Jan Filip STANIŁKO: Sarmacki kapitalizm III RP. Polska potrzebuje zmiany w myśleniu o innowacjach

Sarmacki kapitalizm III RP. Polska potrzebuje zmiany w myśleniu o innowacjach

Photo of Jan Filip STANIŁKO

Jan Filip STANIŁKO

Absolwent studiów doktoranckich na Wydz. Filozoficznym UJ oraz studiów doktoranckich z nauk ekonomicznych Akademii Leona Koźmińskiego. Współtworzył Instytut Sobieskiego oraz Kongres Polska Wielki Projekt, był dyrektorem Departamentu Innowacji w Ministerstwie Rozwoju. Ekspert w zakresie zarządzania rozwojem nowych produktów, polityki przemysłowej oraz ekonomii politycznej.

zobacz inne teksty Autora

Jeśli chcemy osiągnąć zdolność do operowania wysokimi technologiami, musimy zadbać o wychowanie społeczeństwa technologicznego i osiągnięcie poziomu organizacji zdolnej do zarządzania złożonością. To coś, czego Polska jako kraj nie miała się kiedy nauczyć. W dużej mierze z własnej winy – pisze Jan Filip STANIŁKO

Polska ścieżka organizacji życia społecznego u progu nowoczesności oparta była na republikańskich strukturach politycznych, bez wykształconych instytucji biurokratycznych. Co paradoksalne, bo historycznie (a szczególnie w XIV i XV wieku) polska administracja była bardzo sprawna. W momencie, kiedy Europa stanowiła kontynent zdecentralizowanych tworów politycznych, Polska pozycjonowała się jako organizacja bardzo zbliżona do tego, co politologowie nazwali state (nowoczesnego państwa). Jednak następujący proces decentralizacji życia gospodarczego, połączony z brakiem instytucji naukowych (akademie nauk), pogłębiony trzema wojnami – wewnętrzną z Kozakami, wojną z Rosją i potopem szwedzkim – zdziesiątkował polską klasę średnią i na dekady przekształcił system polityczny w model oligarchiczno-klientelistyczny.

Polska stała się krajem opartym na jednostkach dysponujących dużymi zasobami i na rzeszy klientów. Ten rodzaj de facto prostytucji politycznej, który polegał na oddawaniu przez klientów swoich głosów do dyspozycji patrona, zahamował na kolejne stulecia wyłonienie się nowoczesnego modelu rozwoju gospodarczego w Polsce. Po rozbiorach trwał on przez kolejne dekady – w najmniejszym stopniu na terenie zaboru pruskiego, najdłużej na terenie zaboru rosyjskiego. 

W czasach pierwszych przedsiębiorców technologicznych, budowy coraz bardziej zaawansowanych maszyn i globalizacji handlu my produkowaliśmy stal w dymarkach i eksportowaliśmy drzewa na maszty, a później węgiel do produkcji lekarstw czy włókien węglowych.

Budując nowoczesne państwo, musimy zdawać sobie sprawę z uwarunkowań historycznych, społecznych i kulturowych determinujących kształt współczesnej gospodarki.

Polski kapitalizm jest bez wątpienia żywiołowy, ale krótkowzroczny. Nie zna swojej historii, a przyszłość postrzega w kategoriach niepewności.

Konstruuje więc siebie w czasie rzeczywistym, lepi firmy jako mieszankę transformacyjnych rutyn, zachowawczych eksperymentów i wiedzy nabywanej w marnych szkołach biznesu. Napotyka przy tym liczne bariery, często słabo uświadomione. 

