Prof. Piotr TRYJANOWSKI, prof. Martin HROMADA: Innowacji nie da się zaprogramować. Życie samo znajduje najlepsze rozwiązania

Innowacji nie da się zaprogramować. Życie samo znajduje najlepsze rozwiązania

Photo of Prof. Piotr TRYJANOWSKI

Prof. Piotr TRYJANOWSKI

Profesor nauk biologicznych. Dyrektor Instytutu Zoologii Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu

zobacz inne teksty Autora

Photo of Prof. Martin HROMADA

Prof. Martin HROMADA

Profesor nauk biologicznych. Wykładowca na Wydziale Nauk Biologicznych Uniwersytetu Zielonogórskiego.

Słyszymy o odejściu od testowego sposobu sprawdzania wiedzy, a w zasadzie zdolności pamięci. Słyszymy, słyszymy, słyszymy. W rzeczywistości zaś liczba testów, standardów i sylabusów nieustannie się powiększa. Niepotrzebnie – piszą prof. Piotr TRYJANOWSKI i prof. Martin Hromada HROMADA.

Pełna racja – innowacja!

Innowacje – termin niemalże fetyszyzowany, może nawet nie tyle we współczesnej nauce, ile w polityce naukowej. Biurokraci naukowi, ale i czasami nawet wielki biznes sądzą, że są emanacją zapotrzebowań społecznych, stąd wiele mówią o innowacjach. Ba, składają na innowacyjność zamówienia niczym na beczkę wina czy wagon węgla lub cukru. Brzmi dziwnie? Przy bliższym spojrzeniu owszem, nie zaskakuje zatem, że to tak nie działa.

Zapominamy o prostej rzeczy. To nie jest tak, że jedynie człowiek rozwiązuje codzienne bytowe problemy. Czynią tak wszystkie organizmy żywe. By przetrwać w trudnych warunkach nieprzyjaznego środowiska, muszą kombinować, a tak naprawdę rekombinować, czyli mieszać się wzajemnie tak, by powstało coś nowego.

Prosta w górę

.Szybciej, dalej, wyżej, lepiej. Rekord za rekordem. Tak powstał mit życia na ciągłej wznoszącej. Jednak system dochodzi do granic wzrostu, przynajmniej w istniejących warunkach brzegowych.

Ekonomia oparta na permanentnym wzroście PKB opanowała świat, a co więcej poszukała uzasadnień w systemach przyrodniczych. Tymczasem wcale tak być nie musi.

Świetnie pisze o tym szwajcarski badacz Andreas Wagner, profesor biochemii na Uniwersytecie w Zurychu, w książce Life Finds a Way, z wiele mówiącym podtytułem What Evolution Teaches Us About Creativity (One World Book, London 2019). Nie jest naszym zamiarem dokładne omawianie treści książki, przyjrzymy się pewnym ogólnym i ważnym stwierdzeniom, które – mamy taką nadzieję – niczym ziarna zakiełkują w otwartych głowach.

Wagner odwołuje się do mało rozumianej, a jeszcze mniej rozwijanej koncepcji krajobrazów ewolucyjnych. W osobistym życiu zdarzają się nam chwile zawahań; gatunki w przyrodzie mają lepsze i gorsze chwile, nawet atom węgla może być w niestabilnym stanie. Jeśli będziemy wspinać się wyłącznie w jednym kierunku, ciągle i systematycznie, bez upadków, to naszym szczytem będzie jedynie niewielka górka, nigdy zaś nie zdobędziemy Korony Ziemi.

Ewolucyjne krajobrazy

.Przywołując w pamięci piękny landszafcik, często widzimy pasmo górskie z wieloma szczytami. Ta metafora dobrze oddaje, przynajmniej w zarysie, o co chodzi nie tylko w rozumieniu świata przyrody, ale także w innowacjach. To po prostu opis naszego świata. Każdy szczyt jest inny, niekoniecznie ten najwyższy jest najpiękniejszy, a że góry rzadko kiedy są płaskie, to ze szczytu można z łatwością spaść. Wagner nie przedstawia tego aż tak obrazowo. Zachowując daleko bardziej precyzyjny język, odwołuje się do przykładów z chemii, fizyki i biologii.

