zbierających się na Rzecząpospolitą trzeba jednak powiedzieć, że jesteśmy jako państwo nieporównanie silniejsi niż wtedy, gdy zaczynaliśmy naszą transformację, „wracając do Europy”, oraz dużo silniejsi niż w 2015 roku. Nasi przeciwnicy i konkurenci doceniają nas swoim atakiem. Polska jest krajem sukcesu. Aby nim pozostać, musi być jednak dobrze zarządzana. Musi reagować na zmiany w gospodarce światowej, które sięgają samego rdzenia systemu kapitalistycznego. Temu także chcemy się przyjrzeć, pytając o polski model kapitalizmu.
Serdecznie zapraszamy do udziału oraz śledzenia naszych obrad w internecie.
Zdzisław Krasnodębski
Od REDAKCJI: Transmisja XI Kongresu Polska Wielki Projekt także na stronie głównej www.WszystkoCoNajwazniejsze.pl w dniach 17-19 września 2021.