W Polsce znajdujemy niewielu przedsiębiorców w stylu amerykańskim (globalnych, otwartych i partnerskich) oraz wielu kapitalistów sarmackich (niekooperujących i traktujących przedsiębiorstwo jak folwark, wyłączną własność do posiadania i rozporządzania). Mamy problem z wysokimi kosztami transakcyjnymi rynku, mechanizm ten jest w naszym kraju nieprzejrzysty i drogi. Tymczasem w krajach niemieckojęzycznych istnieje samorząd gospodarczy, a w krajach anglosaskich silna giełda – instytucje, które wymuszają szeroki dostęp do informacji o firmie, usprawniając transakcje i zwiększając poziom zaufania. W Polsce natomiast dzielenie się danymi o prywatnym biznesie rutynowo traktowane jest jak naruszanie tajemnicy przedsiębiorstwa.

W pracach Alfreda Chandlera (The Visible Hand: The Managerial Revolution in American Business oraz Scale and Scope: The Dynamics of Industrial Capitalism) autor przedstawia historie wielkich korporacji, które wyłoniły się w XIX wieku. Wówczas Polski jako państwa nie było na mapie, a kapitalizm silnie opierał się na państwowych subsydiach. Utraciliśmy tym samym moment historii, kiedy świat Zachodu kreował i uczył się budować wielkie organizmy gospodarcze – na początku pocztę i koleje, później wielkie korporacje przemysłowe. Współcześnie, jeśli w naszych uwarunkowaniach chcemy tworzyć produkty złożone i dystrybuowane globalnie, musimy te wzorce ustanawiać, operując narzędziami nowoczesnej polityki przemysłowej.

Krajów na świecie, które opanowały najważniejsze technologie XXI wieku, jest być może kilkanaście. Na podstawie ich historii wiemy, że kluczową zmienną warunkującą rozwój państwa nie jest posiadanie zasobów. Fundamentalne są kompetencje ludzi i zdolności firm. To capabilities – zdolności do projektowania produktów i usług dostarczających nowej wartości – świadczą dziś o pozycji państwa na współczesnej arenie technologicznej.

Nie musimy opracowywać technologii, możemy ją kupować. Ale potrzebujemy wiedzieć, jak i do czego służy. Jako społeczeństwo musimy wyposażyć się więc w IP (intellectual property) i know-how. Z tych dwóch przymiotów najważniejsze jest know-how, gdyż najtrudniej je zdobyć.

Wysoka technologia powstaje i jest wyceniana na rynku tworzonym przez wąskie środowisko dysponujące wiedzą o niej i możliwościach jej wykorzystania. Jest to aspekt absolutnie kluczowy, jeśli chcemy zrozumieć zależność między polskimi wynalazkami a ich zastosowaniem i komercjalizacją. 

W Polsce cechujemy się przeciętnym poziomem kultury technicznej i umiejętności zarządzania złożonością, dlatego ta sama technologia może być u nas warta grosze, a w świecie być wyceniona na setki milionów. Jest tak szczególnie w przypadku technologii determinujących parametry większej całości – złożonego produktu.

Choć Jan Czochralski z pewnością jest jednym z największych naukowców polskich w XX wieku, a jego epitaksja zapoczątkowała cały przemysł półprzewodników na świecie, to my do dzisiaj nie potrafimy skonstruować porządnego procesora. Nowoczesne gospodarki budowane są wokół tzw. technology complex. Jest to układ synergii między kompetencjami i komponentami złożonego rozwiązania. To dopiero operowanie tak rozumianą technologią, kluczowymi aktywami i zdolność do przypisania im wartości w oparciu o znajomość rynku – świadczy o zdolności firm i gospodarek do zarządzania złożonością. Polacy tymczasem – mówiąc żartobliwie – mają kompleks technologiczny, ale raczej w wymiarze psychologicznym.

Wynalazki made in Poland pozostają zazwyczaj wyspowe, nieskojarzone z szerszym produktem. Dlatego też w polskim pejzażu kapitalizmu dominują przedsiębiorstwa przypominające albo samowystarczalne warsztaty, albo integratorów komponentów z importu, albo ekstensywne konglomeraty, które produkują rzeczy nieskomplikowane, np. mleko.