Czasem coś musi runąć, by powstało coś nowego. Czasem wręcz trzeba przejść przez piekło.

By powstał diament, to muszą się rozpaść inne struktury węgla, a by powstał nowy słonecznik, muszą opaść piękne żółte płatki rośliny. To burzy pewne schematy myślenia. Głównie te dotyczące linearnej wspinaczki na szczyt.

Niewielu chce przechodzić przez piekło upadku z wielkiej góry, ale gdy się jest w dolinie, to można odpocząć i się lepiej przygotować do nowej wspinaczki. I tak kolejny, kolejny i jeszcze kolejny raz. Na pocieszenie, co sugeruje także i Wagner, podpowiemy, że to właśnie w dolinach znajdują się knajpki z winem.

Kombinuj po lampce wina

.Po cóż wino? Pytanie dziwne co najmniej w kontekście innowacji. Za Horacym więc powtórzyć możemy: Forum dla trzeźwej tłuszczy, co się o grosz bije,/ Ale wam do poezji wara, wodopije!. Po winie świat bywa bardziej akceptowalny, horyzont piękniejszy, a dolina łatwiejsza do pokonania. I to wcale nie jest zachęta do nadmiernej konsumpcji napojów alkoholowych, ale raczej zachęta do tego, by czasem wyłączyć mózg z niepotrzebnej walki, wyścigów, i sugestia, by na świat spojrzeć nieco inaczej. Z uwzględnieniem współpracy z przedstawicielami innych dyscyplin, mieszania idei, z poczuciem humoru. Wtedy do głowy przychodzą najlepsze pomysły.

Odkrycie naukowe polega na tym, że widząc to, co wszyscy inni, dostrzega się to, czego nikt nie zauważył. To oklepane, często cytowane zdanie Alberta Szent-Györgyi, człowieka, który rozpracował strukturę witaminy C, niesie naprawdę wielkie przesłanie. Nieco w poprzek prostemu konkurencyjnemu modelowi współczesnej nauki. Wyścigi bywają wspaniałe i prowadzą do znakomitych rozwiązań, ale zdecydowanie nie są wszystkim. Ludzie nie powinni wyłącznie konkurować, muszą wiedzieć o tym, żeby się doskonalić. Można to robić w pojedynkę, spacerując na małe wzgórze, ale czasami trzeba współpracy grupowej, zwłaszcza gdy chcemy zdobyć najwyższy szczyt w czasie dotkliwej zimy.

Naszą naturę opisuje nie tylko prosta konkurencja, ale też pewien rodzaj współpracy. Niekoniecznie takiej współpracy, która jest permanentnym wsparciem i układem pracy zbiorowej, ale po prostu wymianą informacji. Właśnie wtedy dochodzi do rekombinacji, do mieszania pomysłów i idei. Przypomina to rekombinacje wirusów. Aktualnie właśnie to przerabiamy. Wirusy szybko mutują, zarażając różnych gospodarzy, i gdy w ich wnętrzu napotkają inne wirusy, muszą rekombinować, zmieniać się. Czynią to tak często i tak skutecznie, że sprawiają wrażenie zaprogramowanych specjalnie do tego w najnowocześniejszym laboratorium. Zwyczajnie są innowacyjne.

Konsekwencją tych zmian jest lepsze dostosowanie, a wręcz niejako przygotowanie się do ciągle pojawiających się nowych warunków. Większość wymiany informacji rekombinacji ma przypadkowy charakter, ba, być może nawet większość jest bez sensu, ale bywają takie pomysły, które prowadzą do absolutnie nowatorskich rozwiązań. To wtedy dokonuje się nieliniowy skok na wcześniej niedostrzegalne pozycje. To sens prawdziwej innowacji.