Ten determinizm zmieniają firmy, które tylko umownie funkcjonują na lokalnym rynku, bo wyposażają się w międzynarodowe know-how, jak Solaris, Medcom, Selvita, WB Electronics czy Vigo System. Są to tzw. tajemniczy mistrzowie, którzy działając na globalnym rynku, dbając o relację z klientem i posiadając globalne zrozumienie jego potrzeb, potrafią przetransformować całe spektrum komponentów w produkt. Do ich częstszych sukcesów ciągle jednak potrzeba inwestorów, którzy rozumieją nowoczesną drogę inwestowania i potrafią wyceniać wysoką technologię.

Brak ambicji realizacji dużych i złożonych projektów sprawia, że polscy inżynierowie pracujący w największych światowych korporacjach rzadko wracają do polskich firm. Jednocześnie ciekawa w polskiej sytuacji jest droga spółek z rodowodem polonijnym – takich jak Polsat lub Polpharma – które dzisiaj są największymi polskimi przedsiębiorstwami inwestującymi w wysokie technologie. Ich przykład udowadnia, że w momencie, kiedy zerwiemy z inteligenckimi kliszami myślenia historycznego, odkryjemy, że dźwignia kapitalizmu oparta jest na dwóch zmiennych. Pierwsza to długo i relacyjnie budowane know-how. Druga to zdolność do tworzenia organizacji uczącej się zarządzać rosnącą złożonością.

Współcześnie dochodzimy do sytuacji, kiedy w polskiej gospodarce wyczerpują się tradycyjne przewagi, głównie demograficzna i ta wynikająca z bliskości gospodarki niemieckiej. Polska potrzebuje zmiany w myśleniu o innowacji i powinna dążyć do osiągnięcia warunków rozwoju nowoczesnego kapitalizmu, w którym projektowane są rzeczy skomplikowane lub redukujące złożoność z perspektywy klienta, a państwo pełni funkcję gwaranta ryzyk.

W kontekście np. współczesnej energetyki oznacza to, że jak najszybsze odejście od aktywów węglowych może uwolnić na bardzo dużą skalę procesy zastosowania wielu nowych technologii (OZE, magazyny, systemy DSR, czy smart metering). Państwo w tym zakresie powinno skupić się na kontroli i rozwoju infrastruktury rynku (czyli sieci), pozwalając na wejście nowym graczom. Będzie to konieczne ze względu na ograniczoną (i malejącą) zdolność inwestycyjną dominujących graczy oraz rozbudowę mocy na potrzeby elektryfikacji gospodarki.

Musimy nauczyć się współbieżnego projektowania, czyli równoczesnego tworzenia komplementarnych rozwiązań, opartych na jednolitej architekturze, oraz zdecentralizowanego systemu kooperacji. Z czymś takim mamy do czynienia np. w rozwiązaniach elektronicznych czy IoT, gdzie jeden zespół projektuje baterię, kolejny procesor do płyty głównej i kartę graficzną, trzeci pracuje nad ekranem, czwarty nad user experience, a piąty nad oprogramowaniem. Warunkiem osiągnięcia tego poziomu zdolności jest przełamanie barier komunikacyjnych, które ograniczają przejrzystość, oraz stosowanie metod zarządzania, które oparte są na mapowaniu zadań i swobodzie wymiany danych – pozwala to na zrozumienie zależności i produktywną współpracę zespołów.

.Albert Otto Hirschman, amerykański ekonomista, uważał, że ekonomia rozwoju jest teorią procesu zmiany, a ludzie muszą zobaczyć się w tej zmianie – najlepiej jako zbiorowość – aby mieć poczucie uczestnictwa w transformacji sposobu życia i podejścia do technologii. Społeczeństwa, które wybrały tę drogę, płaciły za nią niekiedy wysoką cenę. Ale dzisiaj to właśnie te społeczeństwa staramy się dogonić.

Jan Filip Staniłko

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 26 września 2020