Polubić spontan

.Innowacji nie możemy zaprogramować, ale możemy stworzyć środowisko dla powstawania innowacji. Wiemy, że w gospodarce innowacyjności sprzyja wolność. W nauce – debatujemy. Czy to tylko swoboda poszukiwań akademickich, czy też możliwość szybkiej i nieustannej wymiany myśli z innymi osobami? W drugim sformułowaniu tkwi ziarno prawdy. Klasycznym przykładem innowacyjnego podejścia do powstawania idei jest amerykański Instytut Santa Fe, gdzie nad najróżniejszymi zagadnieniami, także tymi dotyczącymi nauki i biznesu, pracują fizycy (to od nich się zaczęło!), inżynierowie, psycholodzy, biolodzy, ekonomiści… i w zasadzie wszyscy, którym udało się choćby na chwilę przyjechać.

Jednak – uwaga! – rozwiązaniem nie jest kopiowanie i powstawanie na wielką skalę instytutów studiów zaawansowanych. Każdy kraj chce się pochwalić czymś podobnym. Problem w tym, że nie prowadzi się tam dogłębnych studiów, a już na pewno nie – zaawansowanych. Klasyczny przykład kultu cargo.

Czy możemy to zmienić, a jeśli tak, to w jaki sposób? Od samego początku, czyli od edukacji dzieci. Pozwólmy wzrastać dziecięcym fascynacjom, co oznacza także przyzwolenie na pewien nonkonformizm, rebelianctwo i ogólnie wolność bycia „osobnikiem problematycznym”. Nie chodzi o zabawę klockami Lego i stawianie domków z piasku, ale o jeszcze większe marnotrawstwo czasu. Psychologowie i kognitywiści mówią o prawie 40 sposobach zabawy. W przypadku Homo sapiens świetnie sprawdza się rozmawianie z przedstawicielami innych dziedzin, czasem bardzo odległych, z artystami, dziennikarzami, politykami, ale przede wszystkim z ludźmi realnie dotykającymi życia – rolnikami czy górnikami. To naprawdę pouczające. I nakręcające do działań.

Trzeba jeszcze być wyspanym

.Pozostaje troska o to, że po zabawnych chwilach zapomnimy o najważniejszych pomysłach. Trudno, może na chwilę tak, ale objawią się one wtedy, gdy będą najbardziej potrzebne. Choć mamy mnóstwo przykładów od wielkich wynalazców, od naukowców po artystów, to wielu nie chce ponosić takich kosztów.

Nawet trudno wyobrazić sobie agencje grantowe przyznające projekty na zabawę, wspólne chodzenie z lornetką po lesie czy też przesiadywanie w przydrożnych karczmach. Ale może to błąd?

Podobnie jest z zakresem zajęć na studiach, egzaminami i egzekwowaniem wiedzy. Testy prowadzą wszystkich na jedno małe wzgórze. Kto będzie chciał zdobyć Mount Everest, jeśli nikt go nie zobaczy? Słyszymy o odejściu od testowego sposobu sprawdzania wiedzy, a w zasadzie zdolności pamięci. Słyszymy, słyszymy, słyszymy. W rzeczywistości zaś liczba testów, standardów i sylabusów nieustannie się powiększa. Przestaje nawet dziwić, że już nikogo to nie dziwi. Prawdziwi innowatorzy po prostu wypną się na taki system. Pytanie, czy później będą chcieli finansować akademię.

Mamy szansę

.Rewolucje w innowacjach, takie największe, tym razem mogą mieć miejsce na peryferiach. Mamy więc szansę.

Robić coś tylko dobrze albo nawet doskonale to nie jest recepta na innowacje. Próbować, mylić się i ponownie próbować, kombinować, pozwolić myślom z różnych dziedzin zapładniać się. Wstawać po upadku, otrzepać się z kurzu wcześniejszych nieudanych prób i działać z podniesioną głową. To nie jest proste – ani psychologicznie, ani wizerunkowo.

Troszkę jak w ewolucji, za dużo mówimy o doborze naturalnym i płciowym, a za mało o dryfie genetycznym i przypadkowości. Dajmy się po prostu ponieść siłom przypadku. Innowacyjności nie da się zaprogramować – wbrew chęciom biurokratów. Życie radzi sobie bez odgórnych wytycznych i samo znajduje rozwiązania.

Piotr Tryjanowski
Martin Hromada

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 5 maja 2020